wtorek, 28 września 2021

Wysoki filtr w pudrze? To możliwe z TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++

O tym, że SPF jest kosmetykiem, który warto stosować przez cały rok powszechnie już wiadomo :) O tym, że w ciągu dnia warto ponowić aplikację - także. Myślę, iż o tym, że filtr w kosmetykach kolorowych nadaje się tylko do wzmocnienia ochrony, albo odnowienia jej w ciągu dnia również (kto widział na instagramie i Youtube filmiki, gdzie dziewczyny aplikowały odpowiednią ilość kolorowego BB na twarzy, tak aby zapewnił nam deklarowaną przez producenta ochronę?). Kolorówka z SPF cieszy się w mojej kosmetyczce niesłabnącym powodzeniem. Tym razem pora więc na recenzję pudru TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++, który służył mi do utrwalania makijażu i poprawek w ciągu dnia. Jak dał sobie radę? Zapraszam do czytania!
TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++
Zacznijmy może od opakowania. Puderniczka w której został umieszczony kosmetyk, naprawdę przykuwa wzrok. Jest biała, półokrągła i opalizuje na zielono, co niestety strasznie trudno uchwycić na zdjęciu. Moim zdaniem, niejeden luksusowy produkt z perfumerii wygląda gorzej. Całość zawiera 13g kosmetyku, lusterko i aplikator oddzielony od pudru plastikową ochronną nakładką. Na zużycie go mamy standardowe 12 miesięcy. Po otwarciu subtelnie pachnie białymi kwiatami.
TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++
Puder TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++ występuje w dwóch odcieniach do wyboru. Ja posiadam 01 i jest on naprawdę bardzo jasny, oraz posiada typowo żółte tony. Na szczęście nie musimy się obawiać, że kosmetyk ściemnieje nam w ciągu dnia. Wykończenie, jakie serwuje nam puder, to coś pomiędzy satyną, a matem i szczęście produkt ten nie posiada żadnych drobinek (ja wolę raczej rozświetlić strategiczne miejsca przeznaczonym do tego kosmetykiem). Puszek dołączony do opakowania jest miękki i delikatny, ale dość gruby oraz porządnie wykonany. Spokojnie można stosować go, gdy chcemy mocniej utrwalić makeup (lub "podkręcić" ochronę przeciwsłoneczną) i wklepać puder, a nie tylko delikatnie musnąć twarz pędzlem. W jego przypadku nie musicie się obawiać ponadprzeciętnego pylenia.
TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++
Kosmetyk użyty w rozsądnej ilości zapewnia mi delikatne, eleganckie wykończenie, dobrą trwałość i piękne wygładzenie (zarówno w dotyku jak i optycznie). Po jego użyciu, makijaż zaczyna wyglądać gorzej dopiero po standardowych dla mnie 4-5 godzinach. Gorzej, nie znaczy źle, bo nawet po tym czasie kosmetyk nie wchodzi w zmarszczki, a ja się nie świecę. Pod koniec dnia zdarza mu się uwidocznić nieco suche skórki oraz delikatnie wytrzeć na nosie lub brodzie (maseczki), ale bez problemu można wykonać stosowne poprawki w strategicznych miejscach, a makijaż nadal wygląda ładnie.
TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++
Co ważne, puder nie wysusza mojej skóry, nie podrażnia jej, nie prowokuje powstawania niedoskonałości i nie powoduje "efektu maski". Fajnym dodatkiem jest SPF50+ PA++++, ale pamiętajmy że to tylko "bonus", a nie coś zapewniającego nam ochronę. Filtr nałóżcie więc normalnie ;) Cena? Można go dostać już za 93zł na Joom (z kodem INGA10 taniej). Podsumowując moją przygodę z TONYMOLY The Shocking Pact Fix Cover SPF50+ PA ++++: Naprawdę chętnie po niego sięgam i z przyjemnością poleciłabym go każdej "bladej twarzy". Lubicie kosmetyki kolorowe marki TONYMOLY? Miałyście już okazję ich używać? Bo ja o ile nie jestem fanką pielęgnacji tej marki,  to kosmetyki kolorowe zawsze robią na mnie pozytywne wrażenie :) Dajcie znać w komentarzach!

poniedziałek, 20 września 2021

Dermomedica Tranexamic C Serum z 4Skin w akcji

Bardzo często dzieje się tak, że kosmetyki z witaminą C mi nie służą, ale ze względu na ich korzystne działanie na skórę, staram się wpleść ją do swojej pielęgnacji. Znalazłam już klika "perełek", z których stosowania moja cera była naprawdę zadowolona i powoli staram się ciągnąć ten temat dalej. Tym razem pora podzielić się z Wami, jak moja kapryśna skóra zareagowała kosmoceutyk (czyli płączenie leku i kosmetyku) o nazwie Dermomedica Tranexamic C Serum Antyoksydacyjne Serum Depigmentujące. Czy dobrze? Czy znowu źle? Zaraz się przekonacie!
Dermomedica Tranexamic C Serum Antyoksydacyjne Serum Depigmentując
Dermomedica Tranexamic C Serum Antyoksydacyjne Serum Depigmentujące umieszczono w prostej, 30 mililitrowej buteleczce z ciemnego, matowego szkła, wyposażonej w pipetę służącą do aplikacji. Całość jest ważna 12 miesięcy od pierwszego otwarcia. Kiedyś nie lubiłam takiej formy pakowania kosmetyków, ale teraz przestała mi ona przeszkadzać. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że w końcu ją polubiłam ;) Ogólnie rzecz biorąc, forma jest prosta, skromna i wygodna w użytkowaniu. Niedawno producent zmienił buteleczkę na nieprzezroczyste, białe szkło (w tajemnicy zdradzę Wam, że nowa jest ładniejsza :P).
Dermomedica Tranexamic C Serum Antyoksydacyjne Serum Depigmentujące
Co na temat tego kosmetyku mówi producent? "Formuła produktu opiera się na innowacyjnym połączeniu kwasu traneksamowego z amfifilową witaminą C oraz epidermalnym czynnikiem wzrostu. Serum działa depigmentacyjnie i przeciwstarzeniowo. Kwas traneksamowy wykazuje silne właściwości rozjaśniające, a także wzmacniające naczynia krwionośne. Zmniejsza hiperpigmentacje, melasmę i dyskoloryzacje naczyniowe, pomagając uzyskać równomierny koloryt skóry, nawet tej skłonnej do rumienia. Amfifilowa witamina C jako inhibitor tyrozynazy reguluje proces melanogenezy, przez co zmniejsza przebarwienia zarówno posłoneczne jak i pozapalne, pozostawiając skórę gładką i jednolitą. Receptura zawiera przełomową substancję aktywną - EGF. Epidermalny czynnik wzrostu stymuluje komórki macierzyste oraz wspomaga fizjologiczną regenerację skóry w jej głębszych warstwach. Kosmeceutyk przeznaczony jest dla każdego typu skóry skłonnej do powstawania przebarwień". Brzmi jak coś idealnie dla mnie, prawda?
Dermomedica Tranexamic C Serum Antyoksydacyjne Serum Depigmentujące
Konsystencja Dermomedica Tranexamic C Serum przypomina mi coś pomiędzy żelem, płynem, a olejkiem. Ogólnie rzecz biorąc, ma ona tendencję do lekkiego ściekania z palców, ale mimo wszystko nie przeszkadza to w komfortowym nałożeniu produktu. U mnie zazwyczaj są to 4 krople. Już nauczyłam się, że więcej, nie zawsze znaczy lepiej, a dokładnie tyle zaleca producent i tego się trzymam. Serum ma lekki, kosmetyczny aromat, ale czuć go jedynie w butelce. Po nałożeniu kosmetyku, przez około 30 minut na twarzy czuć delikatny film, ale po tym czasie wchłania się w skórę do całkowitego matu. Ja najczęściej stosowałam go pod SPF i makijaż, ale zdarzało mi się używać serum także na noc, zanim jeszcze zaczęłam budować tolerancję na retinol (od początku września wieczorem sięgam już tylko po kosmetyki regenerujące i nawilżające).
Dermomedica Tranexamic C Serum Antyoksydacyjne Serum Depigmentujące
Co z działaniem Dermomedica Tranexamic C Serum? Już od pierwszego użycia byłam nim zachwycona. A naprawdę rzadko mi się to zdarza! Skóra podczas stosowania tego serum jest w najlepszej kondycji, odkąd reumatolog zmienił mi leki. Cera jest pięknie rozjaśniona, przebarwienia znacząco zredukowane, wszystko szybko się goi, a temat zaskórników znacząco się zredukował. Jednocześnie kosmetyk ten nie wywołał u mnie absolutnie żadnych podrażnień, a szczerze powiem, że niesamowicie się tego obawiałam. Zero łuszczenia, ściągnięcia, pieczenia! Genialnie. Nawet moje zmarszczki wyglądają jakoś tak ładniej, a rumienia praktycznie nie ma.
Ja swoje serum dostałam od sklepu 4Skin. Kosztuje tam aktualnie 299zł i przy tym działaniu, oraz wydajności (stosuję je codziennie od 22 lipca, a zużyłam połowę) - jak najbardziej warto. Z pewnością kupię kolejne opakowanie, bo nie pamiętam, kiedy moja cera ostatnio wyglądała tak dobrze. Mam nadzieję, że trafię już na to w odświeżonej szacie graficznej :) Stosujecie kosmetyki z witaminą C albo kwasem traneksamowym?

wtorek, 14 września 2021

Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser i kilka słów o tym jak odpowiednio myć twarz

Wieczorne oczyszczanie twarzy powinno być dwuetapowe. To podstawa i pierwszy etap pielęgnacji. Fakt, że niewłaściwe mycie cery generuje wypryski, jest powszechnie znany, ale czy wiedzieliście, iż może też powodować starzenie? Przez brak oczyszczania na skórze pozostają wolne rodniki, a one niestety tylko szkodzą. Co więc z tym zrobić? Myć twarz dwa razy! Pierwszy raz, aby usunąć ewentualny makijaż, filtr SPF oraz codzienne miejskie zanieczyszczenia. To mycie należy wykonać produktem na bazie oleju, najlepiej z emulgatorem (tłuszcz przyciąga tłuszcz - taka magia). Nakładamy go na suchą skórę, chwilę masujemy, a potem spłukujemy. Olejek zamienia się w kontakcie z wodą w emulsję. Nie martwcie się, takie mycie nie szkodzi nawet tłustej cerze. Jeśli jednak naprawdę olejków nie lubicie, można zastąpić go mleczkiem, płynem dwufazowym, bądź micelarnym. Drugie mycie kosmetykiem na bazie wody, czyli żelem bądź pianką (mydłom mówimy nie, przez zasadowy odczyn, który niszczy barierę hydrolipidową) ma za zadanie usunąć to, co jeszcze na skórze pozostało. Zarówno olejek, płyn micelarny jak i mleczko należy ze skóry usunąć, aby była idealnie czysta, a dzięki temu gładka, promienna, bez zaskórników i niedoskonałości. Mam nadzieję, że dzięki temu, już będziecie robić to poprawnie ;) A co z porankami? Wystarczy żel do mycia twarzy, ten sam co przy drugim etapie oczyszczania wieczornego. Na przykład Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser!
Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser
Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser znajduje się w sporej, białej tubie posiadającej różowe akcenty. Całość zawiera 150 mililitrów oraz można jej używać 12 miesięcy od otwarcia. Sam plastik jest miękki i bez problemu możemy wydostać ze środka odpowiednią ilość żelu. W dodatku taki sposób "podania" produktu jest jednym z bardziej higienicznych i dodatkowo bezproblemowych jeśli chodzi o wyjazdy ;) Co o swoim kosmetyku mówi producent? "Jedwabisty żel o bogatej konsystencji przeznaczony do dokładnego oczyszczania skóry bez jej wysuszania i naruszania bariery ochronnej. Dwa bardzo delikatne, a jednocześnie skuteczne surfaktanty łączą siły w tej formule przeznaczonej dla wszystkich typów cery i wszelkich problemów ze skórą. Formuła oczyszcza skórę i rozpuszcza makijaż (ten rozpuszczalny w wodzie). Nie szczypie w oczy, ma niskie, przyjazne dla skóry pH (~5-5,4) i jest najbardziej uniwersalnym środkiem do oczyszczania skóry, jaki można by sobie wyobrazić."
Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser
Kosmetyk ma żelową, bardzo gęstą konsystencję galaretki, którą przyjemnie rozprowadza się po twarzy oraz można nią wykonać dokładne mycie. Potrzeba chwili, aby go spłukać, ale nie przeszkadzało mi to podczas używania produktu. Jelly Joker nie pieni się niemalże wcale, co akurat dla mnie jest zaletą, wszak świadczy o jego delikatności ;) Nic a nic nie szczypie w oczy! Teraz trochę o zapachu: rzadko zdarza mi się, żebym w żelu do mycia twarzy nie czuła nic, a tutaj naprawdę mam wrażenie, że formuła jest totalnie bezzapachowa. Super! Będzie to dobry wybór dla wrażliwców i osób, które nie lubią pachnących kosmetyków do twarzy.
Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser
Co jednak z działaniem Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser? Szczerze mówiąc, chyba powinnam już powiedzieć, że przyłączam się do grona jego fanek. Jestem osobą, którą żele do mycia bardzo często podrażniają, a on dał radę nawet podczas jednoczesnego wprowadzania retinolu i stosowania na stałe witaminy C! Skóra po użyciu tego kosmetyku jest dokładnie, ale bardzo delikatnie oczyszczona, a jednocześnie blada i niezaczerwieniona. Dodatkowo po spłukaniu go nie odczuwam żadnego nieprzyjemnego podrażnienia, swędzenia, ani ściągnięcia :) Nawet na dłuższą metę, przy stosowaniu dwa razy dziennie nie wysusza i nie powoduje powstawania niedoskonałości. Wręcz powiedziałabym, że faktycznie pomaga, chroniąc naturalną barierę hydrolipidową. Dodatkowo zawarta w nim alantoina i pantenol naprawdę robią swoje.
Geek&Gorgeous Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser to genialny kosmetyk do codziennego mycia, nawet w trakcie stosowania kuracji drażniących skórę. Opakowanie kosztuje 48.50zł i uważam, że cena jest jak najbardziej adekwatna do bardzo wysokiej jakości oraz wydajności kosmetyku. Znacie markę Geek&Gorgeous? A może miałyście już okazję stosować Jelly Joker Low pH Gentle Cleanser? Jaki jest Wasz ulubiony żel do mycia twarzy?

wtorek, 7 września 2021

Laneige Radian-C Cream+, czyli o mojej relacji z witaminą C słów parę

Ci, którzy czytają mnie już jakiś czas, dobrze wiedzą że moja relacja z kosmetykami zawierającymi witaminę C, jest hmm... Trudna. Zdarzają się perełki, ale przeważnie kosmetyki z tym składnikiem robią na mojej twarzy niemały bałagan i co ciekawe - nie odnotowałam jak na razie żadnej zależności w tym temacie! Do tej pory stosowałam jedynie różne formy witaminy C w postaci serum lub esencji, więc stwierdziłam, że może tym razem pora na coś innego i postanowiłam wypróbować krem, posiadający ten drogocenny dla skóry składnik. Tak trafił do mnie Laneige Radian-C Cream+. Co z tej znajomości wyszło? Już Wam mówię!
Laneige Radian-C Cream+
Laneige Radian-C Cream+ znajduje się w pięknym, pomarańczowym słoiczku o obłych kształtach, który zawiera 40 mililitrów kosmetyku. Całość wygląda naprawdę uroczo i czuć lekki powiew luksusu, wszak opakowanie jest szklane, porządne, dość ciężkie oraz dołączono do niego śliczną szpatułkę. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to fakt, że posiada ono zwężenie i pod koniec opakowania ciężko będzie wyciągnąć resztki kremu. Co na temat swojego kosmetyku mówi producent? "Laneige Radian-C Cream+ to delikatny krem ​​nawilżający na co dzień, wzbogacony witaminami, który widocznie rozjaśnia Twoją skórę już po trzech dniach. Zawiera 8.5% pochodnych witaminy C, oraz witaminę E, mające na celu rozjaśnić przebarwienia, rozświetlić cerę, oraz zredukować zaczerwienienia, a także skutecznie zadbać o barierę hydrolipidową". 
Laneige Radian-C Cream+
Laneige Radian-C Cream+ ma biały kolor i pięknie pachnie cytrusami. Nakładanie go na twarz to naprawdę prawdziwa przyjemność :) Aromat czuć głównie podczas aplikacji i dla mnie nie jest męczący ani nachalny. Konsystencja? To lekki żel, który przy kontakcie ze skórą zamienia się w bardziej wodnisty. Łatwo się go rozprowadza, szybko się wchłania (ale subtelny film zostaje na twarzy), nie roluje, pięknie współpracuje z kosmetykami i lekami, nadaje się pod makijaż... Niestety przy pielęgnacji warstwowej odrobinę lepi się do poduszki. Jest też trochę za ciężki pod filtr i polecam stosować go raczej na noc. Warto też zauważyć, że kosmetyk jest bardzo wydajny. Już odrobina wystarczy, by posmarować całą twarz.
Laneige Radian-C Cream+
Jak zatem działa Laneige Radian-C Cream+? Ano nijak... Niestety nie miałam okazji sprawdzić na sobie obietnic producenta, ponieważ po kilku dniach stosowania zaliczyłam koszmarny wysyp zaskórników oraz małych pęcherzyków wypełnionych płynem. Wprowadzam kosmetyki pojedynczo i wiem, że to z pewnością jego wina. Pomyślałam - trudno. Mnie często witamina C nie służy, dam go mężowi. Mąż wziął, użył dwa razy i zaliczył dokładnie to samo, co ja! Niestety jak to w życiu bywa, on doprowadził swoją cerę do stanu "używalności" dużo szybciej... Generalnie jeśli macie jakiekolwiek skłonności do alergii, zapychania, podrażnień, lub średnio reagujecie na witaminę C - lepiej sobie ten krem odpuścić. Ja obiecałam, że dam go mamie. Może u niej sprawdzi się lepiej. A jeśli nie, to zużyje go do dłoni, gdzie też ma lekkie przebarwienia. Niewykluczone, że tam pokaże swój ukryty potencjał...
Laneige Radian-C Cream+
Myślę, że dobrze widać, iż Laneige Radian-C Cream+ okazał się dla mnie ogromnym rozczarowaniem. W dodatku dość drogim rozczarowaniem, wszak na Jolse krem kosztuje prawie 26$. Jeśli miałyście z nim styczność, dajcie mi koniecznie znać, czy Wam też zafundował tego typu przygody. Ja do tej pory nie zawiodłam się na kosmetykach Laneige, ale tym razem było inaczej. Lubicie tę markę? A może macie jakieś sprawdzone preparaty z witaminą C? Dajcie koniecznie znać!