poniedziałek, 29 października 2018

Shinybox Think Pink, czyli operacja różowy październik

Październik to miesiąc walki z rakiem piersi. Szczególnie często poruszane są wtedy tematy samobadań, profilaktyki i po prostu okazywaniu gestów solidarności kobietom, które z tą chorobą walczą. Jedną z firm, biorących udział w tej kampanii, jest Shinybox, który co roku w październiku tworzy edycję o nazwie Think Pink, mającą poruszać właśnie tę tematykę. Jak marce udało się to tym razem? Same zobaczcie!
Shinybox Think Pink
Kosmetyki tradycyjnie już znalazły się w sztywnym, fioletowo-różowym opakowaniu z twardej tektury, które z powodzeniem możemy wykorzystać w przyszłości do przechowywania bibelotów. Szczerze mówiąc, ja nadal bardzo się cieszę, że firma odeszła od poprzedniej wersji opakowań :P
Shinybox Think Pink
Pierwszym produktem, który znalazłam w pudełku, jest Odżywka bez Spłukiwania do Włosów Farbowanych Il Salone Milano. Polecana jest do codziennej pielęgnacji pasm, zwłaszcza tych suchych i łamliwych, tracących blask. Produkt ten zapewnia niesamowitą intensywność koloru, a także tworzy warstwę ochronną przed promieniowaniem UV, wzmacnia strukturę włosów oraz ułatwia ich modelowanie. Ogólnie rzecz biorąc, ja jestem z tego produktu zadowolona i z chęcią go wykorzystam, ale rozpakowując pudełko, naszła mnie pewna refleksja. Gdy byłam w liceum, na raka piersi zmarła moja ciocia. Minęło już wiele lat, ale pamiętam jak wyglądała podczas leczenia i w związku z tym sądzę, że w tym miesiącu produktów przeznaczonych do włosów chyba nie powinno tu być... Choć może wynika to z moich osobistych doświadczeń, więc chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat. Jej cena to 34.99 za 200ml. Drugim kosmetykiem z pudełka Think Pink, jest Biotanique, Naturalny Krem Odżywczy. Oparty jest na świeżej wodzie proaQua z technologią probiotyczną, która w inteligentny sposób wspiera mikroflorę skóry, dogłębnie nawilża oraz odżywia ją i chroni. Produkt wzbogacony jest również o D-Panthenol oraz wyjątkowo bogaty w kwasy Omega-6, witaminy i minerały Olej z Opuncji Figowej, który pozostawia skórę wygładzoną a także silnie zregenerowaną. Ogólnie rzecz biorąc, otwierając boxa, byłam w lekkim szoku, gdy znalazłam wewnątrz identyczny krem jak miesiąc temu, tyle że jeszcze raz taki duży xD Już miesiąc temu mówiłam, że to nie produkt dla mnie, więc to opakowanie trafiło do sąsiadki :P Koszt kremu to 10.50zł za sztukę. Ostatnim kosmetykiem z tego zdjęcia, jest Krem do Rąk i Paznokci Delia. Delia Cosmetics Extra Hand Care doskonale nawilża skórę rąk i zapewnia im potrzebne odżywienie. Formuła wzbogacona masłem shea oraz alantoiną sprawia, że skóra staje się aksamitna oraz gładka w dotyku. Dodatkowo D-pantenol doskonale koi i łagodzi podrażnienia. Kremy do rąk schodzą u mnie w rodzinie hurtem, więc i ten z pewnością się przyda, bo ciągle ktoś szuka nowego egzemplarza :P Nie jest to może wyszukana marka, ale już poszedł w ruch, a co najważniejsze - wydaje się to całkiem przyjemny produkt. Jego cena to 3.49zł za 75ml.
W pudełku znalazł się też produkt Olimp LabsApecontrol to suplement diety w postaci kapsułek, stanowiący kompozycję składników aktywnych, wspomagających kontrolę masy ciała poprzez niwelowanie chęci podjadania oraz regulację metabolizmu makroskładników odżywczych. Zawiera m.in. takie składniki aktywne jak Garcinia Cambodia, ekstrakt z Guarany, chrom czy Morwę Białą. Jak zapewne wiecie, bo wspominam o tym za każdym razem, nie lubię, kiedy w pudełkach znajdują się suplementy diety. Choruję przewlekle, biorę dużo leków i nie mogę łączyć z nimi czego popadnie, pomijając już fakt, że najzupełniej w świecie dobrze czuję się ze swoją wagą. A tego cuda nawet nie mam komu oddać, bo moja rodzina to głównie szczuplizny, ostatnio nawet tata zrzucił około 10kg. Jestem na nie :( Cena? 31.50 za opakowanie. Kolejnym kosmetykiem, który do mnie trafił, była Pomadka Moov Liquid LipsMatters w odcieniu Show off. Jest to płynna matowa szminka o kremowej konsystencji, która zapewnia komfortowe, matowe wykończenie ust bez uczucia przesuszenia i lepkości. Dzięki niezwykle trwałej formule długo utrzymuje się na ustach nie rozmazując się oraz zapewniając długotrwały efekt bez przesuszania. W pierwszej chwili ucieszyłam się widząc ją, ale niestety po użyciu okazało się, że najzwyczajniej w świecie fatalnie w niej wyglądam, wszak na moich ustach ten niby róż, zaczął mocno wpadać w fiolet. Bez żalu oddałam ją cioci, mam nadzieję, że będzie z niej zadowolona :) Dodawana była ona do pudełek wymiennie, można było trafić jeszcze na dwa produkty do włosów Kontigo lub błyszczyk Rosie. Cena pomadki to 18.99zł. Ostatnim już produktem wchodzącym w skład podstawowej wersji pudełka Think Pink, jest Balsam do Ust Bee Natural w wersji z Granatem. Marka ta według jej twórców to autentyczna wartość: naturalne składniki, najwyższa jakość, uczciwa cena i żadnych sztuczek. Stuprocentowo naturalny balsam do ust z woskiem pszczelim regeneruje usta, natłuszcza oraz wygładza. Przyznam, że jest to kosmetyk, który najbardziej mnie dotychczas ucieszył. Kilka razy zerkałam już na te pomadki w Rossmannie, mając chęć na zakup, więc naprawdę z przyjemnością zobaczę, czy dobrze się u mnie spisze. Cena? 10.99zł.  Poza tym, wewnątrz znalazłam jeszcze Voucher na kurs on line Dr Barbara, oraz Voucher do fotoobsługi Cewe Fotojoker. Z tego drugiego może nawet skorzystam ;) I to by było na tyle.
Shinybox Think Pink prezenty dla ambasadorek
W tym miesiącu Shinybox przygotował również trzy prezenty dla ambasadorek, które dla mnie okazały się bardzo interesujące. Pierwszym z nich, jest Liqpharm, LIQ CC Serum Light 15% Vitamin C Boost. Kosmetyk ten, dzięki wysokim stężeniom aktywnych składników redukuje proces starzenia skóry oraz chroni przed działaniem niekorzystnych czynników środowiskowych. Piętnastoprocentowa, niezjonizowana witamina C zapewnia szybkie pobudzenie syntezy kolagenu, skutecznie neutralizuje wpływ wolnych rodników i wyrównuje koloryt cery. Z chęcią je przetestuję, wszak słyszałam o nim naprawdę wiele dobrego ;) Cena? około 60zł za 30ml. Drugim produktem, który trafił do ambasadorek, jest Naturativ Kremu 360°AOX. Regularnie stosowany, widocznie poprawia wygląd skóry. Sprawia, że wydaje się ona bardziej gładka, ujędrniona i rozjaśniona, bardziej promienna. Ze względu na  obecność przeciwutleniaczy krem jest niezastąpiony dla cery narażonej na miejski stres i klimatyzowane pomieszczenia. Mimo tego, iż wydaje mi się, że nie jest to w tym momencie odpowiedni produkt dla mnie, to albo poczeka on na swoje pięć minut, albo przejmie go moja mama, która wykazuje wręcz niezdrowe zainteresowanie tym kremem, odkąd otworzyłam paczkę ;) Cena? 192zł za 100ml. Trzeci i ostatni produkt, który trafił do mnie w tym pakiecie, to Bursztynowe Mydełko Aqua Baltic Horfes. Według producenta, aktywny wyciąg z bursztynu (10%) pielęgnuje ciało, odżywiając je i nawilżając. Zawarte w mydle aminokwasy oraz składniki mineralne działają odżywczo, spowalniając procesy starzenia się skóry. Nie wiem, w jaki sposób to wszystko może zapewnić mydełko, ale mimo wszystko cieszę się z jego obecności, bo uwaga: jest ładne xD (tak, to ja, sroka :P). Kosztuje około 20zł za sztukę.
Podsumowując tę edycję: według mojego osądu, pozostawia ona wiele do życzenia i daleko jej do ideału, ale dwa produkty nawet przypadły mi do gustu. Z kolei jeśli chodzi o prezent dla ambasadorek... To bardzo miły gest i cieszę się, że on do mnie trafił, choć marzy mi się, żeby np. Serum Liqpharm w pełnowymiarowej wersji mogła wypróbować każda subskrybentka :)
A Wy co myślicie na temat tej edycji? Przypadła Wam do gustu, a może wręcz przeciwnie? Dajcie znać!

poniedziałek, 22 października 2018

Huxley Secret of Sahara, czyli o koreańskim duecie słów parę

Od niedawna moja twarz diametralnie się zmienia. Z normalnej, płytko unaczynionej skóry, mam w tym momencie do czynienia z cerą mieszaną (albo nawet przetłuszczającą się), ze sporą tendencją do zaczerwienień oraz przebarwień, a całkiem niedawno zauważyłam na czole kilka zaskórników :/ To dla mnie totalna nowość, więc poruszam się na tej płaszczyźnie jak dziecko we mgle i domniemam, że cała ta sytuacja spowodowana jest lekami, które zaczęłam brać. Jakiś czas temu, zachęcona ładnymi opakowaniami i całkiem przyzwoitymi opiniami w sieci, skusiłam się na duet marki Huxley. Trafiła do mnie esencja przeznaczona do cery tłustej Essence Grab Water Secret of Sahara oraz maseczka Secret of Sahara Healing Mask Keep Calm. Jak ten duet sprawdził się w tych trudnych i nietypowych jak na mnie warunkach? Przeczytajcie same!
Huxley Secret of Sahara
Huxley Secret of Sahara Healing Mask keep Calm
Pierwszym produktem marki Huxley, który miałam okazję testować w ostatnim czasie jest maseczka Secret of Sahara Healing Mask Keep Calm. Jest to produkt nawilżająco - kojący, oparty na bazie ekstraktu z opuncji. Zawiera on również antyoksydanty, witaminę E i kwas linolowy. Produkt ten, otrzymujemy zapakowany w elegancką, papierową tubę, z której wyjmujemy takie oto zwykłe, plastikowe "coś". Tubka jest wygodna w użytkowaniu, ale wygląda ona tak skromnie, że aż nie kojarzy mi się z kosmetykami rodem z Korei xD Nie będę ukrywać, że bardzo przypadł mi do gustu zapach maseczki, który znacząco umila jej stosowanie. Prawdopodobne ze względu na ekstrakt z opuncji, jest on bardzo zielony, faktycznie lekko "kaktusowy", świeży oraz bardzo wyważony. Myślę, że zadowolone będą zarówno osoby, które są wrażliwe na zapachy, jak i te lubiące pięknie pachnące produkty. Konsystencja maseczki przypomina mi świeżo zrobioną, na pół ściętą galaretkę z maleńkimi drobinkami. Bardzo łatwo i przyjemnie nakłada się ją na twarz, a po aplikacji przyjemnie chłodzi :)
Huxley Secret of Sahara Healing Mask Keep Calm
Zalecany przez producenta czas, przez jaki można trzymać maseczkę na twarzy, to około 5-10 minut. Ja zazwyczaj zmywałam ją wykorzystując limit do granic możliwości za pomocą celulozowej gąbeczki i letniej wody. Warto również wspomnieć, że częściowo wchłania się ona w skórę i naprawdę nie potrzeba szczególnie wiele produktu by pokryć całą twarz. Zaraz po użyciu cera faktycznie jest ukojona, a zaczerwienienia są znacznie mniejsze. Co ciekawe, skóra jest jednocześnie ładnie nawilżona, ale także lekko zmatowiona, jędrna, gładka i bardzo przyjemna w dotyku. Przy regularnym stosowaniu (2-3 razy w tygodniu) zauważyłam przede wszystkim wzrost nawilżenia mojej cery oraz mniej problemów z moimi czerwonymi policzkami. Myślę, że to duży plus. Ogólnie rzecz biorąc, używam jej z przyjemnością, ale jeśli oczekujecie spektakularnych efektów, możecie się zawieść. Dodatkowo, mimo tego że jest ona dedykowana każdemu rodzajowi cery, myślę że najlepiej sprawdzi się ona u osób ze skórą tłustą, bądź mieszaną. Jej cena to 22$ za 120g.
Huxley Secret of Sahara Essence Grab Water
Drugim kosmetykiem, który testowałam, była esencja Huxley Secret of Sahara Essence Grab Water. Jest to produkt głęboko nawilżający, przeznaczony głównie do cery mieszanej i tłustej. Zawiera on w sobie również ekstrakt z opuncji, mięty, witaminę E, kwas linolowy oraz antyoksydanty. Głównym zadaniem esencji, jest więc ochrona przed odwodnieniem i czynnikami środowiskowymi, oraz nawilżenie, odżywienie a także ukojenie skóry twarzy. Szklane opakowanie z pipetą, również otrzymujemy w papierowej tubie i w tym przypadku uważam, że całość jest skromna, ale jednocześnie bardzo elegancka. Buteleczka jest wygodna w użyciu i nie sprawia mi problemów podczas aplikacji. Jeśli chodzi o zapach, to jest on właściwie identyczny jak w przypadku maseczki - idealnie wyważony, absolutnie piękny i bosko "zielony" xD (tak, jestem zachwycona :P). Produkt ten ma konsystencję gęstej wody, którą bardzo łatwo rozprowadzić na twarzy i błyskawicznie wchłania się praktycznie do matu, pozostawiając po sobie uczucie wygładzenia. Dzięki ekstraktowi z mięty, zaraz po aplikacji Essence Grab Water bardzo przyjemnie chłodzi skórę :) Warto w tym miejscu wspomnieć także, że niestety nie jest to najwydajniejszy kosmetyk pod słońcem :P
Huxley Secret of Sahara Essence Grab Water
Jak jednak spisało się ono w najważniejszej kwestii? Jeśli chodzi o działanie tegoż kosmetyku, od razu odnotowałam znaczącą poprawę w kwestii widoczności rumienia. Z kolei jeśli chodzi o nawilżenie, raz było ono dla mnie wystarczające, a raz nie (zależało to głównie od pogody), ale kosmetyk ten świetnie nadaje się jako serum nakładane pod spód, więc w dni kiedy widziałam, że skóra potrzebuje "czegoś więcej" decydowałam się jeszcze na nałożenie delikatnego kremu. Esencja jednak z pewnością pięknie łagodzi, rozjaśnia, wygładza, przyspiesza gojenie drobnych ranek, nie szczypie i wydaje mi się, że także reguluje wydzielanie sebum. Dodatkowo podczas jej stosowania z czoła zniknęło te kilka zaskórników, ale ciężko stwierdzić czy w jakiś sposób ona się do tego przyczyniła xD Ogólnie rzecz biorąc, ja jestem z niej zadowolona. Koszt esencji, to 35.70$ za 50ml.
Podsumowując moje pierwsze spotkanie z marką Huxley... Są to dobre kosmetyki, które ogólnie rzecz ujmując zdały u mnie egzamin, ale tak naprawdę, szczególnie porwał mnie głównie ich "zielony" aromat :D Jeśli macie więc tłustą, skłonną do zaczerwienień cerę, mogę Wam ten duet polecić, choć myślę, że jego ceny, w odniesieniu do wydajności i sposobu działania, mogłyby być niższe ;) Wiele produktów tej marki, znajdziecie między innymi na Jolse.
I teraz pytanie do Was... Jakie macie sposoby na pielęgnację skóry tłustej? Co polecacie kupić na punktowe niedoskonałości i "okołookresowe" pryszcze? xD Mam 29 lat i jestem zielona w temacie :P
P.S. Przepraszam Was za moją małą aktywność w sieci, lub ewentualne błędy ale od trzech tygodni ciągle walczę z gorączką oraz stanami podgorączkowymi i już powoli mam dość. Trzymajcie kciuki, żebym w jak najlepszym stanie dotrwała do 19 listopada! :D (kocham kolejki do specjalistów <3)

wtorek, 16 października 2018

Beauty&Shape by Shinybox, czyli rozpocznij jesień w wyjątkowym stylu ;)

Niestety pudełka Inspired by od jakiegoś czasu nie pojawiają się już na rynku, jednak producent nie pozostawił nas samych sobie. W zamian powrócono do formy Extraboxów, a jesień ekipa Shiny postanowiła umilić nam edycją "Beauty&Shape", dzięki któremu ponoć możemy zadbać o swoje zdrowie, oraz zapewnić sobie chwilę relaksu. Jak udało się to Shinybox? Zapraszam do zapoznania się z moją opinią ;)
Beauty&Shape by Shinybox
Beauty&Shape by Shinybox
Naturalne Mydło z Bursztynem Powrót do Natury, to pierwszy produkt, który znalazłam w pudełku. Są to całkowicie naturalne mydła w pudełeczkach, pakowane przez producenta także jako zestaw, albo w tekturowe, złote tacki i „otulane” wełną drzewną lub innym, naturalnym wypełniaczem. Szkoda, że ta sama wersja pojawia się w moim pudełku już drugi raz :/ Produkt pełnowymiarowy kosztuje 10,00 zł za 100g. Drugim kosmetykiem, który pojawił się w tej edycji extraboxa jest Suchy Szampon Exclusive Polska Technical Dry Shampoo. Według producenta jest on doskonały do oczyszczania fryzury. Szybko się aplikuje, rewitalizuje i usuwa przetłuszczenie. Włosy stają się dzięki niemu niezwykle czyste i świeże, pełne objętości oraz tekstury. Brzmi super, jednak ja bez żalu oddam go mamie... Mnie po tego typu produktach zazwyczaj tylko swędzi głowa xD Pozostanę więc przy tradycyjnym myciu "na mokro" :P  Cena? 21zł za 100ml. Od marki Bio Agadir otrzymaliśmy z kolei dwa Oleje Arganowe. Jest on z jednej strony najbardziej pożądanym, a z drugiej najtrudniej dostępnym olejem na świecie. Ten tłoczy się na zimno, jest organiczny, bardzo wysokiej jakości, z naturalnymi ekstraktami pomarańczy oraz róży damasceńskiej. I super :P Tylko szczerze powiem, że ostatnio Shinybox raczy nas taką ilością olei i olejków, że ja nie wiem już co z nimi robić, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że zupełnie nie jestem ich fanką xD Zobaczymy, te pewnie polecą do kogoś w ramach upominku :) Cena travel size: 12zł za 10 ml.
Beauty&Shape by Shinybox
Jeśli chodzi o kolorówkę, tym razem o dziwo okazała się ona całkiem trafiona. Tusz Catrice Glam&Doll False Lashes Mascara. Ma on głęboko czarną formułę która zwielokrotnia rzęsy dla uzyskania efektu tych sztucznych. Podkręcona silikonowa szczoteczka uchwyci każdy włosek i delikatnie go uniesie, zapewniając jednocześnie rozdzielenie bez sklejania i grudek. W tym przypadku w stu procentach mogę się zgodzić z opisem producenta. Trafiam na tę maskarę w pudełkach Shinybox już trzeci raz, ale bardzo mi ona odpowiadała, więc z chęcią wykorzystam i ten egzemplarz. Koszt? 16.99zł. W Extraboxie Beauty&Shape, powinien się też znajdować kosmetyk Pablo Color, ale w moim go nie było, więc na zdjęciu widzicie tusz - atrapę z wrześniowego pudełeczka ;) Jego cena to około 12zł. Marka Earthnicity przygotowała dla nas Puder Utrwalająco - Matujący Perfect HD. To ponoć idealny produkt dla osób występujących przed kamerami lub często robiących sobie zdjęcia. Został stworzony, aby delikatnie rozjaśnić cerę, zatrzeć drobne linie, zmarszczki i niedoskonałości oraz zredukować widoczność porów. Działa także matująco - pomaga wchłonąć nadmiar sebum i kontrolować błyszczenie. Opis producenta brzmi świetnie, więc z pewnością mimo sypkiej formuły za którą nie przepadam - wypróbuję go na sobie :) Cena? 15zł za 0.5g. W pudełku znalazłam także Vasco Top Coat. Od jakiegoś czasu nie robię już hybryd, bo moje paznokcie chyba niekoniecznie się z nimi polubiły, więc również zapewne poleci on gdzieś w świat. Szkoda trochę, że nie trafiłam po prostu na odżywkę ;) Jego cena to 28.90zł.
Beauty&Shape by Shinybox
O wprowadzenie nas w stan relaksu, zadbano głownie za pomocą świec ;) Od marki Natura Rzeczy otrzymujemy Tealight "Skoszona Trawa". Kupując sobie zestaw, mamy do wyboru zapachy z serii Basic: Harmonia, Oddech, Radość, Wolność, Spokój i Energia - lub z serii Simple: Kawa, Czekolada, Palone Drewno, Skoszona Trawa, Zielona Herbata oraz Świeża Bawełna. Sama świeczuszka pachnie naprawdę ślicznie, szkoda jedynie, że aromat jest aż tak delikatny :( Za zestaw sześciu musimy zapłacić 10zł. Drugą świecą w zestawie, jest Bispol o zapachu Kawy. Znajduje się ona w szkle powlekanym folią i pachnie całkiem realistycznie oraz dość mocno. Przez ten fakt, muszę się z nią rozstać, bo ja wszelkich "jedzeniowych" zapachów nie trawię, wszak te nadal przyprawiają mnie o migreny :/ Szkoda, że nie można było trafić na żadną inną wersję, bo tak naprawdę, to mimo niskiej ceny, te świece są całkiem w porządku. Koszt? 7zł za sztukę.
Beauty&Shape by Shinybox
W saszetce znajduje się z kolei Pure Green Coffee Detox Green Coffee. Jest to połączenie zielonej i czarnej kawy Arabika oraz naturalnych składników ziołowych, zapakowanych w pojedyncze torebki. Mamy do wyboru aromat klasyczny lub cappuccino. Lubię kawę i zapewne to cudo wypiję, ale w to, że od takiej kuracji faktycznie się schudnie, jakoś nie do końca wierzę ;) Koszt saszetki nie został podany - to prezent :) Ostatnią już rzeczą z tego pudełeczka, jest 3Flow Solutions Slim FLOW. Cóż to takiego? To pierwszy z suplementów 3FLOW, który może być świetnym wsparciem w walce o wymarzoną sylwetkę. Preparat ten poprawia sprawność, wytrzymałość i dodaje energii, a przy tym wzmacnia efektywność stosowanej diety. Pomaga też utrzymać osiągnięty ćwiczeniami efekt, kiedy w wyniku spadku energii lub natłoku zajęć mamy problemy z zachowaniem systematyczności. Okej - ogólnie rzecz ujmując - to całkiem ciekawa rzecz. Ja jednak nie jestem zwolenniczką brania suplementów jak popadnie, bo przy ilości leków, które zażywam najnormalniej w świecie się boję. Mimo wszystko preparatem tym zainteresował się mój mąż i stwierdził, że być może po niego sięgnie. Zobaczymy :) Jego koszt to 129zł za 60 kapsułek.
Podsumowując - jest to pudełko, które nieszczególnie wpasowało się w moje gusta i styl życia. Jednak zawartość Extraboxów chyba praktycznie zawsze znana jest wcześniej, dzięki czemu same możemy zdecydować, czy dana edycja wpisuje się w nasze potrzeby czy też nie. W razie czego - nadal można ją zakupić za 59zł na stronie Shinybox. Czy byłybyście zadowolone z zawartości pudełeczka Beauty&Shape? Dajcie koniecznie znać! :)

środa, 10 października 2018

Jesienna wishlista kosmetyczna, czyli o moich chciejstwach słów kilka

Od jakiegoś czasu, zakupy kosmetyczne zdecydowanie zeszły na dalszy plan ;) Jest to związane z powolnym urządzaniem mieszkania, zakupem mebli do sypialni, odkładaniem na małe malowanie i wymianą telewizora. Nie oznacza to jednak, że moje serducho do niczego nie bije szybciej! Jest kilka takich rzeczy, które bardzo chętnie zobaczyłabym w swojej kosmetyczce :D Jakich? Zapraszam do lektury! ;)
Jesienna wishlista kosmetyczna
Poza tym, co tu pokazuję, marzy mi się jeszcze pewna torebka MK, koszula w czerwone maki Mohito, nowy telefon (mój ma 4 lata i już dogorywa ;)) i dwie pary kolczyków xD (jedna z Lilou a druga W.Kruk - jeśli chcecie zobaczyć i to, dajcie znać - podzielę się nimi na instastory ;)) Ale myślę, że dziś nie o tym i skupimy się  tylko na kosmetykach :)
Jesienna wishlista kosmetyczna

1. Skinfood Yuja Water C Cream, Nawilżająco - Rozświetlający krem do twarzy - Krem ten ma za zadanie nawilżać i rozjaśniać naszą naszą skórę. Zawiera on wyciąg z Yuja będącą cytrusem uprawianym w Azji. Ma on rozmiar mandarynki oraz żółto-pomarańczowym kolor. Podobnie jak cytryna lub limonka,  yuja jest ceniona za pachnącą skórkę, olejki eteryczne, nasiona oraz sok. Już raz miałam go w swoich łapkach, ale podarowałam go Beautypedia Patt :D Mam nadzieję, że się u niej sprawdził ;) Mnie prześladuje ten kosmetyk od samej premiery i z racji tego, że kremy tej marki dobrze się u mnie sprawdzają, nie omieszkam go w końcu przetestować ;)
2. Frudia Lip Balm, Odżywczy Balsam do Ust w Słoiczku - Ma on właściwości nawilżające oraz odżywcze, a stworzono go na bazie ekstraktu z miodu i jagód. Stosowany regularnie ma dodawać wargom jędrności i sprężystości. Produkt ponoć świetnie sprawdzi się w pielęgnacji ust popękanych, szorstkich oraz przesuszonych. Powiem szczerze, że gdyby nie to, że jest permanentnie niedostępny, już dawno bym sobie go kupiła, szczególnie że aktualnie kończą mi się wszystkie mazidła do ust :P Czekam na dostawę! xD
Jesienna wishlista kosmetyczna
3. Skin&Lab Red Serum - Naturalny kompleks Phyto Red zapobiega tworzeniu się przebarwień, a także pielęgnuje skórę na różne sposoby, między innymi nawilżając oraz poprawiając krążenie, zapewniając cerze jaśniejszy i bardziej jednolity odcień. Serum zapewnia także kontrolę w kwestii przetłuszczania, jednocześnie zapobiegając powstawaniu zmarszczek. Kosmetyk zawiera w sobie wiele owocowych ekstraktów, niacynamid i adenozynę :) Ja czuję się kupiona! W związku z tym, że przede wszystkim dwa ostatnie składniki moja cera bardzo lubi, z pewnością nie omieszkam go wypróbować :D
4. Glow Recipe Watermelon Glow Pink Juice Moisturizer - Kosmetyk jest wzbogacony ekstraktem z arbuza bogatym w witaminy i aminokwasy, kwasem hialuronowym oraz łagodzącymi ekstraktami roślinnymi, takimi jak wyciągi z piwonii i jaśminu. To chłodzące, żelowe serum natychmiast nawilża naszą cerę. Z kolei przeciwutleniacze chronią przed wolnymi rodnikami naprawiając uszkodzone komórki skóry. Stosowany dwa razy dziennie, obleka cerę soczystą, długotrwałą wilgocią. Z tego, co zrozumiałam kosmetyk ten pochodzi z Korei, ale wysyłany jest ze Stanów Zjednoczonych, co na moje oko średnio trzyma się kupy :P Mam jednak wrażenie, że produkt ten zaraz wyskoczy mi z lodówki i oczywiście bardzo chciałabym go wypróbować :D
Jesienna wishlista kosmetyczna
5. Neogen Bio Peel Gauze Peeling Green Tea - Są to jednorazowe, delikatne płatki do regularnej eksfoliacji skóry. Zielona herbata - bogate źródło przeciwutleniaczy ma działanie kojące, przeciwzapalne oraz przeciwzmarszczkowe. Ekstrakt z Wąkroty Azjatyckiej z kolei skutecznie łagodzi podrażnienia. Moja naczynkowa cera niekoniecznie lubi peelingi, a o tych płatkach słyszałam już tyle dobrego, że chyba w końcu pora przekonać się, czy i ja będę z nich zadowolona :) 
6. Masażer kwarcowy - Masaż twarzy tego typu przyrządem niesie za sobą wiele korzyści: chłód wydzielany przez wałeczki zamyka pory, zmniejsza się opuchlizna oraz cienie pod oczami, jednocześnie poprawiając krążenie krwi. Dzięki temu rozluźniają się także mięśnie, zmniejszając widoczność drobnych zmarszczek. Masaż ma więc działanie nie tylko upiększające ale i relaksująco -odprężające. Tego typu masażer wykonany z jadeitu dostałam już na Hello Asia 3, ale zachachmęciła mi go mama. Z racji tego, że nawet polubiłam ten rytuał, tym razem chciałabym wersję różową: z kwarcu :)
7. Colourpop The Zodiac Eyeshadow Palette - Jaki jest Twój znak zodiaku? To paleta, która jest inspirowana horoskopem i każdy kolor symbolizuje inny z nich ;) Ja jestem koziorożcem, i co ciekawe, mój odcień według producenta to czerń ze złotymi drobinkami :D Mnie osobiście bardzo się podoba, zarówno ten kolor, jak i cała paleta. A że z kosmetykami tej marki bardzo się polubiłam, chętnie widziałabym ją w swojej kolekcji! :D
8. Maybelline The Eraser Eye 00 Ivory - Producent obiecuje naprawdę sporo, wszak kosmetyk ma za zadanie widocznie wygładzić drobne zmarszczki, natychmiast "wymazać" podkrążone oczy, zasinienia oraz obwódki. Ekskluzywny aplikator z kolei wypełnia i wygładza skórę. Skoncentrowana formula zawierająca owoce goji i haloxyl redukuje cienie oraz pozwala sińcom zniknąć. Naczytałam się na jego temat naprawdę najróżniejszych rzeczy, ale w związku z tym, że do tej pory w naszym kraju dostępne były tylko ciemne odcienie, musiałam obejść się smakiem. Podczas ostatniej wizyty w Rossmannie wyczaiłam jednak, iż najjaśniejszy z nich 00 Ivory, całkiem nieźle mógłby się u mnie sprawdzić. Nie omieszkam więc zobaczyć, czy również będę zachwycona, czy zła że go kupiłam, a może okaże się, że to zwykły przeciętniak. Pewnie skoczę po niego już jutro po wizycie u lekarza ;)
Znacie te produkty? Może któryś polecacie, odradzacie, a może po prostu wpadło Wam coś w oko? Dajcie koniecznie znać! ;) Zdradźcie też jaki macie znak zodiaku :D



piątek, 5 października 2018

Nowości ostatnich miesięcy

Sama bardzo lubię tego rodzaju posty, ale z tym jakoś wyjątkowo mi nie po drodze ;) Przez zawirowania dotyczące przeprowadzki, nowości nie pojawiły się ani w sierpniu, ani we wrześniu :/ Z kolei nad tym wpisem pracuję od trzech dni i najpierw ze względu na fatalną pogodę miałam problemy ze zdjęciami, potem przeszkodziło mi choróbsko, które musiałam przywieźć z chrzcin, na których byłam w niedzielę w międzyczasie podczas wegetowania na kanapie wciągnęłam się jeszcze w nowy serial, a mąż znowu wyjechał na tydzień :P Jednak w końcu udało mi się zebrać, gdy złe samopoczucie chwilowo odpuściło po lekach i całość dokończyć ;) Zapraszam Was zatem serdecznie do oglądania, wszak już dawno nic nie szło mi aż tak opornie! xD
nowości zakupy prezenty black liner
nowości zakupy prezenty black liner
Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe, w ostatnich miesiącach nie trafiło ich do mnie zbyt wiele. Z racji tego, że chciałam spróbować nowego sposobu podkreślania brwi, zakupiłam sobie kredkę Brow Artist Xpert L'oreal w kolorze Ebony i jak na razie nieszczególnie się z nią polubiłam. Ale może jeszcze dojdę do wprawy w używaniu jej. Skusiła mnie także nowość L'oreal, czyli Unlimited Mascara. Widziałam już dobre i złe opinie na jej temat, więc jestem strasznie ciekawa, jak to dziwadełko sprawdzi się u mnie. Z kolei od Douglas dostałam za punkty kupon na 40zł i żeby się nie zmarnował, postanowiłam sprawić sobie nowe opakowanie Kremu BB Hot Pink Skin79. Z racji tego, że bardzo lubiłam ten produkt z poprzednią formułą, postanowiłam zobaczyć, czy będę zadowolona także z nowej (recenzja starej wersji).
nowości zakupy prezenty black liner
Jakiś czas temu, trafiły do mnie także produkty do twarzy koreańskiej marki Frudia. Zdecydowałam się na dwa kosmetyki z linii rozjaśniająco - nawilżającej, zawierającej ekstrakt z cytrusów, owocu mango i witaminę C. Z lewej strony widzicie Citrus Brightening Cream, a z prawej Citrus Brightening Serum. Mam nadzieję, że pomogą mi z codzienną walką z przebarwieniami, naczynkami i zaczerwienieniami :)
nowości zakupy prezenty black liner
Gdzieś w połowie września, w The Body Shop zdarzyła się promocja 2+2. Wtedy zakupiłam w pakiecie na pół z koleżanką żele pod prysznic :D Ja sprawiłam sobie wersję Banana oraz Fuji Green Tea a ona bodajże mango oraz grejpfrut ;) Z kategorii "mycie" nowością jest także pianka pod prysznic Douglas Home Spa Seaweed&Sea Minerals :)
nowości zakupy prezenty black liner
Z kolei od Kasi z Myskinstoryy dostałam w prezencie krem do twarzy Centella Calming Gel Cream Iunik, który strasznie mnie ciekawił :D Do tego otrzymałam gratis także kilka innych wspaniałości, czyli między innymi maski w płachcie, miniszminkę Sephora, która świetnie nadaje się do ombre na ustach, pomadkę Candy Lip Balm Holika Holika, maleńki sypki puder Make Up for Ever, miniaturę All Day Anti - Pollution Defensor Laneige oraz uniwersalny żel Bamboo Soothing Gel Beauty Kei :) Pięknie Ci dziękuję za ten upominek ;*
Na kolejnych dwóch zdjęciach podziwiać można moje nowości z Jolse :) Rzeczą, jaka bardzo szybko skusiła taką srokę jak ja, jest Erlastory Rose Gold Blossom 24K Gold Ampolue, która zawiera płatki złota :D Serum to ma za zadanie rozjaśniać oraz nawilżać i mam nadzieję, że będzie to robić tak samo dobrze, jak wygląda ;) Z kolei marka Tosowoong skusiła mnie swoją linią wybielającą (tak, ostatnio zaczęła przetłuszczać mi się twarz, i teraz poza piegami miewam jeszcze przebarwienia po pryszczach, będące efektem kombinacji w przyjmowanych lekach). Skusiłam się na Krem Spot Whitening VITA Clinic Vitamin Tree Fruits Extract oraz Płatki Spot Brightening VITA Clinic All-In-One Moisture Vitamin Pads i przyznać muszę, że one bardzo szybko pokazały co potrafią <3 Już kocham tę linię! :D Jako gratis dostałam kilka miniaturek i krem do rąk, który powędrował do mamy ;)
nowości zakupy prezenty black liner
Z kolei marka Huxley skusiła mnie swoją nawilżającą serią Secret of Sahara. Zdecydowałam się na przetestowanie esencji Essence Grab Water, nawilżająco-kojącej maski Healing Mask Keep Calm, oraz duetu do mycia twarzy: Cleansing Gel Be Clean Be Moist i Cleansing Water Be Clean Be Moist. Dwa z tych produktów już powoli pokazują, co potrafią ;)
nowości zakupy prezenty black liner
Całkiem niedawno, dostałam też piękną jesienną paczkę z nowościami marki Lirene ;) Całość pokazywałam Wam na swoim instagramie, więc tu pozwolę sobie zaprezentować już same kosmetyki :) Trafił więc do mnie między innymi Peeling Drobnoziarnisty z Olejkiem z Czarnej Porzeczki, Migdałowy Kremowy Żel Myjący z D-Panthenolem, oraz Miętowy Żel Peelingujący z Wyciągiem z Bambusa. Wyobraźcie sobie, że całe to trio już zarezerwował sobie mój mąż xD
nowości zakupy prezenty black liner
Czwartym kosmetykiem, który od razu po rozpakowaniu paczki zachachmęcił mi mój Rafał, jest Ultra - Wygładzający Krem do Rąk Minerały Morza Martwego ;) Z tego, co wiem, powędrował on do jego podróżnej kosmetyczki. Pierwszą rzeczą, która okazała się moja na własność jest z kolei Rozświetlająco - Nawilżające Mleczko do Ciała Alga Purpurowa :) Miło, że linia Mineral Collection ciągle się rozszerza, bo jest naprawdę bardzo dobra :)
nowości zakupy prezenty black liner
Tutaj z kolei widać różne rodzaje maseczek Peel Off, z którymi nie miałam jeszcze styczności, więc chętnie zobaczę, jak się sprawdzą (tak, trochę przekonałam się do saszetek... Ale tylko trochę xD). Z kolei zabieg Rękawiczki Odmładzające Idealne Dłonie oddam mamie, bo bardzo jej się spodobały :)
nowości zakupy prezenty black liner
W paczce znalazłam także ciekawy Krem Probiotyczny Ochrona i Nawilżenie City Protect. A co ucieszyło mnie najbardziej? Oczywiście dwa kosmetyki z nowej serii Lirene Lab Therapy, która ciekawi mnie już od jakiegoś czasu... :D W paczce znalazły się Miodowa Maska do Masażu Twarzy oraz Serum Spektakularnie Odmładzające ;) Na pewno nie omieszkam zobaczyć, jak się spiszą! :)
I to już wszystko na dziś :) Wpadło Wam coś w oko? Lubicie czytać posty o nowościach? Dajcie koniecznie znać, bo ten wyjątkowo kosztował mnie sporo zachodu xD Jeśli macie ochotę, możecie też zostawić link do swoich wpisów tego typu - chętnie zajrzę ;)