Dziś pora na kolejną część cyklu o ulubieńcach roku 2015, wszak nie samą kolorówką i perfumami kobieta żyje ;) (Jeśli jeszcze ktoś z Was nie miał okazji widzieć tamtego posta, zapraszam tutaj.) Bardzo ważną (jak nie najważniejszą!) część naszej kosmetyczki stanowi pielęgnacja, więc i przy niej warto na chwilę się zatrzymać. Co okazało się u mnie największymi hitami minionego roku? Już Wam mówię! (i jednocześnie bardzo się cieszę, że udało mi się zmieścić z tym podsumowaniem jeszcze w styczniu ;))
Zacznę może od produktów do pielęgnacji twarzy :) Wszystkie z nich miały na blogu swoje pięć minut, więc opowiem o nich jedynie po krótce. Absolutnie ulubionym kremem roku 2015 stał się produkt marki Skinfood o nazwie Facial Water Vita - C Cream (pełna recenzja znajduje się tutaj). Uwielbiam go bo świetnie nawilża, ujędrnia, jest lekki, bardzo przyjemny w użytkowaniu, pięknie pachnie, nie zapycha i do tego jeszcze zapakowany jest w śliczny słoiczek ;) Wiem, że to ostatnie, to może mało ważny aspekt, ale ja lubię, jak kosmetyk ładnie wygląda :P Od wakacji kupiłam aż pięć opakowań. Razem z mężem używamy drugiego, jedno ma moja mama, kolejne ciocia a jeszcze kolejne poleci do brata. Jak na razie wszyscy są zadowoleni ;) Z kolei ulubionym i jednocześnie (co właściwie zupełnie zrozumiałe) najbardziej efektywnym serum okazał się produkt Skin Chemists Retinol Serum. To według mnie idealne połączenie wysokiej skuteczności działania z komfortem użytkowania. Naprawdę dawno nie byłam tak zadowolona z żadnego produktu tego typu. Jeśli więc borykacie się z przebarwieniami, zmarszczkami bądź niedoskonałościami, to z pewnością będzie bardzo dobra inwestycja. Szkoda tylko, że taka duża ;) (Pełną recenzję możecie przeczytać tutaj.) Złożyło się tak, że trafiłam w minionym roku także na dobry produkt do pielęgnacji okolic oczu. Norel Dr Wilsz i jego Emulsja Rozświetlająca Pod Oczy i na Powieki (tutaj znajduje się o niej cały post), spełniła chyba wszystkie obietnice producenta i do tego wystarczyła mi na niemalże pół roku. Nawilżenie, rozświetlenie i delikatne wygładzenie linii mimicznych naprawdę mnie satysfakcjonuje, więc z pewnością jeszcze nie raz zaufam marce. Z tego co wiem, zmieniło się opakowanie tego produktu, więc w razie czego nie bądźcie zdziwione ;) Pisząc o ulubieńcach minionego roku, nie sposób nie wspomnieć również o Nuxe Reve de Miel Lip Balm. Jest to mój absolutnie ukochany balsam do ust, który ratował je już z niejednej opresji. Zużyłam około dziesięciu słoiczków tego cuda, i z pewnością będę kupować ten produkt dalej, gdyż wydajność, poziom nawilżenia i natłuszczenia oraz rodzaj pielęgnacji, jaki oferuje w stu procentach mnie satysfakcjonuje. Jeśli chciałybyście dowiedzieć się o nim więcej, zapraszam tutaj.
W 2015 roku Rexona postanowiła sprawić mi niemiłą niespodziankę i wycofać mój ulubiony i stale używany antyperspirant... Po wielu przygodach i zakupie paru bubli udało mi się trafić na Vichy Traitement Anti - Transpirant 48h, który okazał się świetnie chronić i nie podrażniać moich pach. Myślę, że to wystarczy, abym pozostała mu wierna na długi czas ;) To już drugie opakowanie i będą następne ;) Nawiązując do kolejnego kosmetyku - moje włosy to twór bardzo bezproblemowy. Są śliskie, błyszczące, mocne, nie wypadają, dosłownie zero zachodu (no, mogłyby być ich trochę więcej...). Za to skóra głowy, jeśli dbać o nią nieodpowiednio - potrafi być totalnym przeciwieństwem "bezproblemowości"... Marce Dermedic udało się jednak stworzyć Szampon do Włosów Chroniący Skórę z linii Emolient Linum, który świetnie oczyszcza, nie powoduje swędzenia, "sypania się" skóry ani wysypu kolejnych plam łuszczycowych. Przestałam już liczyć, ile butelek kupiłam. To absolutny pewniak, który zawsze znajduje się w mojej łazience. Jeśli macie ochotę - więcej przeczytacie o nim tutaj. W kwestii pielęgnacji ciała, najlepszym okazało się masło Body Velvet Butter Bloom Essence Organique. Nawilżenie, komfort użytkowania, zapach, szybkość wchłaniania, konsystencję - uwielbiałam w nim chyba absolutnie wszystko... Z pewnością jeszcze do niego wrócę, niech tylko zużyję trochę tego, co zalega u mnie w komodzie :P Bardzo polecam wszystkim, nie tylko fankom marki, warto przeboleć to, że kosmetyk nie jest najtańszy ;) Pełną recenzję znajdziecie w tym miejscu. Brnąc dalej w temat pielęgnacji ciała - nie wiem, czy już Wam mówiłam, ale właściwie od dziecka moją zmorą są skórki wokół paznokci. Były twarde, szorstkie, potrafiły się zadzierać, pękać, krwawić, to dosłownie taka moja mała zmora... Odkąd jednak mam Sally Hansen Instant Cuticle Remover, w końcu udało mi się je okiełznać! Jestem naprawdę w szoku, że tego dokonał... Skórki nie rosną już jak szalone, są delikatniejsze, mniejsze, nie pękają, sytuacja naprawdę znacząco się poprawiła. Do tego produkt jest diabelnie wydajny ;) Gdybym wiedziała, że tak dobrze się on u mnie sprawdzi, kupiłabym go już dawno :) Kosmetyk polubiła również moja mama, stosują go też mąż i brat, u każdego stan skórek znacznie się poprawił, polecam więc z całego serca :)
W 2015 roku bardzo polubiłam się też z pewnym gadżetem o nazwie Foreo Luna (wszyscy chyba dobrze wiedzą, że to po prostu szczoteczka soniczna do mycia twarzy ;)). Świetnie oczyszcza on skórę, wygładza ją i znacznie poprawia ogólną kondycję naszej cery, w dodatku sprawiając niemałą frajdę z użytkowania. Bardzo lubię też drugą funkcję szczoteczki - czyli masaż :) Myślę, że jeszcze trochę i pokuszę się o jej szczegółową recenzję ;) W minionym roku odkryłam również płyn micelarny Bioderma Sensibio H2O, który w moim przypadku okazał się strzałem w dziesiątkę. Świetnie oczyszcza (radzi sobie nawet z kremami BB i ciężkim makijażem oka), nie szczypie i nie wysusza oczu, nie ściąga skóry twarzy, jest skuteczny i delikatny. Zużyłam już niejedno opakowanie i z całą pewnością jeszcze do niego wrócę ;) W minionym roku bardzo polubiłam się również z pianką Skin79 O2 BB Cleanser. Chyba jeszcze nigdy nie miałam produktu, który tak banalnie szybko poradziłby sobie - z trudnymi poniekąd do zmycia - azjatyckimi kremami BB. Dzięki niemu wystarczała dosłownie minutka i pełen makijaż twarzy dosłownie znikał. Z całą pewnością niebawem kupię następne opakowanie, gdyż mój demakijaż raczej już bez niej nie istnieje ;) Całą recenzję przeczytacie tutaj. Absolutnym objawieniem okazały się też dla mnie gumki do włosów Invisibobble, wyglądające niczym kabel telefoniczny. W przypadku moich prostych, długich, śliskich i stosunkowo rzadkich włosów, okazały się one strzałem w dziesiątkę. Latami nosiłam właściwie wyłącznie rozpuszczone pasma, gdyż po spięciu ich jakimkolwiek "urządzeniem" po prostu czułam ból i ciągnięcie. Raz na zawsze pożegnałam się z tym uczuciem po zakupie Invisibobble, a na mojej głowie goszczą teraz kitki, koki i inne fryzury, a ja czeszę się z przyjemnością, a nie ze łzami w oczach ;) Właściwie wszystkie inne gumki (które zakładałam czasem pod prysznic) trafiły już tam gdzie ich miejsce - czyli do kosza ;) A jeśli "kabelki" Wam się rozciągną, wystarczy je zanurzyć na kilka sekund we wrzątku i od razu wracają do formy :)
I to już właściwie wszystko co wywołało mój zachwyt w 2015 roku... Miałyście okazję testować któreś z tych produktów? Może jakiś z nich również zaskarbił sobie Waszą sympatię? A może zupełnie odwrotnie, bardzo się z nim nie lubicie? Dajcie znać, jestem szalenie ciekawa! :)
P.S. Bardzo dziękuję Wam za słowa wsparcia pod ostatnim postem. Nawet nie wiecie, jakie to dla mnie ważne ;*
I to już właściwie wszystko co wywołało mój zachwyt w 2015 roku... Miałyście okazję testować któreś z tych produktów? Może jakiś z nich również zaskarbił sobie Waszą sympatię? A może zupełnie odwrotnie, bardzo się z nim nie lubicie? Dajcie znać, jestem szalenie ciekawa! :)
P.S. Bardzo dziękuję Wam za słowa wsparcia pod ostatnim postem. Nawet nie wiecie, jakie to dla mnie ważne ;*