wtorek, 28 stycznia 2020

Inveo - Hipoalergiczne Serum do Rzęs i Tusz do Rzęs z Czynnikiem Stymulującym Wzrost. Jak się spisały?

Z natury moje rzęsy są raczej średniej długości i posiadają tylko lekki skręt. Jedyne, na co nie mogę narzekać to ich ilość ;) Już wcześniej wydawało mi się, że porównując do kobiet z rodziny mam ich sporo, a finalnie potwierdziła to stylistka rzęs podczas przedłużania. I faktycznie leżałam na fotelu dłużej niż kuzynki chodzące do tej samej pani... Z czasem okazało się, że ta metoda nie jest dla mnie na dłuższą metę (ale np. na urlopy polecam!), a długie rzęsy chciałoby się mieć cały czas. Co w takim wypadku? Oczywiście odżywka! I dobry tusz :) I tak oto postanowiłam wypróbować duet Inveo -  Hipoalergiczne Serum do Rzęs i Tusz do Rzęs z Czynnikiem Stymulującym Wzrost. Jak się on u mnie spisał? Już Wam mówię :)
 Hipoalergiczne Inveo Serum do Rzęs i Tusz do Rzęs z Czynnikiem stymulującym Wzrost
Inveo Hipoalergiczne Serum do Rzęs zostało opisane przez producenta w następujący sposób: "Przeznaczone do krótkich, przerzedzonych, osłabionych rzęs, stymulujące ich naturalny wzrost. Rzęsy stają się zdrowsze, gęstsze i dłuższe, pogłębia się również ich koloryt. Preparat wzbogacono ekstraktem ze świetlika o działaniu ściągającym i kojącym wszelkiego rodzaju podrażnienia. W celu uzyskania jak najbardziej delikatnego, nie drażniącego produktu, zastosowano w recepturze składniki pomocnicze używane również w kroplach do oczu." - czyli oczywiście zawiera ono Bimatoprost. Opakowanie, w którym znajduje się odżywka, przypomina eyeliner. Wykonano je z metalicznego, turkusowego plastiku i pod względem wizualnym nie mam mu nic do zarzucenia. Pod kątem praktycznym z kolei - trochę szkoda, że nie widać ile kosmetyku pozostało wewnątrz opakowania. Pędzelek do nakładania serum jest miękki, sprężysty oraz świetnie wykonany, co usprawnia proces aplikacji i czyni go przyjemnym. W tej kwestii producentowi należą się brawa :) Konsystencja produktu to lekki, przezroczysty żel i jest go w opakowaniu 3.5ml.
Inveo - Hipoalergiczne Serum do Rzęs
Jak więc osiągnąć wymarzony efekt? Stosując się do poniższych wskazówek! 1. Regularnie przez 6-8 tygodni stosuj serum. 2. Aplikuj tylko raz dziennie, najlepiej o tej samej porze. 3. Nakładaj jednym pociągnięciem pędzelka, tuż u nasady rzęs na starannie oczyszczone i odtłuszczone powieki. 4. Nie nakładaj po aplikacji serum żadnych kremów na powieki. 5. Opakowanie 3,5 ml wystarcza na 3 miesiące kuracji. 6. Aby utrzymać efekt długich i wzmocnionych rzęs zaleca się używać preparatu już po zakończonej kuracji co drugi, trzeci dzień. I w taki oto sposób, w dwa miesiące dorobiłam się długich, pięknie podkręconych, gęstych rzęs. Jeśli chodzi o minusy - zauważyłam jeden. Skóra przy rzęsach stała się bardziej czerwona i wokół widoczne były naczynka, co widać również na zdjęciu. Poza tym - nie mogę serum nic zarzucić. U mnie nie wystąpiły alergie ani podrażnienia. Wiem, że wiele z Was unika kosmetyków z bimatoprostem, ale niestety na mnie żadne inne odżywki do rzęs, które go nie zawierają - nie działają. Cena serum także należy do jednych z niższych na rynku - opakowanie kupimy już za około 40zł w promocji. Jeśli więc chcecie spróbować - polecam, faktycznie działa :)
Inveo - Hipoalergiczne Serum do Rzęs
Drugim kosmetykiem, który miałam okazję testować, był Inveo Tusz do Rzęs z Czynnikiem Stymulującym Wzrost. Producent swoim opisem naprawdę narobił mi względem niego sporych nadziei... Z resztą zobaczcie same: "Innowacyjny tusz Inveo nadaje rzęsom lśniący czarny kolor. Znacząco je wydłuża, pogrubia i podkręca. Sprawia, że rzęsy stają się bardzo wyraziste. Jednak na tym jego rola się nie kończy. Tusz Inveo zawiera składniki dbające o kondycję rzęs i czynnik stymulujący wzrost włosów. Kiełki soi, pszenicy, ekstrakt z tarczycy bajkalskiej i arginina hamują wypadanie rzęs, stymulują ich wzrost, znacząco poprawiają kondycję włosków, dzięki czemu rzęsy stają się gęstsze i grubsze. Woski pszczeli, ryżowy, carnauba, witamina E i pantenol chronią przed wysuszeniem, silikonowe polimery nadają niezwykły połysk, a składniki filmotwórcze wydłużają rzęsy. Aplikacja tuszu jest bardzo wygodna. Dobrze zaprojektowana silikonowa szczoteczka dokładnie rozczesuje włoski, zapobiega ich sklejaniu i jednocześnie równomiernie nanosi tusz na rzęsy".
Inveo Tusz do Rzęs z Czynnikiem Stymulującym Wzrost
Zacznę może od początku. Tusz Inveo znajduje się w prostym, ale bardzo eleganckim, metalicznym opakowaniu w kolorze grafitowym. Całość zawiera 8ml oraz ważna jest 12 miesięcy od otwarcia. Miałam go ze sobą kilka razy podczas wyjazdów i muszę przyznać, że z całą pewnością jest ono także trwałe: nie dorobiło się podczas mojego 2 miesięcznego użytkowania żadnych uszczerbków ;) Szczoteczkę wykonano z sylikonu. Jest spora i lekko zagięta, ale łatwo zaaplikować nią tusz nie brudząc przy tym powiek. Ostatnio rynek przyzwyczaił nas, że kosmetyki tego typu pachną, ale niestety - muszę Was zawieść - tusz Inveo pachnie tuszem do rzęs :P Konsystencja maskary na początku była rzadka i dość mokra, jednak potem zaczęła podsychać, co spowodowało, że od czasu do czasu, na włoskach zaczęły pojawiać się grudki (co widać także na zdjęciu). Tusz ma ładny, czarny kolor, który nie blaknie w ciągu dnia, nie osypuje się, a rzęsy mimo elastyczności, trzymają kształt. Co ważne - on naprawdę pięknie wydłuża! Jedyną wadą, z którą ja nie jestem w stanie sobie poradzić, jest fakt, iż ten tusz po prostu skleja moje rzęsy. Aby tego uniknąć, powinnam przeczesywać je grzebykiem, bo inaczej wyglądają tak:
Inveo Tusz do Rzęs z Czynnikiem Stymulującym Wzrost
Przy odrobinie chęci da się to skorygować, ale warto mieć świadomość, iż nie jest to tusz w stu procentach idealny. Jeśli chodzi o właściwości pielęgnacyjne maskary - ja ich nie zauważyłam, ale powiedzmy sobie szczerze - żeby je odnotować, nie powinnam używać go w towarzystwie Serum ;) Za tusz zapłacimy około 25zł.
W ramach podsumowania: cały duet zapewnił mi jednak "firanki" aż do brwi i mimo drobnych niedociągnięć w tuszu do rzęs, muszę przyznać, że moją przygodę z Inveo należy zaliczyć do tych udanych. Znacie kosmetyki tej marki? A może miałyście styczność z którymś z tych dwóch produktów? Dajcie koniecznie znać!

środa, 22 stycznia 2020

Jowae Micellar Foaming Cleanser, czyli delikatne mycie twarzy z Topestetic

Na blogu głucha cisza zapadła na dłużej niż zwykle, bo dopadł mnie postrach zimy - grypa :P Nie żadne zapalenie zatok albo normalne przeziębienie jak to zwykle, tylko normalny, legalny wirus z wysoką temperaturą i bólem każdej części ciała (dla rozjaśnienia sprawy dodam może, że ostatnio gorączkę miałam w liceum). Po kilku dniach "umierania", stwierdziłam, że od rana nie ma już dramatu (no - może malutki) i w związku z tym przychodzę do Was z recenzją pianki do mycia twarzy, koreańsko - francuskiej marki Jowae. Jak się u mnie sprawdziła? Czy faktycznie jest tak delikatna, jak deklaruje producent? Same zobaczcie!
Jowae Micellar Foaming Cleanser
Jowae Micellar Foaming Cleanser, czyli Oczyszczająca Pianka Micelarna umieszczona jest w opakowaniu zawierającym 150ml płynu. Całość wykonano z białego plastiku dobrej jakości, a ozdobą butelki jest matowa naklejka w kwiatki oraz zielona nakrętka. Mocną stroną tego produktu jest aplikator, który zapewnia nam przyjemną, gęstą piankę, bez żadnych dodatkowych atrakcji. Ja do codziennego mycia stosuję 1-2 pompki i używam kosmetyku rano, oraz także po wieczornym oczyszczaniu. Jedyne, czego mogłabym się uczepić, to fakt, że całość mogłaby być przezroczysta. Wtedy można by kontrolować poziom zużycia produktu bez sprawdzania tego "pod światło".
Jowae Micellar Foaming Cleanser Oczyszczająca Pianka Micelarna
Co na jej temat mówi producent? Jest to produkt o lekkiej, pieniącej się formule, który skutecznie oczyszcza zanieczyszczenia oraz makijaż, a przy tym jest dla cery niezwykle delikatny. Nie zawiera mydła, dzięki czemu nie ma ryzyka podrażnienia oraz nie zaburza naturalnego pH naskórka. Peonia królewska dodatkowo nawilża, łagodzi oraz działa antybakteryjnie, przez co redukuje powstawanie niedoskonałości. Cera w efekcie staje się czysta, pełna blasku i świeżości. Pianka może być również stosowana w okolicy oczu - została przebadana okulistycznie. Produkt zawiera 98% składników pochodzenia naturalnego.
Jowae Micellar Foaming Cleanser Oczyszczająca Pianka Micelarna
Jowae Micellar Foaming Cleanser Oczyszczająca Pianka Micelarna posiada bardzo lekki, świeży, lekko roślinny aromat, który towarzyszy nam podczas mycia. Szczerze Wam powiem - ja bardzo go polubiłam :) Konsystencja również jest bardzo delikatna, kosmetyku wyjątkowo przyjemnie się używa i co ważne - bardzo łatwo spłukać go z twarzy. W tym miejscu pora jednak na kolejną słabą stronę tego produktu: jest mało wydajny. Butelka starczy nam, przy takim trybie stosowania jak mój, równiutko na miesiąc.
Jowae Micellar Foaming Cleanser Oczyszczająca Pianka Micelarna
Jak jednak działa Jowae Micellar Foaming Cleanser Oczyszczająca Pianka Micelarna? Rewelacyjnie! Moja cera po jej użyciu jest ładnie oczyszczona, ale jednocześnie niepodrażniona czy ściągnięta, a możecie mi wierzyć - niektóre produkty do mycia potrafią narobić mi mnóstwo bałaganu. Dodatkowo kosmetyk nie wysusza, ma przyjazne pH i nie powoduje powstawania rumienia na moich policzkach. Jeśli chodzi o produkty myjące, to naprawdę jeden z lepszych, jakie miałam okazję testować w ostatnim czasie.
Jowae Micellar Foaming Cleanser dostaniecie w cenie 67.70zł na Topestetic. Co ważne - nie zapłacicie za wysyłkę zamówienia ;) Myślę, że z czystym sumieniem mogę polecić ten produkt osobom z cerą wrażliwą, naczyniową albo suchą do porannego oczyszczania twarzy lub drugiego etapu demakijażu. Znacie może markę Jowae? Albo  miałyście już do czynienia ze sklepem Topestetic? Czym myjecie teraz twarz? Dajcie koniecznie znać!

środa, 15 stycznia 2020

Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic, czyli walczymy z wypadającymi i przerzedzonymi włosami

Wyobraźcie sobie, że za 3 miesiące mija już 6 lat odkąd prowadzę bloga, a chyba ani razu nie podjęłam tematyki włosów pisząc o nich całkowicie oddzielnego posta. Wynika to zapewne z faktu, iż sama nigdy problemów z włosami nie miałam. Są niskoporowate, śliskie, błyszczące i może nie jest ich za dużo, ale po prostu je lubię. Wystarczy mi odpowiedni szampon do łuszczycowej skóry głowy, pierwsza lepsza odżywka i gra muzyka. Kiedy jednak jesienią mój mąż zaczął narzekać na wypadanie włosów oraz pogłębianie się zakoli, stwierdziłam - przetestujmy linię Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic. Razem wypróbujemy szampon, a Rafał przetestuje tonik - wcierkę o jakże oryginalnej nazwie Hair Tonic :D Jak na tym wyszliśmy? Sami zobaczcie :P
Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic
Cała linia Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic zawiera ekstrakty z pstrolistki sercowatej, żeń - szenia, zielonej herbaty oraz wielu innych ziół, ale znajdziemy w niej także biotynę, kwas salicylowy, i dekspandenol. Seria polecana jest zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn.
Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic Hair Shampoo
Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic Hair Shampoo, umieszczono w dużej butelce z pompką, zawierającą aż 500ml produktu. Stylistyka opakowania została utrzymana w kolorze czarnym, brązowym i złotym, co moim zdaniem nieźle nawiązuje do ziołowych ekstraktów, które zawiera oraz tradycyjnych, koreańskich receptur. Całe opakowanie zasługuje na pochwały, wszak stoi u mnie w łazience już 3 miesiące i nie widać po nim praktycznie żadnych śladów użytkowania. Pompka działa bez zarzutu, naklejka nie odchodzi i nadal można powiedzieć, że nie wstyd postawić go na wannie ;P Co jednak znajdziemy w środku? Przezroczysty, stosunkowo gęsty żel, o bardzo lekkim, kwiatowo - owocowym zapachu, który nie pozostaje na włosach. Szampon bardzo dobrze się pieni, a co za tym idzie jest całkiem wydajny. Nie przedłuża świeżości włosów, ale też jej nie skraca. Przy codziennym użytkowaniu nie podrażnia skalpu, a włosy są sypkie, czyste i zdrowe. Po jego użyciu, spokojnie mogłam rozczesać włosy do pasa bez odżywki ;) Czy działa na wypadanie włosów? Mam wrażenie, że używając tylko jego, znajdowałam na wannie mniej włosów niż zawsze, a potem były one na tyle ładnie wygładzone i dociążone, że nie pojawiała mi się "aureola z baby hair" ;) A teraz uwaga, recenzja mojego męża: "jest wydajny i ładnie pachnie" xD. Na pytanie czy chce coś dodać, albo czy ma jakieś wady, odpowiedział "nie".  Także chyba można brać :D
Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic Hair Tonic
Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic Hair Tonic również umieszczono w butelce o podobnej stylistyce, ale tym razem zawierającej 120ml kosmetyku i zamiast pompki, posiada ona atomizer. Wypluwa ona z siebie bardzo delikatną, lekką mgiełkę, a podczas aplikacji wcierki, czuć ziołowy aromat. Po nałożeniu na skórę głowy chłodzi, podobno na początku stosowania toniku bardzo mocno, ale z czasem czuć to coraz mniej. Warto również wspomnieć o tym, że kuracja jest bardzo wydajna. Podczas 3 miesięcy stosowania jej na zakola oraz czubek głowy, mój mąż zużył około 1/3 butelki. Bardzo dużą zaletą w jego przypadku jest fakt, że spray nie przetłuszcza czupryny. Co jednak jeśli chodzi o działanie? Podobno bardzo skutecznie ogranicza wypadanie włosów, ale nie widać, aby rosły szybciej. Co ciekawe, mężowi pojawiły się "baby hair" na zakolach, w miejscach, które były już całkiem łyse, więc uważam to za ogromny sukces. Z pewnością ta wcierka osiągnęła najwięcej, ze wszystkich których używał. Zachęcona efektami, swój zestaw kupiła także moja mama, ale na jej recenzję trzeba jeszcze poczekać ;) Co powiedział mi mąż? "Napisz, że jest wydajna, ładnie pachnie i włosy mi urosły". Po milionie pytań pomocniczych, kilku rozmowach na jej temat oraz wysmarowaniu się kilka razy osobiście, udało mi się ubrać szczątki informacji w całość :D
Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic Hair Tonic Shampoo
Ogólnie rzecz biorąc, u nas obojga sprawdził się szampon Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic Hair Shampoo, a u męża dobrze dała sobie radę wcierka Tosowoong Nutrient Fortifying Clinic Hair Tonic. Do tego stopnia, że jak już mówiłam - moja mama kupiła sobie własny komplet. Ile kosztuje zestaw? Na Jolse za wcierkę zapłacimy 15.30$, a za szampon 21.80$. Tak więc za 36$ mamy skuteczną, pełną kurację, która powinna nam wystarczyć na minimum na 6 miesięcy. Ja jestem na tak! Macie problemy z wypadaniem włosów? A może Wasi mężczyźni narzekają już na zakola? Jak radzicie sobie z tym problemem? Dajcie koniecznie znać! :)

piątek, 10 stycznia 2020

Balsam do ust Dr.Jart+ Ceramidin Lipair - a miało być tak pięknie!

Jak pewnie od lat wiecie, ciągle niczym bumerang wraca do mnie problem spierzchniętych ust i muszę o nie dbać szczególnie, niezależnie od pory roku. Dodatkowo często bywa tak, że nie pasują mi produkty powszechnie chwalone i polecane. Jednak w związku z dobrymi opiniami na temat serii Dr.Jart+ Ceramidin postanowiłam wypróbować balsam do ust Lipair. Przyleciał do mnie po dłuższym oczekiwaniu z Jolse, otworzyłam go od razu cała w skowronkach, i co? No przeczytajcie same...
Dr.Jart+ Ceramidin Lipair
Balsam do ust Dr.Jart+ Ceramidin Lipair znajduje się w opakowaniu będącym tubką z aplikatorem. Całość wykonano z dość dziwnego, twardego plastiku i choć wygląda to odrobinę gorzej niż "normalne" tworzywo, łatwiej wydobyć produkt ze środka. Całość zawiera 7 gramów oraz jest ważna przez 18 miesięcy od otwarcia. Szczerze powiem od razu - nie lubię balsamów w formie tubek i choć czasem stosowałam go tak jak należy, to zazwyczaj wyciskałam sobie trochę kosmetyku na palec, a potem dopiero nakładałam na usta. Ot tak, żeby ułatwić sobie życie xD Po otwarciu opakowania, wita nas lekko cytrynowy zapach balsamu, a po polizaniu ust można wyczuć na języku bardzo subtelną, cytrynową nutkę. Myślę, że nawet wrażliwcom nie powinno to przeszkadzać ;)
Dr.Jart+ Ceramidin Lipair
Po nałożeniu balsam Dr.Jart+ Ceramidin Lipair czuć na ustach, ponieważ pozostawia on po sobie błyszczący film, który utrzymuje się dość długo. Używałam go głównie w dzień, wszak wykończeniem oraz tym, jak się "nosił" bardzo przypominał mi bezbarwny błyszczyk do ust. Pasował do  codziennego makijażu i w praktyce okazał się całkiem wydajny. Co jednak z działaniem? Lipa proszę Państwa, lipa jak nie wiem!
Dr.Jart+ Ceramidin Lipair
Zaraz po nałożeniu próżno szukać ukojenia większego niż w przypadku normalnego, bezbarwnego błyszczyka lub wazeliny. Dodatkowo, miałam wrażenie, że ten produkt lekko "uzależnia" i wpędza mnie w błędne koło nakładania coraz to nowej warstwy produktu. Poprzednia wyschła, na ustach Sahara, proszę Państwa - nakładamy od nowa! O nie... Tak się bawić nie będziemy. W moim odczuciu on nie nawilża, nie natłuszcza, nie koi a jedynie udaje bezbarwny błyszczyk, ale czy tego samego nie robi wazelina za parę groszy? No robi... Żeby utrzymać swoje wargi w przyzwoitym stanie, na noc musiałam stosować grubą warstwę balsamu Nuxe Reve de Miel, bo gdybym tego nie robiła, pewnie po prostu skończyłabym z przesuszonymi i łuszczącymi się ustami.  Po cenie 9$ i takim składzie, naprawdę spodziewałam się czegoś lepszego, szczególnie że do tej pory miałam z tą marką same dobre doświadczenia.... Ale może to moje wargi są jakieś wyjątkowo trudne w pielęgnacji :( 
Czy któraś z Was miała styczność z tym balsamem do ust i również jest taka niezadowolona? A może to tylko mnie Dr.Jart+ Ceramidin Lipair nie przypadł do gustu? Dajcie koniecznie znać! Napiszcie też, na jakie buble Wy trafiłyście ostatnio :D

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Nowości z grudnia na przywitanie Nowego Roku :)

Nie wiem, czy zauważyłyście, ale jakiś czas mnie tutaj nie było ;) Potrzebowałam małej przerwy, sporo się u mnie działo, a od 20 grudnia aż do dziś żyłam w biegu praktycznie non stop (tak to jest z moim mężem, kiedy jest w domu, a miał urlop od Świąt aż do dziś ;)). Na rozruch przygotowałam dla Was post z grudniowymi nowościami. Jeśli jesteście na bieżąco z moim instagramem i oglądacie instastory, pewnie część rzeczy już widziałyście, ale mimo wszystko - pokażę je jeszcze raz, bo nie każdy tam zagląda :) Zapraszam więc do lektury i oglądania zdjęć ;)
nacific calendula hanyul seo ri tae missha time revolution
Zacznę może od rzeczy, które nie były impulsywnymi zakupami, a ich nabycie było skrupulatnie zaplanowane :D Pierwszym z takich produktów, jest krem - żel Nacific Real Flora Air Cream Calendula. Wpadł mi on w oko na targach Beauty Days, a na Black Friday trafiła mi się świetna okazja do zakupu i oto jest. Będzie do kompletu z nagietkowym tonikiem tejże marki. Tak nawiasem - oba kosmetyki są absolutnie prześliczne, bo w środku zatopiono im płatki nagietka ;) Poza tym, od jakiegoś czasu odgrażałam się, że wypróbuję czarną linię Hanyul. W związku z tym, nabyłam sobie Hanyul Seo Ri Tae Skin - Refining Essence oraz Hanyul Seo Ri Tae Skin - Refining Cream. Od dłuższego czasu planowałam także zakup Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX. Przez Interendo oczywiście ;) No i dotarła do mnie akurat w grudniu ;)
artdeco eyeshadow base, ecocera bananowy, lovely no more dark circles, affect cień, eos sztyft
Poza tym, wpadło do mnie kilka rzeczy, bo poprzednie się skończyły, albo "bo była promocja" :D Przede wszystkim, zostałam bez bazy pod cienie do powiek, więc postanowiłam nabyć starą, dobrą Artdeco Eyeshadow Base. Wypaprałam także cały swój bazowy cień pod eyeliner, więc ponownie zdecydowałam się na zakup Affect M-1039. Jeśli macie bardzo jasną, chłodną karnację, powinien być w sam raz. Żeby dobić do darmowej wysyłki mojego zamówienia, wrzuciłam do koszyka Prasowany Puder Bananowy Ecocera. Zobaczymy co to za gagatek :D W grudniu trafiłam w końcu także na korektor Lovely No More Dark Circles w najjaśniejszym odcieniu, więc postanowiłam go kupić. Znalezienie nieotwartej sztuki w tym kolorze graniczy chyba z cudem :P Poza tym, do koszyka wpadły mi też dwie pomadki w sztyfcie EOS. Pinapple Passionfruit i Sweet Mint :)
organique kule, mydełko, Skin79 BB Cleanser
Od siostry mojego męża dostałam także kilka kosmetycznych rzeczy :) Dwie kule do kąpieli Organique (pomarańczowa już wylądowała w wannie), oraz świąteczne mydełko glicerynowe. Poza tym, sama zamówiłam także BB Cleanser Super+ O2 Skin79, ponieważ potrzebowałam "na szybko" czegoś do demakijażu, a moje zapasy wyobraźcie sobie - skończyły się :P Przynajmniej w tej kategorii xD
a'pieu bath and body works tarte pacco rabane
Tutaj widać z kolei mój gwiazdkowy prezent od Madzi z bloga I love dots. Paczka przyszła do mnie pocztą sporo przed świętami i znalazłam w niej maseczkę bąbelkującą A'pieu Stone Peach Pore Less Bubble Mask, miniaturkę perfum Pacco Rabanne, żel pod prysznic Bath and Body Works Snowy Morning, kolczyki - księżyce Ani Kruk, paletkę Tarte Hamptons Weekender (ma piękne kolory!) oraz esencję CPAQUA Whitening Essence with Aributin (dwa moje ulubione składniki :D), oraz maskę w płachcie. Do tego była też piękna, brokatowa kosmetyczka Tarte, ale niestety nie załapała się na zdjęcie :D Dziękuję Ci bardzo, widać, że znasz mnie na wylot :D
Rituals Ritual of Karma Lancome Monsieur Big
Z kolei 28 grudnia robiłam małą imprezę urodzinową dla znajomych i Magda także na niej była :D Podczas niej dostałam zestaw miniatur Rituals z linii The Ritual of Karma. Całość składa się z mgiełki do ciała, olejku pod prysznic, pianki - także pod prysznic, oraz balsamu. Kosmetyki pachną lekko morsko, czuć w nich wodę, oraz pewną "męskość", ale ja bardzo takie aromaty lubię i już wiem, że cały ten komplecik pojedzie ze mną w czerwcu na urlop <3 Dostałam wtedy także zestaw marki Lancome, składający się z tuszu Monsieur Big (bardzo się z niego cieszę, bo sama na maskarę wydaję maksymalnie 30zł xD Wrodzona cebulka...), mini dwufazy do demakijażu oka i czarnej kredki. Całość idealna na wyjazd :D Kochana, bardzo Ci dziękuję raz jeszcze ;*
Sunday Riley
Z kolei w ramach karty podarunkowej do Manufaktury, którą dostałam od Patrycji i Ani, kupiłam sobie zestaw miniatur Sunday Riley. W jego skład wchodzi Kuracja na noc Good Genes Glycolic Acid Treatment, Serum rozświetlające z witaminą C C.E.O., Olejek z retinolem Luna Sleeping Night Oil (To olejek a ja już go kocham! Szok i niedowierzanie!) oraz Krem rozświetlający z enzymami papai Tidal :) Kochane, Wam również bardzo dziękuję ;* Za resztę kasy będę polowała na jakąś ładną biżuterię ;) Miałam kupić kolczyki w Lilou, ale po przymierzeniu ich, stwierdziłam, że jednak nie są dla mnie... Karta jest ważna rok, więc zobaczymy, co przez ten czas wpadnie mi w oko :)
mediheal
Poza tym, w grudniu dostałam także paczuszkę od marki Mediheal. Zawierała ona trzy maseczki w płachcie: Mediheal N.M.F. Aquaring Ampoule Mask (niestety, nie załapała się na zdjęcie bo od razu ją zużyłam :P), Mediheal Golden Chip Circle Point Mask, czyli maseczka akupresurowa ze złotem w wersji rozjaśniającej, oraz Mediheal Capsule Derm Hydro z ceramidami. Kupując ją, dostajemy maskę z biocelulozy, a także jednorazowe serum - świetny produkt :) I nie klei się! ;)
Ostatnią, ale za to wspaniałą jak stąd do nieskończoności rzeczą, jaką chciałabym Wam pokazać, jest Kalendarz Adwentowy, który dostałam na gwiazdkę od Interendo :D Wyobraźcie sobie, że sama osobiście go skomponowała, dodatkowo przyszedł do mnie z zaskoczenia w najbardziej parszywy dzień w grudniu i cudownie umilał mi czas oczekiwania na Boże Narodzenie :) To jeden z najwspanialszych prezentów, jaki dostałam na gwiazdkę ;) Jeśli macie ochotę zobaczyć co było wewnątrz, na moim instagramie znajdziecie filmiki z codziennego otwierania okienek :D (zakładka Advent Calendar nad zdjęciami).
I to już wszystko, jeśli chodzi o grudzień. Pominęłam jedynie soniczną szczoteczkę do zębów Xiaomi Soocas 3 - nie wiem, czy ta tematyka Was interesuje ;) Wpadło Wam coś w oko? A może zostawicie w komentarzu link do swoich nowości? :)