Macie czasem tak, że same nie wiecie, co sądzić o danym produkcie? Może raz Was denerwuje, a potem okazuje się, że chyba jednak go lubicie? Może raz działa bardzo dobrze, a raz gorzej? Albo czasem sprawdza się źle ze względu na niesprzyjające czynniki środowiskowe, lub zdrowotne, a po ich zmianie, nagle coś między Tobą a danym kosmetykiem zaczyna iskrzyć? Ja tak mam z pomadką Givenchy Le Rouge Porter. Czyli relacja bywa skomplikowana... Ale od początku!
Według mnie, samo opakowanie kosmetyku jest iście zjawiskowe i nie będę kłamać, że to ono w dużej mierze zachęciło mnie do zakupu pierwszej z nich. Czarna skóra, srebro, eleganckie logo, tłoczenia, ozdobny dół... Niewątpliwie to jedna z piękniejszych pomadek z jaką miałam styczność. Całość ma formę dość wąskiego, ale wygodnego sztyftu, którego jest wewnątrz 2.2g. Czyli niewiele :P Pomadka jest jednak na tyle twarda, że nie rozmaśla się podczas malowania i jednocześnie na tyle miękka, że bez problemu naniesiemy na usta wymarzoną ilość warstw, bo intensywność odcienia bez problemu możemy sobie stopniować ;)
Pierwszym odcieniem, jaki do mnie trafił, był kolor nr 106 o nazwie Parme Silhouette (komu jeszcze kojarzy się z szynką parmeńską? xD), który właściwie idealnie wpasowuje się odcieniem w kolor moich warg (jest to coś pomiędzy nude a sinym fioletem). Przy ich nierównej pigmentacji jest to jak najbardziej pożądany efekt, nie będę ukrywać ;) Z kolei drugi z kolorów jaki posiadam, nr 202 Rose Fantaisie to chłodny, różowy cukiereczek, na które ostatnio mam niebywałą fazę :P
Zapach pomadki niestety nie przypomina mi niczego super. Ot, jest przyjemny, może odrobinę budyniowy, lekko słodki, ale z pewnością nie jest to żaden zachwycający aromat. W kwestii smaku niestety jest podobnie, wszak mam wrażenie, iż na dobrą sprawę chyba w ogóle go nie ma... Jeśli więc nie lubicie intensywnie pachnących i smakowych szminek - to może być coś dla Was ;)
Givenchy Le Rouge a Porter to pomadka, po której nie możemy oczekiwać głębokiego, intensywnego koloru już przy pierwszym pociągnięciu. A nawet przy dziesiątym xD Jest to raczej koloryzujący balsam, których ja jestem od bardzo dawna wielką fanką. Dlaczego? Nie trzeba przykładać się specjalnie do ich aplikacji, zazwyczaj lekko odżywiają nasze usta i dobrze komponują się w codziennym makijażu z mocno podkreślonym okiem, które zazwyczaj mi towarzyszy. Jaki jest więc stricte produkt Givenchy? Na pewno lekki, bardzo słabo wyczuwalny na ustach nawet przy grubej warstwie, nie podkreślający załamań naszych warg oraz suchych skórek. Poza tym, jak widzicie wykończenie pomadki jest świetliste, lekko przejrzyste i lśniące.
Jeśli więc jest to bardziej balsam niż szminka, jak wygląda kwestia pielęgnacyjna? Niestety na dobrą sprawę u mnie zależy to od dnia i ogólnej kondycji ust. Bo bywają dni takie, kiedy faktycznie pomaga i czuję ulgę zaraz po jego nałożeniu, ale zdarza się tak, że "dobry Boże nie pomoże" - wtedy ratuje mnie już tylko typowy, nawilżający, bezbarwny balsam i to jeszcze nie każdy xD Co ciekawe, mam wrażenie, że nr 202 radzi sobie w materii nawilżenia lepiej niż 106. I jeszcze jedna ważna informacja: jak długo nacieszycie się warstwą koloru na ustach? Myślę, że nie jedząc i nie pijąc Le Rouge a Porter wytrzyma jakieś 2 godziny. Potem po prostu ładnie znika z ust nie pozostawiając po sobie bałaganu.
Jak więc podsumowałabym tę serię? Dla mnie jest to ciekawa linia łącząca koloryzację z pielęgnacją, jednak z pewnością nie o spektakularnym działaniu. Na pewno ich zaletą są śliczne kolory, jeszcze piękniejsze opakowania oraz fakt, iż nie wysuszają one ust, ba! Nawet lekko je pielęgnują. A wadą? Krótkotrwały efekt oraz cena. Tak, bo cena jest iście szalona, gdyż za jedną normalnie zapłacić trzeba aż 159zł. Ja jednak kupiłam Parme Silhouette za bodajże 119zł a Rose Fantaisie na wyprzedaży za 89zł. I tak, jeśli macie ochotę je wypróbować, warto polować na promocje. Ja jednak nie skorzystam z kolejnej i nie będę testować następnych odcieni, mimo iż wydaje mi się, że jednak nie są do końca równe ;) A Wy? Znacie te pomadki? Jakie macie odczucia względem nich? Chętnie się dowiem! Bo ja raz je kocham, a czasem mam wątpliwości xD Wtedy zdradzam na prawo i lewo :P
P.S. Jeśli szukacie niezawodnej pomadki w podobnych, balsamowo - odżywczych klimatach, z czystym sumieniem polecam YSL Rouge Volpute Shine :)
P.S. Jeśli szukacie niezawodnej pomadki w podobnych, balsamowo - odżywczych klimatach, z czystym sumieniem polecam YSL Rouge Volpute Shine :)