Wiadomo oczywiście, że w kwestii kosmetyków różnie bywa. To, co dla jednego może być hitem, dla drugiego może okazać się bublem totalnym. I odwrotnie... O moich ulubieńcach było na blogu całkiem niedawno (o tutaj), a dziś przyszła pora na przedstawienie sześciu kosmetyków, na których zawiodłam się najbardziej. Co mi podpadło, zaszkodziło, nic nie zrobiło, źle wyglądało albo uczuliło? Czego więcej nie kupię i co ponownie nie zawita już w moich progach? Zapraszam Was do lektury!
Zacznę może od kosmetyków kolorowych. Zdecydowanie największym zawodem w tej kategorii, był dla mnie Tusz do Rzęs Volume Million Lashes Waterproof, który nabyłam sobie drogą kupna przed wyjazdem w sierpniu na urlop do Chorwacji. Wiadomo, nie w każdej sytuacji noszę makijaż, ale np. na plażę lubię do filtra spf50 pomalować sobie same rzęsy. I cóż mnie spotkało... Wprawdzie tenże badziew mi nie zaszkodził, ale poza tym, że lekko przyczernił moje już i tak ciemne rzęsy, to nie robił z nimi dokumentnie nic. Nie podkręcał, nie wydłużał, nie pogrubiał, a jak lekko się spociłam, albo zrobiło się wilgotno, wszystko zaczęło się pięknie osypywać i byłam czarna aż po końcówkę nosa. Sorry, ale nie. W dodatku zmycie tego produktu to katorga, nawet dwufazą było ciężko... Użyłam go dwa razy i potem chodziłam na plażę już tylko z filtrem. To pierwszy tusz wodoodporny, który tak mnie załatwił w identycznych warunkach.
Kolejnym kosmetykiem, na którym niesamowicie się zawiodłam, to Baza Pod Cienie do Powiek Shadow Insurance Primer Too Faced. Jest to miniatura, którą dostałam w prezencie od Sephory, i chwała Bogu, że nie utopiłam w tym kosmetyku własnych pieniędzy. Jak już wiele razy wspominałam, ja zupełnie nie mam problemów z trwałością eyelinerów oraz cieni. A po jej użyciu nagle wszystko zaczęło się rozmazywać, blednąć i zbierać w załamaniu powieki, w dodatku sam kosmetyk miał dziwną konsystencję, która wygląda mniej więcej tak, jakby wytrącał się z niej olej. Cóż, może trafiłam na popsuty egzemplarz, trudno powiedzieć...
Zostając dalej w tematyce makijażu oczu, przejdźmy do kolejnego bubla - Style Liner Metallic nr 16 Golden Rose. I cóż mogę powiedzieć na jego temat... Niemiłosiernie rozmazuje się i odbija na powiece dosłownie w każdym towarzystwie (a jak już wspomniałam, żeby na moich oczach stało się coś takiego, muszę mieć naprawdę gówniany kosmetyk, bo u mnie zazwyczaj wszystko pięknie się trzyma). Niezależnie od bazy pod cienie, od cienia, od tego czy nałożę go solo... Zawsze pod koniec dnia mam odbite półkole na górnej powiece i wytartą jaskółkę. Dla mnie to niedopuszczalne! Co ciekawe, czarny kolor z tej serii jest naprawdę genialny i szczerze wszystkim go polecam.
Ostatnim kosmetykiem kolorowym, jest Water - Full Tint Missha. I fakt, trzeba mu przyznać, że jest trwały oraz trzyma się na ustach praktycznie cały dzień, nadając im ładny kolor różu. Ale jakim kosztem! Ja już po godzinie od jego użycia mam na ustach Saharę, a po noszeniu go cały dzień porobiły mi się na ustach ranki, które w dodatku koszmarnie źle się goiły, bo cały czas tkwił w nich ten różowy pigment :/ Generalnie więc, nie dość, że kosmetyk jest zły, to jeszcze zrobił mi krzywdę. To, co widzicie na zdjęciu, zużyła moja mama, której usta po użyciu tintu są jedynie wysuszone. Ją na szczęście ominęły przygody z leczeniem warg. A, aktualnie odpadła od niego również nakrętka... No cóż, nie polecam :P
Z kolei jeśli chodzi o produkty pielęgnacyjne, jednym z moich większych zawodów, jest Łagodzący Olejek do Demakijażu Vianek. Wiele po nim oczekiwałam, bo jest on chwalony praktycznie wszędzie i przez wszystkich, a mnie on totalnie nie pasuje :/ Po zmyciu "tapety" tymże kosmetykiem, jestem umazana na czarno niczym górnik z kopalni węgla świeżo po zmianie. W dodatku cudo to nie emulguje i ciężko domyć się z make - upu oraz tłuszczu, który po sobie pozostawia nawet podczas drugiego etapu demakijażu, więc zdarzało się, że musiałam używać jeszcze płynu micelarnego. Szalę goryczy przelał jednak fakt, iż opakowanie jest jakieś nieszczelne i z nasady pompki ciągle leje się kosmetyk, sprawiając iż wszystko dookoła ciągle paprze. Ja podziękuję, nie chcę mieć z nim już nic wspólnego...
Ostatnim już produktem, który w 2017 roku nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, jest Phyto Natural Total Essence koreańskiej marki Kicho. Dostałam go na evencie Hello Asia i generalnie jarałam się paczką od tejże marki chyba najbardziej ze wszystkiego co otrzymałyśmy. A potem zrobiłam największą głupotę świata. Czyli? Zabrałam sobie tą nową, nieprzetestowaną wcześniej esencję na wakacje! (całe szczęście rozum nie opuścił mnie całkowicie i spakowałam jeszcze krem nawilżający Skinfood). Po pierwszym zastosowaniu na policzku pojawiły mi się dwie czerwone gule, które koszmarnie swędziły. Szczerze? Najpierw pomyślałam, że ugryzł mnie pająk xD I stosowałam sobie ją nieświadomie dalej. Z dnia na dzień było coraz gorzej, ale dopiero gdy obsypało mi policzki oraz brodę, coś mnie tknęło, odstawiłam esencję Kicho, a także zrobiłam próbę uczuleniową na zgięciu łokcia (która swoją drogą nic nie wykazała). Po zaprzestaniu stosowania wszystko od razu zaczęło schodzić... Po kilku miesiącach od powrotu do domu, zrobiłam drugie podejście do niej, i od razu zaczęła mnie swędzić twarz, więc wszystko zmyłam. Dalszych testów się boję :P Ale podczas robienia zdjęć, zwędziła mi ją mama, twierdząc, że "ona spróbuje". No zobaczymy...
I to już wszystko, co zrobiło na mnie wyjątkowo negatywne wrażenie w 2017 roku. Oczywiście były też jakieś mniej spektakularne wtopki, ale nie na tyle, by warto o nich wspominać. Znacie może któryś z moich "anty hitów"? Miałyście styczność z którymś z nich? Na Was też zrobił aż tak złe wrażenie, czy może wręcz odwrotnie? Dajcie znać, bo jestem bardzo ciekawa, czy tylko u mnie te sześć produktów okazało się takimi wtopami ;)
Zostając dalej w tematyce makijażu oczu, przejdźmy do kolejnego bubla - Style Liner Metallic nr 16 Golden Rose. I cóż mogę powiedzieć na jego temat... Niemiłosiernie rozmazuje się i odbija na powiece dosłownie w każdym towarzystwie (a jak już wspomniałam, żeby na moich oczach stało się coś takiego, muszę mieć naprawdę gówniany kosmetyk, bo u mnie zazwyczaj wszystko pięknie się trzyma). Niezależnie od bazy pod cienie, od cienia, od tego czy nałożę go solo... Zawsze pod koniec dnia mam odbite półkole na górnej powiece i wytartą jaskółkę. Dla mnie to niedopuszczalne! Co ciekawe, czarny kolor z tej serii jest naprawdę genialny i szczerze wszystkim go polecam.
Ostatnim kosmetykiem kolorowym, jest Water - Full Tint Missha. I fakt, trzeba mu przyznać, że jest trwały oraz trzyma się na ustach praktycznie cały dzień, nadając im ładny kolor różu. Ale jakim kosztem! Ja już po godzinie od jego użycia mam na ustach Saharę, a po noszeniu go cały dzień porobiły mi się na ustach ranki, które w dodatku koszmarnie źle się goiły, bo cały czas tkwił w nich ten różowy pigment :/ Generalnie więc, nie dość, że kosmetyk jest zły, to jeszcze zrobił mi krzywdę. To, co widzicie na zdjęciu, zużyła moja mama, której usta po użyciu tintu są jedynie wysuszone. Ją na szczęście ominęły przygody z leczeniem warg. A, aktualnie odpadła od niego również nakrętka... No cóż, nie polecam :P
Z kolei jeśli chodzi o produkty pielęgnacyjne, jednym z moich większych zawodów, jest Łagodzący Olejek do Demakijażu Vianek. Wiele po nim oczekiwałam, bo jest on chwalony praktycznie wszędzie i przez wszystkich, a mnie on totalnie nie pasuje :/ Po zmyciu "tapety" tymże kosmetykiem, jestem umazana na czarno niczym górnik z kopalni węgla świeżo po zmianie. W dodatku cudo to nie emulguje i ciężko domyć się z make - upu oraz tłuszczu, który po sobie pozostawia nawet podczas drugiego etapu demakijażu, więc zdarzało się, że musiałam używać jeszcze płynu micelarnego. Szalę goryczy przelał jednak fakt, iż opakowanie jest jakieś nieszczelne i z nasady pompki ciągle leje się kosmetyk, sprawiając iż wszystko dookoła ciągle paprze. Ja podziękuję, nie chcę mieć z nim już nic wspólnego...
Ostatnim już produktem, który w 2017 roku nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, jest Phyto Natural Total Essence koreańskiej marki Kicho. Dostałam go na evencie Hello Asia i generalnie jarałam się paczką od tejże marki chyba najbardziej ze wszystkiego co otrzymałyśmy. A potem zrobiłam największą głupotę świata. Czyli? Zabrałam sobie tą nową, nieprzetestowaną wcześniej esencję na wakacje! (całe szczęście rozum nie opuścił mnie całkowicie i spakowałam jeszcze krem nawilżający Skinfood). Po pierwszym zastosowaniu na policzku pojawiły mi się dwie czerwone gule, które koszmarnie swędziły. Szczerze? Najpierw pomyślałam, że ugryzł mnie pająk xD I stosowałam sobie ją nieświadomie dalej. Z dnia na dzień było coraz gorzej, ale dopiero gdy obsypało mi policzki oraz brodę, coś mnie tknęło, odstawiłam esencję Kicho, a także zrobiłam próbę uczuleniową na zgięciu łokcia (która swoją drogą nic nie wykazała). Po zaprzestaniu stosowania wszystko od razu zaczęło schodzić... Po kilku miesiącach od powrotu do domu, zrobiłam drugie podejście do niej, i od razu zaczęła mnie swędzić twarz, więc wszystko zmyłam. Dalszych testów się boję :P Ale podczas robienia zdjęć, zwędziła mi ją mama, twierdząc, że "ona spróbuje". No zobaczymy...
I to już wszystko, co zrobiło na mnie wyjątkowo negatywne wrażenie w 2017 roku. Oczywiście były też jakieś mniej spektakularne wtopki, ale nie na tyle, by warto o nich wspominać. Znacie może któryś z moich "anty hitów"? Miałyście styczność z którymś z nich? Na Was też zrobił aż tak złe wrażenie, czy może wręcz odwrotnie? Dajcie znać, bo jestem bardzo ciekawa, czy tylko u mnie te sześć produktów okazało się takimi wtopami ;)
Też tak mam z jednym tonikiem - strasznie mnie uczula i powoduje, że skóra wygląda koszmarnie! Co do olejku do demakijażu, to bez emulgatora niczego się nie chytam :)
OdpowiedzUsuńJa chyba też już nie wezmę nic bez emulgatora, mimo iż jeszcze jeden taki olejek mam w zapasach :/ A jaki to tonik, tak z ciekawości?
UsuńO kurcze nie spodziewałam się, że wypatrzę tutaj olejek nad którym bardzo długo się zastanawiałam, ostatecznie zrezygnowałam bo obawiałam się zapychania ;p
OdpowiedzUsuńJa też się nie spodziewałam :( Miał być taki cudowny, a u mnie jest naprawdę do niczego :/
UsuńNa szczęście nie miałam żadnego z tych produktów :D
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie należy się cieszyć :)
UsuńNie znam żadnego bubla który został tu opisany.
OdpowiedzUsuńTo lepiej ;)
UsuńŻadnego z nich nie używałam i w sumie nawet nie przyszłoby mi do głowy żeby po nie sięgać:D Jedynie tusz kiedyś miałam, ale to sto lat temu, więc podejrzewam, że formuła się zmieniła.
OdpowiedzUsuńGusta są różne, i potrzeby też, wiadomo ;) choć w tym przypadku, to raczej się ciesz, że nic nie używałaś :) a tej esencji Kicho nie wygrałaś u Pat? ;)
UsuńZaiste, ale tą markę wytypowałam akurat jako nierokującą u mnie, więc dałam siostrze i koleżankom. Ja wróżę z opakowań tzn. patrzę i już wiem co raczej się u mnie nie sprawdzi:D Dlatego statystycznie rzadko u mnie jakiś mega niewypał.
UsuńTy otwórz szkołę wróżbiarstwa i jasnowidzenia, mówię Ci :D Weź zapytaj nową właścicielkę, czy jej to nie "uszkodziło" jak masz możliwość :) Bardzo jestem ciekawa... Dziś użyła mama i na razie cicho :P
UsuńNo zobacz a azjatyckie tinty miały być ponoć "takie wspaniałe". Nie pamiętam żebym się spotkała z tak negatywnymi doznaniami.
OdpowiedzUsuńI niektóre są fajne (teraz mam taki z Etude House), ale ten to koszmarny bubel :/
UsuńNic nie znam, ale miałam kupować ten olejek Vianek, gdy wykończę swój Nacomi, a teraz sama nie wiem, czy to dobra decyzja. Chyba sięgnę jednak po coś innego :)
OdpowiedzUsuńMoże lepiej, ja z tego jestem bardzo niezadowolona... :/
UsuńInsurance Primer Too Faced to akurat lubię i używam od lat :) Chyba że coś z formułą zamieszali bo ja swoją tubkę juz kończę :)
OdpowiedzUsuńAlbo moja jest jakaś popsuta, kto wie... Olej się z niej oddziela, nie działa, sama nie wiem :/
UsuńCzasem bywało tak że ta warstwa oleista pojawiała się przy wyciskaniu (pewnie dodana by produkt nie wysychał;) ale to nie wpływało u mnie na jakość produktu i jego działanie :)
UsuńTo już sama nie wiem, ale naprawdę ona wgl nie dogaduje się z moją skórą ;)
UsuńA ja bardzo lubię ten olejek z Vianka :D ale w sumie u kilku osób czytałam, że nie sprawdza się dobrze.
OdpowiedzUsuńNo to miło, że na Tobie zrobił lepsze wrażenie :) Ja go nie pokochałam niestety ;)
UsuńTa baza mnie interesowała, ale chyba odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńU mnie lepiej sprawdza się Hean za dyszkę xD
UsuńSzkoda, że się nie sprawdziły :(
OdpowiedzUsuńAno smuteczek :(
UsuńU mnie ten olejek z Vianka sprawdza się świetnie :)
OdpowiedzUsuńU mnie zupełnie się nie sprawdził, ale cieszę się, że Ty się nie zawiodłaś :)
Usuńdla mnie ten olejek do demakijażu z vianka jest super :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że to będzie kontrowersyjny punkt :) kupiłam go właśnie dlatego, że wiele osób go chwali ;)
UsuńDo zmywania uporczywego tuszu polecam olej kokosowy i radzę się nie malować na plażę przy 30 °C to zawsze zle wrozy.
OdpowiedzUsuńUmalowałam tylko rzęsy, zawsze tak robię, a ten tusz jako pierwszy "wymiękł" ;)
UsuńNa szczęście nie znam żadnego produktu i coś czuję, że tak pozostanie ;)
OdpowiedzUsuńChyba będzie najlepiej :D
UsuńTwoich produktów nie miałam, ale u mnie też tusz VML - co prawda So Cuture - bardzo ciężko się zmywał! Efekt na rzęsach bardzo lubiłam, ale to zmywanie - masakra!
OdpowiedzUsuńJa teraz mam so couture i fakt, zmywa się go źle, ale przynajmniej efekt jest tego wart... A ten ma chyba same wady xD
UsuńA ja bardzo lubię ten olejek. Wolę te naturalne niż te z emulgatorem po którym mam wrażenie tępej twarzy. Zmywam go mydełkiem aleppo i taki zestaw sprawdza mi się świetnie 😀
OdpowiedzUsuńTen tusz u mnie też źle się spisywał, już do niego nie wrócę...
OdpowiedzUsuńMały koszmarek :/
UsuńOmijam marke Vianek i jakiekolwiek tusze wodoodporne. Szkoda ze ten eyeliner GR taka lipa, ja mialam dwa jego kolory i b.je lubilam :)
OdpowiedzUsuńJa mam z tej serii jeszcze czerń i jestem z niej naprawdę zadowolona! :) Pewnie wszystko zależy od odcienia...
UsuńNic nie miałam i po Twoich opiniach chyba się nie skuszę :) Szkoda, że tusz nic nie zrobił. No i Vianek... :(
OdpowiedzUsuńU mnie ten olejek z Vianek bardzo dobrze się sprawdzał. Szkoda, że nie u Ciebie
OdpowiedzUsuńOd kilku dni używam ten olejek i jakoś no sama nie wiem - na pewno się w nim jeszcze nie zakochałąm ;/
OdpowiedzUsuńJa się w nim nie zakocham już nigdy :D
Usuńa to dziwne z tym olejkiem Vianka, u mnie sprawdza się super, wprawdzie muszę nanosić dwie porcje i powtarzać czynność, ale jest ok :D
OdpowiedzUsuńahhh dobrze, że nie miałam styczności z żadnym z powyżej wymienionych ... Będę omijać !
OdpowiedzUsuńo kurde a chciałam kupić ten olejek - strasznie skrajne opinie widnieją w internetach.
OdpowiedzUsuńNo nie gadaj z tym olejkiem... mam dwie butle w zapasach.. :(
OdpowiedzUsuńMoże akurat u Ciebie się sprawdzi? Niektóre Dziewczyny tu go chwalą ;)
UsuńBazę z Too Faced bardzo lubię i na moich tłustych powiekach sprawuje się świetnie. Cienie trzyma cały dzień bez rozmawazywania.
OdpowiedzUsuńTo może moja faktycznie jest jakaś popsuta... :/
UsuńBaza Too Faced to u mnie podstawa makijażu oka niemal każdego dnia. Mam już drugie opakowanie które właśnie kończę - u mnie świetnie się sprawdza. Może rzeczywiście Twoja jest przeterminowana,,,,? U mnie produkt ma jednolitą konsystencję.
OdpowiedzUsuńCiężko stwierdzić, bo to miniaturka i w sumie nic na niej nie ma, ale podejrzewam po komentarzach tutaj, że coś z nią wybitnie nie tak :/
UsuńNie znma nic choć znam fioletowy tusz z Loreal i dupy nie urywa ;D
OdpowiedzUsuńŻadnego z tych produktów nie miałam, ale to dobrze :)
OdpowiedzUsuńUff na szczescie zadnego z tych gagatkow nie mialan, ale przerazily mnie ranki na Twoich ustach O.o
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie posty! Warto wiedzieć przed kupnem czego zastanowić się dwa razy ;)
OdpowiedzUsuńMialam ten tusz do rzes, jak i inne z tej serii. Jeszcze rzaden sie u mnie nie sprawdzil! :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie miałam żadnego z tych kosmetyków i w przyszłości na pewno nie popatrzę w ich stronę :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie miałam żadnych z tych kosmetyków.
OdpowiedzUsuńNiestety znam aż za dobrze tusz VML, który również u mnie był bublem i nawet pokazywałam ten tragiczny efekt na rzęsach. Żadnego innego nie miałam, choć byłaby szansa, że kupiłabym Vianka, ale już podziękuję :) Najbardziej rozbawił mnie fragment z pająkiem :D
OdpowiedzUsuńNic nie miałam
OdpowiedzUsuńA u mnie baza pod cienie z Too Faced sprawdza się genialnie!
OdpowiedzUsuńBaza z Too Faced to zdecydowanie bubel, też ją miałam i była tragedia :P
OdpowiedzUsuńZdziwiałam się tym viankiem bo zwykle dziewczyny chcwalą ich produkty :o . Buziaki Kochana :*
OdpowiedzUsuńSzkoda, że ta esencja tak na Ciebie działa. Ja tak miałam z jedną z maseczek od Holika holika ;)
OdpowiedzUsuńNie znam żadnego z twoich bubli, choć przyznam, że nad bazą TooFaced i olejkiem z Vianka (po zachwytach) zastanawiałam się. ;)
OdpowiedzUsuńMam tę bazę do powiek z Too Faced, ale u mnie sprawdza się ok :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że baza się tak kiepsko sprawdzi ;)
OdpowiedzUsuńBazę Shadow Insurance uwielbiam i u mnie sprawdza się wręcz wyśmienicie. Na olejekiem z Vianka cały czas się zastanawiam :)
OdpowiedzUsuńMiałam ten tusz i powiem tak - aż takiej tragedii nie przeżywałam, ale zachwytów też nie wzbudził. Swoją drogą musiałaś mieć bardzo "ciekawy" wyjazd :D
OdpowiedzUsuńJa również problem z wytrącaniem się oleju w bazie Shadow Insurance w dwóch różnych opakowaniach, wiec to nie mogla być kwestia wadliwego egzemplarza. Może taka jest jej formuła, ale mi to trochę przeszkadzało. Baza jest jednak świetna pod względem utrzymywania cieni na powiece, wymaga jedynie odrobinę czasu, by zastygła i przypudrowania :)
OdpowiedzUsuńNa ten olejek z Vianka to sporo osób narzeka. A na ten eyeliner z GR podczas ostatnich zakupów, pani na stoisku próbowała mnie namówić, ale stwierdziłam, że najpierw zrobię "słoczyk". Przeglądałam w tym czasie nowości, więc kilka-kilkanaście minut minęło, dotykam palcem, bardzo delikatnie, a tu cały "słoczyk" rozmazał się w plamę, a po chwili i ona prawie zanikła. O takich rzeczy to ja nie lubię!
OdpowiedzUsuń