Lubicie kosmetyczne dziwadła i szalone gadżety? Ja bardzo :D Ale szczerze Wam powiem, że czarna pomadka Givenchy Rouge Interdit Vinyl Noir Revelateur nr 16, trafiła do mnie przez przypadek. Jaki? Po prostu zgadałam się ze znajomą, która sprzedała mi ją mniej więcej połowę taniej (oczywiście jako nową, nieużywaną). A że w gruncie rzeczy Inga Givenchy lubi, to nie mogła się oprzeć takiej okazji. W sumie w tym miejscu warto byłoby wspomnieć, że czerń lubię jeszcze bardziej, ale w sumie po co... Na pewno po tylu latach wiecie :P Jak zatem układa się nasza niespodziewana znajomość? Dobrze czy może raczej średnio? Zapraszam Was do czytania! ;)
Opakowanie jest iście boskie. Jak przystało na Givenchy! Czarne, półprzezroczyste, z tasiemeczką, za pomocą której możemy wyciągnąć pomadkę. Wewnątrz znajduje się logo i plastikowa imitacja wstążeczki. Super! Co ciekawe, całość nie ma tendencji do niszczenia się. Sam sztyft jest ścięty na ukos, co naprawdę bardzo lubię, bo po prostu wygodniej mi pomadką o takim kształcie malować usta. Według mnie są one bardziej precyzyjne i "ładniej" się zużywają xD Ile kosmetyku znajdziemy wewnątrz? 3.3g. - czyli ani dużo, ani mało. Pomadka posiada lekko słodki zapach i szminkowo-słodki posmak. Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi :P
Sama szminka jest mięciutka i pięknie sunie po ustach, jednocześnie nie gibiąc się we wszystkie strony oraz nie kalecząc o opakowanie (mam jedną taką Burberry, przed malowaniem najlepiej włożyć ją do lodówki... :/). Co ciekawe, zawsze nakładam jej sporo i jeśli już jej używam, to również często, ale chyba nie ma ona zadatków na coś totalnie niewydajnego. Pamiętajcie również, że ta pomadka nie zastyga na ustach i ma ona bardziej formę balsamu, niż szminki.
Sztyft, jak już mówiłam, jest właściwie kruczoczarny :D Gdy pomalujemy nim usta, jego góra nabiera jednak delikatnego, różowawego połysku. A co z ustami? Kolor potrafi być różny (inaczej wygląda u mnie i inaczej u mojej mamy), ale ogólnie rzecz biorąc, jest to zawsze odcień różu. W naszym przypadku chłodnego, i u mojej rodzicielki dość mocno wpadającego w fiolet. U mnie znowu przypomina on coś w rodzaju różu z błękitną poświatą ;)
Wykończenie Givenchy Rouge Interdit Vinyl Noir Revelateur jest typowo przejrzyste, faktycznie jakby winylowe, wygładzające wszystkie nierówności (dzięki temu nie ma tendencji do podkreślania suchych skórek, zmarszczek oraz blizn). Jednak po wytarciu wierzchniej powłoki nie musimy się obawiać, że kolor zniknie z naszych ust całkowicie. Dlaczego? Ponieważ na wzór azjatyckich tintów pięknie wgryza się on w wargi. Tak więc z warstwą błysku pomadka tkwi u mnie bez jedzenia około 2 godzin, a sam kolor jeszcze godzinę lub dwie dłużej. Weźcie jednak poprawkę na to, że ja bardzo szybko "zjadam" wszystko, co tylko na usta nałożę :P Taka uroda. Choć przy ilości szminek, jaką posiadam, powinnam się raczej z tego cieszyć xD To tak w ramach dygresji... ;)
Co ciekawe, producent dotrzymał też słowa w kwestii właściwości pielęgnacyjnych produktu, ponieważ działa ona niczym najlepsza pomadka ochronna. Odżywia, wygładza, nawilża i uelastycznia nasze wargi oraz - co ważne zimą - chroni je całkiem dobrze przed zimnem. Jedyną wadą pomadki jest jej cena, gdyż normalnie kosztuje ona aż 149zł. Warto jednak polować na promocje, gdyż w Sephorze od czasu do czasu pojawiają się rabaty rzędu 20% , raz do roku nawet 30%, a być może przypadkiem poszczęści się Wam tak jak mnie i będziecie miały okazję kupić ją jeszcze taniej... Bo jak za te 75-80zł jestem z niej bardzo zadowolona, ale cena regularna wydaje mi się dość wysoka. Cóż jednak poradzić, płacimy też za luksusowe opakowanie, prestiż i markę ;)
A Wy lubicie kosmetyczne gadżety? Podoba Wam się ten produkt? Miałyście kiedyś czarną szminkę? A może macie jakichś swoich ulubieńców marki Givenchy? Koniecznie dajcie znać! :)
Sztyft, jak już mówiłam, jest właściwie kruczoczarny :D Gdy pomalujemy nim usta, jego góra nabiera jednak delikatnego, różowawego połysku. A co z ustami? Kolor potrafi być różny (inaczej wygląda u mnie i inaczej u mojej mamy), ale ogólnie rzecz biorąc, jest to zawsze odcień różu. W naszym przypadku chłodnego, i u mojej rodzicielki dość mocno wpadającego w fiolet. U mnie znowu przypomina on coś w rodzaju różu z błękitną poświatą ;)
Wykończenie Givenchy Rouge Interdit Vinyl Noir Revelateur jest typowo przejrzyste, faktycznie jakby winylowe, wygładzające wszystkie nierówności (dzięki temu nie ma tendencji do podkreślania suchych skórek, zmarszczek oraz blizn). Jednak po wytarciu wierzchniej powłoki nie musimy się obawiać, że kolor zniknie z naszych ust całkowicie. Dlaczego? Ponieważ na wzór azjatyckich tintów pięknie wgryza się on w wargi. Tak więc z warstwą błysku pomadka tkwi u mnie bez jedzenia około 2 godzin, a sam kolor jeszcze godzinę lub dwie dłużej. Weźcie jednak poprawkę na to, że ja bardzo szybko "zjadam" wszystko, co tylko na usta nałożę :P Taka uroda. Choć przy ilości szminek, jaką posiadam, powinnam się raczej z tego cieszyć xD To tak w ramach dygresji... ;)
Co ciekawe, producent dotrzymał też słowa w kwestii właściwości pielęgnacyjnych produktu, ponieważ działa ona niczym najlepsza pomadka ochronna. Odżywia, wygładza, nawilża i uelastycznia nasze wargi oraz - co ważne zimą - chroni je całkiem dobrze przed zimnem. Jedyną wadą pomadki jest jej cena, gdyż normalnie kosztuje ona aż 149zł. Warto jednak polować na promocje, gdyż w Sephorze od czasu do czasu pojawiają się rabaty rzędu 20% , raz do roku nawet 30%, a być może przypadkiem poszczęści się Wam tak jak mnie i będziecie miały okazję kupić ją jeszcze taniej... Bo jak za te 75-80zł jestem z niej bardzo zadowolona, ale cena regularna wydaje mi się dość wysoka. Cóż jednak poradzić, płacimy też za luksusowe opakowanie, prestiż i markę ;)
A Wy lubicie kosmetyczne gadżety? Podoba Wam się ten produkt? Miałyście kiedyś czarną szminkę? A może macie jakichś swoich ulubieńców marki Givenchy? Koniecznie dajcie znać! :)
Bardzo lubię Givenchy. Na tą wersję miałam swego czasu chęć, ale nie byłam pewna czy czarny sztyft będzie mnie pozytywnie nastrajał do używania;D
OdpowiedzUsuńMnie nastraja, nawet bardzo pozytywnie, ale my mamy w sumie zupełnie inne upodobania kolorystyczne ;)
UsuńNie aż tak znowu zupełnie:)
UsuńZupełnie nie, ale trochę jednak tak :) Pamiętam, że swojego czasu czerni nie lubiłaś, ale chyba trochę się to zmieniło :)
Usuńuwielbiam opakowania tych pomadek:)
OdpowiedzUsuńJa też, a najlepsze jest to, że na żywo, są jeszcze ładniejsze ;)
UsuńKolor na ustach piękny i wykończenie bardzo korzystne dla ust :)
OdpowiedzUsuńTo prawda :) Od razu wyglądają na gładsze, pełniejsze i po prostu ładniejsze ;) Choć kolor u każdego wychodzi trochę inny :D
UsuńTakie cudaki zupełnie nie są dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńWiadomo, gusta są różne! :)
Usuńja raczej nie jestem gadżetomanka jeśli chodzi o kosmetyki. Wręcz przeciwnie wolę proste opakowania :)
OdpowiedzUsuńTu nawet nie tyle chodziło mi o opakowanie tej szminki, co o czarny sztyft malujący na różowo ;)
UsuńPodoba mi się to, że na każdych ustach wygląda inaczej. Przypuszczam, że u mnie byłoby podobnie jak u Twojej mamy, bo u mnie każda pomadka niby różowa, wygląda na bardziej fioletową, co akurat mnie cieszy. Azjatyckie tinty to w ogóle wynalazek, który strasznie mnie kusi.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że ja też lubię lawendowe, liliowe i fioletowe odcienie na ustach ;) a azjatyckie tinty są niby fajne, ale mnie jeszcze nie udało się trafić na taki, który nie wysuszałby ust... Choć teraz czeka na mnie jeden z Etude House, zobaczymy ;)
UsuńJa jestem trochę taka Pani gadżet choć ostatnio mocno ograniczyłam takie zakupy. Efekt na ustach bardzo mi się podoba i mogłabym ją mieć tym bardziej że Givenchy nie miałam nic :)
OdpowiedzUsuńJa też staram się ograniczać, ale idzie mi hmm... źle xD a efekt na ustach jest bardzo ładny, i co fajne - u każdego inny ;)
UsuńPrzy Twoim typie urody wygląda zjawiskowo, ale u mnie nie byłoby już tak kolorowo :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :) Ale może u Ciebie wyglądałaby zupełnie inaczej ;)
Usuńwow ale fajny cudak, w życiu bym nie pomyślała że taki ciemny kolor pomadki wyczaruje na ustach róż, i to na dodatek tak niejednoznaczny w swoim kolorze :-)
OdpowiedzUsuńA jednak ;) Ja też bym nie pomyślała :D Trafiła do mnie przypadkiem, ale jednak bardzo się polubiłyśmy :)
UsuńNo, no. no bardzo ciekawy produkt. Taką czarną pomadkę to i ja chętnie bym miała w swojej kolekcji :D.
OdpowiedzUsuńFajne dziwadełko, prawda? :D
UsuńAle bajer! Chcę taką :)
OdpowiedzUsuńPolecam zatem, bo fajowa :D
UsuńPodoba mi się! Lubię takie bajery 😊
OdpowiedzUsuńJa właśnie też :D Nawet bardzo! ;)
UsuńBardzo ciekawy gadzet, ale i sam efekt na ustach bardzo mi sie podoba :D
OdpowiedzUsuńMiło słyszeć ;)
UsuńAle ładnie się prezentuje :). Lubię tego typu, nieoczywiste produkty i w sumie kusi mnie :P
OdpowiedzUsuńNo to jak kusi, to przy najbliższej okazji trzeba brać :D
Usuńhah spodobało mi się a efekt na Twoich ustach jest bardzo fajny . Ciekawa jestem jakby u mnie to wyglądało :)
OdpowiedzUsuńPewnie również fajnie :)
UsuńMa coś w sobie takie 'nieoczywistego' ale ja chyba wolę klasyczną G ;)
OdpowiedzUsuńJa w klasyczną jeszcze się nie zaopatrzyłam :P
Usuńbardzo mi się podoba, takie zdrowe usta się wydają :D
OdpowiedzUsuńA moje na pewno takie nie są xD Mam na nich bliznę, ciemniejszą plamkę... Ta pomadka naprawdę poprawia wygląd ust ;)
UsuńBardzo lubię w ulubieńcach minionego roku umieściłam Rouge Interdit w odcieniu 06 Rose nocturne :)
OdpowiedzUsuńWcale mnie to nie dziwi, to super pomadki :) Lecę obczaić, co to za kolor ;)
UsuńBardzo ładny połysk.
OdpowiedzUsuńwww.natalia-i-jej-świat.pl
Fakt ;) Vinyl w końcu :)
UsuńWow :D Fajny bajer z tym kolorem :D
OdpowiedzUsuńPomadka świetnie się błyszczy! :D
No mnie ten bajerek kupił całkowicie ;)
UsuńPiękny kolor wychodzi na Twoich ustach:). Ja bym pewnie celowała w jakiś róż, jednak ten czarny sztyft jest dla mnie zbyt mroczny, mimo tego jak ładnie wygląda ta pomadka w makijażu;).
OdpowiedzUsuńA, u mnie to tam wiesz, mrok przez cały rok xD Ale się z nią polubiłam, pasuje do wielu makijaży, atrakcyjnie wygląda i jeszcze dodatkowo świetnie działa :)
UsuńBardzo ładny efekt na ustach :3
OdpowiedzUsuńNieoczywista i piękna, a sam efekt końcowy bardzo korzystny dla ust :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie wygląda ta pomadka,zdecydowanie to mój kolor na ustach,bardzo lubię blade róże
OdpowiedzUsuńZ takich dziwnych pomadek miałam kiedyś zieloną, też zmieniała kolor na różowy, ale ona była jeszcze bardziej trwała, kolor zostawał na ustach na kilkanaście godzin. Nie pamiętam niestety już z jakiej była marki, bo było to daaawno temu. :)
OdpowiedzUsuńTak, zielone swojego czasu miało chyba też Bell :) A dawno temu to takie cudo miała moja babcia, wymalowałam się tym za dziecięcia i matka mnie nie mogła domyć dwa dni xD
UsuńCiekawy a zarazem "dziwny" produkt ;D lecz prezentuje się cudnie
OdpowiedzUsuńU mnie jest różnie z takimi gadżetami. Do niektórych podchodzę nieufnie, a na niektóre decyduję się szybko.
OdpowiedzUsuńDaje przepiekny kolor po utlenieniu,. Co ciekawe z tej serii mam czarny róż do policzków :) daje również subtelny rózowy odcień
OdpowiedzUsuńO, też bym chętnie wypróbowała ten róż! :)
UsuńPięknie wygląda na ustach <3 Narobiłaś mi ochoty na taką magiczną pomadkę! Od razu przypomniały mi się z dzieciństwa lalki Barbie i kucyki pony, których włosy zmieniały kolor pod wpływem wody... Zawsze o takiej zabawce marzyłam <3
OdpowiedzUsuńO ja, brzmi fajnie! :D Choć ja zabawki nie kojarzę, za mojego dzieciństwa były takie lalki Barbie ;)
UsuńCo to za czary :D Super! :)
OdpowiedzUsuńA ja już myślałam, ze to naprawdę będzie czarny kolor :D Też lubię takie gadżety, chociaż tutaj chyba kolor jednak nie mój, bo za chłodny (jednak może inaczej wyglądałby u mnie?).
OdpowiedzUsuńAle ślicznie wygląda na ustach! Uwielbiam takie gadżety, muszę na nią zapolować w czasie wyprzedaży/promocji :)
OdpowiedzUsuńna ustach wyglada oblednie
OdpowiedzUsuńPiękna szminka! A na ustach prezentuje się super!
OdpowiedzUsuńKolor, który wgryza się w usta brzmi super, tinty to ja lubię, aczkolwiek cena... luksusowa :D
OdpowiedzUsuń