środa, 23 grudnia 2020

Wesołych Świąt mimo wszystko

Rok 2020 chyba większości z nas dał w kość. Powoli można się z nim jednak żegnać i przy okazji Świąt Bożego Narodzenia, chciałabym życzyć Wam tego, co najlepsze. Przede wszystkim dużo zdrowia - aktualnie jest w cenie, oraz by udało Wam się spędzić nadchodzące dni bezpiecznie i odpowiedzialnie, a także tego abyśmy Boże Narodzenie 2021 mogli obchodzić już "normalnie". Poza tym dużo szczęścia, miłości, spełnienia marzeń, oraz dużo empatii i wyrozumiałości dla innych. Z bardziej przyziemnych rzeczy oczywiście życzę jeszcze raz Wesołych Świąt, mile spędzonego czasu, spokoju, pieniędzy (z nimi jednak jest w życiu łatwiej i weselej ;)), pięknych prezentów oraz dużo wolnego ;) Dziękuję, że jesteście! I przy okazji - Szczęśliwego Nowego Roku i mimo wszystko udanej zabawy sylwestrowej, choć niewykluczone, że do końca miesiąca jeszcze się odezwę. Buziaki! ;* Może najlepsze chwile są jeszcze przed nami ;)

niedziela, 20 grudnia 2020

Whishlista, czyli jakie kosmetyki chciałabym zobaczyć u siebie w przyszłym roku

Moja ostatnia whishlista to trochę niewypał ;) Kilka kosmetycznych marzeń udało mi się spełnić, co do części rzeczy jednak zmieniłam zdanie, a na sporą rzeszę brakło funduszy, lub nie dało się ich zamówić z zagranicy przez covid19. Od jakiegoś czasu kiełkuje we mnie trochę nowych "chciejstw" i dziś chciałabym Wam je przedstawić. Miłego oglądania! I wybaczcie, że nie było mnie tu dłużej niż zwykle, ale dopadło mnie zapalenie spojówek :P
1. Hourglass Ambient Lighting Powder w odcieniu Ethereal Light - rzecz, której nie udało mi się kupić ostatnio, ale nadal strasznie chodzi mi po głowie... Jest to puder do wykańczania makijażu, który kamufluje, wygładza i poprawia wygląd skóry, zapewniając niezwykle subtelny efekt. Działa on niczym prawdziwy filtr fotograficzny, nadając skórze naturalną świetlistość, kamuflując wszelkie niedoskonałości, pory oraz drobne zmarszczki. Formuła nie zawiera talku i tworzy gładką, równą powierzchnię, aby w przygotować skórę do aplikacji bronzera, różu oraz rozświetlacza. Szczerze Wam powiem, że moje serce zabiło do tego kosmetyku mocniej, jeszcze zanim pojawił się w polskich perfumeriach. Wpadł mi w oko lata temu na zagranicznych blogach i do dziś nie udało mi się go nabyć :D Może kiedyś... ;) Miał być na urodziny, ale one są za 6 dni i nadal nic :P
2. Hourglass Veil Translucent Setting Powder - tak, mam lekkiego fioła na punkcie pudrów i rozświetlaczy. To już kolejne cudeńko, które pozwala osiągnąć piękny wygląd naszej cery. A że ostatnio zaczęłam namiętnie używać pudrów sypkich, to oczka się świecą... "Drobno zmielony, ultralekki puder bez talku posiada w swojej formule cząsteczki odbijające światło, które natychmiast kamuflują niedoskonałości i zmniejszają widoczność porów, drobnych linii i zmarszczek, nadając skórze aksamitną gładkość" - same przyznajcie, że to brzmi mega dobrze! W dodatku też bardzo elegancko wygląda :) Chcę, chcę i jeszcze raz chcę, choć chyba ten prasowany odrobinkę bardziej :P
3. Eau des Merveilles Bleue Hermès - nie mam zbyt wielu perfum, gdyż jak mój mój mąż "jak na kobietę, masz bardzo specyficzne upodobania". Od wielu lat bardzo lubię klasyczną wodę toaletową Eau des Merveilles Hermès, więc gdy w 2016 roku stworzono jej flanker, od razu go zapragnęłam... (nawet już raz pojawił się na blogowej whishliście). Do tej pory nie udało mi się go nabyć, ale z racji tego, że żółta wersja się kończy, może teraz pora na niebieską? To zapach oparty na nutach morskich, drzewnych, oraz paczuli. Na pewno w przyszłym roku kupię albo tę, albo klasyczną wodę toaletową Eau des Merveilles Hermès , bo po prostu kocham oba te zapachy... Edit. Po wizycie w perfumerii wygrywa żółta wersja ;)
4. Cosmedix Lumi Crystal Lip Hydrator - To nie tylko zwykły błyszczyk z holograficzną zawartością! To profesjonalne, luksusowe serum, wykorzystujące technologię opartą na formule z ciekłymi kryształami, wyciągach botanicznych oraz peptydach (i już jestem kupiona xD). Widziałam jak zachwala je Deliciousbeautybe no i cóż... Zaświeciły mi się oczy :D Podobno zmiękcza, nawilża, regeneruje suche usta i działa przeciwzapalnie oraz antyoksydacyjnie, pomaga zmniejszyć wygląd drobnych zmarszczek, a także przeciwdziała oznakom starzenia się. Dodatkowo on tak pięknie opalizuje, że usta od razu wyglądają na pełne i soczyste. A że ja wiecznie mam z nimi problem... No same rozumiecie :D Potrzeba wygenerowała mi się momentalnie :P
5. Paula's Choice - Skin Perfecting 2% BHA Liquid Exfoliant - Kończy się produkt z kwasem salicylowym (czyli BHA), którego używam aktualnie, a on zamiennie z azaleinowym i glikolowym, chyba najlepiej robi mojej skórze, ze względu na możliwość działania "głębiej". Nie wiem, czy wiecie, ale to składnik powszechnie stosowany także w lekach na łuszczycę, a ja już przy swojej pierwszej wizycie u dermatologa z tym problemem, dostałam bardzo mocny lek usuwający łuskę, oparty głównie na tej substancji ;) Teraz kwas BHA stosuję w walce z zaskórnikami zamkniętymi, a historia zatoczyła koło :D Produkt ma za zadanie oczyszczać gruczoły łojowe i regulować ich pracę, działać przeciwzapalnie, złuszczająco, oraz zapobiegać powstawaniu wyprysków. W składzie zawiera także zieloną herbatę.
6. Is Clinical Active Serum - to podobno jeden z popularniejszych i skuteczniejszych produktów marki, który sprawdza się przy wielu typach cery. Zawiera wyciąg z trzciny cukrowej (źródło kwasu glikolowego), borówki (kwas mlekowy), wierzby białej (kwas salicylowy), arbutynę, oraz wyciąg z żagwi okółkowej (źródło kwasu kojowego). Ma robić z kolei dokładnie to, z czym ja mam problem :D Czyli redukować zmarszczki, pomóc w leczeniu trądziku, oraz zmniejszyć przebarwienia. Ideał :P Tylko jego cena taka jakby mniej idealna ;) Mimo to, mam nadzieję, że kiedyś będę mogła na własnej skórze przekonać się jak działa :)

I to już chyba wszystko na dziś. Jak widać nie jest tego szczególnie dużo, ale moje aktualne chciejstwa są dość kosztowne (jakoś tak wyszło), a ja jak wiele z nas - przez pandemię, oraz wiele, wiele innych rzeczy - jakoś nie jestem w finansowej kondycji życia :D Ale może za to uda mi się spełnić moje wielkie niekosmetyczne marzenie :P Jeśli miałyście któryś z tych produktów, dajcie koniecznie znać, jak się sprawdził, wolałabym uniknąć sprawienia sobie bubla ;) A co Wam chodzi po głowie?

niedziela, 13 grudnia 2020

Clio Kill Cover, czyli o nowym ulubionym korektorze słów kilka

Znalezienie korektora, z którego byłabym zadowolona, nigdy nie było dla mnie szczególnie proste. Niby nie miałam specjalnie wygórowanych wymagań, ale finalnie niezbyt wiele marek posiada w swojej ofercie wystarczająco jasne dla mnie odcienie, co generuje dodatkowy problem. Tym razem zdecydowałam się przetestować coś z rynku koreańskiego, ze względu na dużą dostępność kolorów dla bladziochów :P Przypadkowo padło na Clio Kill Cover Liquid Concealer. Zapewne po tytule już się domyślacie, że się polubiliśmy. Teraz pora wyjaśnić dlaczego...
Clio Kill Cover Liquid Concealer
Clio Kill Cover Liquid Concealer znajduje się w eleganckim opakowaniu z matowego plastiku, które przypomina błyszczyk. Jest ono wygodne, dozuje odpowiednią ilość produktu i z łatwością można zabrać go ze sobą w podróż bez obaw o potłuczenie. Właściwie to nawet nakrętka nie rysuje się podczas noszenia w torebce... ;) Przyznać należy, że całość stworzono z materiałów naprawdę dobrej jakości, łącznie z aplikatorem. Jest miękki, delikatny, bardzo precyzyjny i nabiera odpowiednią ilość produktu, aby pokryć okolice pod oczami, ewentualne przebarwienia, bądź inne niedoskonałości. Wewnątrz mamy 7g produktu, ważnego rok od pierwszego otwarcia. O dziwo, jak na mnie to jest to też kosmetyk całkiem wydajny ;)
Clio Kill Cover Liquid Concealer
Gama odcieni Clio Kill Cover Liquid Concealer nie zachwyca bogactwem, ale z pewnością będą z niej zadowolone osoby, mające jasną karnację. Ja posiadam odcień 02 Lingerie i muszę przyznać producentowi, że faktycznie jest to beż wpadający w chłodne tony, co przy mojej cerze jest jak najbardziej pożądane. Poza nim, znajdziemy także wersję ciepłą, oraz dwie trochę ciemniejsze, również w dwóch tonacjach. I koniec :P Mało prawda? Mimo to, ja czuję się usatysfakcjonowana. Sam produkt ładnie adaptuje się do mojej cery i mam wrażenie, że po nałożeniu utlenia się na jeszcze jaśniejszy niż wygląda w opakowaniu. Nie posiada on żadnych drobinek i nie śmierdzi, co w przypadku korektora jest sporą zaletą. Ja jakoś nie mam szczęścia i często trafiam na takie "pachnące" farbą albo klejem xD
Clio Kill Cover Liquid Concealer
Clio Kill Cover Liquid Concealer łatwo nakłada się zarówno gąbeczką jak i palcem, choć ja preferuję raczej ten pierwszy sposób. Na jego szczęście, całkiem szybko zastyga, pozostawiając po sobie satynowe wykończenie. Sam produkt nie jest zbyt gęsty oraz ma średnie krycie, które bez problemu można stopniować. Pod oczami wystarcza mi jedna cienka warstwa, ale czasem, by przykryć czerwone przebarwienie po jakiejś zmianie, nakładam jeszcze drugą. A teraz najważniejsze: utrwalony trzyma się w stanie niemal idealnym od nałożenia aż do zmycia i absolutnie nie ma mowy o żadnym wchodzeniu w zmarszczki, ani podkreślaniu suchych skórek. Korektor Clio dobrze współpracował z każdym moim pudrem, kremem pod oczy oraz bazą. Nie zauważyłam też, by wysuszał, choć ja zawsze nakładam na skórę najpierw krem nawilżający ;)
Clio Kill Cover Liquid Concealer
Clio Kill Cover Liquid Concealer kosztuje na Jolse 14.30$, czyli około 52zł i moim zdaniem, jak najbardziej jest tej kwoty wart. U mnie świetnie sprawdził się zarówno stosowany na przebarwienia, jak i pod oczy, utrwalony rozświetlającym korektorem wygląda ładnie cały dzień, nie wchodzi w zmarszczki i nie podkreśla suchych skórek, a jednocześnie bardzo dobrze zakrywa u mnie to, co powinien. Kupowałam go totalnie "w ciemno", ale wyszłam na tym bardzo dobrze :D 
A jaki jest Wasz ulubiony korektor? Miałyście już styczność z kosmetykami tej marki? Dajcie koniecznie znać! :) Chętnie poczytam o Waszych typach!

niedziela, 6 grudnia 2020

Kobieta zmienną jest, czyli maseczka z glinką Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X

Kobieta to naprawdę stworzenie przewrotne. Jeszcze kilka lat temu praktycznie nie używałam żadnych glinek. Bo brudziły, bo często trzeba było je rozrabiać, ciężko się zmywały oraz właściwie nic u mnie nie robiły... Potem moja cera od leków na toczeń zmieniła się o 180 stopni i nagle glinki używane zarówno w sposób tradycyjny, jak i ten, który podsunęła nam wszystkim na swoim profilu Kasia Myskinstoryy (czyli wraz z kwasem BHA, który nakładamy 30 minut przed maseczką) stały się moimi ulubionymi produktami tego typu. Do tej pory świetnie sprawdzała mi się Tołpa, ale po wielu zużytych opakowaniach przyszła pora na coś innego i tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X. Jak się u mnie sprawdziła? Czy jestem z niej zadowolona? O tym już za chwilę!
maseczka z glinką Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X
Oczyszczającą maseczkę z glinką Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X umieszczono w małym, zgrabnym słoiczku wykonanym z grubego, brązowego plastiku. Całość zawiera 100ml i jest ważne 9 miesięcy od otwarcia. I tym razem do opakowania muszę się przyczepić :D Fakt, jest ono estetyczne oraz nie niszczy się, ale niestety przez to, że ma kształt beczułki, a góra jest zwężona, to gorzej wydobywa się z niego zawartość i chyba pierwszy raz brakowało mi tego, że do produktu nie dołączono szpatułki. Aby wygodnie używać tej maski, musiałam zorganizować sobie jakąś inną :P Cóż, życie...
maseczka z glinką Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X
Co mówi o niej producent? Maska ma za zadanie zapewnić nam sześć rzeczy. Niby niewiele, a jednak :D Co konkretnie?  Pielęgnować pory skóry, zredukować nadprodukcję sebum, oczyścić oraz pomóc w usunięciu zaskórników, zapewnić efekt chłodzący, poprawić strukturę skóry i jej elastyczność, a także rozjaśnić twarz. Maseczka została stworzona na bazie minerałów uwalnianych przez wulkaniczne wybuchy na wyspie Jeju. Kosmetyk ma ciemnoszary kolor a jej konsystencja jest dość gęsta i zbita niczym pasta. Ja nakładam ją na twarz szpatułką ;) Zapach? Bardzo delikatny, ziemisto - glinkowy, może z lekko przebijającą przez to wszystko świeżością. W moim odczuciu nie jest on mocny i nikomu nie powinien przeszkadzać podczas trwającej 10-20 minut sesji. Co ważne, maseczka nie zasycha na skórze, dzięki czemu nie musimy zraszać niczym twarzy, ani bać się wysuszenia. Z usunięciem kosmetyku nigdy nie miałam problemów, ale szczerze powiem - zawsze do zmywania go używałam celulozowej gąbeczki. Maseczka nałożona na skórę zaczyna lekko chłodzić i ten efekt jest odczuwalny jeszcze kilka minut po zmyciu - mimo że nie jestem wielką fanką doznań termicznych fundowanych przez kosmetyki, to akurat w tym wydaniu znowu bardzo je polubiłam ;)
Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X
Jak maseczka Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X się u mnie sprawdziła? Przede wszystkim, od razu po jej użyciu skóra jest widocznie rozjaśniona, gładka w dotyku, miękka, jędrna i oczyszczona z nadmiaru sebum. Również i pory są mniej widoczne. Przy regularnym użytkowaniu poprawiła ona zdecydowanie wygląd mojej cery, więc na dobrą sprawę nawet solo spełnia więc obietnice producenta...  Jednak mniej więcej w połowie opakowania, zaczęłam ją stosować zgodnie z radą Kasi Myskinstoryy i najpierw nakładałam na pół godziny serum z kwasem salicylowym o stężeniu minimum 2%, a dopiero potem tę glinkową maskę. I cóż mogę powiedzieć? W tym momencie nie mam na twarzy dosłownie żadnego zaskórnika, a taki stan nie zdarzył się u mnie odkąd zaczęłam stosować nowe leki. Efekt jaki osiągnęłam, bardzo zmobilizował mnie do regularnego powtarzania tego typu zabiegu i teraz jestem w kropce :D Od razu kupować kolejne opakowanie tej maski czy może chwilę poczekać? ;)
Jeśli macie ochotę ją wypróbować, bez problemu kupicie ją na Jolse za 14.99$. Moim skromnym zdaniem - warto ;) A Wy stosujecie maski z glinki? Jaka jest Wasza ulubiona? Może jesteście w stanie polecić mi jakiś ciekawy produkt, którego nie trzeba rozrabiać? Dajcie znać w komentarzach!


poniedziałek, 30 listopada 2020

Listopadowe nowości

Chyba najbardziej mroczny i przygnębiający miesiąc w roku możemy powoli uznać za zakończony. Z utęsknieniem czekam więc na grudzień - świąteczne, kolorowe światełka, Boże Narodzenie, moje urodziny, Sylwester. Mimo tego, że wszystko będzie inne niż zawsze i tak cieszę się na tę perspektywę. Pora jednak na zaprezentowanie listopadowych nowości, które dotarły do mnie w ciągu ostatnich tygodni. Nie szalałam zbytnio z zakupami, ale mimo wszystko kilka drobiazgów trafiło pod mój dach ;) Co takiego? Zapraszam Was serdecznie do oglądania!
wibo doll, catrice, holika holika, clio
Tym razem skusiłam się na nieco kolorówki. O dziwo cztery rzeczy kupiłam osobiście na jakiejś promocji, a jedną dostałam. Co kupiłam sama? Puder Wibo Doll Skin Dewy Finish Loose Powder (jest wychwalany w wielu miejscach i podobno ma takie wykończenie, jak lubię), pomadkę Wibo Doll Lips Lipstick 1.Rosie (dobra, skusił mnie ten brokat na niej, nie będę kłamać), oraz lakier do paznokci Catrice ICONails. Przyda mi się do pedicure ;) Z kolei korektor Clio Kill Cover Liquid Concealer już zdążył zrobić na mnie świetne wrażenie, natomiast kredka Holika Holika Jewel Light Skinny Eye Liner jeszcze czeka na swoje pięć minut, wszak wykańczam poprzednią :P
Son&Park, dr.g, some by mi
Jednym z produktów na tym zdjęciu jest Beauty Filter Cream Glow Son&Park. Jest to lekki krem nawilżający do stosowania pod makijaż, który zapewni nam na twarzy efekt niczym filtr z instagrama :D Brzmi nierealnie, ale sprawdzimy, ile te obietnice są warte. Produktem dokładnie z tej samej kategorii, jest V10 Vitamin Tone - Up Cream Some By Mi, który kupiłam by porównać go z poprzednim, który dostałam :P Teraz gdy mniej się maluję, bardzo chętnie używam tego typu kremów na dzień ;) Z kolei ostatnią rzeczą z kategorii "makijaż", jaka trafiła do mnie w listopadzie, to chyba kultowy już krem BB Dr.G Pore +. Miałam go już kilka razy na twarzy i szczerze Wam powiem - zapowiada się obiecująco ;)
cerave wygładzający
Teraz pora na dwa produkty, które nabyłam, bo polecali mi je dosłownie wszyscy - koleżanki, blogerki, cały instagram, a nawet mój własny brat, a dodatkowo akurat zmagałam się z dość męczącym wysypem rogowacenia okołomieszkowego na ramionach (czasem mi się to zdarza). Cóż to takiego? Również chyba kultowy już duet CeraVe - SA Wygładzający Balsam, oraz SA Wygładzający Żel do Mycia Dla Skóry Szorstkiej, Suchej, z Grudkami. Będzie recenzja, bo warto te dwa kosmetyki poznać ;)
the inkey list ysl leaders DHC is clinical
Od Interendo odkupiłam pewien zalegający jej produkt, czyli Tranexamic Acid Night Treatment The Inkey List, który podobno jest skuteczny w walce z przebarwieniami. Ostatnio męczą mnie ciut mniej, bo i zmiany wszelkiej maści zostały zredukowane przez leczenie, ale jeszcze co nieco zostało i staram się to "wybielić" :P Do swojego zakupu dostałam też masę prezentów, których zupełnie się nie spodziewałam :D Trafił do mnie także krem pod oczy Caffeine Eye Cream The Inkey List, mini serum Is Clinical Pro - Heal Serum Advance, mini pomadka Yves Saint Laurent Rouge a Levres, maski w płachcie Leaders, oraz pięć pomadek ochronnych do ust DHC Lip Cream, które uwielbiam. W dodatku mają limitowane opakowanie ze Snoopym :D Patrycja, dziękuję! ;*
purito rovectin
Wraz z tym zdjęciem kończy się misz - masz i możecie zobaczyć już tylko produkty, jakie dostałam w ramach prezentów bądź współpracy. Tu widać dwa żele do mycia twarzy. Jeden z nich to Rovectin Skin Essential Conditioning Cleanser, który jest delikatnym środkiem myjącym o lekko kwaśnym pH, w sam raz nadający się do drugiego etapu oczyszczania cery. O drugim żelu, czyli Purito Defence Barrier pH Cleanser, zdążyłam już napisać pełną recenzję, którą możecie przeczytać tutaj. Wszystkich chętnych zapraszam do lektury, wszak marka jak zwykle stanęła na wysokości zadania ;)
innisfree nacific dr.jart+
Tutaj widać z kolei rzeczy, które "chodziły za mną" od wiosny, ale przez lockdown nie było możliwości, aby przesyłka z Jolse normalnie doszła do Europy pocztą, a koszt kuriera i ryzyko zapłacenia VATu skutecznie odstraszały. Na szczęście już się to zmieniło, więc z Korei zamawiać można swobodnie, jedyny minus to fakt, że paczki niestety idą trochę dłużej ze względu na mniejszą ilość lotów. Wróćmy jednak do tematu kosmetyków :D Od bardzo dawna miałam ochotę wypróbować Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X. Długo z tym zwlekałam, ale to jedna z lepszych maseczek glinkowych, jakie stosowałam :) Poza tym, trafiło też do mnie serum Nacific Phyto Niacin Whitening Essence, które za granicą zbiera dobre opinie w kwestii "wybielania", oraz coś kojąco - nawilżająco - odżywczego, czyli Dr.Jart+ Ceramidin Serum. Dodatkowo, skusiłam się także na krem Nacific Pink AHABHA Cream, bo uwaga: ma konsystencję żelu i ładne opakowanie xD Zobaczymy, jak na tym wyjdę :P
Radical peeling is Clinical body serum
Peeling Trychlogiczny Radical kupił mój mąż, któremu zachciało się peelingu skóry głowy :D Nie powiem, był skuteczny, ale forma aplikacji i niemal zerowa wydajność średnio nam odpowiadały. Wystarczył na trzy zabiegi :P Z kolei pierwszy raz od mega dawna trochę mi się poszczęściło, i na instagramie wygrałam konkurs, w którym nagrodą była mgiełka Is Clinical Youth Body Serum. Jestem wyjątkowo ciekawa, co z tej znajomości wyniknie, bo generalnie te produkty są nietanie (czytaj: nie bardzo na moją kieszeń), choć nie powiem - ciekawią, bo wiele osób je chwali ;)
soraya plante
Chyba kultowa już linia zawitała do mnie w postaci paczki PR ;) Kosmetyki Soraya Plante to seria pielęgnacyjna oparta o 99% na składnikach pochodzenia naturalnego, a większość surowców certyfikowana jest przez EcoCert i Cosmos. Nie ma w nich także parabenów, silikonów, sztucznych barwników, SLS i są przyjazne dla wegan. Dodatkowo są też przyjazne dla portfela, co w aktualnych czasach jest ważne xD Z całej tej gromadki, moje serce absolutnie skradł Odżywczy Krem do Rąk. Jest dokładnie taki, jak lubię... Ma konsystencję lekkiej emulsji, bardzo łatwo się rozsmarowuje, szybko wchłania, przepięknie pachnie liśćmi czarnej porzeczki i jednocześnie pozostawia dłonie miękkie, gładkie i ładnie nawilżone. Świetnie nadaje się do stosowania w dzień. Ciekawym produktem jest także Mgiełka 3w1, która zawiera konopie, aloes i zieloną herbatę, oraz można ją stosować także na makijaż. Wiem, że na instagramie furorę robi także Naturalny Podkład Dopasowujący się, ale dla mnie ten kolor jest za ciemny i dam go do testów mamie. Seria Plante wzbogaciła się także ostatnio o Serum Lawendowe o konsystencji żelu i Hydrolat Lawendowy, który podkręcono glukonolaktonem. Świetnie nadadzą się one dla młodszych cer potrzebujących nawilżenia.
Vita liberata
W listopadzie dostałam także paczkę od marki Vita Liberata. Niby to średni czas na opalanie, ale mój cel związany z tymi dwoma produktami jest zgoła inny niż osiągnięcie wymarzonego koloru brązu :D Jednym z objawów tocznia jest tzw. siność siatkowata i gdy dostałam wiadomość od marki, właśnie trwał czas, kiedy wyjątkowo mnie to irytowało. Postanowiłam więc spróbować zakryć niechciany defekt właśnie samoopalaczem :P Wiecie, tak dla siebie, żeby po prostu psychicznie poczuć się lepiej :) Testować będę dwie pianki, czyli Invisi Foaming Tan Water, oraz Phenomenal Tan Mousse. Dostałam także rękawicę do aplikacji i miniatury Beauty Blur. Zobaczymy, co z tego wyniknie :D
I to już wszystko na dziś. Wpadło Wam coś może w oko? Jeśli macie ochotę, zapraszam Was także na swojego facebooka, oraz konto na instagramie. Tam dzieje się zdecydowanie więcej ;) A co do Was trafiło w ostatnim miesiącu? :)

poniedziałek, 23 listopada 2020

Purito Defence Barrier pH Cleanser, czyli delikatność i skuteczność w jednym

Mycie twarzy wcale nie jest proste i trzeba wypracować sobie odpowiednią metodę, oraz dobrze poznać swoją cerę, aby nie zrobić sobie na tym etapie krzywdy. Jeśli w tym momencie potraktujemy naszą skórę źle, potrafi się to odbić na całej pielęgnacji i wszystko sypie się jak domek z kart. My czujemy ściągnięcie, suchość, na twarzy widnieje bordo, wszystko się łuszczy, a bariera hydrolipidowa płacze... Aby tego uniknąć, musimy zwracać uwagę na to, aby nasz żel miał fizjologiczne pH, zbliżone do pH ludzkiej skóry (czyli 3.5-5.5). I to właśnie oferuje nam Purito Defence pH Cleanser! Jak się on u mnie sprawdził? Już Wam mówię.
Purito Defence pH Cleanser
Purito Defence pH Cleanser umieszczono w białej tubie, z lekko matowego plastiku, na której nadrukowano także szereg informacji dotyczących produktu. Właśnie tu, już na pierwszy rzut oka, bez robienia eksperymentów z papierkami lakmusowymi możemy zobaczyć, że jego pH to 5.5. Opakowanie zawiera 150ml produktu ważnego 12 miesięcy od otwarcia. Pod światło bez problemu można sprawdzić, ile kosmetyku jeszcze zostało wewnątrz. Dozownik tubki jest też dobrze przemyślany, otwór jest dość mały i dobrze dostosowany do konsystencji produktu. Nie wylewa się go ani za dużo, ani za mało. Jest prosto, higienicznie, całość zamyka się "na klik, więc także w miarę wygodnie - ja jestem na tak ;)
Purito Defence pH Cleanser
Purito, z tego co zrozumiałam, twierdzi że żel nie pachnie :P I tu pojawia się zonk, wszak ja bez problemu czuję świeżą, zieloną nutkę podczas mycia ;) Ale nie przejmujcie się - nawet wrażliwym osobom powinna ona przypaść do gustu :) Konsystencja kosmetyku, jest stosunkowo rzadka, ale dzięki temu, że otwór w tubce jest mały, bez problemu można go odpowiednio dozować. Produkt dość łatwo się pieni, dobrze zmywa z twarzy i jest szalenie wydajny. Wystarczy odrobina, by bez problemu umyć całą twarz. Dla mnie sporą zaleta jest też fakt, że nie szczypie w oczy. Ja niezależnie od metody mycia zawsze coś tam jednak przemycę :P Co mówi o nim producent? "Purito Defence pH Cleanser to łagodny, bezzapachowy żel do mycia twarzy, który pod wpływem masażu zamienia się w piankę. W swoim składzie zawiera wyciąg z grapefruita, wąkroty azjatyckiej, mleczko pszczele, alantoinę i olejek z drzewa herbacianego. Produkt idealnie usuwa zanieczyszczenia i resztki makijażu nie wysuszając ani nie podrażniając naszej cery."
Purito Defence pH Cleanser
Jak jednak działa Purito Defence pH Cleanser? Przy mojej aktualnie mieszanej cerze, z trądzikiem różowatym, naprawdę bardzo dobrze! Skóra po użyciu tego produktu jest bardzo ładnie oczyszczona, a jednocześnie blada i niezaczerwieniona. Kolejnym plusem jest fakt, że nie czuję po użyciu żadnego nieprzyjemnego ściągnięcia, podrażnienia, pieczenia ani swędzenia :) Nawet na dłuższą metę, przy stosowaniu dwa razy dziennie nie wysusza i nie powoduje żadnych innych szkód, mimo że zadanie ma niełatwe, wszak aktualnie stosuję nie tylko kosmetyki, ale i maści od dermatologa. Mój mąż, ze skórą tłustą również jest z niego bardzo zadowolony :) 
Purito Defence pH Cleanser aktualnie kosztuje na Jolse 11$, ale zapewne będzie można upolować jakąś ciekawą promocję na Black Friday :) Z tego co widzę, na ten moment także wysyłka jest darmowa. Przy tej wydajności i jakości jaką oferuje nam ten produkt według mnie warto się skusić :)
Znacie żel Purito Defence pH Cleanser? A może macie innych ulubieńców? Czego aktualnie używacie do mycia twarzy? Dajnie koniecznie znać!

wtorek, 17 listopada 2020

Skóra naczyniowa, reaktywna, z rumieniem, trądzikiem różowatym? SVR Sensifine AR Creme pomoże!

Moja skóra od bodajże 3 lat jest dość problematyczna, ale od wiosny tego roku, w moim odczuciu - przegina :D Nie wiem czy ma na to wpływ stres, zły nastrój, kolejny rzut tocznia, czy może noszenie maseczek, ale szczególnie dobrze się to nie skończyło i finalnie wylądowałam u dermatologa, a teraz doprowadzam skórę twarzy do stanu "używalności". Nie chcę zapeszać, ale chyba nawet jestem na dobrej drodze... Ostatnim produktem, który przetestowałam przed leczeniem (trwało to około miesiąc) i towarzyszył mi w jego trakcie (właśnie minął drugi miesiąc) jest SVR Sensifine AR Creme. Jak się spisał w tym trudnym czasie? I dlaczego zdecydowałam się na leczenie? Już Wam mówię ;)
SVR Sensifine AR Creme
Zacznę może od najważniejszego. Na terapię swoich zmian skórnych zdecydowałam się za namową reumatologa, który orzekł podczas "teleporady", że to chyba już najwyższa pora, jeśli objawy trądziku różowatego oraz rumień utrzymują się stale. Lepiej zacząć wcześniej, niż czekać, aż wykwity się rozwiną, utrwalą, bądź pogorszy się w inny sposób ;) (nie miałam u niego wyznaczonej wizyty. Moja Pani Doktor napisała do mnie na fb co tam u mnie - kocham ją za to - ale nie nie mogła wystawić mi przez to recepty). Zaraz potem wylądowałam z kolei u swojego lekarza rodzinnego, który wdrożył leczenie Soolantrą, zaproponowane przez reumatologa. Jeszcze później udało mi się dostać do dermatologa, który stwierdził, że poza trądzikiem różowatym, miejscowo (obok nosa i na brodzie) występuje u mnie także ŁZS i dostałam kolejny lek, oraz zalecenie by kontynuować kurację Soolantrą. Wniosek? Leczenie podczas pandemii to totalny koszmar przypominający półmaraton :P Przejdźmy jednak do najważniejszego, czyli do SVR Sensifine AR ;) Krem umieszczony jest w białym, skromnym kartoniku, zawierającym wewnątrz zwykłą, także białą tubkę z wąskim "dziubkiem" dozującym zawartość. Jedynym "bajerkiem" jest przezroczysta nakrętka i matowy plastik z którego wykonano opakowanie. Kosmetyk pochodzi z apteki, więc jest higienicznie, prosto i skromnie. Całość zawiera 40ml produktu ważnego 9 miesięcy od pierwszego otwarcia.
SVR Sensifine AR Creme
Co o SVR Sensifine AR mówi producent? "Krem przeznaczony dla skóry naczyniowej, nadreaktywnej, z tendencją do trądziku różowatego. Posiada on unikatowy efekt chłodzący, obkurcza i chroni naczynia, zmniejsza przekrwienie. Zapewnia codzienną pielęgnację nawilżającą oraz ukojenie dla skóry naczynkowej. Poprzez redukcję stanu zapalnego zmniejsza zaczerwienienia i wzmacnia naczynka. Aktywny Endothelyol zawarty w kremie poprawia mikrokrążenie, zmniejsza widoczność naczyń krwionośnych, a także przeciwdziała powstawaniu rumienia. Zielony barwnik neutralizuje zaczerwienienia pod względem optycznym, a konsystencja świeżego kremowego żelu zapewnia natychmiastowe wchłanianie i dzięki efektowi chłodzenia przywraca skórze komfort." Jak krem sprawuje się w praktyce? Ma lekką konsystencję i bardzo łatwo rozsmarować go na twarzy. Mimo zielonkawego koloru, na skórze staje się przezroczysty, ale jednocześnie faktycznie od razu lekko neutralizuje bordowy kolor policzków. Po kilku sekundach od aplikacji czuć na twarzy wspomniany już efekt chłodzący. Dla mnie był on naprawdę bardzo przyjemny i kojący, dobrze neutralizował uczucie gorąca oraz pieczenia w miejscach, które są zaczerwienione. Krem praktycznie nie posiada zapachu, ale przy kosmetykach dla cer problematycznych to zdecydowanie zaleta. Jakie wykończenie serwuje nam tenże produkt? Zadowolone powinny być osoby, które lubią lekki, satynowy mat. Krem świetnie nadawał się pod makeup, na dzień bez makijażu oraz na noc. Dobrze współpracował z moimi podkładami, ale nałożony zbyt grubą warstwą na tonik i serum, potrafił się zrolować... Szczególnie nie lubił się ze Skinorenem. I to chyba jego największa wada... :P
SVR Sensifine AR
A teraz pora opowiedzieć, jak SVR Sensifine AR radzi sobie w akcji :D Po pierwsze - krem faktycznie mocno łagodzi rumień i skutecznie usuwał go na jakiś czas nawet gdy nie stosowałam leków. Moje zmiany w ostatnim tygodniu używania go solo były już dość widoczne, a policzki bordowe, ale mimo to, był w stanie jeszcze ukoić dyskomfort i złagodzić zaczerwienienie (już nie całkowicie, ale nieźle je redukował). Gdy tylko włączyłam leczenie, moja twarz znowu stała się blada. Podczas jego stosowania, skóra jest ładnie nawilżona, gładka, jędrna, zregenerowana i po prostu ładna :D Bariera hydrolipidowa, z którą wiecznie miałam problem, nadal trwa niezachwiana pomimo stosowania leków na trądzik. Dodatkowo mam wrażenie, że krem także lekko przyspiesza gojenie (tak, w "te dni" jednak dwie krosty uraczyły mnie swą obecnością). Ogólnie rzecz biorąc, muszę przyznać, że SVR Sensifine AR świetnie sprawdzał mi się zarówno przed leczeniem dermatologicznym, jak i w jego trakcie, co dla mnie jest tylko dodatkową zaletą. Ile kosztuje? Zazwyczaj, w zależności od miejsca zakupu - około 40 - 45zł. 
Podsumowując - jeśli tylko macie problemy z widocznymi naczynkami, rumieniem, trądzikiem różowatym, bądź macie skórę reaktywną, bardzo Wam ten krem polecam. U mnie sprawdził się świetnie i mimo rolowania, na pewno jeszcze do niego wrócę. Po prostu kolega chyba nie lubi konkurencji :D Miałyście już okazję używać kosmetyków marki SVR? Macie wśród ich oferty swoich ulubieńców? Miewacie jakieś problemy z cerą? Dajcie znać w komentarzach!


wtorek, 10 listopada 2020

Pielęgnacja włosów z Phyto prosto od Topestetic

W poście o październikowych nowościach, pisałam Wam, że po latach leczenia, moje zmiany skórne na głowie postanowiły odpuścić i od wiosny czuję się wśród kosmetyków do pielęgnacji włosów jak dziecko w sklepie z zabawkami. Po latach używania trzech szamponów na krzyż oraz może pięciu odżywek - szaleję. Może efekty nie zawsze robią na mnie wrażenie, ale mimo wszystko mnie to cieszy :D (swoją drogą każda remisja którejś choroby mega cieszy :P) Dziś przyszła zatem pora na recenzję duetu marki Phyto. Na tapecie mamy zatem Phyto Phanere, Wzmacniający Szampon Rewitalizujący oraz maskę do włosów Phyto Color Protecting Mask. Jak się sprawdziły? Już Wam mówię ;)
Phyto Phanere, Wzmacniający Szampon Rewitalizujący maska do włosów Phyto Color Protecting Mask
Zacznijmy może od początku, czyli od PhytoPhanere. Jest to Wzmacniający Szampon Rewitalizujący, który według zapewnień producenta, zapewnia pasmom witalność i energię. Kosmetyk delikatnie myje, a włosy odzyskują elastyczność i lekkość. Bazę szampony stanowią delikatne detergenty, skórę łagodnie myją skórę głowy. Składniki pielęgnujące takie jak cynk, witaminy B5 i B6 zostały połączone z ekstraktem z Chinchona, który wykazuje właściwości stymulujące włosy. Kosmetyk umieszczono w bardzo ładnej, granatowej butelce, która ma przekrój kwadratu. Niby prosto, ale mnie jakoś wyjątkowo to urzekło :D Całość ma 250ml i ważna jest rok od otwarcia. Jak go stosować? Według producenta, należy nałożyć produkt na wilgotne włosy, spienić oraz pozostawić na 2 minuty, aby wzmocnić działanie składników aktywnych, ale szczerze Wam powiem, że mnie nie zawsze się chciało :P
Phyto Phanere, Wzmacniający Szampon Rewitalizujący
Wewnątrz butelki, znajdziemy brązowawy żel, o bardzo intensywnym zapachu ziół. Mnie się on podoba i absolutnie nie przeszkadza, ale mam świadomość, że niektórzy mogą kręcić na niego nosem. Na szczęście nie pozostaje on na włosach ;) Mimo tego, że według producenta zastosowano w nim łagodne detergenty, szampon bardzo dobrze się pieni, co przekłada się także na jego wydajność. Nie przedłuża świeżości włosów, ale też jej nie skraca. Przy codziennym użytkowaniu nie podrażnia skalpu, a włosy są sypkie, czyste i zdrowe. W jego przypadku jestem jak najbardziej na tak, przy mojej wrażliwej skórze głowy spisał się bardzo dobrze. Kupić go można za około 60zł na Topestetic. Drugi kosmetyk, jakim miałam okazję uraczyć swoje włosy, to PhytoColor, Maska Chroniąca Kolor przeznaczona oczywiście do włosów farbowanych. Według producenta doskonale chroni włosy przed działaniem szkodliwych czynników zewnętrznych - dzięki zawartości tanin z drzewa Tara oraz ekstraktu z kiełków słonecznika. Olej karanja zapewnia niezbędną dawkę nawilżenia dla włosów farbowanych i rozjaśnianych. Pasma odzyskują blask, są doskonale odżywione, a ich kolor pozostaje głęboki i zachowany na dłużej.
PHYTO COLOR Maska chroniąca kolor
Umieszczono ją w metalowej tubie, zawierającej 150ml, również ważnej rok od otwarcia. Szczerze powiem jednak, że ten metal, w połączeniu z małą zakrętką i wilgotnymi dłońmi, naprawdę jest średnio wygodny... Maska ma konsystencję kremu, który z łatwością rozprowadza się na włosach, co czyni ją naprawdę wydajnym. Pachnie świeżo i kwiatowo, ale nie wyczułam, by aromat zostawał z nami na dłużej. Trzymać ją na włosach można od minuty do 7, ale zdarzało mi się także 20... I szczerze powiem, że niezależnie od tego, jak ją stosowałam, efekt był dość podobny. Włosy były błyszczące, sypkie oraz zyskiwały na objętości ale ciężko je było rozczesać i dość mocno się elektryzowały. Jeśli maskę miałam na głowie dłużej, pasma robiły się tylko trochę bardziej miękkie. Czy przedłużyła ona trwałość koloru? Może trochę...? Szczerze powiem, że spodziewałam się po niej większych efektów... Mimo wszystko, być może fanki naturalnej pielęgnacji oraz właścicielki bezproblemowych włosów będą zadowolone ;) Maska kosztuje na Topestetic 67zł.
Znacie kosmetyki marki Phyto? Miałyście już z nimi styczność? Macie jakichś swoich ulubieńców? Dajcie koniecznie znać! :)

czwartek, 5 listopada 2020

Dottore Rossatore Resurfacing Cream, czyli wygładzający krem na noc do cery naczyniowej i wrażliwej od 4skin

Dziś pora na moje wrażenia z pierwszego spotkania z marką Dottore. Miałam okazję testować Wygładzający Krem na Noc do Cery Naczyniowej i Wrażliwej, czyli Dottore Rossatore Resurfacing Cream. Produkt ten łączy ze sobą działanie specyfiku do cery naczynkowej i naderaktywnej z prewencją przeciwstarzeniową oraz redukcją niedoskonałości skóry. Pomyślałam - w sam raz dla mnie! Tylko czy jak coś jest do wszystkiego, to nie jest do niczego? Same przeczytajcie ;)
Dottore Rossatore Resurfacing Cream wygładzający krem na noc do cery naczyniowej i wrażliwej
Dottore Rossatore Resurfacing Cream, czyli Wygładzający Krem na Noc do Cery Naczyniowej i Wrażliwej umieszczono w eleganckim opakowaniu z pompką. Aby się do niej dostać, należy "przekręcić" opakowanie i dzięki temu wysuwa się ona do góry. Niby nic, a jednak to bardzo sprytne zabezpieczenie na podróż. Muszę przyznać, iż mimo tego, że całość wykonana jest z plastiku, prezentuje się naprawdę elegancko. Opakowanie jest matowe, z zielonymi napisami, zawiera 50ml kosmetyku i ma bez zarzutu działającą pompkę. Produkt należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Warto również w tym miejscu wspomnieć, że Dottore to Polska marka - ja osobiście wcześniej o tym nie wiedziałam ;)
Dottore Rossatore Resurfacing Cream wygładzający krem na noc do cery naczyniowej i wrażliwej
Co o swoim kremie mówi producent? "Preparat opiera się na kompleksie prorewitalizującym (w skład którego wchodzi kwas migdałowy, glikolowy, mlekowy, winowy, cytrynowy i szikimowy wraz z azeloglicyną oraz bromeliną), który stopniowo usuwa zrogowaciałe komórki naskórka, odblokowuje pory oraz odsłania nową, rozjaśnioną skórę. Pomimo efektu złuszczającego, skóra nie reaguje podrażnieniem ani wrażliwością, gdyż kompleks posiada niskie stężenie kwasów oraz pH 4. Dodatek azeloglicyny redukuje stany zapalne oraz zmniejsza rumień, a kwas szikimowy optymalizuje wydzielanie łoju, co gwarantuje efekt zmatowienia na twarzy. Krem ma również działanie antyoksydacyjne. Po użyciu uzyskujemy efekt rozjaśnionej, złagodzonej i wygładzonej skóry. Kosmetyk dodatkowo uszczelnia naczynia krwionośne oraz uelastycznia skórę." Krem ma białą barwę i dość specyficznie pachnie cytrusami. Nie jest to może najpiękniejszy aromat z jakim miałam styczność, ale nie należy do męczących i dość szybko się ulatnia. Aplikację kosmetyku uprzyjemnia nietypowa konsystencja, ponieważ tak naprawdę nie jest to typowy krem, a coś pomiędzy nim, a żelem. Produkt łatwo sunie po skórze, stając się przy kontakcie z nią bardziej wodnisty, nie lepi się i całkiem sprawnie się wchłania, pozostawiając po sobie jednak delikatny film - w sam raz na noc. Na plus należy zaliczyć w jego przypadku fakt, iż jest całkiem wydajny;)
Dottore Rossatore Resurfacing Cream wygładzający krem na noc do cery naczyniowej i wrażliwej
Co zatem z działaniem Dottore Rossatore Resurfacing Cream? Muszę przyznać, że testowałam go w naprawdę trudnym dla mojej cery momencie, a mimo to całkiem nieźle dawał sobie z nią radę. Faktycznie delikatnie złuszczał wszelkie powierzchowne nierówności naskórka, jednocześnie nie podrażniając go. Nowe niedoskonałości przestały się pojawiać, zmarszczki wydają mi się jakby mniej widoczne i wygładzone, a cera podczas stosowania kremu faktycznie wyglądała lepiej. Dodatkowo kosmetyk łagodził rumień w całkiem przyzwoitym stopniu i pod koniec opakowania dobrze sprawdzał mi się przy wdrażaniu kuracji trądziku różowatego (tak, w końcu doczekałam się wizyty u dermatologa :P W tych czasach to spore osiągnięcie). Cera podczas jego stosowania była jędrna, gładka, przyjemnie napięta oraz sprężysta.
Krem Dottore Rossatore Resurfacing Cream kosztuje w sklepie 4skin.pl 219zł (dostawa jest darmowa). Z mojej perspektywy, jeśli macie umiarkowany problem z trądzikiem różowatym, pierwsze zmarszczki bądź kłopot z rumieniem - warto go wypróbować, być może poprawi stan także Waszej cery :) Znacie kosmetyki marki Dottore? Miałyście okazję testować produkty tej firmy? Jaki krem aktualnie stosujecie? Dajcie znać!

sobota, 31 października 2020

Październikowe nowości i dużo prezentów!

Październik nie był miesiącem, w którym robiłam zakupy. Ba! Sama dla siebie kupiłam tylko trzy rzeczy i to również wyłącznie dlatego, że jakimś cudem moja mama dostała spory kod rabatowy do swoich nabytków i postanowiła mi go oddać :P Powoli kupuję już prezenty świątecznie, jednocześnie starając się oszczędzać, wszak nie wiadomo co przyniesie życie (sytuacja jest u mnie chyba jeszcze bardziej niepewna niż w marcu) i uwaga: chyba pierwszy raz nie miałam ochoty :P Mimo to, trafiła do mnie masa nowości: ze współprac, wygranych konkursów, prezentów, upominków urodzinowych lub już bożonarodzeniowych... Więc mimo mojego zakupowego "postu", i tak będzie na bogato :D Nic w przyrodzie nie ginie... :P Zapraszam do oglądania :)
Loreal professional kerastase
Co kupiłam sama? Ano rzeczy do włosów... Znacie to uczucie, kiedy od czasów nastoletnich czegoś nie było Wam wolno i nagle okazuje się, że znów możecie wrócić do pięknie pachnących szamponów oraz macie radochę ze stosowania pielęgnacji włosów? Pewnie nie, ale mnie właśnie to się przytrafiło i czuję się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Dlatego, gdy mama obdarowała mnie kuponem na 50zł, kupiłam sobie dwie rzeczy z linii L’Oréal Professionnel Serie Expert Pro Longer. Pierwszą z nich jest maska (duża oczywiście, bo włosy mam długie, z resztą to schodzi u mnie hurtem), a drugą szampon. Co ta seria "robi"? Odnawia włosy w całej rozciągłości i je "wypełnia" przez co wyglądają na grubsze. Dba też o końcówki, podobno świetnie nadaje się do długich włosów oraz kobiet chcących zapuścić swoje pasma :) No i Kerastase... To Kojący Szampon do Skóry Wrażliwej, Specifique Bain Vital Dermo - Calm, który kupiłam bo uwaga: chłodzi :P Poza tym także łagodzi, pomaga ukoić wrażliwą skórę głowy i ogólnie miał dobre opinie :D
kerastase chronologiste is clinical uzu chanel
I tym sposobem powoli przechodzimy dalej... To prezent, który dostałam od Interendo już na urodziny, przy okazji wizyty w Grudziądzu :D Dla niezorientowanych - są 25 grudnia ;) Co dostałam? Same fajne rzeczy! :D Kosmetyczkę, mini serum Is Clinical Hydra Cool (rewelacja), Ren Evercalm Overnight Recovery Balm, błyszczyk UZU 38 st/99stF  +1 w kolorze Sheer Pink, który marzył mi się od bardzo dawna, ogrzewacz na oczy Kao Megrhythm Steam Eye Yuzu oraz pomadkę Chanel Rouge Allure Velvet Extreme 114 Epitome - jestem zachwycona jej kolorem, zawartością i jakością opakowania... A poza tym - czarne Kerastase xD Tym razem trafiła do mnie najnowsza linię Chronologiste, Patrycja sprezentowała mi szampon, oraz maskę. W środku były też słodycze, ale mąż nie dał im długo stać ;) Niesamowicie się cieszę i dziękuję za piękny prezent! :D
Caudalie
Na spotkaniu u Patrycji była także I Love dots :D Od niej dostałam z kolei kilka kosmetyków marki Caudalie, które od dawna wołały do mnie "mamo!" i Madzia dobrze o tym wiedziała ;) Cóż to takiego? Przede wszystkim  mini Skoncentrowana Esencja Dodająca Blasku Vinoperfect, oraz bardzo interesujący zestaw zawierający w sobie miniatury Oczyszczającego Żelu Myjącego Vinopure oraz Toniku Oczyszczającego Czysta Skóra Vinopure. Gwiazdą jest tutaj Serum Infuzja przeciw Niedoskonałościom Vinopure, którego jestem ciekawa jak nie wiem i już nie mogę się doczekać, aż je wypróbuję :D i teraz hit! Pomadka z Marie, z limitowanej edycji "Aryskotraci" Cutepress x Disney Let the Adventure Begin Dumbo and Marie Cashmere Lip And Cheek Colour w kolorze Bubblegum. Jak ją zobaczyłam, to dosłownie zaświeciły mi się oczy, jest cudowna! <3 Poza tym w paczce był jeszcze kubek, ręczniczki oraz gifty dla moich kotów, które na bloga już się nie nadają ;) Madziu, bardzo Ci dziękuję! ;*
nuxe, some by mi, purito
To jednak nie wszystko co przywiozłam, wszak na spotkaniu była także Myskinstoryy :D Ona oczywiście także obdarowała nas różnymi dobrociami ;) Tak więc: dostałam miniaturkę peelingu - kremu Institut Esthederm Gentle Deep Pore Cleanser, płatki oczyszczające z wyciągiem z wąkrotki azjatyckiej Purito Centella Green Level All In One Mild Pad, masę próbek, których tutaj nie ma, mini tonik z mojej ulubionej serii Some by Mi Yuja Niacin Brightening Toner, oraz dwa produkty Nuxe: krem w spreyu Creme Fraiche de Beaute, oraz Insta Masque w wersji różowej - złuszczającej i ujednolicającej cerę :) Poza tym, było też kilka zupełnie nieznanych mi rzeczy :D Na przykład żel nawilżający Darphin All Day Skin Hydrating Gel Creme, filtr SPF 30 Coola Sun Silk Drops, mini kremik Perricone MD H2 Elemental Energy Hydrating Cloud Cream oraz serum z kwasami Allies of Skin Mandelic Pigmentation Corrector Night Serum :) Same fajne nowości do testowania. Kasiu, dziękuję! :D
ducray
Na tym zdjęciu widać z kolei zestaw kosmetyków Ducray, który był prezentem dla dziewczyn biorących udział w programie "Gotowe na zmianę". Główna nagroda to udział w warsztatach coachingowych, dotyczących akceptacji chorób przewlekłych, ale jakże by inaczej, dostałyśmy także masę kosmetyków i gadżetów, których nie ma na zdjęciu ;) Co zatem było w paczce? Szampon Kertyol PSO, koncentrat na zmiany łuszczycowe Kertyol PSO, Szampon Elution oraz odżywka do włosów z tej samej serii, krem emolientowy i żel pod prysznic Dexeryl, krem do rąk, pomadka do ust, płyn micelarny i krem do twarzy Hydra UV z serii Ictyane, śliczny biały kocyk, torba, kosmetyczka oraz kosmetyczka samolotowa i gniotek relaksacyjny, który został hitem w moim domu xD Pokazywałam Wam je już kiedyś na moim instagramie :)
uzdrovisco
Ze względu na aktualną sytuację na świecie, tegoroczne Meet Beauty odbywało się w formie telekonferencji. Jeśli mam być szczera - mnie ta forma odpowiadała, choć jeden z wykładów był wyjątkowo mało interesujący. Świetną prezentację miała dla nas za to firma Uzdrovisco, od której dostałyśmy także mały upominek. W paczce znalazłam Fitodozujący Wieczorny Krem Redukujący Zmarszczki, Fitodozującą Ampułkę - Booster w wersji Wzmocnienie i Odbudowa, oraz Fitoaktywny Tonik - Esencję, który sam producent opisał jako "Bezwacikowy, Nawilżający" :) Z całej paczki chyba właśnie te trzy rzeczy były najciekawsze, tak samo jak prezentacja ;)
meet beauty
To druga część paczki z Meet Beauty Conference :) Znalazłam w niej Oczyszczający szampon Octowy Biovax, saszetkę z Maską Intensywnie Regenerującą Biovax oraz produkt marki Terra Nova "Jagody - Supermieszanka". Znajdziemy w niej ekstrakt z jeżyn, czarnej maliny, aronii, żurawiny, acai, rokitnika, borówki, czarnego bzu, truskawek, a formułę uzupełniono o spirulinę, otręby ryżowe, sok z liści pszenicy, młody jęczmień oraz starannie wyselekcjonowane probiotyki i enzymy.
Mediheal caudalie
Od firmy Caudalie otrzymałam miniaturkę ich nowego kremu Reservatrol - Lift Krem Kaszmir Liftingujący. Od lat bardzo lubię tę markę (na blogu znajdziecie kilka recenzji ich produktów w wyszukiwarce z prawej strony) więc z chęcią przetestuję także tą nowość :) Poza tym, dostałam także przesyłkę od Mediheal, w której znalazły się Akupresurowa Maska w Płachcie Golden Chip dla cery skłonnej do przebarwień, N.M.F. Aquaring Hydrożelowa Maska w Płachcie dla skóry dojrzałej, która nawilża, łagodzi oraz działa przeciwstarzeniowo, a także Plasterki na Wypryski A Zero Shot. Szczerze powiem, że chyba to właśnie ich jestem najbardziej w tym momencie ciekawa i z chęcią zobaczę co potrafią ;)
o' right coffeine ice shampoo szampon
Na tym zdjęciu widać z kolei efekt współpracy z marką O'Right. Szczerze powiem, że bardzo dobrze wspominam poprzednie dwa szampony, które miałam w swojej karierze i tym razem dostałam do przetestowania kolejne dwa. Pierwszy z nich nosi nazwę Ice Szampon Chłodząco - Oczyszczający :) Usuwa on zanieczyszczenia, a także chroni włosy przed utratą nawilżenia oraz blasku. I naprawdę bardzo przyjemnie chłodzi głowę! Drugi z nich to Recoffe Szampon Kofeinowy Wzmacniający i Pobudzający Wzrost Włosów. Zawiera w składzie naturalną kofeinę pozyskiwaną  z ziaren kawy oraz ekstrakty roślinne z wiązówki błotnej oraz z dymnicy pospolitej. Szampon rewitalizuje łodygi włosów, aktywnie odżywia cebulki i pobudza krążenie w skórze głowy, dzięki czemu substancje zawarte w produkcie są lepiej wchłaniane. Używałam ich obu i też pozostawiły po sobie świetne wrażenie. Uwaga - kawowy nie pachnie kawą! ;) (dla mnie - na szczęście).
yves rocher
Tu z kolei widać przesyłkę, którą dostałam w tym miesiącu od Yves Rocher. Znalazłam w niej wodę perfumowaną Mon Rouge, dwa podkłady z serii Rozświetlająco - Detoksykującej Le RadieuxNawilżający Krem pod Oczy z Bławatkiem bio Pur BleuetŁagodzącą Wodę Kwiatową z Bławatka bio Pur Bleuet, trzy peelingi Gommage Detox, z masłem shea, węglowy oraz brzoskwiniowy, Wielozadaniowy Roślinny Balsam do Włosów Suchych i ZniszczonychDwufazowy Płyn do Demakijażu Oczu z Wyciągiem z Bławatka bio Pur BleuetOdświeżający Dezodorant 48h z Karpobrotem oraz Uniwersalny Puder Sypki :)
bielenda proffesional sebio derm
W ostatnim miesiącu dostałam także mały prezent od marki Bielenda Proffessional. Są to trzy produkty z ich nowej linii Sebio Derm. Przeznaczona jest ona zarówno do skór młodych, oraz dojrzałych. Oprócz składników regulujących wydzielanie sebum, nawilżających i pomagających w walce z niedoskonałościami ma też działanie anti-aging – pomaga w walce ze zmarszczkami, starzeniem się skóry, poprawia jej wygląd i restrukturyzuje. Do wypróbowania dostałam Specjalistyczne Serum Sebo - Regulujące z niacynamidem, cynkiem, kwasami PHA, oraz peptydami, Normalizujący Tonik z Kompleksem Antybakteryjnym, a także Specjalistyczny Krem Normalizująco - Nawilżający z Bakuchiolem. On także zawiera niacynamid, oraz jeszcze jeden bardzo ciekawy składnik - olej tamanu ;) Na dodatek otrzymałam Ekskluzywny Rewitalizujący Krem pod Oczy Pro Age Expert. W swoim składzie ma kofeinę, żeń szeń, kwas hialuronowy, oraz świetlik. Szczerze? Jestem go bardzo ciekawa! 
Phyto szampon maska
To trio dostałam z kolei od sklepu Topestetic. Na pierwszym miejscu widać Natural Active Cream, czyli krem łagodzący przebieg chorób skórnych (bo u mnie jak nie urok to przemarsz wojsk), zalecany przy łuszczycy, AZS, lub kontaktowym zapaleniu skóry. Drugi produkt to z kolei Phyto Color Protecting Mask, czyli maska chroniąca kolor włosów farbowanych. Jej głównym zadaniem jest nawilżenie oraz odżywienie naszych pasm :) Ostatnia już rzecz, zarówno z tego zdjęcia, jak i całego posta, to Phyto Phanere, Wzmacniający Szampon Rewitalizujący. Zawiera on witaminy z grupy B, cynk, ekstrakty z ziół i ma za zadanie łagodnie oczyszczać, dodając włosom lekkości oraz sprawiać by były miękkie i delikatne. 
I to wszystko na dziś :) Mimo tego, że sama nie kupiłam prawie nic, nowości nazbierało się bardzo dużo... :D Dajcie znać, co wpadło Wam w oko i co trafiło do Was w minionym miesiącu ;) Jeśli macie ochotę możecie nawet zostawić link :) 

poniedziałek, 26 października 2020

Eucerin Anti - Pigment Dual Serum, czyli walczymy z przebarwieniami

Jakiś czas temu przeżyłam wysyp niedoskonałości prawdopodobnie związany z włączeniem kolejnego leku. Zostały po nim oczywiście przebarwienia pozapalne, z którymi jeszcze nie umiałam sobie radzić na bieżąco i na moje nieszczęście - po jakimś czasie pięknie się utrwaliły. Niestety ciężko powiedzieć mi dlaczego. Nie chciał działać na nie mój nowy "standard powypryskowy", czyli niacynamid z kwasem azaleinowym, więc stwierdziłam, że czas sięgnąć po coś innego... Padło na polecane akurat przez Inti Skin Anti - Pigment Dual Serum marki Eucerin. Jak się sprawdziło? Czy dało radę okiełznać moje stare przebarwienia? Już Wam mówię!
Eucerin Anti - Pigment Dual Serum
Eucerin Anti - Pigment Dual Serum znajduje się w prostym opakowaniu w kształcie walca. Jedyny bajer, jaki ono posiada, to dwie "komory" wewnątrz i podwójna pompka. W białej części znajduje się produkt z kwasem hialuronowym, a w miedzianej: serum z tiamidolem, czyli substancją, która ma za zadanie ujednolicić nasz koloryt. Pompka sama w sobie działa przyzwoicie, ale ciężko ją uruchomić, tak by od razu produkt zaczął wydobywać się z obu otworów. Dziewczyny na instagramie opracowały już masę patentów na ten problem. Ja swoje serum "uruchomiłam" następująco: zdjęłam dozownik i pompowałam tylko jedną, tą felerną część, aż poleciał z niej kosmetyk. Potem wszystko działało już bez zarzutu. Całość ma 30ml, jest ważne 12 miesięcy od otwarcia i stosowane 2 razy dziennie wystarcza na około miesiąc (niestety zużycia produktu nie da się śledzić na bieżąco). Aby tiamidol zadziałał jak najskuteczniej, należy stosować go cztery razy dziennie. Ja dwa razy aplikowałam serum, a gdy nie nosiłam makijażu, stosowałam w ciągu dnia Punktowy Korektor przeciw Przebarwieniom, również z linii Eucerin Anti - Pigment.
Eucerin Anti - Pigment Dual Serum
Co o swoim kosmetyku mówi producent? "Wpływ promieniowania słonecznego, zmiany hormonalne czy procesy starzenia mogą doprowadzać do zwiększonej produkcji melaniny, co zwiększa ryzyko wystąpienia niepożądanej hiperpigmentacji. Serum rozjaśniające Eucerin Anti - Pigment Dual Serum bardzo skutecznie zwalcza przebarwienia i regeneruje skórę. Ten wyjątkowy produkt łączy w sobie skuteczność dwóch rodzajów serum, które działają na różne sposoby. Opatentowany tiamidol rozwiązuje przede wszystkim problem hiperpigmentacji, a kwas hialuronowy utrzymuje optymalne nawilżenie skóry." Kosmetyk ma więc za zadanie rozjaśnić przebarwienia, zapobiegać powstawaniu nowych, głęboko nawilżać skórę, ujednolicić koloryt cery oraz przywrócić nam młodzieńczy wygląd skóry :) Brzmi kusząco :D
Eucerin Anti - Pigment Dual Serum
Jak już wspomniałam, wewnątrz butelki znajdują się dwa rodzaje serum, które po wyciśnięciu należy ze sobą wymieszać i nałożyć na twarz. Jedno z nich jest żółtawą, dość gęstą emulsją, a drugie to przezroczysty żel. Ja nakładam na twarz jedną pompkę (czasem półtorej) i przy takiej ilości spokojnie wchłania się ono do tego stopnia, że nie musimy obawiać się klejenia, ani innych nieprzyjemnych doznań. Czasem aplikowałam na nie jeszcze krem, czasem nie - zależało to głównie od mojego humoru. Muszę jednak przyznać, że całkiem ładnie współpracowało ono z makijażem i innymi produktami pielęgnacyjnymi, choć ze dwa razy zrolowało mi się w towarzystwie emulsji Avene Cicalfate... Tyle że to tamta ma taki "feler" :P Teraz przyszła pora na zapach... Cóż, przyznać trzeba, że jest kwiatowo - alkoholowy :P To drugie oczywiście szybko się ulatnia, kwiaty zostają z nami ciut dłużej, ale aromat nie powinien nikomu przeszkadzać. U Inti Skin wysłuchałam kiedyś na instastory, że alkohol ma pomóc wniknąć substancji czynnej głębiej w skórę i nie musimy bać się wysuszenia. U mnie faktycznie nie miało to miejsca.
Eucerin Anti - Pigment Dual Serum
Co jednak ze skutecznością? Muszę przyznać, że serum faktycznie działa! (nie bez powodu znalazło się w moich ulubieńcach). Zgodnie z obietnicą, już po dwóch tygodniach pomyślałam "jest ciut lepiej". W trakcie kuracji robiłam sobie zdjęcia i moje stare plamy na czole oraz policzkach faktycznie przez wakacje po prostu się ulotniły (w międzyczasie dorobiłam się nowych, wynikających z okołookresowych "akcji" ale to już inna historia, a na świeże zmiany działa dobrze niacynamid i skinoren). Moja skóra, po usunięciu dawnych przebarwień jeszcze z czasów gdy nie umiałam sobie z nimi radzić na bieżąco, oraz w dużej mierze piegów naprawdę dużo zyskała. Wygląda na młodszą, zdrowszą i po prostu ładniejszą. Dodatkowo, pomimo alkoholu, Eucerin Anti - Pigment Dual Serum naprawdę skutecznie nawilża twarz, co miałam okazję sprawdzić podczas letnich upałów. Więcej od niego nie oczekuję :D 
Jeśli macie problemy ze starymi zmianami pozapalnymi, melasmą albo nie lubicie swoich piegów - polecam! Choć z tymi ostatnimi może być Wam się najciężej rozstać :D Jedyną wadą tego produktu może być dostępność (tylko Notino), oraz cena, wszak by je kupić, trzeba liczyć się z wydatkiem rzędu 160zł. Mimo to - polecam. Szczególnie, że u mnie kuracja dwoma opakowaniami serum oraz korektorem, przyniosła wspaniałe rezultaty.
Znacie Eucerin Anti - Pigment Dual Serum? Macie problem z przebarwieniami po zmianach trądzikowych? Jak sobie z tym radzicie? A może trapi Was coś innego? Dajcie znać!