Jak pewnie wiele z Was zauważyło, ostatnimi czasy moja pielęgnacja twarzy w dużej mierze skupiona jest wokół marki Innisfree. Tym razem pora w końcu dać wyraz temu, jak spisały się u mnie kosmetyki z linii Jeju Orchid, którą znałam już w starej odsłonie, a jakiś czas temu trafiła do mnie jej odświeżona wersja. Cała seria ma za zadanie działać przeciwzmarszczkowo i ujędrniająco, a jednocześnie nawilżać, uelastyczniać oraz odżywiać naszą cerę. Nie zapomniano również wspomnieć o działaniu rozjaśniającym storczykowej linii, wszak w Korei to bardzo pożądana cecha. Tyle obietnic. A jak w praktyce sprawdziły się cztery kosmetyki, które posiadam? Zapraszam do lektury!
Jak to oczywiście z koreańskimi produktami bywa, całą serię nakładać należy od najlżejszych do najcięższych konsystencji, co w tym przypadku wyglądało następująco: zaczynałam od oczyszczenia twarzy pianką, następnie nakładałam na twarz Innisfree Jeju Orchid Fluid, kolejnym etapem był Innisfree Jeju Orchid Lotion, a na koniec wklepywałam Innisfree Orchid Gel Cream oraz kosmetyk pod oczy - Jeju Orchid Eye Cream. Całość stosowałam wyłącznie na noc, a wszystkie te warstwy wchłaniały się około godziny, jednak właściwie już po kwadransie można było iść spać bez obaw, że wszystko wyląduje na pościeli. Rano oczywiście wyczuwalny był ochronny film ;) Cała seria pachnie lekko kwiatami, ale aromat ten w żaden sposób nie był dla mnie dokuczliwy, lub męczący. Szczerze powiedziawszy - ja go polubiłam, ale wiem, że dla niektórych potrafi być męczący ;) Patrz - Interendo :D
Innisfree Jeju Orchid Fluid to pierwszy produkt pielęgnacyjny, który nakładamy na twarz po myciu. Buteleczka posiada wygodną pompkę, a wewnątrz niej znajdujemy aż 100ml wielofunkcyjnego produktu. Według mnie, to kosmetyk który ma formę bardzo lekkiego, białego serum, pełniącego funkcję nawilżającą i opóźniającą starzenie. Można go używać jako tonera, lub w większej ilości solo, po makijaż ;) Całość świetnie się wchłania oraz pomaga utrzymać dobry wygląd skóry nawet gdy mamy "dzień lenia" i nie chce nam się wklepywać w twarz więcej niż jednego kosmetyku. Fluid nałożony sam bardzo szybko się wchłania i nie klei niemalże wcale. Pozostawia po sobie jednak delikatny, ochronny film.
Innisfree Jeju Orchid Lotion to drugi produkt pielęgnacyjny, który wklepujemy w naszą cerę. Jest on umieszczony w zwykłej butelce bez pompki (czyli "wytrząsamy" sobie zawartość), zawierającej 160ml gęstej emulsji. Chętnie nakładam go na twarz, szyję i dekolt, bo po pierwsze jest go sporo, po drugie łatwo się rozprowadza, po trzecie wchłania do matu, a po czwarte: bardzo łatwo wylać go za dużo i często nie mam co z resztą kosmetyku zrobić. Jego głównym felerem jest nieprzemyślane opakowanie, ale dla ciekawej zawartości warto się przemęczyć ;) Produkt ten świetnie nadaje się też pod makijaż, zwłaszcza pod kremy BB :) Pozostawia on po sobie przyjemne uczucie wygładzenia, ale bez żadnego obciążającego filmu, czy też lepkości.
Innisfree Jeju Orchid Gel Cream, to najlżejsza z trzech wersji kremów kremów do twarzy. Kosmetyk umieszczony jest w estetycznym, fioletowym słoiczku, zawierającym 50ml produktu. Co ciekawe, im ciemniejszy odcień fioletu na opakowaniu, tym bogatszą wersję kremu trzymamy w dłoniach ;) Mój egzemplarz ma konsystencję bardzo gęstego żelu, który łatwo się rozprowadza i szybko wchłania, pozostawiając po sobie lekki, nieklejący film. Dobrze nadaje się też solo pod makijaż. Warto również wspomnieć, że jako jedyny z tej czwórki jest średnio wydajny :P Ale za to jaki przyjemny w stosowaniu! No i skuteczności też nie można mu odmówić ;)
Innisfree Jeju Orchid Eye Cream to z kolei chyba najsławniejszy krem pod oczy pochodzący z Korei w całej blogosferze ;) Znajduje się on w ciemnofioletowym, sporym słoiczku (zawiera on 30ml produktu, czyli tak naprawdę dwa razy tyle, co standardowy produkt z Europy). Konsystencja produktu jest treściwa i stosunkowo gęsta, ale nie sprawia on problemów przy aplikacji. Swojego kremu używałam na pół z mamą, która jest bardzo trudnym egzemplarzem w tej materii i z naszych spostrzeżeń wynika, że legendy o nim krążące, są prawdziwe :P Obie jesteśmy bardzo zadowolone, wszak poradził sobie w zadowalającym nas stopniu ze wszystkimi problemami nękającymi mnie i mamę ;) Uelastycznił skórę pod oczami, zlikwidował opuchnięcia, nawilżył, odżywił i zmniejszył cienie. Nawet zmarszczki są jakby mniej widoczne... Nasz mały geniusz!
Ogólne wrażenia dotyczące stosowania linii Innisfree Orchid są naprawdę bardzo dobre. Moja skóra ostatnio nie jest zbyt piękna, ale dzięki tej linii zauważyłam duży wzrost nawilżenia, cera stała się odżywiona i ujędrniona a zmarszczki na twarzy są mniej widoczne. Bardzo przypadł mi też do gustu krem pod oczy, który jest bardzo wszechstronny i naprawdę robi to, co obiecuje producent. Jedyne, co mogę zarzucić całemu temu zestawowi, to fakt iż miał rozjaśniać, a nie rozjaśnia xD Ale tak naprawdę może to być kwestią tego, iż niestety pojawiło się słońce, a u mnie mimo filtrów, piegi jednak ciemnieją. Na szczęście kosmetyki z linii Orchid bardzo ładnie koją też zaczerwienienia na mojej twarzy. Warto również dodać, że wieczorem stosowałam wszystkie cztery produkty, a rano wybierałam coś w zależności od humoru, plus dodawałam krem pod oczy (Ale inny, lżejszy. Ten nie do końca sprawdzał mi się pod makijażem). Generalnie jednak, linię tę z czystym sumieniem polecam. Jeśli szukacie tego typu pielęgnacji, Innisfree Orchid powinna Was zadowolić. Całość kosztowała na Jolse około 85$, co w przeliczeniu na złotówki daje mniej - więcej 300zł. Według mnie: za dobrą, wydajną, przeciwstarzeniową pielęgnację warto ;) A wy znacie markę Innisfree? Miałyście może styczność z ich kosmetykami, albo tą linią? A może dopiero macie ochotę ją wypróbować? Koniecznie opowiedzcie o swoich wrażeniach! :)
Nie znam tych kosmetyków, ale zapowiadają się bardzo obiecująco
OdpowiedzUsuńPiejne opakowania mają
Tak, to prawda :) Niby plastik, ale śliczny :D
UsuńJa pierwszy raz widzę je u ciebie :)
OdpowiedzUsuńZawsze można w takim razie nadrobić i wypróbować :) Ja polecam ;)
UsuńZ fioletowej serii jeszcze nic nie miałam, ale właśnie interendo straszyła kiedyś ich zapachem:D
OdpowiedzUsuńJa nie wiem dlaczego, mnie naprawdę on zupełnie nie przeszkadza i nie rozumiem takiego obrotu sprawy ;) ta zielona pod względem intensywności zapachu jest dla mnie gorsza :) może nietrafiona kompozycja robi swoje ;)
UsuńA to ja zieloną czuję praktycznie tylko podczas rozprowadzania i może jeszcze parę sekund później ;D
UsuńJa z zieloną mam identycznie, a tu muszę włożyć nos do słoiczka xD
UsuńNo ciekawe. Mnie już teraz dużo mniej zapachów przeszkadza:) Jako fanka storczyków to chyba powinnam wypróbować:D A te pomarańczowe z wit C jak pachną?
UsuńPodobnie z mocą jak te herbaciane, a pachną cytrusowo, przyjemnie ;)
UsuńJA bym spróbował krem pod oczy :)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie jeden z mocniejszych elementów tej serii :)
UsuńAlez mnie kochana zaciekawilas ta seria, uwielbiam zapach orchidei a te rozne konsystencje bardzo do mnie przemawiaja :D
OdpowiedzUsuńJeśli tak, to według mnie powinnaś być zadowolona :) ja jestem, moja mama też - właśnie kupiła swoje egzemplarze ;)
UsuńPiekny fioletowy kolor :3 Szkoda, ze ta firma zrobiła na mnie złe wrazenie w przypadku maseczek. Były bardzo słabe, moze kiedys jeszcze sprobuje się do niej przekonać.
OdpowiedzUsuńSzczerze powiem, że ja żadnych maseczek tej marki nie miałam, ale kosmetyki, których używałam naprawdę bardzo mi odpowiadały :) nie trafiłam na żadne buble ;)
UsuńBardzo kuszące, bardzo!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wpadły Ci w oko :D
UsuńJa niedługo dopiero zacznę stosować zielone serum :) ze względu na efekty nawilżające ta linia również mnie ciekawi ;)
OdpowiedzUsuńDoleciało już do Ciebie? :)
Usuńnigdy wcześniej nie słyszałam o tej serii. Nie mam przebarwień ale moja twarz jest ciemniejsza o ok 2 tony od szyi co mnie drażni. uwielbiam azjatycką pielęgnację i makijaż
OdpowiedzUsuńTo może spróbuj tej japońskiej esencji Angel Recipe? Też pisałam o niej na blogu :)
UsuńSeria bardzo ciekawa i fajna w działaniu :). Najbardziej ciekawi mnie ten krem pod oczy, trochę się już o nim naczytałam :P
OdpowiedzUsuńFakt, ten krem pod oczy to już chyba legenda :D
UsuńSuper, w sam raz na prezent na dzień mamy :)
OdpowiedzUsuńFakt, mamy też powinny być z tej linii zadowolone ;)
UsuńU Ciebie zawsze znajdę coś fajnego. Jolse ma mega ciekawe kosmetyki- najpierw ten żel, teraz orchidea :)
OdpowiedzUsuńA to prawda, na jolse zawsze jakaś perełka się znajdzie :D
UsuńKrem pod oczy mnie zaciekawił :) szkoda, że boję się zamawiać na zagranicznych stronach :D
OdpowiedzUsuńAle naprawdę nie ma czego! :) Wszystko jest wyjątkowo proste ;)
Usuńkrem pod oczy przydałby mi się najbardziej;D
OdpowiedzUsuńNo o dobry krem pod oczy nie jest łatwo ;)
UsuńMarkę znam głównie dzięki Tobie i Ewelinie :D sama nic nie miałam. Ten krem pod oczy mnie najbardziej zaciekawił, a nie słyszałam o nim wcześniej tych legend (co za blogerka ze mnie):D
OdpowiedzUsuńOne w dużej mierze przewijają się też na fb w postach na grupie o azjatyckich kosmetykach ;)
UsuńNie jestem za bardzo w Koreańskch kosmetykach, ale te wyglądają bardzo uroczo. Fajnie, że u Ciebie seria działa ;P Cenowo również wychodzą całkiem fajnie, jak za cała serię :D Może kiedyś się skuszę na produkty tej marki, choć nie ukrywam, że w planach mam kupienie kilka serii innych marek :)
OdpowiedzUsuńNo bo morderczo śmierdzi xD No co ja wrażliwa na zapachy jestem :D
OdpowiedzUsuńPrzy przytkanym nosie to ja tam nic nie czuję :D A przy odetkanym tak troszku :P
UsuńMyślę, że zapach nie powinien mi przeszkadzać, nie mam z tym aż takich problemów, więc może wypróbuję kiedyś :)
OdpowiedzUsuńSam design kosmetyków bardzo przyciąga :)))
OdpowiedzUsuńPlanuje kupić ten krem pod oczy :)
OdpowiedzUsuńMi się niezmiennie podoba nazwa Jeju :D
OdpowiedzUsuńW wersji koreańskiej już tak epicko nie brzmi :D
UsuńCzedżu bodajże? ;)
UsuńPośrednio między "dź"i "dż". Przynajmniej jak słyszałam na żywca w dramach koreańskich:D
UsuńCzyli prawie dobrze wiedziałam ;)
UsuńMiałam z tej serii krem pod oczy (też go recenzowałam ;)), i jak na początku byłam zachwycona, tak po jakimś czasie zachwyt opadł. Mordowałam go prawie rok (jest piekielnie wydajny), po mniej więcej sześciu, siedmiu miesiącach jego konsystencja się zmieniła - zrobił się cięższy, ciastkował mi korektor pod oczami, co w pierwszych miesiącach się nigdy nie zdarzyło. Nawilżał, owszem, ale jakieś spektakularne różnice?... Bardziej zachowawczo u mnie podziałał. Jeśli kogoś przeraża cena - to cholerstwo naprawdę jest wydajne, więc raz na rok można się wypłacić :)
OdpowiedzUsuńMy z mamą paćkałyśmy się we dwie bodajże koło 3 miesięcy i jesteśmy zadowolone (tak, jeszcze go używamy), ale wiadomo - każdy może mieć inaczej ;) U mojej mamy na pewno zadziałał bardziej spektakularnie niż u mnie :) dość mocno zmniejszył opuchnięcia, cienie, wygładził skórę :) Nie do zera, ale wygląda to dużo lepiej ;)
UsuńKrem pod oczy kusi :)
OdpowiedzUsuńMoją uwagę też zwrócił właśnie ten krem pod oczy ;)
UsuńJa też wreszcie sięgnęłam po pielęgnację Innisfree, ale po serię Green Tea Seed :) Z tej kusi mnie mocno krem pod oczy i pewnie prędzej czy później po niego sięngnę, ale wykańczam Bentona. Ciekawy ten "fluid" :D
OdpowiedzUsuń