sobota, 30 września 2017

Innisfree Canola Honey Lip Balm Smooth Care, czyli o moim nowym hicie słów kilka

Jak już wiele razy wspominałam, moje usta są z tych bardzo problematycznych i chyba pierwszym kosmetykiem pielęgnacyjnym, jaki do mnie trafił, była pomadka ochronna. Przechodziłam z nimi różne rzeczy, od kompleksów, że są zbyt duże, po akcję typu "coś na nich jest". Tym czymś okazało się pęknięte naczynie krwionośne, mały podskórny wylew...? W każdym razie tak orzekł dermatolog, a one do dziś nie mają równiej pigmentacji i w tymże miejscu mam na dolnej wardze ciemniejszą plamę, która jednak na szczęście z roku na rok blednie... Od tego czasu jeszcze bardziej uważam z doborem peelingów i kosmetyków do pielęgnacji ust, przez długi czas nie używałam nawet szminek i obchodziłam się z nimi jak z jajkiem. Teraz do koloru na ustach wróciłam, jednak nadal staram się o nie wyjątkowo dbać. I ostatnio trafiłam na naprawdę dobry produkt, który świetnie mi w tym pomaga ;) Jaki? Innisfree Canola Honey Lip Balm w wersji Sooth Care ;)
Innisfree Canola Honey Lip Balm Smooth Care
Pomadka Innisfree znajduje się w 3.2 gramowym plastikowym, ale dobrym jakościowo opakowaniu  utrzymanym w biało - zielonej kolorystyce. Mimo noszenia go w torebce, wożenia oraz przechowywania w kosmetyczkach, ani nie zeszły z niego napisy, ani się ono nie podrapało. Sztyft wykręca się bez zarzutu, nie wsuwa i nie wysuwa się sam (oj, już miałam takie gagatki :/), a także posiada bardzo dla mnie wygodny, ukośnie ścięty koniec. Sam produkt ma idealny poziom twardości, gdyż nie "rozmaśla się" na ustach, ani nie jest zbyt twardy. Po prostu idealnie po nich sunie i można go nałożyć bez żadnego dyskomfortu nawet na pękniętych lub skaleczonych wargach.
Innisfree Canola Honey Lip Balm Smooth Care
Smaku ani zapachu nie jestem w stanie się w owej pomadce doszukać, ale szczerze powiedziawszy, ani jednego, ani drugiego zupełnie mi nie brakuje. Po nałożeniu kosmetyk czuć na ustach, ponieważ pozostawia on po sobie błyszczący film, który utrzymuje się bardzo długo. Jeśli użyję go na noc - muszę usunąć pozostałą warstwę rano chusteczką lub płynem micelarnym - pod tym kątem bardzo przypomina mi koreańskie maski do ust. Tak jak już wspominałam, pod względem działania nie mam temu produktowi nic do zarzucenia. Świetnie nawilża, odżywia usta i jednocześnie nie ma problemu z uzależnieniem od pomadek (też macie tak po niektórych, że chciałybyście smarować tylko więcej, i więcej, i częściej, i jeszcze? Nienawidzę ich :/). Już po nałożeniu odczuwalna jest ulga oraz ukojenie, a po użyciu wargi są gładkie i jędrne. Szczerze Wam powiem, że to pierwszy od wielu lat produkt pielęgnacyjny w sztyfcie, który sam jeden może poradzić sobie z całą moją pielęgnacją ust. 
Innisfree Canola Honey Lip Balm Smooth Care
Podsumowując - jestem naprawdę bardzo zadowolona z zakupu tej pomadki, więc absolutnie nie żałuję wydanych na nią pieniędzy (kupiłam na ją Jolse za około 24zł). Świetnie sprawdza się zarówno w torebce, jak i w pielęgnacji domowej, daje sobie radę nawet gdy na dworze jest chłodniej, albo moje usta są w "stanie ciężkim, ale stabilnym". Zaliczyła ze mną zajad, wypadek, w którym przecięłam górną wargę (myślałam, że trzeba będzie szyć, fuj), urlop, ostatnie chłodniejsze dni i w każdej z tych sytuacji spisała się wzorowo. Do tego jest całkiem wydajna... Ja z pewnością wypróbuję inne jej wersje! ;) A Wy? Miałyście okazję ją poznać? A może macie innego ulubieńca w kategorii pielęgnacji ust? Dajcie koniecznie znać! ;)

poniedziałek, 25 września 2017

Shinybox Beauty School, czyli powrót do szkoły we wrześniu 2017

Ja zdawałam swoją maturę w 2008 roku. Od tej pory, mój jedyny kontakt ze szkołą, skończył się na dwumiesięcznych praktykach w podstawówce. W czasach licealnych, z racji zamiłowania do spania i braku potrzeby, ograniczałam się rano do założenia jakichś czarnych ciuchów, umycia zębów, twarzy, wytuszowania rzęs, zasznurowania glanów i już byłam zwarta i gotowa do działania. Serio. Chodziłam do szkoły na 8:10, wstawałam o 7:30, o 8:00 byłam w szkole. W kwestii kosmetyków "kolorowych" malowałam jeszcze paznokcie lakierem do frencza, czyli takim mlecznym różem, czerń pozostawiając sobie na weekendy. Tak, tak było 10 lat temu, pamiętam, że dokładnie identycznie robiły chyba wszystkie moje koleżanki z klasy (przed samą maturą, zaczęła malować się do szkoły jedna :P). Jak więc zatem wygląda sprawa z Shinybox Beauty School? Czy zostałabym z nim szkolną pięknością? :P
Shinybox Beauty School wrzesień 2017
Zawartość wrześniowego pudełeczka Shinybox oglądałam przy stole, w towarzystwie mamy, od 30 lat trudniącej się nauką języka polskiego aktualnych licealistów. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ siedząc i piejąc, po co ekipa boxa wsadziła doń tyle kolorówki jako nawiązanie do tematyki szkoły, mama zaserwowała mi mały wykład - "dobra, Inga, za twoich czasów, faktycznie mało kto się malował, ale teraz dziewczyny w 1 klasie konturują twarz, a co niektóre chodzą na co dzień w krwistoczerwonych, matowych szminkach. Takie czasy." Nie powiem, poczułam się staro xD Spójrzmy jednak, co znalazłyśmy w ślicznym, różowym kartoniku, nawiązującym do tematyki początku roku szkolnego.
Shinybox Beauty School wrzesień 2017
Pierwszym z produktów, który znalazłam w pudełku, okazał się Delia Coral nr 184. Nie będę ukrywać, jakoś nieszczególnie lubię lakiery tej marki, bo schną u mnie pół dnia, a trzymają się drugie pół. I choć jestem w mniejszości, która nadal stosuje klasyczne lakiery, nie będę go niestety używać :( Nie podoba mi się turkusowy kolor, brokat w środku i ta seria lakierów się u mnie nie sprawdza. A nawiązując do tematyki boxa, to chyba takie weekendowe to szkolne piękno jeśli wziąć pod uwagę kolor ;) Wolałabym zobaczyć tu jakiegoś nudziaka, w dodatku może innej marki ;) Koszt kosmetyku to 6.50zł. Drugim produktem jest Dax Cashmere Eyeshadow Base. Lubię tę bazę, miałam okazję ją stosować i świetnie się na moich powiekach sprawowała, jednak nie będę ukrywać, że data ważności - styczeń 2018 - nie napawa optymizmem... Gdybym zaczęła używać jej jutro, nie wiem czy uda mi się zużyć połowę :( Szkoda. Jej koszt to około 23zł.  Kolejnym produktem z tego zdjęcia, to BellaPiere Shimmer Roll, czyli rozświetlacz mineralny, odpowiedni także dla wegan. Jego odcień jest ładny, forma pomysłowa, ale w praktyce nie jest tak różowo, bo kosmetyk strasznie się osypuje oraz niesamowicie migruje. Finalnie zainteresowała się nim moja mama i stwierdziła, że te drobinki, które rozświetlacz serwuje, ładnie będę wyglądały na ciele i ona z chęcią zrobi z niego użytek na najbliższej imprezie. Cena wynosi 60zł za 2g.
Shinybox Beauty School wrzesień 2017
Na tym zdjęciu, widać ciąg dalszy kolorówki. Cień Testowy Pierre Rene w szarobłękitnym kolorze wygląda naprawdę mało interesująco. Jednak przy bliższym poznaniu naprawdę wiele zyskuje, bo kremowa konsystencja, opalizujący kolor i łatwość nakładania, naprawdę mi się spodobały. Koszt kosmetyku, to ponoć 6.99zł. Ostatnim już produktem kolorowym, dodawanym do pudełek zamiennie z błyszczykami tej samej marki, jest Contour Palette Smart Girls Get More nr 02, będąca po polsku paletą do konturowania twarzy. Powiem szczerze, że to plastikowe opakowanie nie wygląda zachęcająco (nie lubię takich xD), ale zawartość jest niczego sobie. Odcienie są chłodne, trudno zrobić sobie nimi krzywdę - chyba zrobię z niej użytek. Cena? 13.99zł. Próbką ze zdjęcia jest Aksamitna Kuracja do Ciała Biały Jeleń ;)
Shinybox Beauty School wrzesień 2017
Do pudełka dodano także blok FaceHartów. Mnie osobiście się ten pomysł podoba, bo zawsze chciałam spróbować czegoś takiego, ale jakoś nigdy nie udało mi się ich nigdzie kupić. Oczywiście od razu w piątek, kiedy box wpadł w moje ręce - spróbowałam. I cóż mogę powiedzieć? To chyba nie jest takie proste xD Cena? 20zł za 25sztuk.
Shinybox Beauty School wrzesień 2017
W pudełku znalazły się jednak również kosmetyki pielęgnacyjne. Pierwszym z nich jest Deep Conditioning Hair Mask Novex. Szkoda trochę, że jest to taka mała miniatura, bo na moje włosy sięgające pośladków starczy może na dwa razy... O ile dobrze pójdzie xD Ale ogólnie rzecz biorąc - przyda mi się nawet te 100g, wezmę ją sobie może na jakiś wyjazd. Cena pełnowymiarowego opakowania to 46.70 za 1kg. Ostatnim kosmetykiem, jaki znalazłam w pudełku, jest Pielęgnujące Mydło do Rąk CleanHands. Trafił mi się zapach "owoce tropikalne" i choć tropików w nim nie czuć, to na pewno mi się przyda. Generalnie nie nadążamy z mamą kupować mydeł w płynie, bo takie jest na nie zapotrzebowanie, więc z pewnością szybko zostanie zużyte ;) Cena? 6.50 za opakowanie.
Upominkiem dla Ambasadorek była w tym miesiącu torba Atmosphere ze sklepu brytyjka.pl. Napis "Scotland" może nie jest szałowy (chociaż zawsze można było trafić gorzej, np. na jakieś różowe pączuszki albo inne sweet serduszka :P), ale jest ona aktualnie najwięcej mieszczącą torbą tego typu jaką posiadam, także jest dobrze ;) Na pewno przyda mi się na zakupy.
Podsumowując: w tym miesiącu według mnie gdzieś zagubił się temat pudełka, bo równie dobrze mogłoby nazywać się Cool Party, albo coś w tym rodzaju... Kolejna rzecz: brakuje mi w nim czegoś ekstra, produktu gwiazdy, kosmetyku, który by Nas zachwycił. We wrześniu można by naprawdę sporo poprawić, ale mam nadzieję, że może następnym razem, w końcu napiszę, że jest super ;) A Wy? Co myślicie na jego temat? Podoba Wam się Beauty School czy nie za bardzo? :)
Zapraszam na KONKURS!

wtorek, 19 września 2017

Hello Asia 2, czyli dużo zdjęć, masa upominków i trochę wspomnień

Po pierwsze - nie będę ukrywać, że jestem spotkaniową świeżynką ;) Do tej pory byłam jedynie na otwarciach dwóch sklepów w Łodzi, więc jadąc na Hello Asia 2 nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. Jednak z perspektywy czasu - było naprawdę super! :D Przepraszam Was jednak za jakość zdjęć ze spotkania, bo niestety wewnątrz było ciemno, a ja z racji gabarytów mojego aparatu fotograficznego, zabrałam ze sobą jedynie telefon ;) Mimo wszystko - starałam się xD
Spotkanie odbyło się 12 sierpnia we wrocławskim hotelu Terminal. Żeby nie być zgonem w sobotę rano, zarezerwowaliśmy sobie z mężem nocleg, ale na dobrą sprawę i tak nie poszłam spać zbyt wcześnie, bo jeszcze wieczorem zaliczyłam krótką rozmowę na korytarzu z organizującą spotkanie Interendo oraz piżamowe plotki z Candymoną ;) Następnego dnia obudził mnie mąż, więc tradycyjnie już, zarzuciłam "szpachlę na twarz" i nic nie jedząc, zeszłam ze ściśniętym z nerwów żołądkiem na dół ;) Rafał pojechał zwiedzać wrocławskie Zoo, a ja poszłam stawić czoło własnym demonom, czyli nieśmiałości xD Po wejściu na salę, zajęłam miejsce, i na szczęście niedługo potem pojawiły się znajome twarze. Po mojej lewej zasiadła poznana dzień wcześniej Candymona, a po prawej Feeling Fancy (czyli główna pomoc organizatora, autorka logo i zdjęcia powyżej ;)). I już było okej :P 
spotkanie Hello Asia
spotkanie Hello Asia
Zaraz potem, przywitała nas Patrycja - Interendo i zaczęła się prezentacja Rare Beauty Market, dotycząca aromaterapii i jej leczniczego zastosowania w Korei. Potem Seong opowiadał również o refleksologii, każdy miał okazję zostać wymacanym (ja oczywiście usłyszałam, że mam strasznie drobne i szczupłe dłonie, nad czym bardzo ubolewam, bo uwielbiam pierścionki a kupienie czegoś na mnie graniczy z cudem), a niektórzy załapali się nawet na krótki masaż pleców ;) 
spotkanie Hello Asia
Hello Asia
Hello Asia
Zaraz po masażu i refleksologii, czekała na nas kolejna, świetna niespodzianka. Jaka? Premiera polsko - koreańskich kosmetyków Meldvici. Autorzy opowiadali nam, jak przez 5 lat pracowali nad naturalnymi formułami, które miałyby optymalne i bezpieczne dla skóry składy. Wszystko to, zostało umieszczone w wyjątkowo pięknych i ascetycznych opakowaniach, naprawdę zasługujących na uznanie ;) Potem można było wybrać sobie jeden z dwóch kosmetyków, które wchodzą do sprzedaży we wrześniu - czyli mgiełkę, lub emulsję. Pewnie nie będziecie zdziwione, jeśli powiem, że oczywiście capnęłam to drugie xD Padło również kilka słów o mace Wishtrend a potem Michał z bloga Twoje Źródło Urody opowiedział nam o wegańskiej marce O'right, od której również dostaliśmy miły upominek (mnie się nawet poszczęściło, bo trafiłam na bardziej wypasioną wersję :P). A potem okazało się, że w końcu zasłużyłyśmy na posiłek! Tak, akurat ja zdążyłam zjeść w międzyczasie już wszystkie chrupki, które stały dookoła :D
Hello Asia Meldvici
spotkanie Hello Asia
spotkanie Hello Asia
W przerwie było trochę śmiechów, hihów, plotek, oraz wywiązała się wśród nas dyskusja o tym, jak mikrofon Candymony śmie nie być różowy. W tym czasie właśnie powstało zdjęcie zawiedzionej brakiem różowości u wspomnianego wyżej pomponikowego mikrofonu Interendo. Uwielbiam je xD
spotkanie Hello Asia
Zaraz potem, okazało się, że przygotowano dla nas kolejne atrakcje. Przyjechała do nas koreańska makijażystka Jiyun Rachel Park, która umalowała wszystkie chętne (nie poznałam się potem w lusterku, serio...), ekipa Rare Beauty Market udzielała porad dotyczących pielęgnacji i prowadziła badania skóry (jakoś nie zdążyłam skorzystać :() a Natalia z Centrum Stylu robiła chętnym manicure japoński. Do dziś żałuję, że pomalowałam paznokcie i zapomniałam zabrać ze sobą zmywacz :/ Ale cóż, skleroza nie boli, a moja jest iście wybitna. Mimo wszystko, bawiłam się bardzo dobrze, bo stres odpuścił a atmosfera zrobiła się dużo luźniejsza. Muszę przyznać, że czułam się, jak wśród dobrych koleżanek :D
Hello Asia spotkanie
Hello Asia spotkanie
Tutaj widać Rachel przy pracy i efekt końcowy w dziennym świetle. Zupełnie inaczej, prawda? ;) Często ludzie mówią mi, że mam mało europejskie rysy, a teraz jeszcze dodatkowo to podkreślono xD (Osoby, które nie wiedzą, jak wyglądam "normalnie" zapraszam choćby tu).
Hello Asia spotkanie
Hello Asia spotkanie
A na samym końcu, robiłyśmy japońskie słodycze, ale w gruncie rzeczy ja styrana życiem (miałam mały wypadek parę dni przed), tylko "pomagałam" Candymonie i obżarłam Olę z Feeling Fancy xD
Hello Asia spotkanie
A kto wziął udział w spotkaniu? Już Wam mówię! ;)
No i oczywiście ja, ta cała na czarno xD
spotkanie hello asia

Teraz oczywiście pora na kolejny punkt programu, bez którego nie może się obejść chyba żadna tego rodzaju impreza - upominki! <3 Kto nie lubi prezentów? No kto? ;) Dziewczyny bardzo się postarały i dostałyśmy naprawdę świetne produkty do testów ;) Z resztą same zobaczcie:
kichocosmetics.com - mają niebawem zagościć u nas w Polsce! ;)
www.sachi.pl z kodem INTERENDO dostaniecie 13% rabatu na zakupy ;)
Oraz torebeczka i kubek od Interendo!
Bardzo się cieszę, że miałam okazję z Wami być, dobrze się bawić, poznać nowe osoby, a w przyszłości przetestować nieznane mi wcześniej produkty :) Dziękuję Organizatorkom, uczestnikom i sponsorom - za wszystko ;* 
(zapraszam również na KONKURS ;))

czwartek, 14 września 2017

Benton Honest TT Mist, czyli o mojej mglistej historii

Nie jest tak, że każdy rodzi się z zainteresowaniami, jakie kształtują się u niego w dorosłości. Ja jako dziecko, miałam w głębokim poważaniu kosmetyki mojej mamy, szminki, sukienki (do dziś krąży w rodzinie historia, jak niemal podarłam na sobie elegancką kreację, krzycząc "ja cem podenki". Inunia, lat 2 z kawałkiem, wymyśliła że woli spodenki. I wolała bardzo długo) Jako dziecko chodziłam po drzewach, ubierałam się jak chłopiec, potem zaczął się okres nastoletniego buntu, który trwał do końca licencjatu. Glany do kolan sznurowałam codziennie rano bite 10 minut, a makijażem zainteresowałam się dopiero, gdy poszłam na studia. Wtedy gdzieś zaczęło kiełkować we mnie zamiłowanie do pędzli, kosmetyków kolorowych, eyelinera, paznokcie zmieniły kolor z czarnego na inny. Na pielęgnację przyszła pora niedługo potem, ale również poza kremami i płynem micelarnym towarzyszyło mi niewiele. Potem zaczął się azjatycki szał pał (u mnie około 6-7 lat temu). Czytałam fora internetowe, testowałam pojedyncze kosmetyki rodem ze wschodu ale do mgiełek przekonałam się dopiero hmm... Rok temu? Wcześniej myślałam, że nic nie dają, po co mi to, i właściwie to zbędny krok w pielęgnacji. Po zmianie zdania, trafiło do mnie kilka egzemplarzy, więc tym razem pora na recenzję Benton Honest TT Mist, która dzielnie towarzyszyła mi całe wakacje i właśnie udało mi się ją "wykończyć". Co myślę na jej temat? Zapraszam do czytania!
Benton Honest TT Mist
Mgiełka Benton znajduje się w prostym, białym, 40-mililitrowym opakowaniu, będącym właściwie tubką z atomizerem. Do zalet takiego rozwiązania należy to, że jest naprawdę mobilna, ciężko ją popsuć nosząc w torebce (ja latałam z nią cały urlop, i do miasta, i na plażę) i zajmuje bardzo mało miejsca. Do wad? No cóż, nie jest za piękna, choć surowce z której wykonano tubkę, są bardzo dobrej jakości. Tyczy się to również atomizera, który nie zacina się aż do samego końca i raczy nas delikatną mgiełką, kiedy tylko zechcemy ;) Warto też wspomnieć, że kosmetyk nie ma żadnego aromatu, więc w sam raz nada się dla zapachowych wrażliwców.
Benton Honest TT Mist
Kosmetyk ma oczywiście formę klasycznego płynu, który rozpylamy na twarz. Trzeba mu przyznać, że pięknie się wchłania i nie klei zaraz po, ale niestety kiedy dostanie się do worka spojówkowego potrafi zaszczypać (ale ja mam ostatnio problemy z oczami, ciągle są czerwone, może to dlatego). Warto również dodać, że aplikowana oszczędnie, świetnie sprawdza się w ciągu dnia. Mojego makijażu nie rusza, ale on raczej zawsze bardzo dobrze się trzymał. Za to bardzo ładnie go scala, ujednolicając twarz i niwelując efekt pudrowości, ale w tej roli używałam jej naprawdę dosłownie kilka razy. Dobrze, teraz zatem trochę teorii, jak kosmetyk ma działać xD Podstawowym składnikiem płynu jest hydrolat z drzewa herbacianego, który tonizuje skórę, odświeża i wykazuje działanie antyseptyczne. Ma też regulować pracę gruczołów łojowych, ściągać pory, przyspieszać regenerację, a także nawilżać oraz koić, ze względu na obecność kwasu hialuronowego w składzie. Jak wyszło zatem w praktyce?
Benton Honest TT Mist
W domu używałam sobie Benton Honest TT Mist jako normalnego toniku, który nakładałam na twarz zaraz po umyciu. Wtedy odnotowałam właściwie jedynie fakt, że znacząco przyspiesza ona wchłanianie się kosmetyków, oraz zmniejsza efekt "kleistości" co niektórych gagatków. Tak naprawdę prawdziwy wachlarz możliwości pokazała ona na moim urlopie. Z racji tego, że miałam wtedy lenia jak stąd do nieskończoności, przez całe te 12 dni, malowałam się może ze 3-4 razy (i aż się sama sobie dziwię. Może trochę częściej pociągnęłam jedynie rzęsy tuszem). Muszę z czystym sumieniem przyznać, że stosowana w ciągu dnia faktycznie niweluje uczucie ściągnięcia, skóra staje się gładsza, ładniejsza i sprawia wrażenie lekko nawilżonej. Ale na prawdziwy test tak naprawdę dopiero przyszła pora. Na tymże urlopie, wysypało mnie na lewym policzku i jakieś paskudztwo wyglądające jak porządna alergia lub wypukłe ugryzienia owada męczyło mnie praktycznie pół pobytu. Pal licho, co to. Ważne, że mgiełka Benton koiła skórę na tyle, że moje ręce nie wędrowały ciągle do twarzy i chęć drapania w znaczącym stopniu malała po jej użyciu. W połączeniu z lekami przeciwuczuleniowymi, pomogła mi zlikwidować problem w kilka dni, choć małe, czerwone plamki mam na policzku do dziś. 
Podsumowując - nie będę jednak ukrywać, że mgiełka Benton Honest TT Mist to jeden z lepszych produktów tego typu, z którym miałam styczność. Faktycznie coś robiła (bo niektóre ograniczają się tylko do przyspieszenia wchłaniania innych produktów pielęgnacyjnych), bardzo przyjemnie się jej używało i pomagała nawet w kryzysowych sytuacjach. Żałuję jedynie, że za te 40ml musimy zapłacić aż 59zł. Ale z drugiej strony... Od czego są promocje? ;) W skin79-sklep.pl, są naprawdę bardzo często, więc polecam małe polowanie :D A Wy miałyście styczność z tym produktem? Używacie mgiełek? A może niekoniecznie je lubicie? Dajcie znać! :)
Zapraszam też na KONKURS!

niedziela, 10 września 2017

Sierpniowe nowości na początek jesieni

Przyszła jesień. Skąd wiem? Bo dobrze znam swoje zwierzęta. Pies, a właściwie suczka, wszak to nasza mała Fanta, mimo względnego ciepła nie chce przebywać na dworze. Gdy przypadkiem wyjdzie, np z kurierem lub listonoszem, staje potem pod drzwiami i bezczelnie się trzęsie udając, że jest okropnie zimno (drobny manipulator). Z kolei kot, czyli moja Rozetka, w okolicach maja zawsze porzuca spanie u mnie w łóżku na rzecz kanapy na całe lato. Przedwczoraj, pierwszy raz, bardzo nieśmiało, przyszła i położyła się w łóżku. To od 2010 roku oznacza prawdziwy, rozetkowy koniec lata... A ja do maja, będę miała kota w pościeli :P (taaak, lubię z nią spać, zwłaszcza jak nie ma męża xD). Nie wiem, jak znosicie to Wy, ale ja mam nienajlepszy okres i w tym roku jesień wyjątkowo mnie przygnębia. Wracając jednak do tematyki kosmetycznej, wszak jednak ona wiedzie tu prym, warto byłoby wspomnieć o sierpniowych nowościach. Co do mnie trafiło? Zapraszam do oglądania!
Sierpniowe nowości inga black liner
Chyba pierwszym produktem, jaki dotarł do mnie w sierpniu, był mój ulubiony eyeliner L'oreal Super Liner Gel Intenza w odcieniu Pure Black. To mój ukochany kosmetyk tego typu, nigdy mnie nie zawiódł, zawsze wychodzą z nim piękne kreski i bardzo się kochamy. Tylko dlaczego nie ma go w Polsce a np. w Chorwacji i Bułgarii już tak? Nigdy tego nie zrozumiem :/ Do tego moją kosmetyczkę wzbogaciły trzy lakiery: Golden Rose Holographic nr 01 (cudnie mieni się w słońcu) piaskowy P2 Sand Style 060 Strict i klasyczny, czarny Catrice Iconails, wszak poprzedni zasechł, a wakacje bez czarnego pedicure to nie wakacje :P
odżywki do włosów dove, gliss kur, l'oreal, fructis, nivea
Jak powszechnie wiadomo, w sierpniu w Rossmannie była promocja na kolejne grupy produktów. Pal licho resztę, mnie interesowały odżywki do włosów. Z racji tego, że akcja zaczynała się w dzień mojego wyjazdu na urlop wysłałam na zakupy mamę. I co? Mamusiu, jestem Ci bardzo wdzięczna, że zechciałaś kupić mi te mazidła, wszak odżywka starcza na moje włosy do pasa na 2 tygodnie, ale chyba nie do końca Ci się udało xD Dostałam zgodnie z rozpiską L'oreal Elseve Fibralogy, Dove Intensive Repair, Garnier Fructis Grow Strong, oraz Nivea Intense Care&Repair. Do tego chciałam odżywki Gliss Kur Fiber Therapy oraz Ultimate Repair ale w klasycznej butelce, nie w spray'u. No ale cóż, kiedyś, jakoś... Zużyję xD
Lavera, Organique
Pomadkę Lavera Classic kupiłam sobie w Toruniu, czekając na spotkanie z dwoma Patrycjami xD Jedną z bloga interendo.pl i drugą, prowadzącą stronę beautypediapatt.pl. Pal licho tę szminkę, było naprawdę bardzo fajnie i w życiu nie zjadłam tyle pierogów xD W dodatku z oscypkiem :P Trzeba to powtórzyć ;) Na mgiełkę Organique Fragrance Ritual Body Mist Greek ostrzyłam sobie zęby bardzo długo, ale czekałam na ich urodzinową promocję. Tym sposobem, kupując jeszcze galaretko-żel ShowerGelly Anti-Age oraz coś dla brata, dostałam 17% rabatu, oraz płócienną torbę. Krem do rąk Organique Intense Anti-Aging Grape zgarnęłam do domu w zamian za uzbierane punkty :)
muller, nikel, balea, DM, martinispa, kappus
I teraz przyszedł moment na zakupy z Chorwacji... :P Widziałyście je już może na instagramie, ale pora przyjrzeć im się bliżej. W sklepie Muller zdecydowałam się kupić gąbeczki do nakładania korektora Concealer Eier Body Soul. W sumie to średni zakup, bo są dość twarde, ale "się zużyje". Przy okazji kupiłam również najpiękniej pachnące mydło jakie znam, czyli Kappus Violet Lilac. Nic tak bosko nie pachnie bzem, jak ta kostka. Czuć ją, nawet gdy otwieram szafkę, w której leży :P W DM zdecydowałam się na żel pod prysznic Prinzessin Sternenzauber (kocham niemiecki xD) z jakiejś limitowanej edycji, pachnącej sztuczną truskawą, ale przecież w środku pływają serduszka więc Inga nie mogła przepuścić tak genialnej okazji. I oczywiście - mąż się nabijał jak stąd, do nieskończoności (i z powrotem). Z tych serduszek, z tej księżniczki, tych jelonków i tej dziecinady xD Do koszyka wpadły mi też dwa egzemplarze kosmetyku Balea Handlotion Melon Berry, który pokochałam miłością tak wielką, że jeden poszedł już na wyjeździe, oraz piankę do mycia twarzy Balea Milder Reinigungs Shaum. Z racji tego, że Rafał nie ma ze mną łatwego życia i musiałam zwiedzić wszystkie drogerie w mieście, wylądowałam również w sklepie o wdzięcznej nazwie Bipa (nie wiem, czy bardziej kojarzy mi się ona z "biba" czy "pipa" xD). Tam do koszyka wpadły mi nowe Cążki do Skórek, Bambusowe Gąbki do ciała i do Twarzy marki MartiniSpa oraz chorwackie serum pod oczy Anti Wrinkle Eye Serum Nikel.  Poza tym kupiłam jeszcze ładniutkie japonki, ale to chyba nie miejsce na pokazywanie ich ;)
jolse, hera, the saem, innisfree
Jolse, dotarła do mnie paczka zawierająca oczywiście masę gratisów, ale do testów wybrałam sobie Black Cushion marki Hera (czyli podkład w "poduszeczce", mój drugi w życiu. Pierwszy był niesamowitym badziewiem, ale tego używam sobie od kilku dni i strasznie mi się podoba!), Jeju Lava Seawater Essence mojej ukochanej marki Innisfree (nie zawiodłam się jeszcze na niczym, w dodatku chyba wszystkie ich produkty pięknie rozjaśniają cerę), oraz mgiełkę Mojito Grapefruit Water Mist the SAEM. Na zdjęciu znajdują się też dwa najciekawsze prezenty, czyli bibułki matujące i maseczkę Pure Natural Sheet Mask Snail również firmy The SAEM :)
Organique, john masters organics
W sierpniu mgiełkowe przyciąganie było naprawdę silne :P Dlaczego? W zeszłym miesiącu, ot tak, (nie licząc na farta, wszak go nie mam) wzięłam sobie udział w konkursie u Ani z bloga potejstronielustra.pl, w którym można było wygrać dowolnie wygraną mgiełkę Organique Body Mist. Nie wierząc w powodzenie, kupiłam sobie swoją na promocji, a gdy przeglądałam z nudów internet w drodze do Chorwacji, okazało się, że wygrałam drugą! xD Gdy pierwszy szok minął i mega zadowolenie opadło (bo wiedziałam już, że to dobry kosmetyk), zdecydowałam się poprosić o wersję Bloom Essence. Gratis dostałam masę próbek, piankę Organique Creamy Whip Mango, oraz miniaturę odżywki do włosów John Masters Organics :) Aniu, bardzo Ci dziękuję, sprawiłaś mi wielką radość ;*
fresh&natural, skin79, missha
Od Patrycji z BeautypediaPatt (która prowadzi sklep Herkbeauty) gdy się spotkałyśmy - dostałam też bardzo ciekawy, naturalny i pięknie pachnący peeling cukrowy Fresh&Natural Zielona Herbata. Z kolei Ola z feeling-fancy.pl sprezentowała mi dwie maseczki Skin79 oraz Płatki pod oczy Missha. Bardzo Wam, Kochane, dziękuję! ;*
Koniec skwituję zatem tradycyjnie: "i to już wszystko na dziś" ;) Czy coś wpadło Wam w oko? Miałyście okazję testować któryś z tych kosmetyków? Może któryś to perełka, lub bubelek? Dajcie znać!
Zapraszam też na KONKURS! :)

wtorek, 5 września 2017

Shinybox The Beauty Jungle, czyli jak podoba mi się tym razem

Na blogu panowała długa cisza... Dlaczego? Ano byłam na urlopie. I w tym roku nie próbowałam pisać niczego na zapas, ani "na siłę" siedząc w hotelowym pokoju. Po prostu niemal totalnie olałam wszystko, co łączyło mnie ze wszystkim (nawet do domu prawie nie dzwoniłam), tylko cieszyłam się urlopem i mężem. Jedyne miejsce, gdzie zaglądałam, to chyba instagram, ale i tak wrzucałam zdjęcia typowo wakacyjne. Cóż, czasem odpocząć i oderwać się trzeba :P Mnie to dobrze zrobiło :) Powoli trzeba jednak wracać do rzeczywistości, więc chyba jako ostatnia, postanowiłam napisać dla Was recenzję sierpniowego Shinybox, o nazwie The Beauty Jungle. Czy mi się podoba? Już mówię!
Shinybox The Beauty Jungle sierpień
Na uwagę zasługuje z pewnością piękna szata graficzna pudełeczka. W tym miesiącu jakoś nie wiedzieć czemu - szczególnie przypadła mi do gustu. Drugi raz zamiast karty produktowej trafiła do nas gazetka Shiny Mag, a moja wersja pudełka zawierała 9 produktów.
Shinybox The Beauty Jungle sierpień
Pierwsza część jest typowo pielęgnacyjna. Od marki AA otrzymałam Kremową Emulsję do Mycia Tucuma przeznaczoną do skóry suchej, która ma ją koić i regenerować. Lubię tego rodzaju wynalazki, ponieważ moje ciało nie toleruje każdego produktu pod prysznic, więc z chęcią ją przetestuję. Może akurat się polubimy :) Jej cena to 10.99zł. Drugim z produktów, który znalazłam w pudełku, okazał się Hypoalergiczny Balsam do Ciała Cztery Pory Roku. Również jest on przeznaczony do szorstkiej i suchej skóry, oraz ma przyspieszać regenerację oraz zapewniać długotrwałą ochronę. Ja muszę przyznać, że wolałabym znaleźć w swoim boksie dodawany zamiennie z balsamem krem do rąk. Ten produkt dam bratu, bo ja w balsamach do ciała mogę się już kąpać xD Koszt? 7.99. Ostatnim kosmetykiem z tego zdjęcia, bardzo ciekawa Regenerująca Emulsja do Twarzy Kueshi. Zawiera ona ekstrakt ze śluzu ślimaka i olejek różany, które mają za zadanie przeciwdziałać starzeniu, ukrywać plamy, blizny i niedoskonałości. Bezwzględnie zalatuje mi to kosmetykami azjatyckimi, na które niewątpliwie trwa teraz moda, bo interesują się nimi nawet osoby wcześniej wybitnie niezainteresowane - ale może to i dobrze. Dla mnie to chyba najciekawsza pozycja z pudełka. Nie wiem tylko dlaczego w Shiny Mag napisano, by używać jej rano i wieczorem. Według mnie, lepiej odpuścić sobie używanie jej na noc, bo podczas snu SPF 15 raczej nie będzie nam potrzebne ;) Cena emulsji wynosi 76zł.
Shinybox The Beauty Jungle sierpień
Jedynym akcesorium, które znalazłam w pudełeczku, to Szczoteczka do Rzęs Donegal z serii Jungle. Widziałam, że dziewczyny dostawały zamiast niej pędzle i gąbeczki, ale ja jestem niesamowicie zadowolona, że trafiło mi się to, co widzicie ;) Moja stara szczoteczka to obraz nędzy i rozpaczy, a pędzli i gąbek mam na pęczki Cena? 14.40zł :) Produktem reprezentującym kolorówkę, okazał się cień do powiek Constance Carroll Metallix Eyeshadow. Cieni też mam milionpięćsetstodziewięćset, nie będę ukrywać... Ale ten w odcieniu 02 Supernowa jest naprawdę pięknym połączeniem różu i złota. Więc w sumie jestem na tak. Koszt: 9.90zł :) Ostatnim, mocno kontrowersyjnym produktem jest Farba do włosów Cameleo Delia w kolorze Ciemny Brąz. W moim przypadku to trochę strzał kulą w płot. Kolor niby ok, włosy farbuję w domu, ale produktami bez amoniaku (takimi do 24 myć), więc ta pewnie trafi do mamy lub babci. Z różnych względów uważam, że koloryzacja, to rzecz tak indywidualna, że twórcy pudełeczek powinni odpuścić sobie tę tematykę, bo to stąpanie po grząskim gruncie. Mimo ankiet i innych rzeczy. Jej cena to 9.50zł.
Shinybox The Beauty Jungle sierpień
Marka SheFoot przygotowała dla nas Domowe Spa dla Stóp w podwójnej saszetce. Nie jestem na nie, ale nazywanie saszetek produktami pełnowymiarowymi, to lekkie nadużycie ;) Moje stopy po urlopie, kontakcie z solą, kamykami i gorącym betonem są w średnim stanie, więc z chęcią ją przetestuję. Cena? 5.31zł. Kolejnym produktem znalezionym w pudełeczku okazała się Chusteczka Brązująca Sunfree Spa Efektima. Nie lubię się brązowić, z pewnością ją komuś oddam. :P Jej koszt to 1.87zł. Ostatnim produktem kosmetycznym jest próbka kremu Mincer Pharma z linii VitaC Infusion. Dobrze tę serię wspominam, miałam okazję się z nią zetknąć :) Ostatnią rzeczą, co do której mam wybitnie mieszane uczucia jest Voucher - dostęp do aplikacji drbarbara.pl. Aplikacja ma dopasować dla nas dietę i pomóc w jej przestrzeganiu. Jej koszt to aż 369zł za 3 miesiące. Nie chcę diety, niepotrzebna mi aplikacja, to już wolałam te odchudzające herbatki, miło się je piło. A voucher wywołał zainteresowanie jedynie mojego męża. Trzyminutowe xD Więc zapewne pójdzie w zapomnienie...
Shinybox The Beauty Jungle sierpień dodatek dla ambasadorek
Dodatkiem dla ambasadorek Shinybox okazał się kolejny kontrowersyjny produkt. Jest to Serum do Skóry Głowy z Dziegciem Brzozowym Vis Plantis pomagające w łuszczycy, łojotokowym zapaleniu skóry, łupieżu i łojotoku skóry głowy. Rozumiem, że normalna osoba nie mająca tego typu problemów może marudzić, że jej niepotrzebne, że śmierdzi, że po co. Ja jednak od liceum choruję na łuszczycę, zapach dziegciu nie robi już na mnie wrażenia (zupełnie, w dodatku zakazany w tym momencie w PL dziegieć sosnowy śmierdzi dużo gorzej) i chętnie ten produkt przetestuję. Wszystko, co pozwoli wydłużyć przerwę w stosowaniu sterydów jest u mnie mile widziane, więc z chęcią zobaczę, jak to nieznośnie śmierdzące dla większości społeczeństwa cudo, sprawdzi się u kogoś, kto faktycznie ma problem. Cena serum to chyba coś około 15zł.
I to już wszystko na dziś. Dla mnie jest jednak ciągle jak ostatnio... Czyli średnio. Są interesujące akcenty, ale są i wtopy, a także bezsensowne dodatki. Mam nadzieję, że w przyszłym miesiącu będzie w końcu super ;) a Wam jak się podoba? Co myślicie na temat vouchera, farby do włosów i serum z dziegciem? ;)
Zapraszam również na KONKURS! :)