Kosmetyków z centellą przetestowałam już masę i nie będę ukrywać, że bardzo je polubiłam, ze względu na fakt, że świetnie łagodzą mój "kochany" rumień na policzkach :) Pewnego pięknego dnia, napisała do mnie Pani z ekipy Jolse, że w mają w swojej ofercie nową linię kosmetyków, którą testowali jeszcze na etapie tworzenia i szczególnie polecają Kinvane PDRN Cica Balm. Pomyślałam sobie, że spróbuję... Jak na tym wyszłam? Już Wam mówię :)
Krem umieszczono w zwykłej, białej tubce "na klik" zawierającej 50ml kosmetyku. Niczym szczególnym się ona nie wyróżnia i mnie osobiście odrobinę przypomina nasze kosmetyki apteczne. Mimo wszystko fajnie wygląda stylizowany na receptę tył. U mnie na zdjęcie się nie załapał, ale jeśli chcecie zobaczyć, jak to wygląda, zerknijcie do Secretaddiction ;) Kinvane PDRN Cica Balm zawiera beta - glukan, kwas hialuronowy, wyciąg z Centella Asiatica oraz madekasozyd, które odpowiadają za nawilżenie i łagodzenie oraz tajemniczy PDRN. Co to takiego? Otóż jest to polydeoxyribonucleotide, który dba o szybką regenerację naszej skóry.
Sam krem jest białawy i lekko pachnie cytrusami. Trochę zawiodła mnie jego konsystencja, wszak producent obiecał nam galaretkę. A jeżeli obiecano mi galaretki, to oczekuję galaretki, a nie czegoś co wygląda jak hybryda kremu i żelu. Smutno :( Galaretki są fajne :P W dodatku mam wrażenie, że całość dość ciężko rozprowadza się po skórze... Po nałożeniu na twarz i pieczołowitym wklepaniu kremu jako ukoronowanie pielęgnacyjnego rytuału zaczyna się niemiłosiernie lepić. Nienawidzę tego tak bardzo, że w końcu zaczęłam stosować go jedynie pod makijaż. U mnie nie pomagała ani aplikacja na wilgotną skórę, ani wklepywanie, ani masowanie... I tak pozostawiał on po sobie warstwę, która nie dawała mi spokojnie iść spać. Ble, ble, ble! Za to makeup trzymał się na nim pierwszorzędnie i można go było wykonywać praktycznie od razu. Chociaż tyle :P
Co jednak z działaniem? Po pierwsze - centelli oraz dodatków łagodzących jest w nim na tyle dużo, że stosowany raz dziennie trzyma mój rumień w ryzach i chwała mu za to. Dodatkowo faktycznie szybko regeneruje oraz ładnie nawilża, co szczególnie widać było podczas gdy jeszcze zawzięcie stosowałam go na noc. Rano twarz była jędrna, gładka, odżywiona, rozświetlona i pięknie wygładzona, nawet podczas kuracji kwasami. Dodatkowo - nie spowodował u mnie powstania jakichkolwiek niedoskonałości z czym ostatnio miewam okresowo drobne kłopoty ;) Jego koszt to około 23$, ale według mnie, jest on dość wydajny.
Podsumowując: na mojej twarzy krem Kinvane PDRN Cica Balm zdziałał naprawdę sporo dobrego i bez wątpienia, podczas jego stosowania moja cera wyglądała bardzo ładnie. Byłam z niego zadowolona stosując go na dzień, ale używanie takiego klejucha na noc, to zdecydowanie nie na moje nerwy. Polecam go więc albo niewrażliwym na takie atrakcje, albo szukającym dobrego kremu pod makijaż dla wymagającej skóry ;)
A czy Wam również przeszkadza lepiący się film po zakończeniu rytuału pielęgnacyjnego? Czy znacie markę Kinvane? A może tak jak ja, jesteście fankami kosmetyków z wąkrotką azjatycką? Dajcie koniecznie znać!
Wole jednak takie produkty na noc, a ta tłusta warstwa odrazu mnie odpycha :(
OdpowiedzUsuńCo ciekawe, on zupełnie nie jest tłusty ;) Po prostu ten żel się lepi i już :D
UsuńNie ma chyba nic gorszego, prócz zapychania, niż lepka warstwa :/
OdpowiedzUsuńNo niestety... 🙄
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZ tą galaretką to ja nie wiem co oni mieli na myśli🤷🏽♀️😆 Ja robiłam tak, że wklepywałam i dociskałam dłońmi. Wtedy znosiło mi tą lepkość. Jak dla mnie on fajny przede wszystkim jako taki krem ratunkowy, regenerujący😊 Dzięki za podlinkowanie🤗
UsuńMoże u nich są inne galaretki 😂 ja czytałam Twoją recenzję i próbowałam tak robić, ale u mnie jakoś nie dawało to efektów... On jest dla mnie z kolei fajny pod makijaż 😁 No i przy kwasach mi się sprawdził na rano 😊
UsuńZupełnie nie znam tej firmy :)
OdpowiedzUsuńBo to coś nowego, nawet w Korei ;)
UsuńSzczerze mówiąc to jakoś mnie nie przekonał, chyba nie wydałabym tyle pieniędzy za lepkie coś :D
OdpowiedzUsuńPod makijaż jest ekstra 😁
UsuńSzkoda jedynie tej konsystencji, galaretka byłabym super :D. Co do tej warstwy, to u mnie bywa różnie, jeśli jest delikatna, to przy wieczornej pielęgnacji zupełnie mi nie przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńMnie nie przeszkadzała tylko pod makijażem 😁 a co do galaretki - no szkoda ☹️
UsuńO kochana, to skoro się tak lepi i świetnie nadaje się pod makijaż, to znaczy że to doskonały zamiennik tej słynnej bazy za kilkaset zł (500? 600?), którą kiedyś polecała Zmalowana, nie wiem, czy kojarzysz :D :D :D
OdpowiedzUsuńA nie kojarzę! 😊 ale faktycznie krem gwarantuje doskonałą „przyczepność”, piękne wygładzenie, odżywienie i wygląd cery, a makeup trzyma się doskonale cały dzień. Może faktycznie coś w tym być 😉
UsuńNie znam tej marki jeszcze, tez nie lubię tego uczucia lepiącego się filmu na skórze ;)
OdpowiedzUsuńPod makijaż jest ekstra ;)
UsuńPierwsze widzę, chyba nikt nie lubi gdy skóra się lepi 😠
OdpowiedzUsuńNo na noc niestety się nie nadaje...
UsuńNa razie nie planuje testować nowego kremu do twarzy. Nawet o tej marce nie słyszałam do tej pory.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
A czego aktualnie używasz? :)
UsuńOjjj nie znoszę, kiedy coś mi się lepi na twarzy :D
OdpowiedzUsuńAkurat pod podkład się nadaje :D
UsuńNie bardzo lubię lepiące się produkty. Czuję się wtedy jak parking dla ślimaków ;)
OdpowiedzUsuńO, w sumie trafne porównanie :P
UsuńBede o niej pamietac wiosna, wtedy najczesciej wychodzi mi zaczerwienienie :)
OdpowiedzUsuńCo za zawód. A już myślałam, że to super galaretka, która jeszcze dobrze działa! A takie konsystencje to jednak mi nie w smak, więc chyba sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńCiekawa nowość, szkoda,że u Ciebie się tak fajnie nie spisała <3
OdpowiedzUsuń