wtorek, 30 grudnia 2014

Ulubieni w grudniu :)

W ferworze wyprzedaży (swoją drogą, jak tam u Was?), zanim przyjdzie czas na grudniowe zakupy i ulubieńców roku 2014, pora na faworytów tego miesiąca. Nie ma ich wielu, ale każdego z nich używałam chętnie i podejrzewam, że jeśli te kosmetyki się skończą, jeszcze do nich wrócę. Zatem dziś kilka słów o solidnej czwórce, którą polubiłam i polecam :)
Zacznijmy może od kolorówki. W grudniu moje serce zdecydowanie skradły dwa malutkie, niedrogie, ale bardzo dobre cienie z My Secret Matt Eye Shadow (marka własna drogerii Natura). Kosztują coś około 6-7zł, mamy wśród nich duży wybór kolorów, o różnych wykończeniach. Ja osobiście posiadam dwa maty o numerach 502 i 505. Świetnie służą mi jako cienie bazowe, nakładam je na całą powiekę przed wykonaniem cieniowania, bądź malowaniem kreski. Na bazie trzymają się cały dzień, bardzo łatwo je nałożyć, zblendować, nadają się do rozjaśnienia wewnętrznych kącików, bądź rozcierania ciemniejszych barw. Są bardzo uniwersalne i warte wypróbowania. Dla maksymalnych bladziochów o zimnym odcieniu skóry polecam 502, dla ciepłych cer, o trochę ciemniejszym kolorycie lepszy będzie 505. Ja wolę oczywiście ten pierwszy ;) Były cienie, więc teraz kilka słów na temat Eyelinera Maybelline Eye Studio, Lasting Drama Gel Liner (co za przydługa nazwa...) Łatwo się go nakłada, długo się trzyma, nie kruszy, nie ściera, nie blaknie, trwa na powiece cały dzień. Chyba jedyne do czego mogłabym się przyczepić, to to, że jest trochę za gęsty. Wolę rzadsze konsystencje, ale to niewielki minus przy tylu zaletach. Używam do niego pędzelka Maestro nr 780r.0, który serdecznie polecam do eyelinera. Wszystkie skośne cudaki (moim zdaniem) nie mogą się z nim równać!
W pielęgnacji prym wiodło między innymi mydło Hammam Body Soap firmy Planeta Organica. Uwielbiam testować te rosyjskie myjadła, ze względu na to, że moja skóra je lubi, a można się nimi "uprać" od palców stóp, po czubek głowy. Niestraszne jest zatem temu kosmetykowi ciało, twarz, głowa, umyje z powodzeniem dosłownie wszystko. Skóra się nie buntuje, niepokojących sygnałów z jej strony brak. Moje włosy, które sięgają sporo za łopatki, również wyglądają po jego użyciu na zadowolone. Długo są świeże i ładnie odbijają się po myciu od głowy. Wszystko to w towarzystwie przecudnego, różano-eukaliptusowego zapachu, który za każdym użyciem wypełnia całą łazienkę. Niebawem pojawi się jego pełna recenzja :) Woda Winogronowa Caudalie kusiła mnie od jakiegoś czasu. Udało mi się w końcu dostać ją za 17.90 w osiedlowej aptece, więc bez większego namysłu kupiłam. I powiem szczerze, że faktycznie świetnie odświeża, ma dobry atomizer i wydaje mi się, że lekko niweluje moje zaczerwienienia na twarzy. Wolę ją od Uriage, przynajmniej nie muszę zlizywać soli z ust ;) U mnie całkowicie zastąpiła wody termalne. 
To prawdopodobnie mój ostatni post w tym roku, więc chciałabym Wam życzyć udanej zabawy Sylwestrowej, i wszystkiego, co najlepsze w nowym, 2015 roku! ;*

sobota, 27 grudnia 2014

O tym, co w tym roku znalazłam pod choinką i dlaczego wyjątkowo mnie to cieszy ;)

W tym roku chyba naprawdę byłam wyjątkowo grzeczna ;) Boże Narodzenie to bez wątpienia moje ulubione święta już od dzieciństwa. Mikołaj chyba o tym wie i przy pomocy swoich Elfów zaszalał w tym roku szczególnie. Przyniósł sporo ciekawych rzeczy, które bardzo mnie ucieszyły :) A wyciągając prezenty spod choinki przez myśl przeszło mi, że chyba zrobił napad na Sephorę ;)
List do Świętego oczywiście był ;) Paleta Naked 3 Urban Decay chodzi mi po głowie od jej premiery, czyli już naprawdę kawał czasu. Wiedziałam, że przy mojej zimnej urodzie, odcienie nude wpadające w róż będą wyglądać dobrze i się nie pomyliłam. Za jej sprawą na nowo wróciła chęć do malowania, wyciągnęłam z dna szuflady gromadę swoich pędzli i maluję. Jak na razie jestem bardzo zadowolona. W jej zakupie maczał paluszki mój mąż, który skutecznie poinstruował swoją mamę, co mi się marzy. Zestaw Clinique to prezent od rodziców. Jego zawartość to najnowsze serum Smart Castom Repair i miniaturki kremu do twarzy i pod oczy. Jak tylko skończę używać aktualnie otwartego specyfiku, biorę się za zestaw Clinique ;) A swoją drogą, moja mama dostała na gwiazdkę identyczne pudełeczko, ciekawe, której z nas lepiej ten zestaw posłuży ;) Na samym końcu: Zestaw Dior, składający się z Maskary Diorshow Iconic Overcurl i miniaturki cieni, który dojrzałam na dwóch blogach http://secretaddiction86.blogspot.com/, oraz http://yzmacosmetics.blogspot.com/, więc jak tylko moja babcia dała mi pieniądze na gwiazdkowy prezent (Robi tak co roku. Nigdy nie wie co kupić, ale pod choinką zawsze ma coś być, więc daje fundusze wcześniej, a potem konfiskuje to co się kupiło do Wigilii ;)) to od razu poleciałam do niego do Sephory :) Na moje szczęście udało się go kupić podczas Dni Vip :)
A hitem tegorocznych Świąt został prezent od męża. Mój stary telefon wyzionął ducha (od 4 lat nosiłam iPhone 4, i niestety wysiadł mu przycisk "home"), a pod choinką czekał na mnie nowiutki, czarny iPhone 6, wraz z etui! Zdecydowanie jestem przeszczęśliwa, że w końcu trafił do mnie do mnie nowy telefon, i nie muszę używać starego. Zawsze powodowało to stek przekleństw, z powodu kolejnej niedziałającej rzeczy :D Prezent ten dostałam "razem" na Gwiazdkę i urodziny, które mam 25 grudnia (ale na nie dostaję tylko pieniądze). Mikołaju, dziękuję ślicznie! ;)

A jak w tym roku u Was? :)

środa, 24 grudnia 2014

Życzenia i Święta! :)

Nigdy nie umiałam składać życzeń. Nigdy ;) Ale w tym szczególnym dniu chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najlepsze. Dużo zdrowia, szczęścia, powodzenia, żeby każde następne Święta były lepsze niż poprzednie i żeby zawsze udało Wam się zasiąść do stołu w komplecie, w przyjaznej atmosferze. Mam nadzieję, że Mikołaj przyniesie trafione prezenty ;) Dziękuję też za to, że jesteście ze mną! Wesołych Świąt!
 I w oczekiwaniu na pierwszą Gwiazdkę:

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Grecki Peeling Solny Organique, czyli od miłości do nienawiści ;)

Gdy w czerwcowym Shinybox'ie znalazłam Peeling Solny firmy Organique, byłam bardzo zadowolona. Pomyślałam, że super, peeling i to w dodatku firmy, którą lubię. Chciałam go wypróbować, odkąd pojawił się w ofercie marki i w końcu miałam okazję. Gdy skończyłam mój ukochany peeling cukrowy, postanowiłam wypróbować owe solne cacko.
Słoiczek - jak zwykle śliczny. Lubię opakowania tej firmy, zazwyczaj świetnie się sprawdzają, szczególnie przy peelingach, przy balsamach może trochę mniej. Są proste i estetyczne, czyli takie jak lubię (choć zdarzają mi się odpały i ciągnie mnie w stronę kwiatuszków, koronek i innych cudów, no nieważne...). Naklejka ładnie trzyma się słoiczka, nie ściera, i aż do czasu kiedy peeling wyzionie ducha, wygląda dobrze. Wieczko nie rdzewieje - jeszcze lepiej. Skład całkiem niezły, sól, oleje, masło shea. Pierwszy zgrzyt? Zapach! Grecki aromat Organique bardzo lubię. Serio. A nawet serio serio. Ale tutaj ta grecja jest jakaś inna, trochę dziwna. Niby winogrona, niby świeżość, ale coś mi w nim nie gra. Więc jakby średnia przyjemność z jego używania. Drugi zgrzyt? Szczypie! Jestem osobą, która często ma na ciele ranki i podrażnienia. Trochę ze względu na specyfikę mojej choroby, trochę ze względu na to, że jestem raczej prędka i mało uważna. To za głęboko wytnę skórkę, to się gdzieś podrapię, to coś rozdrapię, to na coś wejdę i w sumie wiecznie coś na moim ciele się goi. A sól na rany działa średnio, akurat to wiedzą chyba wszyscy. Przed jego użyciem zawsze musiałam uważać na to, czy aby nie ma nic, co mogłoby wywołać nieprzyjemne dolegliwości ;) 
Z wydajnością jest raczej średnio, wystarczył mi może na 6-7 razy? No i warto wspomnieć o tym, że przed użyciem najlepiej go wymieszać, bo sól opada na dno a oleje, w którym kryształki są zatopione zostają na górze. Co do właściwości pielęgnacyjnych i ściernych: warstwa, którą po sobie pozostawia, jest bardzo treściwa, porządna, nawet sucha skóra nie potrzebuje balsamu, i tutaj moim zdaniem przewyższa on peelingi cukrowe. Nawet ja nie musiałam smarować się balsamem (a szkoda, bo miałam akurat o takim samym zapachu! :D). Właściwości ścierne są z kolei średnie, może minimalnie słabsze niż w peelingach cukrowych Organique. W przypadku nakładania produktu na suchą skórę, zwiększają się, tarcie jest dużo mocniejsze. Kosmetyk ładnie zlikwidował mi też krostki na ramionach, które potrafią się u mnie pojawić, skóra jest ładna i oczyszczona. Jego koszt, to 36.90zł za 200g. Generalnie jeśli chodzi o podsumowanie: nie pokochałam go, bo potrafił szczypać, ale warstwa, którą po sobie zostawiał, jest bardzo przyjemna i lubiłam efekt jaki ten produkt potrafił wyczarować na mojej skórze. Mimo wszystko, chyba wolę cukier, choć peelingi solne na pewno jeszcze u mnie zagoszczą (ale pewnie innej firmy, mam do przetestowania jeszcze zielony Welness&Beauty ;))

Cieszę się, że w końcu udało mi się ukończyć ten post. Ze względu na świąteczną bieganinę, mam wrażenie, że zaraz wyjdę z siebie i stanę obok ;) Tymczasem życzę Wam miłego czytania i spokoju, ja lecę się pakować i jadę z mężem do domu, na Święta (i imprezę urodzinową! :D) Miłego dnia!

niedziela, 21 grudnia 2014

Wyniki Świątecznego Rozdania

Wczoraj skończyło sie moje Mikołajkowo - Świąteczne rozdanie, więc dziś chciałabym podać jego zwycięzcę :) W zabawie wzięło udział 68 osób, zostały rozdane 332 losy, uciekła już 1 ;) Tyle statystyki, a teraz część najprzyjemniejsza (szkoda tylko, że jedynie dla jednej osoby :/), czyli wyniki.  Skromną nagrodę, czyli paletkę Iconic 3 Makeup Revolution i Masło do ciała Tołpa, wygrywa właścicielka losu 264.
A teraz szybki rzut oka na moją magiczną listę, i już wiadomo, że nagrodę zdobywa:

Nika88

Już piszę do Ciebie maila :) Jeśli dziś dostanę od Ciebie adres, to wyślę nagrodę jutro rano, naiwnie liczę, że dojdzie jeszcze przed Świętami ;) W razie czego - na adres czekam do środy do 11:00 ;)

Serdecznie gratuluję, bardzo dziękuję wszystkim za liczny udział i zapraszam ponownie! :) 

czwartek, 18 grudnia 2014

Świąteczne rozdanie, czyli o tym, co jeszcze trafi do Zwycięzcy ;)

Paletka "z niespodzianką" niebawem trafi do nowej Właścicielki, więc jeszcze raz chciałabym zaprosić wszystkie chętne (chętnych też ;)) do wzięcia udziału w rozdaniu. Zgłaszać się można do 20 grudnia, po wszystkie szczegóły zapraszam tutaj
Do wyżej wspomnianych cieni dołączy jeszcze Odżywczy Krem Kokon do Ciała o zapachu Czarnej Róży. Jest nowy, nieotwierany i ważny do października 2015 roku. Do zwycięzcy trafi więc paletka i wyżej wspomniane masło do ciała. Jeszcze raz zapraszam więc serdecznie i życzę Wam powodzenia!

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Liebster Blog Award x3 ;)

Jakiś czas temu zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez trzy z Was. Najpierw zrobiła to Włosovelove, potem Kate's Beautyland, a teraz Kasik Kasikowy. Zostałam wywołana do tablicy trzy razy, więc chcę w końcu na Wasze pytania odpowiedzieć. Wszyscy moi znajomi wiedzą, że Skleroza to me drugie imię. Informuję więc tych, którzy jeszcze nie wiedzą, i przepraszam za opóźnienie ;)
"Nominacja otrzymywana jest od innego blogera, w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody, należy odpowiedzieć na 11 pytań od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób, (informujesz je o tym w komentarzu pod postem na stronie), oraz zadajesz im wymyślone przez Ciebie 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, od którego otrzymaliśmy wyróżnienie". Jak już wiadomo o co chodzi, to zaczynajmy! :)

Pytania Wlosovelove:
1. Jaki jest Twój ulubiony kolor lakieru do paznokci?
Hm, lubię ostatnio wszelkiej maści odcienie nude, często noszę na paznokciach chyba staromodnego już french'a, uwielbiam lakiery holograficzne. Nierzadko towarzyszy mi też czerń.
2. Co koniecznie musisz zrobić przed snem?
Wziąć tabletki :P
3. Gdybyś mogła uratować tylko jedną osobę na Ziemi, kogo byś wybrała?
Jejku... Nie chciałabym stawać przed takim wyborem, chyba wolałabym skończyć źle razem ze wszystkimi ;) A jak już koniecznie trzeba, to nie będę oryginalna - męża ;)
4. Najlepsza książka jaką przeczytałaś, to?
"Chemia Śmierci",  do dziś pamiętam też w pamięci "Lalkę" Prusa, najwidoczniej coś w niej jednak jest ;)
5. Jaki kosmetyk odgrywa najważniejszą rolę w Twoim makijażu?
Bez eyelinera czuję się jak nieumalowana :P Namiętnie testuję też rozświetlacze, nie zużyję wszystkich chyba do śmierci!
6. Ile miesięcznie wydajesz na kosmetyki?
Za dużo!
7. Ile jesteś w stanie wydać na jeden kosmetyk?
Zależy na jaki... Powiedzmy max 100zł ;)
8. Możesz pochwalić się jakimiś osiągnięciami? Np dobrze zdana matura, awans w pracy.
Obroniłam dyplom na 5 ;) to chyba pierwsze co przychodzi mi do głowy ;)
9. Najlepsze imię dla chłopca i dziewczynki?
Ida i Jakub
10. Dlaczego wybrałaś taką tematykę bloga?
Bo to lubię! Z resztą stwierdziłam, że może dla kogoś okażą się cenne spostrzeżenia kogoś chorującego na łuszczycę (wiem, to brzmi strasznie, ale gdy dobrze się o siebie dba, zmian nie ma!)
11. Kojarzyłaś mój blog przed tym, jak Cię nominowałam?
Oczywiście! :)

Pytania Kate's Beautyland:
1. Co w blogowaniu sprawia Ci najwięcej radości?
Kontakt z Wami! Czytanie Waszych blogów, komentarzy, oglądanie zdjęć. Bardzo to lubię :)
2. Skąd się wzięła nazwa Twojego bloga?
Chyba można to wywnioskować z odpowiedzi wyżej, bez eyelinera czuję się jak naga ;) Lubię taki rodzaj makijażu, maluję się tak niemal codziennie i tylko najbliżsi mają okazję oglądać mnie bez kresek, hihi ;)
3. Skąd się wziął pomysł na prowadzenie bloga?
Czytałam Wasze blogi chyba od zarania dziejów ;) Od lat marzyłam o własnym, ale bałam się spróbować. W końcu pewne przykre wydarzenie w moim  życiu sprawiło, że pomyślałam "raz się żyje, próbuję".
4. Jakie są Twoje trzy ulubione firmy kosmetyczne i dlaczego?
Hm, dość często się to zmienia, ale są firmy do których mam zaufanie, i wiem, że ich produkty nie zrobią mi krzywdy :) Mam tu na myśli Organique, Biodermę i Caudalie.
5. Wymień swój ulubiony kosmetyk do pielęgnacji twarzy i z kolorówki?
Nuxe Reve de Miel, balsam do ust w słoiczku (usta to też twarz? ;)). Nie potrafię już bez niego funkcjonować! Jeśli chodzi o kolorówkę to bardzo lubię eyeliner Super Liner Gel Intenza L'oreal i BB Red Bean Skinfood.
6. Ile czasu dziennie poświęcasz rano na makijaż?
Maksymalnie kwadrans ;)
7. Twój ulubiony kolor?
Czarny. Moja szafa to głównie czerń, mam czarne torebki, buty, bieliznę i piżamy, od lat jestem chyba aż za monotematyczna ;) Ma to jednak pewną zaletę - mianowicie wszystko do siebie pasuje :D
8. Gdzie chciałabyś się wybrać w swoją wymarzoną podróż?
Chyba do USA ;)
9. Kim chciałaś zostać jak byłaś mała?
Jak taka całkiem mała to policjantką, potem bardzo, ale to bardzo chciałam być koronerem :P
10. Jaka jest Twoja ulubiona bajka z dzieciństwa?
Pasjami oglądałam na kasetach bajki disney'a. Piotrusia Pana, Śpiącą Królewnę, Małą Syrenkę, Piękną i Bestię. Moja mama przez lata śmiała się, że znała teksty w tych bajkach na pamięć ;) Mnie tam się nie nudziły ;)
11. Jaki jest Twój ulubiony serial?
Seriale mnie nudzą. Obejrzę dwa odcinki, ewentualnie pięć i mam dość. Ostatnio obejrzałam cały sezon "O mnie się nie martw" w tvp 2, to już sukces :D Jeśli chodzi o produkcje zagraniczne "Sherlock Holmes".

A teraz pytania Kasika Kasikowego:
1. Pies czy kot? Uzasadnij.
Kot! Mam kota i absolutnie go uwielbiam. Za wszystko! ;)
2. Czy masz kompleksy? Jeśli tak to jakie?
Chyba nikt nie lubi rozmawiać o kompleksach ;) Jeśli chodzi o takie związane z wyglądem, to już ich nie mam ;)
3. Jeśli mogłabyś zmienić w sobie jedną rzecz, to co by to było?
Lubię siebie, nie chcę nic zmieniać :) Z rzeczy niemożliwych - może zdrowie mogłoby być lepsze. Marzy mi się likwidacja mojej dość dużej krótkowzroczności :)
4. Jakie jest Twoje największe życiowe osiągnięcie?
Skończyłam szkołę, wyszłam za mąż, osiadłam na stałe we własnym gniazdku. Jestem szczęśliwa, nic oryginalnego ;)
5. Jakie miałaś dzieciństwo?
Cudowne. Naprawdę :) Miałam (i nadal mam) kochającą rodzinę, która sporo mi dała. Doceniam to.
6. Jaki powinien być Twój idealny przyjaciel?
Dobre określenie - powinien być wtedy, kiedy go potrzebuję ;) Reszta jest mało ważna.
7. Czemu nie możesz się oprzeć?
Promocjom, hehe ;)
8. Czy wierzysz w przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną?
Nie. Kiedyś wierzyłam, ale po tym jak okazało się, że moi dwaj "przyjaciele" byli zainteresowani mną ciut inaczej, to zmieniłam zdanie.
9. Jeśli musisz wybrać między chłopakiem a przyjaciółką, to kogo wybierasz?
Wybrałam chłopaka, dziś jest moim mężem ;)
10. Podążasz za modą, czy może masz ją w nosie?
Mam w nosie ;)
11. Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?
Domek w lesie, dzieci, stabilna praca i kochający mąż. Mam nadzieję, że wszystko jest do osiągnięcia :)

Moje pytania:
1. Czy jest to Twój pierwszy blog? Jeśli nie, jaki był poprzedni?
2. Jakie są Twoje ulubione kolory szminek?
3. Jak wygląda Twój codzienny (bądź ulubiony, jeśli nie malujesz się codziennie) makijaż?
4. Twoja ulubiona marka kosmetyczna, to?
5. Czy masz w domu zwierzęta? Jeśli tak to jakie?
6. Twój znienawidzony obowiązek domowy, to?
7. Jeśli miałabyś do wyboru domek z ogródkiem i apartamentowiec, to co byś wybrała? Dlaczego?
8. Wolisz dawać, czy dostawać prezenty?
9. Twój wymarzony prezent, to?
10. Ulubiona potrawa Wigilijna, na którą czekasz?
11. Masz już plany na Sylwestra? Jeśli tak, jakie?

Do zabawy zapraszam wszystkich chętnych, którym spodobają się pytania ;) Powiedzmy, że nie nominuję nikogo i wszystkich :) Bardzo dziękuję Dziewczynom za pamięć o mnie, i cieszę się, że miałam okazję na ich pytania odpowiedzieć :) Miłego dnia!

piątek, 12 grudnia 2014

Świąteczny Shinybox, Grudzień 2014

Grudniowy Shinybox był zachwalany i szumnie zapowiadano jego zawartość. Napaliłam się więc jak "dzik na szyszkę" (cytat mojego brata ;)). Właśnie dostałam swoje wyczekane pudełeczko. No i co? Czy mój wewnętrzny dzik jest zadowolony? (Wiem, że zdjęcia nie porywają, ale robiłam je kompaktem, którego w dodatku nie potrafię obsługiwać ;) Moja lustrzanka została w domu, a aktualnie przyjechałam odwiedzić rodziców :)
W pudełeczku tym razem znalazł się Pose, Luksusowy Krem Pielęgnacyjny, w mojej wersji znalazł się wariant ochronny. I to chyba najmocniejszy punkt pudełka, kosztujący około 100zł. Powiem szczerze, że bardzo chciałam go wypróbować, więc szczególnie mnie on cieszy :) Jest produktem pełnowymiarowym. Drugi kosmetyk, który znalazłam w Shinybox, to Płyn Micelarny do demakijażu Lierac, o pojemności 50ml. Też dobrze, micel zawsze się przyda. Mała pojemność będzie fajna na jakiś wyjazd, których u mnie niemało ;) Szumnie zapowiadany produkt Organique, to Cynamonowe Mydło Glicerynowe. I powiem szczerze, że zupełnie nie przypadło mi do gustu ze względu na zapach. Śmierdzi niesamowicie! Nienawidzę cynamonu, w dodatku spodziewałam się jakiegoś kosmetyku w świątecznej szacie graficznej, które teraz niedawno prezentowało Organique. A dostałam śmierdzące mydło, fuj, fuj :D
APC, Zestaw Cieni Sypkich + Brokat. Serio? Znowu? Ostatnio dostałam takich pięć, tylko w kulkach ;) Mam strasznie dużo cieni, których nie zużyję chyba do końca życia i jeden dzień dłużej więc raczej nie potrzebuję kolejnych ;) Średni pomysł, dodawać drugi raz z rzędu właściwie to samo :) Zaraz potem na liście dołączonej do pudełeczka mamy Vaseline, Balsam do Ciała Essential Healing. To znowu produkt pełnowymiarowy, w dodatku słyszałam, że dobry, więc z chęcią go przetestuję. Ostatnio w Rossmannie zerkałam na produkty tej marki z dość dużym zainteresowaniem, całe szczęście, że nic nie kupiłam. Vaseline obdarowało nas jeszcze swoim drugim produktem, czyli Wazeliną Kosmetyczną Petroleum Jelly, Mam nadzieję, że okaże się lepsza od tej Flos Leku, bo ta, ze względu na opakowanie, nie nadaje się na kocią zabawkę ;) Chętnie zobaczę, Może akurat polubią ją usta, skórki albo ręce. Na sam koniec - pasta do zębów Signal White Now Gold. Kiedyś ją miałam, zęby myje przecież każdy (mam nadzieję :D) więc się przyda. jak nie mnie, to mąż zabierze ją  na kolejny wyjazd, ma małe i stosunkowo poręczne opakowanie. Z tego, co zauważyłam, nawet faktycznie daje jakiś efekt.
Jeśli chodzi o mnie, to zawartość pudełeczka nie zrobiła na mnie ogromnego wrażenia. Jest przyzwoite, ale nie genialne. Listopadowe mnie zachwyciło, to jest tylko całkiem znośne. Do mydła już przytulił się brat, ale co z robię z cieniami, nie wiem ;) Dla Vipów przeznaczone były jeszcze kremy do rąk Pat&Rub oraz olejki Love Me Green. Gdybym je dostała, może piałabym z zachwytu, jednak Vipem nie jestem ;) Jak na to, co namotałam ostatnio z tym pudełkiem, to nie jest źle, haha ;) Po listopadowym od razu anulowałam subskrybcję, a po którejś tam podpowiedzi (z racji tego, że kobieta zmienną jest) znowu ją odnowiłam. I znowu z 20% rabatem ;)

środa, 10 grudnia 2014

Caudalie Vinoperfect, Serum Rozjaśniające Przebarwienia w akcji

Piegi mam od dziecka. Od wielu już lat towarzyszą mi szarobrązowe kropki na nosie i policzkach. Najpierw ich nienawidziłam, potem nie lubiłam, teraz są dla mnie stosunkowo neutralne, ale nie mogę powiedzieć, że je pokochałam. Zawsze przy porcelanowej cerze i niemal czarnych włosach wydawały mi się one dość dziwnym zjawiskiem (choć może się nie znam ;)). Nie próbuję się ich pozbyć z uporem maniaka, ale zawsze gdy mam okazję przetestować nowy specyfik rozjaśniający te nieszczęsne ciapki, to chętnie to robię. Zatem w momencie kiedy mogłam kupić pakiet dwóch kosmetyków Caudalie Vinoperfect w cenie 130zł, niewiele myśląc, po prostu wrzuciłam je do wirtualnego koszyka. Tak oto, stałam się posiadaczką serum, i nieruszonego jeszcze przeze mnie kremu.
Serum ma za zadanie nawilżać naszą skórę, rozświetlić ją, i rozjaśnić przebarwienia w głębokich warstwach skóry, dzięki czemu my możemy cieszyć się jednolitym kolorytem. Kosmetyk zawiera Viniferin, skwalen z oliwek, miętę, kminek i galbanowiec. Oczywiście jak to Caudalie ma niezły skład. Serum otrzymujemy w buteleczce z pipetą, która zawiera 30ml specyfiku. Moim zdaniem jest ona wyjątkowo ładna i elegancka, utrzymana w odcieniach bieli i srebra. Napisy się nie ścierają, przez co opakowanie nie traci na estetyce. Starczyło mi ono na 2 miesiące stosowania, czasem raz, a czasem dwa razy dziennie. Zapach serum na początku wydał mi się dość dziwny, teraz nawet go polubiłam. Nie jestem dobra w opisywaniu aromatów, ale moim zdaniem można się tu doszukać winogron i oliwki. Jest naturalny, świeży, lekko słodki. Konsystencja preparatu jest bardzo rzadka, gdy poczekamy z rozsmarowaniem go zbyt długo, potrafi ściekać z twarzy. Wchłania się bardzo szybko, pozostawiając po sobie przyjemne uczucie nawilżenia (ale nie tłustego filmu). Świetnie nadaje się pod makijaż.
Jak więc jest z działaniem Caudalie Vinoperfect Serum? Czy to, co naobiecywał nam producent, ma jakiekolwiek pokrycie w rzeczywistości? Ano moim zdaniem ma :) Specyfik ładnie nawilża twarz, to jest pewne. Jest gładka, jędrna, na próżno szukać suchych skórek. Zmarszczki oczywiście nie zniknęły, ani się nie zmniejszyły, ale nie tego oczekiwałam. Kosmetyk mnie nie zapchał, lecz chyba jeszcze nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. Powiem szczerze, że moja twarz już dawno nie miała tak ładnego kolorytu jak teraz, po stosowaniu serum Caudalie. Do tej pory była najczęsciej różowo-szara. Idealnie pasowały mi te azjatyckie kremy bb, które na wizażu miały najwięcej uwag na temat tego drugiego z wymienionych kolorów ;) Teraz sporo się zmieniło. Twarz nabrała przyjemnego dla oka, różowawego odcienia. Tej ziemistości prawie już nie widać. Jeśli chodzi o piegi, to zauważyłam, że jest ich trochę mniej, a podkład niemalże całkowicie je zakrywa. Jednym słowem, są coraz mniej widoczne, co bardzo mnie cieszy :) Generalnie przebarwienia nie zniknęły, ale działanie serum jest dla mnie jak najbardziej satysfakcjonujace. Wiem, jak trudno pozbyć się tych szatańskich kropeczek ;) Czy kupię ponownie? Za 180zl, czyli w normalnej cenie, na pewno nie, ale jeśli jeszcze kiedyś trafię na taki pakiet - niewykluczone :)

sobota, 6 grudnia 2014

Listopad i jego ulubieńcy oraz Mikołajki ;)

Dziś 6 grudnia, może trochę późno na przedstawianie ulubieńców, ale "lepiej późno niż wcale" ;) Nie było ich wielu, w związku z tym nie miałam problemów z wyborem ;) Wszystkich zainteresowanych zapraszam więc do obejrzenia zdjęć i lektury o tych czterech kosmetykach i pachnidełku ;)
Hitem listopada były bezapelacyjnie perfumy! Woda toaletowa Caudale Fleur de Vigne podbiła moje serce. Zazwyczaj boli mnie od perfum głowa, bądź zatyka mi się nos, a tutaj obyło się bez żadnych nieprzyjemnych dolegliwości. Więcej, lepiej, obszerniej na ten temat znajdziecie w tym miejscu. Wyjątkowo przypadł mi też do gustu rozświetlacz Kobo w kolorze 310 Moonlight. Jest jeszcze wersja w odcieniach złota, ja zdecydowałam się oczywiście na ten z różowawą poświatą. Świetnie się trzyma, nie ma ani grama brokatu, idealnie wpasowuje się w moją jasną karnację. Bardzo go polubiłam, odkąd go kupiłam, używam go codziennie, wszak bez rozświetlacza, makijaż mojej szaro-różowej twarzy nie istnieje, ot co ;) Trzecim produktem, który podbił moje serce, jest kosmetyk do ust, porównywany do specyfiku Clarins. Tutaj mamy błyszczyk Catrice, czyli Beautifying Lip Smoother w kolorze 010 Sweet Caramel. Posiada świetny aplikator, słodziutki zapach i smak, świetnie rozprowadza się na ustach i ma śliczny kolor. No ale to ma wiele innych specyfików. Co więc tak przypadło mi do gustu? To, że nawilża on moje usta. Moje, problematyczne usta, które można sobie potłuc o kant wiecie czego, jakiś kolorowy kosmetyk nawilża. No w szoku jestem, serio! Ostatni kosmetyczny ulubieniec, to Caudalie Vinoperfect, Serum Rozjaśniające. Nie chcę pisać o nim zbyt wiele, ale bardzo żałuję, ze tyle kosztuje, i że już się kończy ;) Moje piegi jednak trochę się go boją. Recenzja niebawem!

Cały listopad namiętnie paliłam też woski Yankee Candle i Kringle Candle. Na zdjęciu widzicie mój kominek :) Nie powodują one u mnie nieprzyjemnych dolegliwości i świetnie sprawdzają się w ponure, jesienno-zimowe wieczory. Od jakiegoś czasu, moje ulubione zapachy to Fluffy Towels, Bahama Breeze, True Rose,  Loves me, loves me not, Vineyard i Peony (ostatni to KC). To chyba absolutnie najlepszy sposób na umilenie sobie paskudnych, samotnych (czasami w moim przypadku), listopadowych dni i nocy. Polecam! ;) 

A nawiązując do dzisiejszych Mikołajek, chciałabym Wam pokazać co znalazłam dziś pod poduszką (w butach? no nieważne ;)). Na modelkę się nie nadaję, ale mam nadzieję, że nie urażę niczyjego poczucia estetyki :D Funkcję Mikołaja pełnił mój Mąż, prezent to oczywiście sowia tunika ;)

środa, 3 grudnia 2014

Dobra baza - podstawą trwałego makijażu. Malujemy! Hean Stay On, Eyeshadow Base

Maluję się od dawna. I powiem szczerze, że powieki, to chyba jeden z niewielu nieproblematycznych obszarów na moim ciele ;) Nie są tłuste, opadające, ale cienie, jak wiadomo chyba u nikogo nie trzymają się od rana do nocy (albo od nocy do rana) a jak wiadomo, czasem by się przydało ;) W pracy bądź na uczelni (szkole? ja się wtedy nie malowałam, ale były dziewczyny, które to robiły), również wypadałoby wyglądać nienagannie. Ja wymagam od swojego makijażu, żeby prezentował się tak samo dobrze rano, jak i późnym popołudniem. Kto (lub co) mi w tym pomaga?
Bazę otrzymujemy w plastikowym słoiczku dość dużej średnicy. Powiem szczerze, że mi się on nie podoba, ale trzyma się dzielnie i w miarę w dobrym stanie przez długi czas. Nie pęka, nic się nie odkleja a napisy się nie ścierają. Swoją drogą, jest on ogromny, zawiera aż 14g kosmetyku.
Używam jej przy każdym makijażu, a starcza spokojnie na około rok. Przez ten czas funkcjonuje bardzo dobrze, nie zasycha, a jej działanie jest takie samo, jak zaraz po otwarciu. Lekko pachnie czekoladą, jest miękka i dobrze się ją nakłada. Nie ma koloru, ale pozostawia po nałożeniu delikatne drobinki, które jednak nie są widoczne po nałożeniu cieni. Wiec mat pozostaje matem ;) Nienawidzę tylko, jak noszę dłuższe paznokcie, a baza podczas nakładania, bezczelnie pod nie wchodzi :/
Jak z działaniem? Mam nadzieję, że trochę obrazuje je powyższe zdjęcie. Po prawej bazy nie ma, po lewej cień został nałożony na kosmetyk Hean. Widocznie podbiła kolor. W kwestii utrwalenia - jest świetna! Cienie trzymają się na powiece bez żadnych niespodzianek ile chcę. Pomogła mi na własnym weselu, wieczorze panieńskim, wielu imprezach i na codzień. Makijaż zawsze wygląda dobrze! Fajnie ułatwia też nałożenie cienia. Łatwo zblendować je na powiece i otrzymać wymarzony efekt. To już moje trzecie opakowanie tego kosmetyku, baza towarzyszy mi od lat. Wypróbowałam wiele różnych, ale chyba żadna nie spisała się tak dobrze jeśli chodzi o utrwalenie, podbicie kolorów, cenę (14zł?) i przyjemność użytkowania. Jedynym minusem jest dostępność. Trzeba nieźle się za nią nalatać, albo zamówić przez internet. W mojej okolicy był tylko jeden sklepik, w którym można ją było kupić, niestety teraz już nawet tam jej nie widzę. Szkoda... Za te pieniądze jak najbardziej warto ją wypróbować, można wykonać makijaż łatwo, szybko i przyjemnie, a potem cieszyć się nim aż do zmycia. Bardzo polecam!

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Świąteczne rozdanie, czyli drobiazg dla Was. 01.12.-20.12.2014r.

W związku z tym, że idą Święta, Mikołajki, Gwiazdka i moje urodziny, chciałabym Was obdarować chociaż drobiazgiem. Bardzo cieszę się, że jest Was tyle (niemalże 330!), że jesteście ze mną, czytacie i komentujecie. Mam nadzieję, że ten drobiazg przypadnie Wam do gustu i znajdą się chętne do przygarnięcia tej uroczej paletki pod swój dach ;)
Nagrodą jest paletka firmy Makeup Revolution Iconic 3, ale niewykluczone, że dołączy do niej jeszcze jakaś mała niespodzianka dla Zwyciężczyni (bądź Zwycięzcy) ;) Paletka jest nowa, jednakże posiada na opakowaniu drobne ryski, taka do mnie dotarła :/

Organizatorem i sponsorem rozdania jestem ja, czyli Inga B. Rozdanie odbywa się na moim blogu i obowiązują podczas niego następujące zasady:
1. Należy być publicznym obserwatorem bloga (1 los) to jedyny warunek konieczny!
Dla chętnych:
2. Polubić funpage Black Liner na facebooku https://www.facebook.com/iwearblackliner (2 dodatkowe losy)
3. Dodać banner na pasku bocznym swojego bloga (3 dodatkowe losy)
4. Dodać mój blog do Blogrolla (3 dodatkowe losy)

Wzór zgłoszenia:
1. Obserwuję jako:
2. Lubię Black Liner na fb jako: Tak/ Nie
3. Banner: Tak/Nie
4. Link do blogrolla: Tak/Nie
Mail:



- Rozdanie trwa od dziś do 20 grudnia 2014 roku (do godziny 24:00), chętnych proszę o zgłaszanie się w komentarzach pod tym postem
- Wyniki zostaną ogłoszone maksymalnie w ciągu tygodnia od zakończenia rozdania
- Ogłoszenie wyników zamieszczę na blogu i funpage'u
- Zwycięzcę proszę o wysłanie danych korespondencyjnych w ciągu 3 dni od ogłoszenia wyników (ale najlepiej jak najszybciej, żeby nagroda dotarła przed Świętami ;)) za pomocą formularza kontaktowego znajdującego się z prawej strony, można też od razu podać swój mail, wtedy ja napiszę, że uśmiechnęło się do Ciebie szczęście :)
- W przypadku gdy nie dostanę danych wysyłkowych w ciągu 3 dni wylosuję kolejnego zwycięzcę
- Nagrody zostaną wysłane Pocztą Polską na terenie Polski, w poniedziałek 22 grudnia (jeśli dostanę dane ;))
- W rozdaniu mogą brać udział osoby pełnoletnie
- Zastrzegam sobie prawo do ewentualnych zmian w regulaminie
- Osoby, które cofną po zakończeniu rozdania swoje polubienia/obserwacje nie będą brane pod uwagę w jakichkolwiek przyszłych rozdaniach.


Zapraszam do udziału i wszystkim życzę powodzenia! :)


Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

czwartek, 27 listopada 2014

Nowości - edycja listopadowa. O tym, że miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle

Aktualnie siedzę w domu na zwolnieniu i powiem Wam, że mam dość wszystkiego. Mam wrażenie, że mimo leków i antybiotyku, z dnia na dzień jest gorzej... W związku z tym, zapraszam dziś na luźniejszy post zakupowy, z tego co zauważyłam, raczej przez wszystkich lubiany ;) Szczerze powiedziawszy, przez pierwszą połowę listopada, trzymałam się dzielnie i nie kupowałam zbyt wielu rzeczy. Pod koniec niestety pękłam (czyli jak zwykle ;)) i oto tego efekty:
Tym razem zacznijmy może od kolorówki, która podczas rossmannowej promocji kusiła najbardziej (przynajmniej mnie :)):
Rzeczy, które tutaj widać, nie zawsze kupowałam w kompletach. W przypadku Star Shimmer Provoke, dr Ireny Eris było tak, że puder trafił do mnie, a Modelator do twarzy dostała w prezencie moja chrzestna. Rozświetlacz Kobo w kolorze Moonlight chodził za mną odkąd tylko się pojawił, więc kiedy trafiłam w końcu do Natury, od razu wrzuciłam go do koszyka. Do tego przygarnęłam jeszcze lakiery Wibo, Granite Sand nr5 i Glamour Sand nr nr4. W Golden Rose nie mogłam przejść obojętnie obok Błyszczyka Color Sensation Lipgloss nr103. Niestety ;)
Tutaj mamy zestaw z tuszem do rzęs Wonder'Full Rimmel i eyeliner Glam Eyes. Lubię taką formę pakowania kosmetyków, przynajmniej wszystko jest pozaklejane i można poznać, czy ktoś zanurzył w nim swoje paluszki ;) Do tego jeszcze Rimmel Scandal Eyes eyeliner oraz Maybelline Lasting Drama, czyli również żelowy eyeliner, będę miała czym malować kreski do śmierci ;) Właśnie tak się kończy moje chodzenie do Rossmanna podczas promocji, ot, co! Powinni tego zabronić.
Kolejne listopadowe nabytki to Bielenda Argan Cleansing Oil (liczę na to, że da radę dobrze zmyć moje azjatyckie bb. Co o tym myślicie?) oraz woda toaletowa Caudalie Fleur De Vigne (recenzja), będąca prezentem od mojego męża. I oczywiście Shinybox, nie potrafiłam sobie go odmówić, strasznie podoba mi się jego zawartość :) Więcej na jego temat można przeczytać tutaj.
A oto efekt mojej choroby i wykupowania recept w aptece. W związku z tym, że ceny są dość korzystne (nawet w porównaniu do aptek internetowych), to trafiła do mnie Woda Winogronowa Caudalie i Eliksir Rozświetlający tejże firmy. Oby były dobre! A tak nawiasem: woda nie pachnie prawie wcale, za to eliksir bardzo intensywnie ;)
Na sam koniec zostawiłam zamówienie ze sklepu Skarby Syberii. W związku z tym, że właśnie trwa tam promocja (nawet do -40%) i od 50zł przysługuje nam darmowa dostawa, to zamówiłam kosmetyki, na które od dawna ostrzyłam zęby. Są to Ayurveda Hair Mask, Hammam Body Soap i Cedar Hand Cream (czyli maska do włosów, mydło i kremik do rąk), wszystko firmy Planeta Organica. Mam nadzieję, że mnie nie zawiodą, bo długo zwlekałam z ich zakupem i na pewno są to nabytki przemyślane i potrzebne (jaaasne ;)) Na sam koniec, malutki bonusik ;) Kolejny prezent od męża, czyli jadąca do mnie, świeża i niespodziewana dostawa kosmetyków prosto z Rosji :) w związku z tym, że zarówno małżonek jak i kosmetyki jeszcze są w drodze, to zdjęcie pozostawia wiele do życzenia ;) Od lewej: płyn do kąpieli, peeling solny, białe mydło i miodowe mydło, wszystko sygnowane przez Babuszkę Agafię, hihi :)


niedziela, 23 listopada 2014

Listopadowy Shinybox. Towar pierwsza klasa, zakupiony dzięki handlowi obwoźnemu w internetach

Listopadowy Shinybox widzieli już chyba wszyscy ;) No ale trudno, ze względu na pracę od poniedziałku do soboty, nie miałam kiedy o nim napisać. Powiem szczerze, że zamówiłam go za 39zł, korzystając z kodu rabatowego z bloga Retromoderny. Wtedy nie było jeszcze wiadomo, co jest wewnątrz. Korzystając z podpowiedzi, doszłam do wniosku, że może pojawić się w nim coś ciekawego i raczej niewiele tracę. Tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką Towaru Pierwsza Klasa. Shinybox powstał we współpracy ze sklepem Pewex.pl.
Pudełeczko jest jak zwykle bardzo fajne :) Napisy "Pewex.pl", "Klasa A" a przede wszystkim "Handel obwoźny w internetach" nieźle mnie rozbawiły. Na środku widnieje jeszcze napis "Towar pierwsza klasa". Jak wiadomo, nie samym kartonem żyje człowiek, więc jak z zawartością?
Powiem szczerze, że moja pierwsza myśl po otwarciu pudełka była mniej więcej taka: "o wow, fajne!". Wszystko jest pełnowymiarowe (choć te 10 kosmetyków, które miało się pojawić było mocno naciągane, jak dla mnie cień powinien być liczony jako jedna sztuka). Co więc w nim znajdziemy? Pierwszym produktem jest Pielęgnujący Zmywacz do Paznokci w Chusteczkach marki Nu. Nigdy go nie miałam, nie znam, ale paznokcie maluję, jak każda kobieta, więc na pewno mi się przyda. Skórki zawsze mam dość suche i wymagające nawilżenia, więc jeśli jest pielęgnujący, to może chociaż nie wysuszy ;) Teraz o czymś co rzuciło mi się w oczy praktycznie od razu! Złoty Peeling Cukrowy Organique z linii Eternal Gold. Uwielbiam Organique, uwielbiam cukrowe peelingi (solne trochę szczypią :/) więc na pewno się u mnie przyda. Może lepiej byłoby, gdyby pochodził z innej linii, ale tą też chętnie wypróbuję. Jak dla mnie, to najmocniejsze ogniwo tego pudełeczka :)
Zaraz po peelingu zwróciłam uwagę na Balsam do Włosów: Aktywator Wzrostu, Bania Agafii. Lubię rosyjskie kosmetyki, dobrze sobie u mnie radzą i przede wszystkim nie szkodzą (a mojego męża pewnie niebawem posądzą o ich szmuglowanie przez granicę w hurtowych ilościach ;)). Balsam ma wygładzać włosy, zmiękczyć je i ułatwić rozczesywanie. Mam szczerą nadzieję, że to zrobi, bardzo by się to moim włosom przydało. Ostatnio są dość suche i często się plączą. Pewnie to wina kurtki, szalika i czapki... Baza pod cienie Joko również mi się przyda. Używam tego kosmetyku codziennie, akurat tej jeszcze nie miałam i chętnie ją przetestuję. Do tej pory moim ulubieńcem była  ta firmy Hean, może teraz się to zmieni? Pomarańczowy Peeling do ust Mariza również mnie ucieszył :) Nie znam kosmetyków tej firmy, miałam ochotę na jakoś kosmetyk do usuwania martwego naskórka z ust i Shinybox elegancko spełnił moją zachciankę ;) Mam tylko nadzieję, że nie będzie dla mnie za ostry :) I Na sam koniec: najsłabsze ogniwo tego pudełka, czyli 5 "osobnych" Cieni do Powiek w Kuleczkach. Opakowanie jest wyjątkowo nieszczęsne i chyba po prostu brzydkie. Czytałam, że dziewczyny miały ogromny problem z odkręceniem ich (ja na szczęście nie).  Kolory jak to kolory, jedne są niezłe, inne raczej niezbyt ładne :) No i wolałabym, żeby nie miały tych świecących drobinek, ale akurat to jest kwestią gustu. No i trochę przegięciem było reklamowanie ich jako pięć oddzielnych kosmetyków. Forma kuleczek za to bardzo mi się podoba. Jednym słowem: zamysł był niezły, z wykonaniem, trochę gorzej :D W ramach podsumowania powiem, że jestem z niego zadowolona. Większość kosmetyków mi się przyda, a kwota, którą zapłaciłam za Shinybox, jest bardzo korzystna. Nie żałuję, że się na niego skusiłam, i ze swojej strony, jak najbardziej polecam, nawet za 49 złotych :)

czwartek, 20 listopada 2014

Rimmel Salon Pro with Lycra w kolorze Punk Rock, czyli malowanie dla opornych

Jakiś czas temu, podczas promocji (a jakże!) w Rossmannie kupiłam lakier Rimmel Salon Pro, w dość popularnym na blogach kolorze Punk Rock. Nie lubię malować paznokci ciemnymi lakierami, ale lubię je nosić. Jestem malowajkową łamagą, nie ma co kryć. O ile z makijażem nieźle daję sobie radę, o tyle w przypadku paznokci odpadam w przedbiegach ;) W dodatku nigdy nie mogę wysiedzieć z pomalowanymi pazurkami, i zawsze, dosłownie zawsze, mam na nich rysy, dziury, odciski, bo za szybko gdzieś nimi dotknęłam. Jak zatem spisał się u mnie lakier Rimmel'a?
Lakier ma ładną, elegancką buteleczkę z czarną, skośnie ściętą nakrętką. Na jej szczycie widnieje tłoczona korona, będąca logo Rimmel. Czyli jak na lakier, jest wyjątkowo dobrze ;) Jego konsystencja bardzo mi odpowiada. Jest taka w sam raz, ani rzadka, ani gęsta. Pędzelek ma półokrągły kształt i jest stosunkowo szeroki. Naprawdę łatwo się nim maluje, mam dwa lakiery z tej serii i oba świetnie się pod tym względem sprawują. 
Lakier bardzo szybko schnie. Po około 10 minutach spokojnie mogę przestać trzymać ręce w powietrzu i wrócić do standardowych zajęć, bez obaw, że pojawią się rysy, albo dziury. Kryje praktycznie po jednej warstwie! Jestem pod wrażeniem, ponieważ praktycznie zawsze lakiery potrzebują u mnie dwóch, bo powstają prześwity. A tu? Szybko, bezproblemowo, jedno pociągnięcie pędzlem, i cześć! Więc jak do tej pory jest super, a nawet ekstra ;) Ile się u mnie trzyma? 3 dni. Spodziewałam się lepszego wyniku, ale na kwadratowych paznokciach zazwyczaj szybko pojawiają się odpryski, a moje są jeszcze dość miękkie, więc wybaczam. Kolor, który posiadam (Punk Rock), jest świetny. Raz to ciemny fiolet, raz szarość z domieszką granatu. W zależności od światła, potrafi zmienić swoje oblicze. Zmywa się go bardzo dobrze i nie odbarwia paznokci podczas stosowania. Cena? Chyba 18.90zł. Mogłoby być lepiej, zazwyczaj w normalnej cenie  trochę szkoda mi go kupować, ale często pojawiają się promocje. Czy to normalne, takie do 13.90zł czy obniżki o 40% lub tak jak ostatnio: 1+1 w Rossmannie. Warto polować, warto czekać, warto kupować. Zwłaszcza ten kolor, ale te do french manicure również polecam!
Powyżej zdjęcie z lampą, poniżej bez :)
P.S: Macie może pomysł na jakąś dobrą wymówkę na wywinięcie się z imprezy? Taką dla nieasertywnych ;)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Czy mogło być gorzej? Flos Lek - Lip Care, Wazelina kosmetyczna do ust

Niedawno robiłam zamówienie w jednej z internetowych aptek. Brakło mi do darmowej przesyłki dosłownie parę złotych, więc szybko zaczęłam szukać w głowie pomysłów na jakiś drobiazg. I na moje nieszczęście wpadłam na genialny pomysł, żeby zakupić wazelinę kosmetyczną do ust Flos - Lek o zapachu poziomkowym. I tym razem, moja recenzja będzie świetnym przykładem na to, że to co sprawdza się u większości, niekoniecznie sprawdzi się też u nas ;) Wiem też, że mogę się tą opinią narazić fankom tego produktu, jednak u mnie zupełnie nie zdał on egzaminu ;)
Wazelinę dostajemy w ładnej, metalowej puszeczce, która cieszy oko. Naklejka również jest fajna i estetyczna, nic się nie odkleja, nie rdzewieje, nie brudzi. Kwestia opakowania jak zwykle jest sporna, słoiczki może jakoś wybitnie higieniczne nie są, ale wiedziałam co kupuję więc się nie czepiam ;) Po otwarciu puszki, czuć "poziomkowy" zapach. Tylko tak sobie myślę, że ja chyba jadłam jakieś inne poziomki ;) Niby słodki, niby fajny, ale tak naprawdę mocno chemiczny i jak dla mnie chyba trochę drażniący. Konsystencja kosmetyku jest dość twarda, zbita, ale nie ma raczej problemu z wydobyciem go i nałożeniem na usta.
Ciągnąc dalej temat kosmetyku, przejdźmy do jego działania. Tutaj zaczynają się schody, gdyż po nałożeniu jej na usta (moje są suche i wymagające, kiedyś już o tym wspominałam), w ogóle nie odczułam ulgi. Utrzymywała się ona na ustach około 2 godzin i miałam wrażenie, że z każdą minutą moje wargi są coraz bardziej ściągnięte. I tak za każdym razem... Usta po jej zastosowaniu były chyba jeszcze bardziej suche i spierzchnięte niż przed. Po jakimś czasie stwierdziłam, że chyba nie ma sensu się męczyć i otworzyłam kolejny słoiczek Nuxe Reve de Miel. Do plusów w przypadku tej wazeliny zaliczyłabym niską cenę, ładne opakowanie, zapach to kwestia dyskusyjna (jednym może się podobać, innym nie, generalnie jest do zniesienia, ale szału nie robi) a minusem (i to wielkim) jest w moim przypadku działanie. Myślałam, że może w kwestii pielęgnacji skórek wokół paznokci spisze się lepiej, jednak po około tygodniowym stosowaniu, nie odnotowałam efektu. W tym momencie kosmetyk pełni funkcję zabawki dla kota. Jemu bardzo przypadł ten produkt do gustu, dobrze wrzuca się go pod szafę a potem całkiem fajnie wyjmuje ;)

piątek, 14 listopada 2014

Caudalie Fleur de Vigne, czyli o tym jak kupiłam wodę toaletową w aptece

Jakiś czas temu, wertując ofertę jednej z internetowych aptek, wpadły mi w oko wody toaletowe francuskiej firmy Caudalie. Nie kupuję perfum w ciemno, więc odpuściłam je sobie na starcie. Często boli mnie głowa, od zapachów potrafię dostać kilkudniowej migreny, w ogóle gdyby nie dwie butelki moich ulubionych do tej pory perfum, chyba nie używałabym niczego, z obawy o głowę właśnie. Żeby było piękniej, wody toaletowe potrafią u mnie wywołać atak kichania, co często skutkuje zatkanym na amen nosem :P No ale, żeby nie było tak cudownie, i żeby mój portfel nie był za bezpieczny, podczas wykupowania recepty dojrzałam w aptece na osiedlu właśnie zapachy Caudalie. Wtedy rzuciłam okiem i wyszłam, ale nie dawały mi one spokoju. Następnego dnia poszłam tam specjalnie i z nadzieją w głosie (choć nie liczyłam na powodzenie tej misji), zapytałam czy są ich testery. I były! Obejrzałam (a raczej powąchałam) dwa, które po opisach były moimi faworytami, wypryskałam się jednym, resztę zapachów (czyli bodajże jeszcze cztery inne) dostałam "na papierku". I znowu poszłam do domu. Czekałam cały dzień na jakiś najmniejszy choćby sygnał od mojej głowy, że coś jej nie odpowiada. I nic. Więc poszłam tam po raz kolejny i w związku z tym, że cena była taka sama jak w internecie to kupiłam zieloną, Fleur de Vigne ;)
Woda toaletowa zapakowana jest w bardzo ładne, kartonowe pudełeczko. Wewnątrz znajdujemy prostą buleleczkę z wgłębieniem w kształce kiści winogron. Mnie osobiście bardzo się to spodobało, trochę zalatuje stylem eko, z resztą kosmetyki Caudalie sa naturalne, więc i perfumy idealnie sie w to wpisują. Bez problemu można jej też ponoć używać na słońcu, ale w związku z aktualną aurą, nie miałam okazji tego sprawdzić ;) Zapachy recenzuje się ciężko, ale w związku z tym, że wszystkie są oryginalne i warte uwagi, to postanowiłam podjąć się tego zadania. Moja wersja zawiera w sobie grejpfrut, mandarynkę, kwiat winorośli, peruwiański pieprz, arbuz, białą różę i cedr. Jak wygląda więc efekt finalny? Powiem Wam, że bardzo interesująco! Zapach jest świeży, zielony, lekko wyczuwam w nim kwiaty. Jest taki "mój", naprawdę przypadł mi do gustu.
Jak już wspominałam, ani migrena, ani spazmatyczne kichanie nie dały o sobie znać. Jednocześnie bardzo zaskoczyło mnie to, że zapach długo utrzymuje się na skórze. Używam go wyłącznie rano, przed wyjściem z domu, czyli parę minut po godzinie 8:00. O 17:00 kończę pracę, więc któregoś dnia przyjechał po mnie mąż. Wsiadłam szczęśliwa do samochodu (nienawidzę komunikacji miejskiej!), a po kilku minutach Luby wypalił "ale coś pachnie". Nachylił się i dodał: "o, to Ty". Tak więc, po 9 godzinach, nadal było ją czuć. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego wyniku po naturalnej wodzie toaletowej. Jedynym minusem jest jej cena. 98zł za 50 mililitrową buteleczkę to dużo, ale zapachy są stosunkowo oryginalne, długo utrzymują się na skórze, więc uważam, że warto w nie zainwestować. Wszystkim alergikom i migrenowcom serdecznie polecam, ja na pewno wrócę po jeszcze ;)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Jesienne Rozdanie - wyniki!

Dzisiejszy (trzeci już) post na ten sam temat, czyli Jesiennego Rozdania, będzie już ostatni ;) Ale za to dla jednej z Was bardzo przyjemny :) W związku z tym, że wczoraj minął termin nadsyłania zgłoszeń, a wszystkie liczyłam na bieżąco, by nie robić wszystkiego na raz, wyniki pojawiają się już dziś. Powiem szczerze, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Wzięło w nim udział aż 149 osób, które uzyskały 784 losy. Dziś pojawił się u mnie 320 obserwator! Bardzo Wam dziękuję :)
Szczęśliwą posiadaczką nagrody, zostaje właścicielka losu nr 34. Na mojej jakże profesjonalnej liście należy on do:
Tak jak widać, zwyciężczynią Jesiennego Rozdania zostaje (wieczorem naskrobię do Ciebie maila ;)):

Arcy Joko

Paczuszkę postaram się wysłać jak najszybciej :) Chciałabym jeszcze przypomnieć, że wszyscy, którym obserwacja odwidzi się zaraz po ogłoszeniu wyników, mogą od razu zrezygnować z brania udziału w kolejnych konkursach ;) Do następnego razu Moje Drogie! :)

sobota, 8 listopada 2014

Jesienne rozdanie na bis :)

W związku z tym, że termin Jesiennego Rozdania powoli chyli się ku końcowi, jeszcze raz serdecznie zapraszam wszystkich, którzy tego nie zrobili, do wzięcia udziału :) 

Nagrodę do zdobycia, przedstawia powyższe zdjęcie ;) Jeżeli ktoś stwierdzi, że chce ją zdobyć, to zgłosić może się tutaj: