Moja cera to twór wyjątkowo upierdliwy w kwestii przebarwień. Praktycznie od dziecka miałam piegi, których szczerze nienawidziłam (na szczęście bardzo mało z nich przetrwało do dnia dzisiejszego), a dodatkowo ostatnimi czasy wraz ze zmianą leczenia pojawiły się u mnie okresowe niespodzianki w postaci pryszcza bądź zaskórników, które trzeba było usunąć mechanicznie (na serio szczególnie z tymi drugimi nie było wyjścia). Po tego typu zabiegu, oczywiście pozostawały mi na skórze plamy, które samoistnie znikały dopiero po około 4-6 tygodniach, a mnie już przy trzech tego typu śladach na twarzy trafiał przysłowiowy szlag. Trzeba więc było działać, dodatkowo najlepiej szybko i skutecznie. I tak za sprawą Interendo i Myskinstoryy trafił do mnie Holy Snail Shark Sauce. Czy sos rekinowy wyżarł moje przebarwienia? Już mówię! :D
Holy Snail Shark Sauce zapakowano w prostą buteleczkę z miękkiego plastiku, zawierającą 30ml produktu. Niestety, ale prawda jest taka, że wygląda ona tanio, już przy pierwszym użyciu naklejka na "rekinku" brzydko się gniecie, a dodatkowo ciężko dostać się do wnętrza (tj. odkręcić korek). Całość wykonano "po kosztach", ale za to aplikator jest precyzyjny i bardzo wygodny w przypadku stosowania punktowego. Kluczowe składniki aktywne tego serum to niacinamid, który rozjaśnia i poprawia elastyczność skóry, N-Acetyloglukozamina (rozjaśnia oraz nawilża, redukuje widoczność drobnych zmarszczek, a dodatkowo wspomaga naprawę uszkodzeń spowodowanych promieniami UV i przyspiesza gojenie się ran), korzeń lukrecji i ekstrakt z zielonej herbaty, kwas hialuronowy, mleczan sodu oraz pantenol. Warto pamiętać, że Shark Sauce stosujemy po wszystkich substancjach aktywnych i toniku, a przed kremem.
Konsystencja produktu to bardzo rzadki żel, który mnie najwygodniej nanosić na twarz palcami. Zapachu według mnie serum niemalże nie posiada, choć może gdyby dobrze się wczuć, można by doszukać się w nim delikatnej, "aptecznej" nuty. Produktu tego, używam zarówno rano jak i wieczorem, choć nie codziennie. Głównie czeka on na epizody problemowe, czyli kropki po niedoskonałościach, bądź "dzień buraka". Po nałożeniu na twarz kosmetyk nie pozostawia po sobie żadnej warstwy, chyba że przesadzicie - jak ja za pierwszym razem xD Wtedy klei się wręcz niemiłosiernie. W przypadku Holy Snail Shark Sauce mniej znaczy lepiej :) Warto również dodać, że jest to produkt szalenie wydajny i całe szczęście, że jest ważny aż 12 miesięcy od otwarcia, bo kilkoma kropelkami posmarujemy praktycznie całą twarz.
Co jednak z działaniem? Stosowałam go na przebarwienia oraz mojego toczniowego motylka i powiem Wam tak: to faktycznie działa. Stare plamki trzeba smarować dłużej, ale faktycznie jaśnieją, a świeże ślady po zaskórnikach bądź pryszczach, lub nawet nowe blizny np. po zadrapaniu (też sprawdzałam) znikają z twarzy w około 7-14 dni. Co z piegami? Piegi jak to piegi, raz są, raz ich nie ma i generalnie to walka z wiatrakami, w której najbardziej pomaga dobry filtr UV. Mimo to - faktycznie trochę jaśnieją. Co ciekawe, po posmarowaniu skóry tym serum, mój rumień wycisza się praktycznie w ciągu godziny (magia), więc jeśli macie problemy tego typu - również może się ono u Was sprawdzić.
Sporą przeszkodą w imprezowaniu z rekinami (ponoć żaden nie ucierpiał przy tworzeniu tego serum :D) może być niestety cena. Duże opakowanie kosztuje 239zł lub 29$ a małe 7ml - 89zł lub 9$. Jeśli jednak chcecie stosować je punktowo, to z czystym sumieniem możecie zaopatrzyć się w mniejszą buteleczkę. Przy jego szalonej wydajności na pewno wystarczy na długi czas. Ja swoim opakowaniem podzieliłam się z bratem, który ma podobną cerę ;) Z mojej perspektywy warto w niego zainwestować, szczególnie jeśli macie problemy z przebarwieniami, bądź rumieniem :) Do sosu z rekina jestem już bardzo przywiązana i czuję się bezpieczniej, gdy stoi sobie na półeczce :D Wprawdzie problemy z zaskórnikami i pryszczami powoli są coraz mniejsze a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że powoli zanikają, to świetnie ratuje mnie on także w "buraczane dni", kiedy mój rumień szaleje ;)
Znacie Holy Snail Shark Sauce? Macie problemy ze śladami po pryszczach, przebarwieniami bądź rumieniem? Też zostają Wam widoczne ślady nawet po maleńkich bliznach? Jak sobie z tym radzicie? Dajcie koniecznie znać!
Jako bonus publikuję piosenkę, z którą większości z Was skojarzył się ten kosmetyk, gdy pokazałam go na instagramie :D
W sumie chętnie bym wypróbowała☺️ Czasem wyjdzie mi jakiś syfek, a że co cierpliwych nie należę to lubię sobie pocisnąć, a potem długo mam brzydkie ślady😜
OdpowiedzUsuńTo myślę, że spokojnie możesz kupić tą małą buteleczkę 😉 Do stosowania okazyjnego i punktowego jest w sam raz 😁
UsuńBardzo ciekawy jest ten sosik, chociaż nie wiem jak zadziałałby na moją skórę :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że też by pomógł :) Wiele osób jest z niego zadowolonych ;)
UsuńCiekawa buteleczka :D
OdpowiedzUsuńJak klej albo krople do oczu :D
UsuńJa mam problemy z rumieniem, może spróbuję, bo bardzo mnie to męczy...
OdpowiedzUsuńZawsze możesz nabyć miniaturkę i zobaczyć, jak na Ciebie działa 😉
UsuńOj drooogo, ale jak dziala to warto zainwestowac :)
OdpowiedzUsuńNo niestety drogo, ale ponoć istnieje tańszy zamiennik. Też go sprawdzę i dam znać co i jak 😁
UsuńZamiennik się sprawdził? 🙈
UsuńNa razie nie kupiłam tego serum Purito, ale Some by Mi jest tańszy, ale bardzo dobrze działa :) Tu pełna recenzja: https://www.blackliner.pl/2020/05/some-by-mi-yuja-niacin-30-days-blemish.html
UsuńPowiedziałabym, że to idealny produkt dla mnie, ale ja lubię sobie czasami podjeść czekoladę (w moim przypadku powoduje to wysyp niedoskonałości) i przy takiej cenie na razie nie opłaca mi się inwestować.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ja sprawdzę jeszcze jego tańszy zamiennik ;) Myślę, że w przyszłym roku będzie jakieś porównanie :)
UsuńCeny w dolcach są dużo niższe niż w zł.
OdpowiedzUsuńDziałanie mega, ale przyznam, że jakbym zobaczyła ten produkt na półce drogerii to pomyślałabym, że się tam klej dla dzieci zaplątał :)
Takie prawa rynku, niestety... A co do opakowania to masz rację :D
UsuńChętnie wypróbuję, bo też moja skóra bardzo lubi plątać mi figle.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że również Ci pomoże ;)
UsuńJak dla mnie - etykieta wygrywa wszystko! Jest przesłodka i przeurocza - do mnie zdecydowanie przemawia :D
OdpowiedzUsuńTak, wygląda sympatycznie ;) Szkoda tylko trochę, że tak się brzydko gniecie podczas eksploatacji...
UsuńEtykieta jest urocza, ale za takie pieniądze do mnie nie przemawia :D Na szczęście nie mam przebarwień, więc nie skorzystam :)
OdpowiedzUsuńOj, to naprawdę zazdroszczę! ❤️
UsuńOpakowanie może mylić, ze to nie produkt kosmetyczny :D u mnie na skorze nie ma przebarwień, wiec nie skorzystam. Cena też wysoka, ale jak produkt wydajny, to chyba się opłaca tyle wydać :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak zazdroszczę osobom, które nie mają przebarwień i rumienia 😁 a kosmetyk jest wyjątkowo wydajny, nie wiem kiedy się z nim uporam 😜
UsuńNoo, ta cena jest wysoka. Dla mnie jednak za wysoka.
OdpowiedzUsuńTo też świetnie działa a ma przyjaźniejszą cenę :) https://www.blackliner.pl/2020/05/some-by-mi-yuja-niacin-30-days-blemish.html
UsuńA czy jest moze gdzies potwierdzone, ze pomaga na przebarwienia posłoneczne ? Mam z tym ogromny problem i szukam czegos co w koncu zadziala
OdpowiedzUsuń