Nie jest tak, że każdy rodzi się z zainteresowaniami, jakie kształtują się u niego w dorosłości. Ja jako dziecko, miałam w głębokim poważaniu kosmetyki mojej mamy, szminki, sukienki (do dziś krąży w rodzinie historia, jak niemal podarłam na sobie elegancką kreację, krzycząc "ja cem podenki". Inunia, lat 2 z kawałkiem, wymyśliła że woli spodenki. I wolała bardzo długo) Jako dziecko chodziłam po drzewach, ubierałam się jak chłopiec, potem zaczął się okres nastoletniego buntu, który trwał do końca licencjatu. Glany do kolan sznurowałam codziennie rano bite 10 minut, a makijażem zainteresowałam się dopiero, gdy poszłam na studia. Wtedy gdzieś zaczęło kiełkować we mnie zamiłowanie do pędzli, kosmetyków kolorowych, eyelinera, paznokcie zmieniły kolor z czarnego na inny. Na pielęgnację przyszła pora niedługo potem, ale również poza kremami i płynem micelarnym towarzyszyło mi niewiele. Potem zaczął się azjatycki szał pał (u mnie około 6-7 lat temu). Czytałam fora internetowe, testowałam pojedyncze kosmetyki rodem ze wschodu ale do mgiełek przekonałam się dopiero hmm... Rok temu? Wcześniej myślałam, że nic nie dają, po co mi to, i właściwie to zbędny krok w pielęgnacji. Po zmianie zdania, trafiło do mnie kilka egzemplarzy, więc tym razem pora na recenzję Benton Honest TT Mist, która dzielnie towarzyszyła mi całe wakacje i właśnie udało mi się ją "wykończyć". Co myślę na jej temat? Zapraszam do czytania!
Mgiełka Benton znajduje się w prostym, białym, 40-mililitrowym opakowaniu, będącym właściwie tubką z atomizerem. Do zalet takiego rozwiązania należy to, że jest naprawdę mobilna, ciężko ją popsuć nosząc w torebce (ja latałam z nią cały urlop, i do miasta, i na plażę) i zajmuje bardzo mało miejsca. Do wad? No cóż, nie jest za piękna, choć surowce z której wykonano tubkę, są bardzo dobrej jakości. Tyczy się to również atomizera, który nie zacina się aż do samego końca i raczy nas delikatną mgiełką, kiedy tylko zechcemy ;) Warto też wspomnieć, że kosmetyk nie ma żadnego aromatu, więc w sam raz nada się dla zapachowych wrażliwców.
Mgiełka Benton znajduje się w prostym, białym, 40-mililitrowym opakowaniu, będącym właściwie tubką z atomizerem. Do zalet takiego rozwiązania należy to, że jest naprawdę mobilna, ciężko ją popsuć nosząc w torebce (ja latałam z nią cały urlop, i do miasta, i na plażę) i zajmuje bardzo mało miejsca. Do wad? No cóż, nie jest za piękna, choć surowce z której wykonano tubkę, są bardzo dobrej jakości. Tyczy się to również atomizera, który nie zacina się aż do samego końca i raczy nas delikatną mgiełką, kiedy tylko zechcemy ;) Warto też wspomnieć, że kosmetyk nie ma żadnego aromatu, więc w sam raz nada się dla zapachowych wrażliwców.
Kosmetyk ma oczywiście formę klasycznego płynu, który rozpylamy na twarz. Trzeba mu przyznać, że pięknie się wchłania i nie klei zaraz po, ale niestety kiedy dostanie się do worka spojówkowego potrafi zaszczypać (ale ja mam ostatnio problemy z oczami, ciągle są czerwone, może to dlatego). Warto również dodać, że aplikowana oszczędnie, świetnie sprawdza się w ciągu dnia. Mojego makijażu nie rusza, ale on raczej zawsze bardzo dobrze się trzymał. Za to bardzo ładnie go scala, ujednolicając twarz i niwelując efekt pudrowości, ale w tej roli używałam jej naprawdę dosłownie kilka razy. Dobrze, teraz zatem trochę teorii, jak kosmetyk ma działać xD Podstawowym składnikiem płynu jest hydrolat z drzewa herbacianego, który tonizuje skórę, odświeża i wykazuje działanie antyseptyczne. Ma też regulować pracę gruczołów łojowych, ściągać pory, przyspieszać regenerację, a także nawilżać oraz koić, ze względu na obecność kwasu hialuronowego w składzie. Jak wyszło zatem w praktyce?
W domu używałam sobie Benton Honest TT Mist jako normalnego toniku, który nakładałam na twarz zaraz po umyciu. Wtedy odnotowałam właściwie jedynie fakt, że znacząco przyspiesza ona wchłanianie się kosmetyków, oraz zmniejsza efekt "kleistości" co niektórych gagatków. Tak naprawdę prawdziwy wachlarz możliwości pokazała ona na moim urlopie. Z racji tego, że miałam wtedy lenia jak stąd do nieskończoności, przez całe te 12 dni, malowałam się może ze 3-4 razy (i aż się sama sobie dziwię. Może trochę częściej pociągnęłam jedynie rzęsy tuszem). Muszę z czystym sumieniem przyznać, że stosowana w ciągu dnia faktycznie niweluje uczucie ściągnięcia, skóra staje się gładsza, ładniejsza i sprawia wrażenie lekko nawilżonej. Ale na prawdziwy test tak naprawdę dopiero przyszła pora. Na tymże urlopie, wysypało mnie na lewym policzku i jakieś paskudztwo wyglądające jak porządna alergia lub wypukłe ugryzienia owada męczyło mnie praktycznie pół pobytu. Pal licho, co to. Ważne, że mgiełka Benton koiła skórę na tyle, że moje ręce nie wędrowały ciągle do twarzy i chęć drapania w znaczącym stopniu malała po jej użyciu. W połączeniu z lekami przeciwuczuleniowymi, pomogła mi zlikwidować problem w kilka dni, choć małe, czerwone plamki mam na policzku do dziś.
Podsumowując - nie będę jednak ukrywać, że mgiełka Benton Honest TT Mist to jeden z lepszych produktów tego typu, z którym miałam styczność. Faktycznie coś robiła (bo niektóre ograniczają się tylko do przyspieszenia wchłaniania innych produktów pielęgnacyjnych), bardzo przyjemnie się jej używało i pomagała nawet w kryzysowych sytuacjach. Żałuję jedynie, że za te 40ml musimy zapłacić aż 59zł. Ale z drugiej strony... Od czego są promocje? ;) W skin79-sklep.pl, są naprawdę bardzo często, więc polecam małe polowanie :D A Wy miałyście styczność z tym produktem? Używacie mgiełek? A może niekoniecznie je lubicie? Dajcie znać! :)
Zapraszam też na KONKURS!
Hehe podenki mnie ucieszyły;D Ja pamiętam jak szliśmy na zdjęcia z okazji chrztu mojej siostry i zrobiłam taką minę, że rodzice zdecydowali się iść na powtórną sesję tydzień później:D A pamiętam właśnie, że jeszcze kilka lat temu nie byłaś z pielęgnacją za pan brat i np kremów nie lubiłaś:D U mnie z kolei to paćkanie się smarowidłami przyszło dość szybko, ale na początku nie było tak rozbudowane jak teraz bo młodość tyle nie potrzebuje xD Z makijażem to z kolei miałam różne fazy, ale po dziś dzień nie polubiłam podkładów. To chyba przez traumę po moim pierwszym pomarańczowym podkładzie z Avonu:P
OdpowiedzUsuńTa mgiełka brzydkie ma opakowanie, ale ogólnie zachęcająca jest. Mogłaby mi pasować. Ja mam toner Aloe i też właśnie pachnie sobie "niczym". Lubię zapach niczego:P Kupiłam w sierpniu esencję grzybkową, ale ostatecznie jej nie otrzymałam.
Haha, to mina musiała być pierwszorzędna, jak z jej powodu powtarzaliście sesję :D Nie lubiłam, ale używałam bo wypadało, wiesz jak jest. Teraz już stosuję sumiennie i na bogato, bo zmarszczek nie widać, ale trzeba też przyznać, że to wszystko polubiłam ;) Mnie na szczęście pomarańczowe podkłady ominęły i tylko raz na taki trafiłam (bo mnie koleżanka namówiła, że takie cudo a nie było testera, haha, 1 rok studiów xD). A co do esencji Bentona, to mnie lepiej używało się Snail Bee, ale grzybkowi też niczego nie brakowało :) Jakieś komplikacje w zakupach, jak rozumiem? ;)
UsuńMina świetna, kiedyś Ci pokażę:P Ach, zmarszczki to i tak nie do końca kwestia kremów. U mnie to głównie okolice oczu, sama jestem sobie winna bo mrużę i pocieram:D No i bogata mimika Haha. Choć rozwaliło mnie jak na jednej grupie jakaś młoda napisała, że nie będzie miała zmarszczek bo ostro panuje nad swoją mimiką;D No ja już nie wiedziałam którą wolę:P Komplikacje srogie.
UsuńHaha xD Kwestia kremów nie, ale jak moja skóra jest nawilżona, to na pewno mniej je widać ;) (te na czole i pod prawym okiem od spania na brzuchu). A mimika u mnie z kolei jakaś niezbyt, w sumie to chyba brwi tylko marszczę :P Ale najczęściej ostatnio i tak mam nastrój na "poker face" xD A dziewoja pierwszorzędna, gorzej, jak grawitacja zrobi swoje :P
UsuńTak to też fakt, choć ja przez grzywkę często pomijam smarowanie czoła bo zaraz tłusta i fuj. Czyżby twarz nieskalana myślą?:D A tak szczerze to dobrze:D No dziewuszka musi mieć smutne życie jak tak się kontroluje:P
UsuńMyślenie boli :P A pamiętam, że Ty takie myki z grzywką robisz, mówiłaś chyba kiedyś ;)
UsuńTej konkretnie nie używałam, ale mam króliczka Tony Moly i już sobie nie wyobrażam lata bez niego! :)
OdpowiedzUsuńTeż miałam króliczka, opakowanie było cudne :D
UsuńPowiem szczerze ze, dawno oj.. dawno temu używałam mgiełki :) jakoś nie mogę się do nich przekonać... :)
OdpowiedzUsuńwww.wkrotkichzdaniach.pl
W sumie to ja też długo nie mogłam, więc jak najbardziej Cię rozumiem :)
UsuńJa z tej marki miałem tylko toner, który dobrze się sprawdzał :)
OdpowiedzUsuńTonera niestety znowu ja nie miałam ;)
UsuńKoszt rzeczywiście spory, ale działanie mnie przekonuje ;)
OdpowiedzUsuńNo to jedna z niewielu mgiełek, które znam i które działają ;)
UsuńPodoba mi się to opakowanie jak od kremu :D
OdpowiedzUsuńJest bardzo praktyczne, ale nie w moim guście ;)
UsuńJa używam mgiełki od It's skin i czasem myślę, że już nigdy jej nie zużyję - 400 ml. Ale jest bardzo fajna, aloesowa, łagodzi moje podrażnienia. Jestem fanką Bentona i tylko czekam na specjalne promocje żeby sobie coś kupić. Nie będę kłamać, że kupię tę mgiełkę, bo zanim moja się skończy to może tę już wycofają. xD
OdpowiedzUsuńhttps://pokazswepiekno.blogspot.com
Ojej, to faktycznie mega wielki produkt :D A tą polecam - zdecydowanie ;)
UsuńJa wciąż do mgiełek nie mogę się przekonać i raczej nie sięgam po nie.
OdpowiedzUsuńRozumiem, ja też długo miałam takie podejście, ale jednak z czasem zmieniłam zdanie i teraz chętnie po nie sięgam, nawet jeśli nie robią zbyt wiele ;)
UsuńNie słyszałam o niej wcześniej :)
OdpowiedzUsuńTo do usług zatem ;)
UsuńTej mgiełki nie próbowałam, ani w ogóle nic koreańskiego;) Na razie zachwycam się mgiełką Lierac:)- to moje odkrycie:)
OdpowiedzUsuńJa nie miałam jeszcze chyba nic marki Lierac xD poza miniaturą micela. Swojego czasu chciałam kupić pomadkę, ale jakoś mi się nie udało... ;)
Usuńo kurczaki - mam ją i jeśli działa tak jak piszesz to jutro się za nią zabieram!!!
OdpowiedzUsuńZabieraj, zabieraj, mam nadzieję, że i u Ciebie zrobi dużo dobrego ;)
UsuńHydrolat z drzewa herbacianego... o takim gagatku nie słyszałam, ciekawi mnie bardzo, bo moja skóra lubi się z wszelkimi hydrolatami :)
OdpowiedzUsuńMoja właśnie też, dobrze na nią działają, nie będę ukrywać ;)
UsuńO kurcze, nie pomyślałabym że to mgiełka na pierwszy rzut oka :D
OdpowiedzUsuńFakt, na pierwszy rzut oka wygląda bardziej na spory krem :D
UsuńU mnie też mgiełki są od niedawna ;) Bardzo polubiłam tą formę nakładania na przykład toniku, na tak zwilżoną skórę o wiele lepiej nakładają się i wchłaniają kremy, sera itd ;) Mała rzecz, wielki efekt - jak to w jakiejś reklamie było ;P
OdpowiedzUsuńZnam to hasło, ale nie wiem z jakiej to reklamy xD No ale w sumie prawda :)
UsuńMam mgiełkę Innisfree, która zła nie jest, ale jakoś wolę hydrolaty.
OdpowiedzUsuńMnie jakoś do mgiełek nigdy nie ciągnęło. Nie wiedziałam nawet, że przyspieszają one wchłanianie się kremów. Opakowanie super pomysł. Wygodna aplikacja i do tego bezpieczne, poręczne opakowanie.
OdpowiedzUsuńPrzyspieszają, przyspieszają, ja za to je polubiłam ;)
UsuńMam, używam, ale w sumie nie widzę żadnych efektów.
OdpowiedzUsuńZe mną było zupełnie odwrotnie i już od dziecka nosiłam piękne sukienki i rodzina zawsze nazywała mnie 'księżniczką' bo lubiłam się stroić xD
OdpowiedzUsuńNo ja niestety chyba nie lubię do dziś xD
UsuńBardzo nietypowe opakowanie jak na mgiełkę. Super, że tak doskonale ukoiło Twoją skórę i uratowało ją w kryzysowej sytuacji. Kosmetyk wart uwagi!
OdpowiedzUsuńW sumie szkoda, że się skończyła ;)
UsuńZ racji tego że to mgiełka z zieloną herbatą prędzej czy później będzie w moim posiadaniu. Obecnie "leci" do mnie esencja tej firmy. Widziałam u Ciebie na blogu już oddzielny post na jej temat więc pędzę go przeczytać:)
OdpowiedzUsuńOoo, obie esencje są super, ale ja bardziej pokochałam brązową :)
UsuńCoś nowego dla mnie. ładnie wygląda.
OdpowiedzUsuńJa też na "kolorową stronę mocy" przeszłam dopiero na studiach ;) Wgl słyszałam, że Benton wchodzi do Polski, do Hebe bodajże, ciekawe, jak wyjdzie cenowo.
OdpowiedzUsuńJa na pierwszym roku, bo stwierdziłam, że wszystkie koleżanki się malują i nie wypada xD
UsuńOj produkt bardzo kusi! Mnie jednak zainteresowała tez czesc, gdzie napisałam, ze sa czesto promocje w skin79. Moze zaczne polowanko :3
OdpowiedzUsuńDrogo jak na taki mały kosmetyk. Ja jednak wolę hydrolaty :) Również obserwuję :)
OdpowiedzUsuńMgiełka mnie zainteresowała, ale nie na tyle, by chcieć ją w tym momencie kupić :) Ale za to spodobał mi się Twój wstęp :P Też w gimnazjum chodziłam w glanach i miałam włosy ścięte na chłopaka. Dodatkowo zawsze tłuste włosy, trądzik i krzywe zęby - taaaak, byłam niezłym okazem :) Ale wtedy malowałam się mega mocno (gówniara 13-15 lat!) - szpachla na twarzy, podkład oczywiście za ciemny, korektor jest bezużyteczny, różu plama, mega gruba krecha smolistym eyelinerem i rzęsy im bardziej pogrubione (czyt. poklejone) tym lepiej!
OdpowiedzUsuńNo ja nie miałam bardzo krótkich włosów ale ciągle je wiązałam :P I codziennie myłam na szczęście xD Trądzik mnie ominął - za to dopadła łuszczyca, trochę różnic jest ale i sporo podobieństw :D Ja nosiłam aparat tak wgl :P I zobacz, na co wyrosłyśmy :P
UsuńZ Benetona miałam kiedyś cytrusową wodę perfumowaną, fajna była. Ciekawe czy jest jeszcze w sprzedaży :)
OdpowiedzUsuń