środa, 28 lipca 2021

Isntree Tw-Real Bifida Ampoule, czyli o odmładzającej ampułce z lizatem bifidobakterii słów parę

Isntree Tw-Real Bifida Ampoule interesowała mnie chyba od momentu premiery, a kiedy zaczęły spływać pozytywne opinie na jej temat, zapragnęłam wypróbować ją na swojej skórze jeszcze bardziej. Dodatkowo wcześniej stosowałam krem pod oczy z tej serii i byłam z niego naprawdę zadowolona (link do recenzji), co tylko pogłębiało ciekawość. W końcu - pora na recenzję! Czy ampułka sprostała moim wygórowanym oczekiwaniom? Już Wam mówię! :)
Isntree Tw-Real Bifida Ampoule
Serum Isntree Tw-Real Bifida Ampoule umieszczono w eleganckim, szklanym opakowaniu z pipetą, utrzymanym w kremowo-złotej tonacji kolorystycznej. Całość zawiera 50 mililitrów kosmetyku. Wszystko działa bez zarzutu, a dzięki takiemu rozwiązaniu, możemy zachować wysoki poziom higieny (pamiętajcie, nie dotykamy końcówką dłoni ani twarzy). 
Isntree Tw-Real Bifida Ampoule
Co na temat tego serum mówi producent? "TW-Real Bifida Ampoule to serum do twarzy zawierające 88% skoncentrowanego lizatu fermentacji bifida, peptydy oraz ekstrakt z fermentu dyniowego, sojowego i ryżowego, niacynamid, a także adenozynę, która pozwala kompleksowo zadbać o skórę. Esencja o działaniu regenerującym chroni komórki skóry, utrzymuje ją gładką i promienną. Dodatkowo serum stymuluje odnowę komórek, wyrównuje koloryt skóry oraz służy do korygowania zmian związanych z wiekiem. Nie zawiera alkoholu, parabenów i perfum."
Isntree Tw-Real Bifida Ampoule
Isntree Tw-Real Bifida Ampoule ma konsystencję czegoś pomiędzy płynem, żelem, a olejkiem. Całość jest przezroczysta i pachnie tak delikatnie, że niemal nic nie czuć nawet w butelce. Jeśli chcecie, pod spód można zastosować jeszcze tonik, bądź mgiełkę, ale wtedy ampułka wchłania się ciut wolniej. Początkowo nieco zniechęcała mnie formuła produktu, która nieco trąciła olejkiem, ale po kilku użyciach i stwierdzeniu, że produkt ten faktycznie niemal idealnie się wchłania - przekonałam się do niej. Zaraz po nałożeniu całość nieco się świeci, ale po chwili nie czuć go już na twarzy, choć pozostawia po sobie lekki, wygładzający film. Na szczęście nic się nie lepi :) Do zalet warto zaliczyć także fakt, że to produkt wydajny i starczy nam na długi czas.
Isntree Tw-Real Bifida Ampoule
Jak zatem Isntree Tw-Real Bifida Ampoule spisało się u mnie? Na szczęście mimo wygórowanych wymagań udało mu się stanąć na wysokości zadania. Skóra podczas stosowania była pięknie nawilżona, jędrna, gładka i elastyczna, a co za tym idzie - zmniejszyła się także widoczność zmarszczek. Bariera hydrolipidowa również z pewnością zyskała na włączeniu ampułki do mojej pielęgnacji. Skóra była zgodnie z obietnicami niezaróżowiona i ładnie rozświetlona, choć produkt nie usunął moich starszych przebarwień. Mam jednak świadomość, że nie taka była jego rola ;) Co ważne - nie zafundował mi też wysypu zaskórników, a przyznam że nieco się tego obawiałam :) Na Jolse można je dostać już za 17.99$, co jest bardzo atrakcyjną ceną, biorąc pod uwagę wydajność i działanie.
Znacie Isntree Tw-Real Bifida Ampoule? Stosujecie kosmetyki z fermentami lub probiotykami? A może jesteście fankami peptydów? Jakie serum gości w Waszej aktualnej pielęgnacji? Dajcie znać w komentarzach!


czwartek, 22 lipca 2021

Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++, czyli filtr i pielęgnacja w jednym

Po latach wierności Biore Aqua Rich Watery Gel, w końcu zapragnęłam odmiany i od jakiegoś czasu testuję różnego rodzaju filtry. Z różnym skutkiem. Ciągnie mnie tradycyjnie w stronę Azji, czyli Korei i Japonii, ale nie omieszkałam wypróbować także naszych Polskich i Europejskich nowości. Jednak do brzegu... Dziś pora na recenzję Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++. Jest to filtr, który obiecuje wiele. Nie tylko skuteczną ochronę przed słońcem, ale także pielęgnację. Jak potoczyła się nasza znajomość? Już Wam opowiadam!
Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++
Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++ umieszczono w płaskiej, białej tubie, zawierającej aż 90 gramów kosmetyku. W moim odczuciu, tuba lub buteleczka z dziubkiem, to bardzo dobre rozwiązanie, jeśli chodzi o produkty z SPF. Jest prosto, higienicznie, elegancko, łatwo wydobyć zawartość i wycisnąć odpowiednią ilość produktu, oraz co ważne - zużyć go do końca. A dodatkowo łatwo takie opakowanie włożyć do torebki lub zabrać na wyjazd. Co o swoim kosmetyku mówi producent? "Shiseido Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++ to żel przeciwsłoneczny z bardzo wysokim filtrem, odporny na działanie wody, potu i sebum. Zapewnia wyjątkową ochronę przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym, jednocześnie regulując i ujednolicając pigmentację skóry. Redukuje i rozjaśnia ciemne plamy, piegi oraz zapobiega powstawaniu nowych, nieestetycznych przebarwień. Zawiera opracowany przez Shiseido kwas m-traneksamowy oraz ekstrakt z lukrecji. Formuła zawiera 50% składników pielęgnujących skórę. Pięciornik kurze ziele, kwas hialuronowy, kolagen morski, zielona herbata i szarotka chronią twarz przed wysuszeniem. Skóra jest komfortowo nawilżona, ma ładniejszy koloryt, wygląda świeżo. Żel szybko się wchłania, nie bieli oraz może być stosowany jako baza pod makijaż."
Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++ shiseido
Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++ zawiera pięć rodzajów kapsułkowanych filtrów. Cóż to takiego? Kapsułkowane filtry pozostają na powierzchni skóry, gdzie zapewniają wysoką ochronę przed promieniowaniem UV, ale nie mają z nią bezpośredniego kontaktu, dzięki czemu są idealne dla cery wrażliwej. SPF Anessa Whitening ma bardzo lekką, wręcz płynną konsystencję, która przypomina mi azjatyckie emulsje. Na szczęście całość jest na tyle przemyślana, że nie wylewa się z tubki :P Filtr lekko pachnie cytrusami i rzadko się to zdarza, ale dla mnie to naprawdę przyjemny aromat. SPF zawiera trochę alkoholu, ale ja osobiście go nie czuję. Łatwo go rozprowadzić i rozsmarować, oraz co ważne - nie szczypie mnie on ani w twarz, ani w oczy.
Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++
Jakie wykończenie towarzyszy filtrowi Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++? Po całkowitym wchłonięciu, na mojej twarzy pozostaje lekki, satynowy film, który wygląda naturalnie oraz nie świeci się nadmiernie. Można go nosić bez przypudrowania, ale ja wolę to zrobić :D Krem jest przyjemny w użytkowaniu i choć słabo współpracuje z kosmetykami nakładanymi pod spód, to świetnie nadaje się pod makijaż. Jeśli chodzi o reaplikację to generalnie nieźle się sprawuje, ale bywa, że zaczyna się wałkować. Niestety ale na co dzień ja rzadko to robię (rano nakładam odpowiednią warstwę, a wszystkie moje kosmetyku kolorowe, od bazy przez BB i puder, również mają SPF 50).
Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++
Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++ faktycznie dobrze chroni przed słońcem. Nie zauważyłam nawet cienia opalenizny, ani aby na mojej twarzy pojawiły się przebarwienia, bądź utrwaliły nowe, nie odnotowałam żadnych oznak alergii na słońce, oraz skutków ubocznych typu zapychanie lub wysyp niedoskonałości. Wydaje mi się również, że substancje wybielające zawarte w filtrze, także delikatnie wspomagają walkę z przebarwieniami i mimo iż nie stosuję nic poza tym SPFem, to znikają one jakoś szybciej niż zwykle. Mimo drobnych niedociągnięć, z chęcią bym do tego filtra powróciła i polecam go wszystkim, którzy mają problem z nadmierną pigmentacją ;)
Miałyście już okazje testować Anessa Whitening UV Sunscreen Gel SPF50+ PA ++++? Pamiętacie o codziennej ochronie przed słońcem? Jaki jest Wasz ulubiony filtr przeciwsłoneczny? Może polecicie mi coś ciekawego? ;)

piątek, 16 lipca 2021

Makijaż z marką Missha - puder Signature Dramatic Two-Way Pact SPF25 PA++ i Vivid Fix Marker Pen Liner

Ostatnio maluję się rzadziej oraz być może delikatniej, ale myślę że nigdy nie nastąpi moment, kiedy przestanę całkowicie robić makijaż ;) Za bardzo to lubię. W kwestii kosmetyków kolorowych marki Missha - dotychczas miałam jedynie ich kremy BB, z czego jeden kocham naprawdę wielką miłością i zużyłam już dwa lub trzy opakowania (recenzja). Tym razem postanowiłam więc wypróbować puder Signature Dramatic Two-Way Pact SPF25 PA++ oraz eyeliner Vivid Fix Marker Pen Liner. Jak ten duet się u mnie sprawdził? Same przeczytajcie!
Missha - puder Signature Dramatic Two-Way Pact SPF25 PA++ i Vivid Fix Marker Pen Liner

Missha - puder Signature Dramatic Two-Way Pact SPF25 PA++ i Vivid Fix Marker Pen Liner
Missha Vivid Fix Marker Pen Liner ma formę mazaka wykonanego z solidnego plastiku i zawiera 0.6g produktu ważnego 6 miesięcy od otwarcia. Opakowanie utrzymano w srebrno - czarnej kolorystyce, która przykuwa oko i nie niszczy się, ale niestety ma wielką tendencję do "palcowania". Ślady z podkładu gwarantowane. Ja nie lubię brudnych opakowań kosmetyków, więc od czasu do czasu po prostu przecieram go micelem ;) Wewnątrz pisaka znajduje się kuleczka do mieszania tuszu. Warto również wspomnieć o tym, że skuwka trzyma się eyelinera bardzo mocno i nie ma szans by otworzyła się ona samoistnie. Tego typu produkty dobrze sprawdzą się też w podróży, zajmują dużo mniej miejsca niż słoiczek i pędzel ;) 
Missha Vivid Fix Marker Pen Liner
Aplikator Missha Vivid Fix Marker Pen Liner jest wykonany ze stosunkowo twardej gąbeczki. Końcówka jest bardzo precyzyjna i możemy narysować nią zarówno cienką, jak i grubą kreskę, ale w moim odczuciu do tego typu aplikatorów potrzeba wprawy. Jeśli jej nie macie - lepszy będzie liner w pędzelku. Kosmetyk lekko sunie po powiece, nie rozlewa się, oraz łatwo znosi wszelkiego rodzaju poprawki. Po nałożeniu zasycha w błyskawicznym tempie, zapewniając nam eleganckie, lekko błyszczące wykończenie, które trwa aż do zmycia. Na mojej powiece, nałożony na bazę i cień do powiek, zdołał przetrwać praktycznie w każdych warunkach :) Upał na Bałkanach, całonocną jazdę autem, kilkugodzinną drzemkę. Kolega jest nie do zdarcia. Jednocześnie, co ciekawe, dość łatwo zmyć go podczas demakijażu ;) Eyeliner Missha kosztuje na Jolse około 9.5$. U mnie zdał egzamin śpiewająco!
Missha - puder Signature Dramatic Two-Way Pact SPF25 PA++ Vanilla
Missha Signature Dramatic Two-Way Pact SPF25 PA++ umieszczono w eleganckim, czarno - srebrnym opakowaniu. Jest ono wykonane z plastiku, ale wygląda bardzo porządnie, nie rysuje się, zawiera lusterko i osobne miejsce na puszek do nakładania produktu, którego wewnątrz jest 9.5g. Aplikator dołączony do kosmetyku również jest interesujący, bo to lateksowa, płaska gąbeczka, obleczona z jednej strony puchatym meszkiem ;) Wszystko w sam raz do torebki albo na wyjazd. Puder ten występuje w dwóch odcieniach do wyboru. Ja mam kolor Vanilla, który będzie w sam raz dla bladych twarzy posiadających neutralne tony. Na szczęście nie ciemnieje on w ciągu dnia. Kosmetyk lekko pachnie kwiatami, nie wiem czy dobrze, ale mnie ten aromat szczególnie kojarzy się z jaśminem ;) Jakie wykończenie serwuje nam puder Missha? Na moje oko to coś pomiędzy matem, a satyną. Nie posiada drobinek i wyjątkowo ładnie wygląda nałożony pędzlem, choć niestety odrobinę pyli. Gąbeczkę dołączoną do zestawu polecam jedynie poza domem, ciężko nie zostawić plam aplikując nią produkt. Kosmetyk użyty w rozsądnej ilości, zapewnia mi delikatne, eleganckie wykończenie, dobrą trwałość i piękne wygładzenie (zarówno w dotyku jak i optycznie). 
Missha - puder Signature Dramatic Two-Way Pact SPF25 PA++ i Vivid Fix Marker Pen Liner
Po jego użyciu, makijaż zaczyna wyglądać gorzej dopiero po około 4-5 godzinach. Warto jednak zauważyć, że gorzej, nie znaczy źle, bo nawet po tym czasie nie uwidaczniają się suche skórki, kosmetyk nie wchodzi w zmarszczki, a ja się nie świecę. Po tym czasie zdarza mu się uwidocznić pory na nosie oraz delikatnie wytrzeć, ale nawet pod koniec dnia wygląda na twarzy przyzwoicie. Dwa czy trzy razy zdarzyło mu się zwarzyć na brodzie, ale nie do końca była to wina samego pudru, a bardziej leku nałożonego pod spód i zamaskowanej wysypki :P Co ważne, puder nie wysusza mojej skóry, nie podrażnia jej w żaden sposób, nie prowokuje powstawania niedoskonałości i nie powoduje "efektu maski". Fajnym dodatkiem jest SPF25 PA++, ale pamiętajmy że to tylko "bonus", a nie coś zapewniającego nam ochronę. Filtr nałóżcie więc normalnie ;) Cena? Można go dostać już za 14.50$.
Podsumowując moją przygodę z kolorówką Missha - chyba należy zaliczyć ją do tych całkiem udanych :) A Wy miałyście styczność produktami do makijażu tej marki? Znacie ich kultowe kremy BB? A może jesteście fankami pielęgnacji Missha? Kupowałyście już na Jolse po zmianie przepisów celnych? Dajcie koniecznie znać!

piątek, 9 lipca 2021

Bubel alert, czyli La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+

Z powodów urlopowych oraz zdrowotnych, przypadkiem moja przerwa w blogowaniu wyszła dużo dłuższa, niż pierwotnie planowałam. Mimo wszystko - mówi się trudno i z przypływem nowej weny wraca na "stare śmieci". Zawsze lubiłam Wam pisać pozytywne recenzje, wybierałam produkty które za coś polubiłam, albo się u mnie sprawdziły, wszak nie dałabym chyba opisać wszystkiego, co stosuję. Nienawidzę tworzyć recenzji bubli, ale tym razem muszę, żeby ktoś nie naciął się tak samo jak ja. One też bywają potrzebne. O co więc chodzi? O La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+, na który zdecydowałam się jakiś czas temu, kiedy to na urlop szukałam pomadki z wysoką ochroną SPF. I cóż... Srogo się zawiodłam. Dlaczego? Już mówię!
La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+
Pomadka La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+ ma formę klasycznego, wykręcanego sztyftu, który wykonano w całości z plastiku. Jest on dobrej jakości, nie rysuje się noszony w torebce i kieszeni oraz mimo prostoty - wydaje się przyjemny dla oka, taki słoneczny :D Sztyft łatwo się wykręca, nie wysuwa sam i bez problemu można schować nadmiar do środka (miałyście kiedyś takie pomadki, które trzeba było wpychać palcem? xD). Sam produkt niestety jest stosunkowo twardy, szczególnie na początku i trochę "ciągnie" usta podczas nakładania. Całość zawiera 4.7 grama produktu, a sztyft jest ścięty na płasko. Na szczęście nie zauważyłam, żeby "gibał się" w opakowaniu.
La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+
La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+ lekko pachnie mieszanką wanilii i ciasteczek. Poza opakowaniem to jedna z niewielu jego zalet :P Jak smakuje? Gorzko. Naprawdę dla mnie była to porażka na całej linii i po nałożeniu balsamu, czułam się, jakbym przed chwilą najadła się filtra do twarzy. Posmak w ustach utrzymywał się dobre 40min (nałożyłam ją pierwszy raz w aucie jak jechałam do rodziców, więc wiem :P) i autentycznie myślałam, że zwymiotuję xD Co mówi o nim producent? "Balsam z SPF 50+ La Roche-Posay skutecznie chroni wrażliwe miejsca takie jak usta, nos czy uszy, które są bardziej narażone na oddziaływanie promieni słonecznych. Dzięki szerokiemu spektrum ochrony unikniesz nieprzyjemnych poparzeń, a aplikacja zawsze będzie szybka i precyzyjna. Nie pozostawia białych śladów, jest hipoalergiczny, niekomedogenny oraz wodoodporny". Sztyft oczywiście również bieli, moje usta lekko rozjaśnił, tyle że nie przeszkadzało mi to jakoś szczególnie. Bardziej nie odpowiadało mi okropne uczucie obklejenia warg.
La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+
I teraz gwóźdź do trumny... La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+ strasznie wysuszał mi usta. Tak, wiem, moje są z natury problematyczne, ale przez te kilka dni, kiedy próbowałam stosować tę pomadkę, ciągle walczyłam z suchymi skórkami, ściągnięciem, a kiedy w końcu pękły, oddałam ją mężowi, żeby smarował nią bliznę po operacji, którą ma na szyi. Chyba spokojnie mogę mianować ją bublem pierwszego półrocza 2021 roku. Jeśli macie ochotę wypróbować ten balsam mimo wszystko, to za tę przyjemność zapłacicie około 35zł. Na szczęście już znalazłam dla niego niezłe zastępstwo :D 
Macie jakieś doświadczenia z La Roche-Posay Anthelios XL Balsam do Ust SPF 50+? Przypadła Wam ona o gustu, czy może nie za bardzo? Jesteście w stanie polecić mi jakieś skuteczne pomadki ochronne zawierające SPF50?