Jakiś czas temu, pisałam Wam o kremie
Hanyul Pure Artemisia Watery Calming Cream, który oparty był na ekstraktach z bylicy. Cała linia ma za zadanie odświeżać, nawilżać, chronić naszą skórę przed czynnikami zewnętrznymi, oczyszczać i działać przeciwzapalnie. Krem sprawdził się u mnie tak dobrze już na samym początku stosowania, że zaraz zapragnęłam więcej i zaczęłam przeglądać całą dostępną ofertę tejże marki na
Jolse.
Postawiłam wtedy wypróbować także Hanyul Pure Artemisia Fresh Calming Water oraz Hanyul Watery Calming Fluid, czyli mgiełkę łagodzącą i lekką emulsję, ale nie omieszkam przetestować także czarnej linii, która już grzecznie czeka na mnie w szufladzie. Swoją drogą, Hanyul to również marka koncernu Amore Pacific, oraz tak jak Sulwhasoo czerpiąca siły sprawcze z koreańskich ziół, ale jest tańsza, ma bardziej nowoczesne opakowania i została skierowana stricte do Millenialsów :)
Hanyul Pure Artemisia Fresh Calming Water to kojący i nawilżający produkt, którego możemy używać zarówno na początkowym etapie pielęgnacji oraz na makijaż. Umieszczono ją w plastikowej, ale bardzo eleganckiej, matowej butelce, zawierającej 150ml płynu. Całość jest lekka i poręczna, bez problemu można zabrać ją ze sobą bez obaw, że się zniszczy. Ja stosowałam ją zarówno po myciu twarzy, jak i w ciągu dnia, także na makeup. Wyszło na to, że chyba jestem od niej uzależniona :D Atomizer jest zachwalany jako perfekcyjny już przez producenta i wiecie co? Faktycznie jest genialny. Z butelki wylatuje piękna, delikatna mgiełka, o wspaniałym, zielonym zapachu, który przypomina mi kosmetyki Huxley albo wizytę w dobrze zaopatrzonej kwiaciarni.
Co jednak z działaniem? Stosowana na gołą skórę faktycznie koi ją po myciu całkiem dobrze. Muszę z czystym sumieniem przyznać, że stosowana w ciągu dnia lub na wieczór faktycznie niweluje uczucie ściągnięcia, a skóra staje się gładsza, ładniejsza i sprawia wrażenie lekko nawilżonej. Po spryskaniu twarzy Hanyul Pure Artemisia Fresh Calming Water dużo szybciej wchłaniają się wszystkie inne kosmetyki oraz świetnie niweluje ona uczucie kleistości nakładanych potem warstw. Stosowana solo, wchłania się do całkowitego matu, nawet jeśli spryskamy się naprawdę hojnie :D Z kolei jeśli zastosujemy ją na makijaż, pięknie niweluje jego pudrowość oraz uczucie ściągnięcia, bez żadnej demolki :) Ja szczerze polubiłam ją za nawilżenie, ukojenie oraz możliwość stosowania nawet na makijaż i żałuję, że mam jej już końcówkę. Wrócę do niej z pewnością, tylko latem :) Koszt? 26$, ale da się upolować ją taniej (no nie będę ukrywać, że jej sporą wadą jest cena :/).
Hanyul Watery Calming Fluid jako jedyny z serii dla odmiany został umieszczony w szklanym, ciężkim opakowaniu z pompką, co do której również nie mam żadnych zarzutów. Zawiera ono 125ml kosmetyku, a jedyną rzeczą, do której można się przyczepić jest fakt, że jedynie pod światło widać, ile jeszcze kosmetyku zostało wewnątrz opakowania. W środku buteleczki znajduje się biała, lekka emulsja, pachnąca jak cała seria Pure Artemisia, pomimo iż zwiera dodatkowy składnik kojący - wilczomlecz. Kosmetyk ten gładko sunie po skórze, nie spływa z palców i świetnie współpracuje z różnego rodzaju tonikami oraz kremami. Jeśli nałożymy emulsję solo, wchłonie się ona do matu. Bez klejenia i bez pozostawiania jakiejkolwiek warstwy, ale mimo wszystko - takiego stosowania nie polecam, gdyż od razu po nałożeniu na twarz czuć, że stworzono ją "do towarzystwa" i wilgoć, którą wraz z nią otrzymujemy, należałoby czymś "zabezpieczyć" (najlepiej kremem oczywiście ;)). Co ważne - kosmetyk ten pięknie współpracuje z makijażem.
Jak zatem Hanyul Watery Calming Fluid się u mnie spisuje? Przede wszystkim, jestem pod wrażeniem ile może on zdziałać pod względem nawilżenia i nawodnienia cery jeśli nałożymy go pod krem. Dzięki tej emulsji, skóra staje się sprężysta, gładka, jędrna i aż bije od niej świeży, młodzieńczy blask. Dodatkowo, faktycznie dobrze koi zaczerwienienia, a skóra podczas jej stosowania szybko się regeneruje. Nie miałam też w trakcie przygody z tym fluidem "akcji zaskórnikowych". No i co ciekawe - krem zużyłam, mgiełka dogorywa, a ta emulsja jest naprawdę hiperwydajna! I świetnie, bo także wyjątkowo mi odpowiada :D Jej cena regularna to również 26$. I jeśli miałybyście wybierać między mgiełką a emulsją - bierzcie to drugie ;)
Ogólnie rzecz biorąc, linia Pure Artemisia Spisała się u mnie na medal i z chęcią bez zastanowienia wróciłabym do każdego z tych kosmetyków w przyszłości :) A Wy znacie tę linię? Albo chociaż markę Hanyul? A może narobiłam Wam ochoty na przetestowanie jej? Koniecznie dajcie znać!
P.S. Zostawiam Wam też link do recenzji kremu z tej serii - również warto zajrzeć -
klik