Do małych różowych BeautyBlenderów zawsze miałam niekłamaną słabość... :P Miałam już te w kolorze fuksji, czarne... I zastanawiam się nad kolejnym :D Swój pierwszy egzemplarz kupiłam strasznie dawno, chyba sporo przed założeniem bloga, po zachwytach koleżanek w jednym z klubów na wizażu (taaa, kiedyś byłam tam bardzo aktywna :P może aż za bardzo ;)) więc na dobrą sprawę minęły już co najmniej trzy lata od początku naszej znajomości. Bloterazzi z kolei trafiło do mnie w listopadzie, wraz z jednym z Shinybox'ów, co oczywiście wywołało moją niekłamaną radość :) Jak te dwa różowe, makijażowe gadżety się u mnie sprawdziły? Zapraszam na recenzje!
Mój egzemplarz Bloterazzi był wersją testową, zapakowaną w kartonik, do którego przyklejona była saszetka z płynem do jego mycia. Oryginalne opakowanie, które oglądałam w Sephorze i na beautyblender.net, jest plastikowe, zawiera dwie płaskie gąbeczki i lusterko. Czyli ogólnie rzecz biorąc wszystko czego potrzeba do szczęścia :) Nie to co mój karton :D
Bloterazzi, to poza tym dziwnym narzędziem do rysowania kresek, jedyny produkt marki, którego używamy na sucho. Służy on oczywiście do zbierania sebum, oraz jest wielokrotnego użytku (czyli myjemy, suszymy, i od nowa ;)). Według producenta obie gąbeczki starczają na około 60 dni, jednak uważam, że taki zestaw spokojnie posłuży nam dłużej, szczególnie przy niezbyt intensywnym użytkowaniu. Bloterazzi ma kształt jajka/kropli i wykonany jest ze specjalnego tworzywa, które w dotyku jest delikatne, miękkie, sprężyste i posiada oczywiście - jak każdy produkt tej marki - nietypową strukturę ze specjalnymi kanalikami. Jestem posiadaczką skóry normalnej i wrażliwej, więc aby mój makijaż zaczął się "świecić" muszę zazwyczaj wylądować na tanecznej imprezie (a wtedy zazwyczaj na krzesło wracam tylko na czas posiłków). W karnawale oczywiście takich nie brakuje, więc włożyłam gąbeczkę do mojej mini - mini metalowej torebki imprezowej (jakie rymy :P) w kształcie pudełeczka i rozpoczęłam testowanie. Po użyciu byłam zaskoczona. Otrzymałam świeżą, matową (ale cały czas naturalną) cerę, bez grama sebum, a makijaż pozostał nienaruszony (mam na tym punkcie hopla, nienawidzę rozmazanych tuszów, eyelinerów, wytartych podkładów, zjedzonej szminki, przetłuszczonej twarzy). Potem można powtórzyć to samo druga stroną, "wrzucić" Bloterazzi do prania (ręcznego, w pralce jednak nie polecam :P) i używać od nowa. Dla mnie osobiście - to świetny gadżet na imprezy. Dla osób z tłustą cerą - pewnie dobry i na co dzień :) Za komplet dwóch gąbeczek w pudełeczku z lusterkiem zapłacimy 75zł, ale jeśli macie problem z bibułkami matującymi ścierającymi makijaż, myślę że może to być ciekawa alternatywa. Dla mnie może rzadko przydatna, ale jednak idealnie pasuje do imprezowej sukienki ;)
Starszym bratem Bloterazzi jest BeautyBlender. Ma on już chyba wszystkie kolory tęczy, choć dla tradycjonalistek zarezerwowane jest jajo w pięknym kolorze fuksji (ja osobiście miałam styczność jeszcze z czarnym). Jest to oczywiście gąbeczka do nakładania makijażu, nie zwierająca lateksu, i wykonana z unikalnego, opatentowanego tworzywa. Co to znaczy? Jajeczko na całej swej powierzchni ma malutkie dziurki (kanaliki?) oraz jest bardzo miękkie i wyjątkowo elastyczne, co sprawia, że naprawdę wyjątkowo przyjemnie się go używa (nie "odbija" się od twarzy jak lateksowe podróbki). Zanim oczywiście weźmiemy się za malowanie, trzeba gąbkę zamoczyć. Powiększa ona wtedy swoją objętość ze trzy razy i chłonie wodę, co ma zapobiec "połykaniu" podkładu. Potem wystarczy już tylko wycisnąć delikatnie jajko, zaaplikować podkład na dłoń a następnie przenieść kosmetyk na gąbkę. Następnie należy stemplować nią twarz: grubszą lub ostrzejszą stroną z łatwością dotrzemy we wszystkie zakamarki. Po prostu. Przez swoją unikalną strukturę, całość wygląda naprawdę bardzo naturalnie. Otrzymujemy makijaż bez plam, smug, i dodatkowo mam wrażenie, że taka metoda aplikacji zwiększa krycie kosmetyków oraz przedłuża ich trwałość dzięki idealnemu "wpracowaniu" produktu w skórę. I muszę przyznać, że do tej pory jest pięknie i różowo. Nieskazitelna cera, łatwość aplikacji, unikalne tworzywo, którym teoretycznie można nakładać zarówno produkty "mokre" jak i "suche" (choć z tymi drugimi nie próbowałam). Ale BeautyBlender, to nie tylko różowe, cudowne, mięciutkie jajeczko bez żadnych wad. Jakie zatem są jego minusy?
Przede wszystkim gąbeczka jednak mimo nasączenia wodą pije podkład lub krem BB. Bez niej wystarczają mi na całą twarz średnio dwie pompki produktu, z nią dochodzę do trzech. Po drugie - tak szczerze powiedziawszy, to ja nienawidzę BeautyBlendera prać (i to nie tylko dlatego, że kolor blednie wraz z myciem ;)). Używam do tego olejku pod prysznic z Isany, bo to jak na razie jedyny produkt, którym udaje mi się całkowicie go doczyścić (powinno używać się do tego letniej wody). W dodatku zazwyczaj trwa to i trwa... Nakładam olejek, spieniam, płuczę, a tu ciągle wychodzi z niego krem BB i znowu krem BB i dalej krem BB. W dodatku całą operację trzeba przeprowadzić wyjątkowo delikatnie, by na gąbeczce nie zostały ślady naszych paznokci, lub nie urwać kawałka (widziałam kiedyś w sieci zdjęcie, jak Dziewczyna podczas mycia urwała górę jajka, więc uważajcie). No i poza tym jest jeszcze rzecz ostatnia, chyba najbardziej rzucająca się w oczy osobom, które BeautyBlendera nie mają. Gąbka kosztuje całe 69zł, choć jest to cena regularna i przy odrobinie chęci upolujemy go sporo taniej, lub z jakimś fajnym gratisem ;) Czy mimo to, jestem z niego zadowolona? Szczerze powiem - zaiste. Przecież gdyby tak nie było, nie kupowałabym kolejnego, a BeautyBlender, którego używam w tym momencie, to chyba już szósty egzemplarz (choć i tak nie zapomnę pierwszego, po dwóch miesiącach porwał mi go kot, bawił się nim dobre pół roku :P). Jedno jajeczko starcza mi na dłużej niż deklarowane 3 miesiące, bo towarzyszy mi około sześciu, ale też przyznać muszę, że nie używam go codziennie ;)
Miałyście styczność z BeautyBlenderem lub Bloterazzi? Jakie macie wrażenia dotyczące ich stosowania? Lubicie? A może niekoniecznie? Dajcie znać, chętnie poczytam o Waszych przemyśleniach na ich temat :)
P.S. Na blogu zaszło kilka kosmetycznych zmian w szablonie, mam nadzieję, że Wam się podoba :) Panno Vejjs, dziękuję! ;*