czwartek, 27 listopada 2014

Nowości - edycja listopadowa. O tym, że miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle

Aktualnie siedzę w domu na zwolnieniu i powiem Wam, że mam dość wszystkiego. Mam wrażenie, że mimo leków i antybiotyku, z dnia na dzień jest gorzej... W związku z tym, zapraszam dziś na luźniejszy post zakupowy, z tego co zauważyłam, raczej przez wszystkich lubiany ;) Szczerze powiedziawszy, przez pierwszą połowę listopada, trzymałam się dzielnie i nie kupowałam zbyt wielu rzeczy. Pod koniec niestety pękłam (czyli jak zwykle ;)) i oto tego efekty:
Tym razem zacznijmy może od kolorówki, która podczas rossmannowej promocji kusiła najbardziej (przynajmniej mnie :)):
Rzeczy, które tutaj widać, nie zawsze kupowałam w kompletach. W przypadku Star Shimmer Provoke, dr Ireny Eris było tak, że puder trafił do mnie, a Modelator do twarzy dostała w prezencie moja chrzestna. Rozświetlacz Kobo w kolorze Moonlight chodził za mną odkąd tylko się pojawił, więc kiedy trafiłam w końcu do Natury, od razu wrzuciłam go do koszyka. Do tego przygarnęłam jeszcze lakiery Wibo, Granite Sand nr5 i Glamour Sand nr nr4. W Golden Rose nie mogłam przejść obojętnie obok Błyszczyka Color Sensation Lipgloss nr103. Niestety ;)
Tutaj mamy zestaw z tuszem do rzęs Wonder'Full Rimmel i eyeliner Glam Eyes. Lubię taką formę pakowania kosmetyków, przynajmniej wszystko jest pozaklejane i można poznać, czy ktoś zanurzył w nim swoje paluszki ;) Do tego jeszcze Rimmel Scandal Eyes eyeliner oraz Maybelline Lasting Drama, czyli również żelowy eyeliner, będę miała czym malować kreski do śmierci ;) Właśnie tak się kończy moje chodzenie do Rossmanna podczas promocji, ot, co! Powinni tego zabronić.
Kolejne listopadowe nabytki to Bielenda Argan Cleansing Oil (liczę na to, że da radę dobrze zmyć moje azjatyckie bb. Co o tym myślicie?) oraz woda toaletowa Caudalie Fleur De Vigne (recenzja), będąca prezentem od mojego męża. I oczywiście Shinybox, nie potrafiłam sobie go odmówić, strasznie podoba mi się jego zawartość :) Więcej na jego temat można przeczytać tutaj.
A oto efekt mojej choroby i wykupowania recept w aptece. W związku z tym, że ceny są dość korzystne (nawet w porównaniu do aptek internetowych), to trafiła do mnie Woda Winogronowa Caudalie i Eliksir Rozświetlający tejże firmy. Oby były dobre! A tak nawiasem: woda nie pachnie prawie wcale, za to eliksir bardzo intensywnie ;)
Na sam koniec zostawiłam zamówienie ze sklepu Skarby Syberii. W związku z tym, że właśnie trwa tam promocja (nawet do -40%) i od 50zł przysługuje nam darmowa dostawa, to zamówiłam kosmetyki, na które od dawna ostrzyłam zęby. Są to Ayurveda Hair Mask, Hammam Body Soap i Cedar Hand Cream (czyli maska do włosów, mydło i kremik do rąk), wszystko firmy Planeta Organica. Mam nadzieję, że mnie nie zawiodą, bo długo zwlekałam z ich zakupem i na pewno są to nabytki przemyślane i potrzebne (jaaasne ;)) Na sam koniec, malutki bonusik ;) Kolejny prezent od męża, czyli jadąca do mnie, świeża i niespodziewana dostawa kosmetyków prosto z Rosji :) w związku z tym, że zarówno małżonek jak i kosmetyki jeszcze są w drodze, to zdjęcie pozostawia wiele do życzenia ;) Od lewej: płyn do kąpieli, peeling solny, białe mydło i miodowe mydło, wszystko sygnowane przez Babuszkę Agafię, hihi :)


niedziela, 23 listopada 2014

Listopadowy Shinybox. Towar pierwsza klasa, zakupiony dzięki handlowi obwoźnemu w internetach

Listopadowy Shinybox widzieli już chyba wszyscy ;) No ale trudno, ze względu na pracę od poniedziałku do soboty, nie miałam kiedy o nim napisać. Powiem szczerze, że zamówiłam go za 39zł, korzystając z kodu rabatowego z bloga Retromoderny. Wtedy nie było jeszcze wiadomo, co jest wewnątrz. Korzystając z podpowiedzi, doszłam do wniosku, że może pojawić się w nim coś ciekawego i raczej niewiele tracę. Tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką Towaru Pierwsza Klasa. Shinybox powstał we współpracy ze sklepem Pewex.pl.
Pudełeczko jest jak zwykle bardzo fajne :) Napisy "Pewex.pl", "Klasa A" a przede wszystkim "Handel obwoźny w internetach" nieźle mnie rozbawiły. Na środku widnieje jeszcze napis "Towar pierwsza klasa". Jak wiadomo, nie samym kartonem żyje człowiek, więc jak z zawartością?
Powiem szczerze, że moja pierwsza myśl po otwarciu pudełka była mniej więcej taka: "o wow, fajne!". Wszystko jest pełnowymiarowe (choć te 10 kosmetyków, które miało się pojawić było mocno naciągane, jak dla mnie cień powinien być liczony jako jedna sztuka). Co więc w nim znajdziemy? Pierwszym produktem jest Pielęgnujący Zmywacz do Paznokci w Chusteczkach marki Nu. Nigdy go nie miałam, nie znam, ale paznokcie maluję, jak każda kobieta, więc na pewno mi się przyda. Skórki zawsze mam dość suche i wymagające nawilżenia, więc jeśli jest pielęgnujący, to może chociaż nie wysuszy ;) Teraz o czymś co rzuciło mi się w oczy praktycznie od razu! Złoty Peeling Cukrowy Organique z linii Eternal Gold. Uwielbiam Organique, uwielbiam cukrowe peelingi (solne trochę szczypią :/) więc na pewno się u mnie przyda. Może lepiej byłoby, gdyby pochodził z innej linii, ale tą też chętnie wypróbuję. Jak dla mnie, to najmocniejsze ogniwo tego pudełeczka :)
Zaraz po peelingu zwróciłam uwagę na Balsam do Włosów: Aktywator Wzrostu, Bania Agafii. Lubię rosyjskie kosmetyki, dobrze sobie u mnie radzą i przede wszystkim nie szkodzą (a mojego męża pewnie niebawem posądzą o ich szmuglowanie przez granicę w hurtowych ilościach ;)). Balsam ma wygładzać włosy, zmiękczyć je i ułatwić rozczesywanie. Mam szczerą nadzieję, że to zrobi, bardzo by się to moim włosom przydało. Ostatnio są dość suche i często się plączą. Pewnie to wina kurtki, szalika i czapki... Baza pod cienie Joko również mi się przyda. Używam tego kosmetyku codziennie, akurat tej jeszcze nie miałam i chętnie ją przetestuję. Do tej pory moim ulubieńcem była  ta firmy Hean, może teraz się to zmieni? Pomarańczowy Peeling do ust Mariza również mnie ucieszył :) Nie znam kosmetyków tej firmy, miałam ochotę na jakoś kosmetyk do usuwania martwego naskórka z ust i Shinybox elegancko spełnił moją zachciankę ;) Mam tylko nadzieję, że nie będzie dla mnie za ostry :) I Na sam koniec: najsłabsze ogniwo tego pudełka, czyli 5 "osobnych" Cieni do Powiek w Kuleczkach. Opakowanie jest wyjątkowo nieszczęsne i chyba po prostu brzydkie. Czytałam, że dziewczyny miały ogromny problem z odkręceniem ich (ja na szczęście nie).  Kolory jak to kolory, jedne są niezłe, inne raczej niezbyt ładne :) No i wolałabym, żeby nie miały tych świecących drobinek, ale akurat to jest kwestią gustu. No i trochę przegięciem było reklamowanie ich jako pięć oddzielnych kosmetyków. Forma kuleczek za to bardzo mi się podoba. Jednym słowem: zamysł był niezły, z wykonaniem, trochę gorzej :D W ramach podsumowania powiem, że jestem z niego zadowolona. Większość kosmetyków mi się przyda, a kwota, którą zapłaciłam za Shinybox, jest bardzo korzystna. Nie żałuję, że się na niego skusiłam, i ze swojej strony, jak najbardziej polecam, nawet za 49 złotych :)

czwartek, 20 listopada 2014

Rimmel Salon Pro with Lycra w kolorze Punk Rock, czyli malowanie dla opornych

Jakiś czas temu, podczas promocji (a jakże!) w Rossmannie kupiłam lakier Rimmel Salon Pro, w dość popularnym na blogach kolorze Punk Rock. Nie lubię malować paznokci ciemnymi lakierami, ale lubię je nosić. Jestem malowajkową łamagą, nie ma co kryć. O ile z makijażem nieźle daję sobie radę, o tyle w przypadku paznokci odpadam w przedbiegach ;) W dodatku nigdy nie mogę wysiedzieć z pomalowanymi pazurkami, i zawsze, dosłownie zawsze, mam na nich rysy, dziury, odciski, bo za szybko gdzieś nimi dotknęłam. Jak zatem spisał się u mnie lakier Rimmel'a?
Lakier ma ładną, elegancką buteleczkę z czarną, skośnie ściętą nakrętką. Na jej szczycie widnieje tłoczona korona, będąca logo Rimmel. Czyli jak na lakier, jest wyjątkowo dobrze ;) Jego konsystencja bardzo mi odpowiada. Jest taka w sam raz, ani rzadka, ani gęsta. Pędzelek ma półokrągły kształt i jest stosunkowo szeroki. Naprawdę łatwo się nim maluje, mam dwa lakiery z tej serii i oba świetnie się pod tym względem sprawują. 
Lakier bardzo szybko schnie. Po około 10 minutach spokojnie mogę przestać trzymać ręce w powietrzu i wrócić do standardowych zajęć, bez obaw, że pojawią się rysy, albo dziury. Kryje praktycznie po jednej warstwie! Jestem pod wrażeniem, ponieważ praktycznie zawsze lakiery potrzebują u mnie dwóch, bo powstają prześwity. A tu? Szybko, bezproblemowo, jedno pociągnięcie pędzlem, i cześć! Więc jak do tej pory jest super, a nawet ekstra ;) Ile się u mnie trzyma? 3 dni. Spodziewałam się lepszego wyniku, ale na kwadratowych paznokciach zazwyczaj szybko pojawiają się odpryski, a moje są jeszcze dość miękkie, więc wybaczam. Kolor, który posiadam (Punk Rock), jest świetny. Raz to ciemny fiolet, raz szarość z domieszką granatu. W zależności od światła, potrafi zmienić swoje oblicze. Zmywa się go bardzo dobrze i nie odbarwia paznokci podczas stosowania. Cena? Chyba 18.90zł. Mogłoby być lepiej, zazwyczaj w normalnej cenie  trochę szkoda mi go kupować, ale często pojawiają się promocje. Czy to normalne, takie do 13.90zł czy obniżki o 40% lub tak jak ostatnio: 1+1 w Rossmannie. Warto polować, warto czekać, warto kupować. Zwłaszcza ten kolor, ale te do french manicure również polecam!
Powyżej zdjęcie z lampą, poniżej bez :)
P.S: Macie może pomysł na jakąś dobrą wymówkę na wywinięcie się z imprezy? Taką dla nieasertywnych ;)

poniedziałek, 17 listopada 2014

Czy mogło być gorzej? Flos Lek - Lip Care, Wazelina kosmetyczna do ust

Niedawno robiłam zamówienie w jednej z internetowych aptek. Brakło mi do darmowej przesyłki dosłownie parę złotych, więc szybko zaczęłam szukać w głowie pomysłów na jakiś drobiazg. I na moje nieszczęście wpadłam na genialny pomysł, żeby zakupić wazelinę kosmetyczną do ust Flos - Lek o zapachu poziomkowym. I tym razem, moja recenzja będzie świetnym przykładem na to, że to co sprawdza się u większości, niekoniecznie sprawdzi się też u nas ;) Wiem też, że mogę się tą opinią narazić fankom tego produktu, jednak u mnie zupełnie nie zdał on egzaminu ;)
Wazelinę dostajemy w ładnej, metalowej puszeczce, która cieszy oko. Naklejka również jest fajna i estetyczna, nic się nie odkleja, nie rdzewieje, nie brudzi. Kwestia opakowania jak zwykle jest sporna, słoiczki może jakoś wybitnie higieniczne nie są, ale wiedziałam co kupuję więc się nie czepiam ;) Po otwarciu puszki, czuć "poziomkowy" zapach. Tylko tak sobie myślę, że ja chyba jadłam jakieś inne poziomki ;) Niby słodki, niby fajny, ale tak naprawdę mocno chemiczny i jak dla mnie chyba trochę drażniący. Konsystencja kosmetyku jest dość twarda, zbita, ale nie ma raczej problemu z wydobyciem go i nałożeniem na usta.
Ciągnąc dalej temat kosmetyku, przejdźmy do jego działania. Tutaj zaczynają się schody, gdyż po nałożeniu jej na usta (moje są suche i wymagające, kiedyś już o tym wspominałam), w ogóle nie odczułam ulgi. Utrzymywała się ona na ustach około 2 godzin i miałam wrażenie, że z każdą minutą moje wargi są coraz bardziej ściągnięte. I tak za każdym razem... Usta po jej zastosowaniu były chyba jeszcze bardziej suche i spierzchnięte niż przed. Po jakimś czasie stwierdziłam, że chyba nie ma sensu się męczyć i otworzyłam kolejny słoiczek Nuxe Reve de Miel. Do plusów w przypadku tej wazeliny zaliczyłabym niską cenę, ładne opakowanie, zapach to kwestia dyskusyjna (jednym może się podobać, innym nie, generalnie jest do zniesienia, ale szału nie robi) a minusem (i to wielkim) jest w moim przypadku działanie. Myślałam, że może w kwestii pielęgnacji skórek wokół paznokci spisze się lepiej, jednak po około tygodniowym stosowaniu, nie odnotowałam efektu. W tym momencie kosmetyk pełni funkcję zabawki dla kota. Jemu bardzo przypadł ten produkt do gustu, dobrze wrzuca się go pod szafę a potem całkiem fajnie wyjmuje ;)

piątek, 14 listopada 2014

Caudalie Fleur de Vigne, czyli o tym jak kupiłam wodę toaletową w aptece

Jakiś czas temu, wertując ofertę jednej z internetowych aptek, wpadły mi w oko wody toaletowe francuskiej firmy Caudalie. Nie kupuję perfum w ciemno, więc odpuściłam je sobie na starcie. Często boli mnie głowa, od zapachów potrafię dostać kilkudniowej migreny, w ogóle gdyby nie dwie butelki moich ulubionych do tej pory perfum, chyba nie używałabym niczego, z obawy o głowę właśnie. Żeby było piękniej, wody toaletowe potrafią u mnie wywołać atak kichania, co często skutkuje zatkanym na amen nosem :P No ale, żeby nie było tak cudownie, i żeby mój portfel nie był za bezpieczny, podczas wykupowania recepty dojrzałam w aptece na osiedlu właśnie zapachy Caudalie. Wtedy rzuciłam okiem i wyszłam, ale nie dawały mi one spokoju. Następnego dnia poszłam tam specjalnie i z nadzieją w głosie (choć nie liczyłam na powodzenie tej misji), zapytałam czy są ich testery. I były! Obejrzałam (a raczej powąchałam) dwa, które po opisach były moimi faworytami, wypryskałam się jednym, resztę zapachów (czyli bodajże jeszcze cztery inne) dostałam "na papierku". I znowu poszłam do domu. Czekałam cały dzień na jakiś najmniejszy choćby sygnał od mojej głowy, że coś jej nie odpowiada. I nic. Więc poszłam tam po raz kolejny i w związku z tym, że cena była taka sama jak w internecie to kupiłam zieloną, Fleur de Vigne ;)
Woda toaletowa zapakowana jest w bardzo ładne, kartonowe pudełeczko. Wewnątrz znajdujemy prostą buleleczkę z wgłębieniem w kształce kiści winogron. Mnie osobiście bardzo się to spodobało, trochę zalatuje stylem eko, z resztą kosmetyki Caudalie sa naturalne, więc i perfumy idealnie sie w to wpisują. Bez problemu można jej też ponoć używać na słońcu, ale w związku z aktualną aurą, nie miałam okazji tego sprawdzić ;) Zapachy recenzuje się ciężko, ale w związku z tym, że wszystkie są oryginalne i warte uwagi, to postanowiłam podjąć się tego zadania. Moja wersja zawiera w sobie grejpfrut, mandarynkę, kwiat winorośli, peruwiański pieprz, arbuz, białą różę i cedr. Jak wygląda więc efekt finalny? Powiem Wam, że bardzo interesująco! Zapach jest świeży, zielony, lekko wyczuwam w nim kwiaty. Jest taki "mój", naprawdę przypadł mi do gustu.
Jak już wspominałam, ani migrena, ani spazmatyczne kichanie nie dały o sobie znać. Jednocześnie bardzo zaskoczyło mnie to, że zapach długo utrzymuje się na skórze. Używam go wyłącznie rano, przed wyjściem z domu, czyli parę minut po godzinie 8:00. O 17:00 kończę pracę, więc któregoś dnia przyjechał po mnie mąż. Wsiadłam szczęśliwa do samochodu (nienawidzę komunikacji miejskiej!), a po kilku minutach Luby wypalił "ale coś pachnie". Nachylił się i dodał: "o, to Ty". Tak więc, po 9 godzinach, nadal było ją czuć. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się takiego wyniku po naturalnej wodzie toaletowej. Jedynym minusem jest jej cena. 98zł za 50 mililitrową buteleczkę to dużo, ale zapachy są stosunkowo oryginalne, długo utrzymują się na skórze, więc uważam, że warto w nie zainwestować. Wszystkim alergikom i migrenowcom serdecznie polecam, ja na pewno wrócę po jeszcze ;)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Jesienne Rozdanie - wyniki!

Dzisiejszy (trzeci już) post na ten sam temat, czyli Jesiennego Rozdania, będzie już ostatni ;) Ale za to dla jednej z Was bardzo przyjemny :) W związku z tym, że wczoraj minął termin nadsyłania zgłoszeń, a wszystkie liczyłam na bieżąco, by nie robić wszystkiego na raz, wyniki pojawiają się już dziś. Powiem szczerze, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Wzięło w nim udział aż 149 osób, które uzyskały 784 losy. Dziś pojawił się u mnie 320 obserwator! Bardzo Wam dziękuję :)
Szczęśliwą posiadaczką nagrody, zostaje właścicielka losu nr 34. Na mojej jakże profesjonalnej liście należy on do:
Tak jak widać, zwyciężczynią Jesiennego Rozdania zostaje (wieczorem naskrobię do Ciebie maila ;)):

Arcy Joko

Paczuszkę postaram się wysłać jak najszybciej :) Chciałabym jeszcze przypomnieć, że wszyscy, którym obserwacja odwidzi się zaraz po ogłoszeniu wyników, mogą od razu zrezygnować z brania udziału w kolejnych konkursach ;) Do następnego razu Moje Drogie! :)

sobota, 8 listopada 2014

Jesienne rozdanie na bis :)

W związku z tym, że termin Jesiennego Rozdania powoli chyli się ku końcowi, jeszcze raz serdecznie zapraszam wszystkich, którzy tego nie zrobili, do wzięcia udziału :) 

Nagrodę do zdobycia, przedstawia powyższe zdjęcie ;) Jeżeli ktoś stwierdzi, że chce ją zdobyć, to zgłosić może się tutaj: 

wtorek, 4 listopada 2014

Dziwne winogrona, czyli Masło do ciała Anti - Aging Organique

Na początku chciałam przeprosić, za tak długie milczenie. Od tamtego tygodnia pracuję w nowym miejscu, jeszcze to wszystko zbiegło się z moją chorobą i nie ukrywam - mam spory problem z ogarnięciem nowych obowiązków i organizacją czasu po niej. Mam nadzieję, że niebawem wszystko wróci do normy, a za ewentualną nieobecność również na Waszych blogach przepraszam, postaram się nadrobić :) Po tym przydługim, prywatnym wstępie, przejdźmy do rzeczy ;) Masło do ciała Anti - age firmy Organique kupiłam już jakiś czas temu. Nagle, pod wpływem impulsu, w dodatku spiesząc się do Ikei ;) Jak się u mnie spisało? Już mówię ;)
Balsam trafia do nas w bardzo ładnym, plastikowym słoiczku z metalową nakrętką. I generalnie jest fajne, w sumie wygodne, przyczepiłabym się jednak zwężenia, na którym znajduje się gwint. Masło tam zostaje i ciężej nam je wydobyć. Wolałabym, gdyby ścianki były całkiem gładkie. W opakowaniu znajdziemy 150ml produktu. Dość mało, zwłaszcza zważwszy na to, że do wydajnych on nie należy ;) 2-3 tygodnie smarowania i słoiczek możemy zaliczyć do wspomnień. Ale za to jakich pozytywnych! ;) Oczywiście skład kosmetyku, jak przystało na firmę Organique i jej produkty ze znakiem Safe Formula, jest bardzo dobry. Zapach? Taki sam, jak całej serii (moja Mama ma szampon i maskę do włosów). Moim zdaniem winogrona to nie są, bardziej jakieś kwiaty, może owoce, czasem przywodzi mi on na myśl różę. I ten aromat bardzo długo o sobie przypomina! Kosmetyku używałam wieczorem, a czasami jeszcze rano czułam go na sobie.
Konsystencja jest bardzo gęsta, przyjemna w użytkowaniu. Mimo tego, że jest tak treściwa, nie ma problemów z rozsmarowaniem masła na ciele. Jak działa? Moim zdaniem super :) Skóra jest gładka, nawilżona, nie łuszczy się i nie odczuwam jej ściągnięcia, nawet jeśli czasem zapomnę o aplikacji. Dobrze radzi sobie nawet z moimi łydkami, które często (zwłaszcza jesienią i zimą) przypominają papier ścierny. Nie każdy produkt to potrafi ;) Masło kosztuje teraz 41.90zł. Sporo, biorąc pod uwagę jego wydajność, ale powiem szczerze, że zupełnie nie żałuję zakupu. Świetnie rekompensują mi to zapach, działanie, świadomość, że kosmetyk ma dobry skład i ładne opakowanie (a jakże, to przecież też jest ważne ;)). Ja polecam :) Życzę miłego wieczoru i do następnego razu! Mam nadzieję, że nastąpi on jak najszybciej ;)