sobota, 31 sierpnia 2019

BHA Blackhead Power Liquid Cosrx, czyli witamy kwasy w pielęgnacji

Dość długo miałam obawy przed wprowadzeniem kwasów do swojej pielęgnacji. Zmieniłam jednak zdanie, gdy w wiosną nawiedził mnie kolejny wysyp zaskórników różnej maści, będących cudownym skutkiem ubocznym zażywanych leków (morfologię pierwszy raz od 10 lat mam w normie, ale twarz na tym ucierpiała xD). Moje zmiany, zlokalizowane były głównie na linii żuchwy oraz włosów. Aby nie zaczynać nowej przygody zbyt inwazyjnie, postawiłam na produkt Cosrx, o nazwie BHA Blackhead Power Liquid. (wcześniej jako pierwszy kupiłam sobie płyn z kwasem migdałowym Pharmaceris, ale wypaprałam go w 2 tygodnie :P). Co dobrego zrobił on dla mojej cery? Czy warto było po niego sięgnąć? Same zobaczcie :)
BHA Blackhead Power Liquid Cosrx
Dziś zacznę może od tego, co na temat BHA Blackhead Power Liquid Cosrx mówi producent :) Według niego kosmetyk, ma nam zapewnić dogłębne oczyszczenie porów, złuszczenie martwego naskórka, regulację wydzielania sebum, rozświetlenie, a dodatkowo wspomóc walkę z zaskórnikami oraz zapobiegać ich wysypowi. Brzmi dobrze :) A co produkt ten zawiera? Ano wyciąg z kory wierzby białej, który działa ściągająco, przeciwzapalnie i antyoksydacyjnie, a także tonizuje, odżywia oraz koi. Zawiera on także salicynę, z której wytwarzany jest kwas salicylowy. Poza tym, znajdziemy w nim również betainę (nawilża i poprawia elastyczność), argininę oraz kwas hialuronowy. Ja używałam BHA Blackhead Power Liquid Cosrx  przez całe lato, ale pamiętajcie, o zabezpieczeniu przed promieniami słonecznymi, bo stosowanie go bez filtrów, grozi przebarwieniami :) Gdy już wiemy z czym to się je, pora przejść do kwestii technicznych. Płyn ten, zapakowany jest w prostą butelkę z matowego plastiku, mającą na sobie jedynie prosty nadruk z logo firmy oraz nazwą kosmetyku. Według mnie jest minimalistycznie, ale estetycznie i porządnie. Pompka działa bez zarzutu, a całość nie niszczy się, mimo tego że zwiedziła ze mną niejedno miejsce. Wewnątrz znajduje się 100ml produktu, ważnego 12 miesięcy od pierwszego otwarcia :)
BHA Blackhead Power Liquid Cosrx
Wewnątrz opakowania, znajduje się przezroczysty, bezzapachowy płyn, przypominający mi coś pomiędzy wodą a olejkiem :D Po nałożeniu na twarz (ja używam paluszków, ale trzeba się spieszyć przy nakładaniu, bo trochę z nich spływa), nie pozostawia on po sobie żadnego filmu, a jedynie lekkie uczucie wygładzenia. Czuć go potem naprawdę bardzo delikatnie i absolutnie nie powoduje to żadnego dyskomfortu. BHA Blackhead Power Liquid Cosrx zawiera w sobie kwas, ale u mnie nie powodował on pieczenia ani szczypania, jeśli na twarzy nie miałam żadnych otwartych ranek. Za to mój mąż odmówił stosowania płynu, bo stwierdził, że piecze :P Produkt nakładałam codziennie na noc, pod krem Sulwhasoo z poprzedniej recenzji.
Jak zatem BHA Blackhead Power Liquid Cosrx spisał się u mnie? Przede wszystkim nie spowodował żadnego widocznego łuszczenia, ani wysypu za co warto przyznać mu ogromny plus :) Mimo to, nie mogę odmówić temu produktowi skuteczności ;) W trakcie jego stosowania, moja cera stała się ładnie nawilżona, oraz rozświetlona (to dobre słowo, bo przebarwień ani piegów nie rozjaśnił) a pory oczyszczone. Zaskórniki otwarte zniknęły całkowicie i przestały pojawiać się nowe, a te zamknięte udało mu się usunąć częściowo, ale jak sama nazwa wskazuje - nie taka była jego rola. Moja twarz jest dzięki niemu widocznie gładsza i po prostu dużo ładniejsza. A z końcówką zaskórników zamkniętych, walczę aktualnie z pomocą Cosrx AHA 7 Whitehead Power Liquid.
Podsumowując, ja jestem bardzo zadowolona z efektu, jaki udało mi się osiągnąć dzięki stosowaniu BHA Blackhead Power Liquid Cosrx. Jego cena na Jolse wynosi niecałe 18$, ale przy tej wydajności oraz skuteczności zdecydowanie polecam :) Zwłaszcza jeśli macie podobny problem i wrażliwą cerę. Ja po kilku miesiącach stosowania w końcu czuję się lepiej ze swoją twarzą :D Trzymajcie kciuki, żeby tak zostało :)
A Wy macie tego typu problemy? Znacie markę Cosrx? Stosowałyście już ich produkty? A może znacie BHA Blackhead Power Liquid Cosrx? Dajcie koniecznie znać! ;)

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Sulwhasoo Essential Firming Cream EX, czyli kolejna gra o twarz :P

Moja cera od ponad roku szaleje, obierając coraz to nowe kierunki, sprawiając iż ja muszę na bieżąco dostosowywać się do aktualnej sytuacji (chyba warto wspomnieć, że nie jest to wina złej pielęgnacji, tylko objawy choroby i skutki uboczne leków, które biorę, bo wtedy ten cyrk się zaczął) A to grudki na policzkach oraz czole, a to rumień, a to zmarszczki... Do tego należy dodać jeszcze fakt, iż moja skóra jest cienka i łatwo ją odwodnić  Udało mi się tego dokonać podczas stosowania kwasu migdałowego, a że wtedy w ręce wpadła mi akurat miniatura Sulwhasoo Essential Firming Cream EX i wydała mi się zachęcająca, postanowiłam zamówić na Jolse pełnowymiarowe opakowanie. Jak spisało się na dłuższą metę? Same zobaczcie!
Sulwhasoo Essential Firming Cream EX
Samo opakowanie nie jest za bardzo w moim guście, ale widać po nim, że to kosmetyk marki premium. Czuć w dłoni jego ciężar, jakość każdego materiału i dokładne wykonanie. Białopomarańczowy słoiczek zawiera aż 75ml produktu (choć naprawdę nie wygląda!), który jest ważny 12 miesięcy od otwarcia. Wewnątrz opakowania, znajduje się biały, stosunkowo gęsty krem. Stosowany na serum nawilżające lub tonik z kwasami, gładko sunie po skórze i nie spływa z palców, generalnie świetnie współpracując ze wszystkimi produktami, które w międzyczasie stosowałam. Nie liczcie jednak na to, że ów kosmetyk wchłonie się na Waszej twarzy do matu ;) Pozostawia on po sobie delikatny film, ale na całe szczęście nie jest on klejący ani powodujący jakikolwiek dyskomfort.
Sulwhasoo Essential Firming Cream EX
Bardzo ciekawą rzeczą w tym produkcie jest zapach - świeży, mocno ziołowy, dość męski, ale jednocześnie nie narzucający się. Mnie bardzo się on podoba, ale znam osoby, które nie są w stanie go znieść, więc polecam na początek zakup próbek lub miniatury. Sulwhasoo Essential Firming Cream EX zdarzało mi się stosować pod bazę pod makijaż lub krem BB. Z każdym współpracował bez zarzutu, a makeup pięknie się na nim trzymał.
Sulwhasoo Essential Firming Cream EX
Jakie obietnice składa nam wobec Sulwhasoo Essential Firming Cream EX producent? Krem ten ma za zadanie ujędrnić, odżywić oraz ogólnie poprawić wygląd naszej skóry. Generalnie nic specjalnego ;) A co umieszczono wewnątrz? Sulwhasoo opracowało JISUN Firming Complex ™, czyli specjalny koktajl z jagód goji, czarnej fasoli oraz maranty, która jest w sumie także rośliną doniczkową :P Przejdźmy jednak do konkretów i podsumujmy jakie efekty zauważyłam po jego zużyciu. Na pewno cera podczas użytkowania jest bardziej jędrna i moje mocno widoczne ostatnio zmarszczki na czole są w odwrocie. Skóra stała się gładka, rozświetlona, przebarwienia są mniej widoczne, rumień wyciszony, a wszystkie ranki goiły się dużo szybciej niż zazwyczaj. Dodatkowo nie narzekam już na ściągnięcie, łuszczenie oraz odwodnienie. Co ważne - nie przysporzył mi on żadnych problemów w postaci zaskórników lub pryszczy ;) Za to również wielki plus.
Sulwhasoo Essential Firming Cream EX
Podsumowując: generalnie Sulwhasoo Essential Firming Cream EX jak i cała mnie seria zachwyciły. Krem, tonik, serum i wiele innych produktów świetnie się u mnie sprawdziło, o czym najlepiej świadczy fakt, iż już leci do mnie kolejny zestaw miniatur (one wychodzą najkorzystniej cenowo). Za pełnowymiarowy produkt musimy zapłacić około 70$, ale myślę że ze względu na jego pojemność i genialne działanie - warto. Dodam też, że moja mama również została jego fanką :)
A Wy znacie Sulwhasoo Essential Firming Cream EX? Albo może chociaż o nim słyszałyście? Dajcie koniecznie znać! Jakiego kremu do twarzy aktualnie używacie? 

wtorek, 20 sierpnia 2019

NOU Bergamot, czyli o perfumach nieoczywistych

Wspominałam już kilka razy, że z perfumami bywa u mnie bardzo różnie. Przez lata miałam z nimi wyjątkowo trudną relację i ze względu na ciągłe migreny nie używałam ich wcale, a gdy do świata zapachów wróciłam, okazało się, że mój gust okazał się stosunkowo specyficzny. Tak jak pisałam w recenzji NOU Jasmin, moja rodzina określa należące do mnie perfumy jako "męskie", "zwracające na siebie uwagę" oraz "dziwne". I do tego towarzystwa NOU Bergamot zdecydowanie pasuje dużo lepiej niż wersja Jasmin :) Czas więc na jej recenzję ;)
nou bergamot woda toaletowa
Woda perfumowana NOU Bergamot także pochodzi z serii NOU Flowers, inspirowanej sześcioma różnymi, kwiatowymi ogrodami. Cóż to takiego ta bergamotka? Po prostu gorzka pomarańcza, która jest składnikiem wielu kultowych i klasycznych receptur :) W ramach ciekawostki dodam, że bergamotka wykorzystywana jest także do aromatyzowania herbaty Earl Grey ;) A jak producent opisuje swój twór? Same przeczytajcie: "Właśnie wkraczasz do ogrodu NOU Bergamot. Spacer rozpoczyna się od zapachów cytryny, bergamoty i kardamonu, ale po chwili wyczujesz również świeżość przed chwilą zerwanych z gałązki zielonych liści. Zamarzy ci się filiżanka orzeźwiającego napoju i wtedy, nieoczekiwanie, pojawią się zapachy jaśminu, zielonej herbaty, irysa oraz lilii. Dreszcz emocji popchnie cię tajemniczą alejką w głąb ogrodu. W jednym z najpiękniejszych zakamarków zielonego buszu odkryjesz drzewo cedrowe, wokół którego tańczą nuty piżma." W nutach głowy producent deklaruje więc obecność cytryny, bergamoty, kardamonu i zielonych liści, nuty serca grają jaśmin, zielona herbata, irys oraz lilia a pobrzmiewające na końcu nuty bazy to piżmo i drzewo cedrowe.
nou bergamot woda toaletowa
Opakowanie perfum NOU Bergamot zwraca na siebie uwagę na półce. Tak jak we wszystkich zapachach z tej serii, jest czarne, klimatyczne, z roślinną grafiką. Po wyjęciu flakonu z kartonika, naszym oczom ukazuje się prosta, ale elegancka buteleczka z naklejką. Sama etykietka przyklejona do szkła jest dobrej jakości, ale według mnie, bardziej elegancko wyglądałaby ona z grawerem. Mam wrażenie, że odrobinę przyoszczędzono również korku, który wykonano z plastiku, ale za to należy pochwalić najważniejsze - atomizer! Daje on bardzo ładną, średniej wielkości chmurę i naprawdę dobrze się spisuje, wydobywając z zewnątrz piękną mgiełkę. Zaraz po rozpyleniu, ja czuję w tym zapachu gorzko-kwaśne, może odrobinę męskie i stosunkowo ostre dla nosa cytrusowe nuty. Jest nietypowo, czyli jest dobrze. Po  około godzinie, do głosu dochodzi odrobina damskiej słodyczy w postaci kwiatów (wydaje mi się, że najbardziej czuć irys), ale główne akordy nadal grają owoce cytrusowe oraz zielona herbata. Na samym końcu zaś, faktycznie zaczynają pobrzmiewać ciepłe nuty charakterystyczne dla piżma i cedru, ale nadal są one okraszone bergamotową goryczką. Pod względem trwałości jest to aromat naprawdę przyzwoity, wszak czuć go na mojej skórze przez mniej więcej 7-8 godzin. Około 2-3 godziny projekcja zapachu jest typowo przeciętna (czyli na odległość ramion), a przez kolejne 5 godzin - bliskoskórna (czuć go, gdy ktoś np. się nad nami pochyli, my sami już nie za bardzo).
nou bergamot woda toaletowa
Zapach Nou Bergamot, określiłabym jako bardzo świeży, gorzkawy, mocno cytrusowy i absolutnie nie nadający się dla każdej z pań oraz na prezent. Szablonowo zapach ten pasuje raczej do pory letniej oraz wiosennej, ale jeśli o to chodzi, ja bywam przewrotna i czasami w ciepłe pory roku wybieram aromaty ciężkie, a zimą "mrożę" dodatkowo aurę zimnymi, orzeźwiającymi świeżakami.  Jeśli chodzi on Wam po głowie, poszukajcie w Rossmannach testera, by zobaczyć czy coś, co prawie można by nazwać unisexem, będzie Wam się dobrze "nosić". W ramach ciekawostki dodam, że NOU Bergamot przypomina mi Hermes Un Jardin Sur le Nil. I nawet nie chodzi tu o nuty zapachowe, wszak jedyny wspólny punkt w tych kompozycjach to irys, ale o klimat, jaki oba te aromaty tworzą. Jaka jest więc ich cena? Płacąc 69.90 za 50ml zapachu otrzymujemy w zamian naprawdę dobrą jakość oraz dodatkowo wspieramy rodzimy rynek.
A czy Wy znacie zapachy marki Nou? A może kojarzycie serię Flowers lub narobiłam Wam ochoty na przyjrzenie się jej bliżej? Dajcie koniecznie znać!

wtorek, 13 sierpnia 2019

Nowości lipca, czyli nadrabiamy zaległości

Przez mój urlop, lekkie zawirowania, malutki "niedoczas", zmiany w umeblowaniu mieszkania i aktualne przeziębienie, mam na blogu lekkie "tyły". Zastanawiałam się nawet, czy jeszcze ten post publikować, ale w ankiecie na moim instagramie, wszystkie orzekłyście, że mimo tego że właściwie już niemal połowa sierpnia, chcecie moje nowości zobaczyć :) No więc oglądajmy! :D
maszynki gilette
Czy ktoś pamięta jeszcze czerwcową promocję w Rossmannie, kiedy to można było nabyć sporo taniej między innymi maszynki do golenia? Zaopatrzyłam się wtedy w klasyczne Gilette Venus oraz wkłady do niej, a także rączkę i wkłady do Gilette Venus Swirl, która ma aż 5 ostrzy oraz śmieszną metalową kulkę, pomagającą w dopasowaniu się jej do naszego kształtu ciała. Stosunkowo ciekawa promocja czeka nas również od 21 sierpnia, więc jeśli pragniecie poznać szczegóły, zajrzyjcie do Eweliny :)
aa hydro sorbet soraya plante pinio pianka
Poza tym kupiłam jeszcze kilka drobiazgów do ogólnego użytku. AA Hydro Sorbet Balsam Chok Chok wpadł mi w oko w reklamie na fb i niechętnie, ale poszłam go zakupić (z balsamami do ciała mam trudną relację). I co się okazało? Jest miłość! Prawdopodobnie pokuszę się o napisanie mu pełnej recenzji. Na piankę Roślinną Piankę Myjącą do Twarzy Soraya Plante zdecydowałam się chyba przy okazji jakiejś promocji i nie ukrywajmy - wszechobecnej mody na tę serię, a także dlatego, że jest wychwalana pod niebiosa. Zobaczymy, czy będzie tak samo dobra, jak mój aktualny ulubieniec Iunik :) Trzecim produktem z tego zdjęcia jest rzecz, którą wypatrzyłam u swojej szwagierki :) Ona kupiła ten kosmetyk dla swojego synka, ale ja oczywiście Micelarną Piankę do Mycia Pinio o zapachu banana kupiłam do mycia rąk :P Miło się jej używa i ma przyjemną cenę. Nabędziecie ją w Biedronce ;)
Sulwhasoo First Care Activating Serum EX
Poza tym, jeszcze w czerwcu mąż zafundował mi jako prezent na rocznicę ślubu zestaw Sulwhasoo First Care Activating Serum EX. W jego skład wchodzi rzeczone serum w trochę zmienionej buteleczce (tutaj znajdziecie jego recenzję, bardzo się polubiliśmy), kosmetyczka oraz miniaturki. Wyjątkowo spodobał mi się krem Sulwhasoo Essential Firming Cream EX oraz Concentrated Ginseng Renewing Serum (już zamówiłam sobie 40 próbek tego drugiego na ebay :P - czyli "cebula deal"). Poza tym w zestawie były jeszcze Essential Balancing Emulsion EX oraz Essential Balancing Water EX (na polskie po prostu tonik i emulsja ;)).
Cosrx black head tonymoly bling cat Sulwhasoo cream EX
Tutaj z kolei widać kosmetyki, które dostałam do testów od jolse. Zdecydowałam się na BHA Blackhead Power Liquid Cosrx między innymi dlatego, że nadal walczę z niedobitkami skórnych niedoskonałości. Robi dobre wrażenie, na pewno niebawem pojawi się jego recenzja a ja w przyszłości sięgnę też po wersję z kwasami AHA. Poza tym, trafiła do mnie również pomadka z edycji limitowanej TonyMoly Bling Cat w kolorze Heroine Pink, bo nie mogłam się jej oprzeć :D Opakowanie po prostu wymiata :P Po zużyciu miniaturki, skusiłam się także na pełnowymiarowy krem Sulwhasoo Essential Firming Cream EX. Zużyłam go już bardzo dużo i z pewnością niebawem napiszę jego recenzję, ale już mogę Wam zdradzić, że na pewno będzie ona pozytywna :)
Clarena Bali Cocoshell Peeling Iceland Balm Nawilżający Balsam do Ciała
Ten zestaw marki Clarena dostałam w prezencie od sklepu Fryzomania i zdążyłam napisać już jego recenzję. Ogólnie rzecz biorąc, zarówno Bali Cocoshell Peeling jak i Iceland Balm Nawilżający Balsam do Ciała zrobiły na mnie dobre wrażenie :)
Shark Sauce Holy Snails Althea Petal Velvet Powder
Jak zapewne pamiętacie, przebarwienia to moja zmora od lat. Dlatego strasznie się cieszę, że dostałam od Interendo Shark Sauce Holy Snails. Połączenie niacynamidu z kilkoma innymi składnikami aktywnymi sprawia, że produkt ten jako jeden z niewielu, na mojej skórze naprawdę świetnie się sprawdza i jest wyjątkowo skuteczny ;) Dołączam do jego fanek bez większego zastanowienia :D W paczuszce znalazłam także puder Althea Petal Velvet Powder, z limitowanej, urodzinowej edycji :) Bardzo Ci dziękuję ;*
Na tym zdjęciu widać z kolei dwa zapachy marki NOU z linii Flowers. Pierwszy z nich - Jasmin już doczekał się swojej recenzji, a drugi z nich - Bergamot, jest jeszcze w fazie testów, która niestety trochę się opóźnia, bo złapałam jakąś infekcję i od dobrego tygodnia mój nos konsekwentnie odmawia mi posłuszeństwa ;) Jednak mimo wszystko, moja opinia na jego temat na pewno się pojawi się na blogu :)
I to już wszystko, co tym razem miałam zamiar Wam pokazać. Coś wpadło Wam w oko? Znacie któryś z tych produktów? Jeśli macie ochotę - zostawcie linki do swoich postów z nowościami :) Chętnie zajrzę ;)

czwartek, 8 sierpnia 2019

Pielęgnacja ciała marki Clarena. Czy warto poznać ją bliżej?

Po krótkiej przerwie wynikającej z nieprzerwanej niczym od czwartku bieganiny (wybrałam nowe meble, przyjęłam masę gości, leczyłam chorego kota, pojechałam do rodziców i zrobiłam wiele innych rzeczy), wracam do Was z nowym postem :) Dziś na tapecie duet do pielęgnacji ciała Clarena, który dostałam od sklepu Fryzomania. Pierwszy produkt, to Bali Cocoshell Peeling, a drugi - Iceland Balm Nawilżający Balsam do Ciała. Stwierdziłam, że po urlopie, mega słonej wodzie i słońcu, mojej skórze przyda się regeneracja. Czy te dwa produkty sprostały temu zadaniu? ;)
Clarena Bali Iceland
Pierwszy z kosmetyków, to Bali Cocoshell Peeling. Znajduje się on w prostym, plastikowym słoiczku, zawierającym 250ml kosmetyku ważnego 12 miesięcy od otwarcia. Nie jest to może opakowanie najwyższych lotów, ale ładnie wygląda w łazience, przyjemnie się z niego korzysta i ciężko je uszkodzić (nawet koty nie dały rady, a zrzuciły go z wanny nie raz ;)). 
Clarena Bali Cocoshell Peeling
Peeling Clarena Bali Cocoshell posiada elegancki zapach jaśminu - mnie naprawdę bardzo przypadł on do gustu. Aż żałuję, że producent nie zapewnił nam w kąpieli bardziej wyraźnych doznań w tej materii, bo z moim kochanym katarem często ledwo go czuję, ale za to leciutki aromat zostaje z nami na jakiś czas na ciele (zauważyłam to, gdy miałam dni wolne od smarkania xD). Uważam, że pod tym względem będzie w sam raz dla zapachowych wrażliwców ;) Bardzo podoba mi się konsystencja tego produktu, wszak przypomina on delikatny, gęsty krem. 
Clarena Bali Cocoshell Peeling
Funkcję peelingującą pełnią w jego przypadku maleńkie drobinki kokosa i raczej należy zaliczyć go do tych delikatniejszych w kwestii ścierania. Mimo wszystko, skóra po użyciu Clarena Bali Cocoshell Peeling jest pięknie wygładzona (na serio nie spodziewałam się aż takiego efektu) i miła w dotyku. Jednocześnie nie pozostawia on po sobie żadnej klejącej, ani olejowej warstwy. Skóra jest zarówno gładka oraz lekko nawilżona, jak i całkowicie matowa w dotyku. Na minus zaliczyłabym w jego przypadku chyba tylko fakt, że czasem ciężko go spłukać i jest niezbyt wydajny - choć w sumie to rzecz względna, bo ze mnie straszna "papryga" :) Cena? 66zł
Clarena iceland Balm Nawilżający Balsam do Ciała
Drugim kosmetykiem, który miałam okazję wypróbować, jest Iceland Balm Nawilżający Balsam do Ciała. Znajduje się on w zwykłej, białej tubie i bardzo przypomina mi apteczny (albo raczej powinnam powiedzieć "gabinetowy" ale rzadko bywam) minimalizm. Całość zawiera 200ml produktu i jest ważna 12 miesięcy od otwarcia. Mogłoby być lepiej i ładniej, ale chociaż jest wygodnie ;) I można bez problemu wydobyć z takiego opakowania kosmetyk aż do ostatniej kropli, jednocześnie zachowując względną higienę ;) Balsam Clarena Iceland zawiera w sobie PENTAVITIN, który zapobiega utracie wody z naskórka, silnie nawilża i wygładza, oraz oleje ze słodkich migdałów, awokado i algi morskie. 
Clarena Iceland Balm
Czym więc pachnie wersja iceland? Morską, lekko męską, ale jednocześnie bardzo przyjemną dla mnie świeżością, która nie jest ani zbyt mocna, ani zbyt natrętna. Konsystencja balsamu na pierwszy rzut oka wygląda na lekki krem, ale mimo to, wcale nie jest tak łatwo dokładnie go rozsmarować. Co ważne, bardzo szybko się on wchłania nie pozostawiając po sobie uczucia tłustości, czy lepkości, a jedynie gładką, pięknie nawilżoną skórę. Ciało już po pierwszym użyciu Clarena Iceland Balm staje się ładniejsze, a przy regularnym, wieczornym stosowaniu udaje mu się utrzymać skórę w doskonałej kondycji, nawet jeśli czasem o nim zapomnimy. Co ciekawe, bardzo polubiły się z nim moje łuszczycowe plamy i odkąd zaczęłam stosować ten balsam, wszystkie szybko zniknęły, a nowych ani widu, ani słychu (SZOK). Jego cena to 60zł.
Jak podsumowałabym więc swoją przygodę z tą marką? Moja mama przez wiele lat używała kosmetyków do pielęgnacji twarzy Clareny i od dziecka uznawałam ją za coś niezłego. Sama jednak nie za bardzo miałam z nią kontakt, ale pierwsze spotkanie z firmą, mimo drobnych niedociągnięć muszę uzna za udane. Pięknie udało jej się zadbać o moje ciało i chyba pierwszy raz w życiu odrobinę opalone nogi :D
A Wy znacie kosmetyki tej marki? Miałyście styczność z pielęgnacją Clareny? Macie śród ich oferty swoich ulubieńców? Koniecznie dajcie znać!