Kobieta to naprawdę stworzenie przewrotne. Jeszcze kilka lat temu praktycznie nie używałam żadnych glinek. Bo brudziły, bo często trzeba było je rozrabiać, ciężko się zmywały oraz właściwie nic u mnie nie robiły... Potem moja cera od leków na toczeń zmieniła się o 180 stopni i nagle glinki używane zarówno w sposób tradycyjny, jak i ten, który podsunęła nam wszystkim na swoim profilu Kasia Myskinstoryy (czyli wraz z kwasem BHA, który nakładamy 30 minut przed maseczką) stały się moimi ulubionymi produktami tego typu. Do tej pory świetnie sprawdzała mi się Tołpa, ale po wielu zużytych opakowaniach przyszła pora na coś innego i tak oto stałam się szczęśliwą posiadaczką Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X. Jak się u mnie sprawdziła? Czy jestem z niej zadowolona? O tym już za chwilę!
Oczyszczającą maseczkę z glinką Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X umieszczono w małym, zgrabnym słoiczku wykonanym z grubego, brązowego plastiku. Całość zawiera 100ml i jest ważne 9 miesięcy od otwarcia. I tym razem do opakowania muszę się przyczepić :D Fakt, jest ono estetyczne oraz nie niszczy się, ale niestety przez to, że ma kształt beczułki, a góra jest zwężona, to gorzej wydobywa się z niego zawartość i chyba pierwszy raz brakowało mi tego, że do produktu nie dołączono szpatułki. Aby wygodnie używać tej maski, musiałam zorganizować sobie jakąś inną :P Cóż, życie...Co mówi o niej producent? Maska ma za zadanie zapewnić nam sześć rzeczy. Niby niewiele, a jednak :D Co konkretnie? Pielęgnować pory skóry, zredukować nadprodukcję sebum, oczyścić oraz pomóc w usunięciu zaskórników, zapewnić efekt chłodzący, poprawić strukturę skóry i jej elastyczność, a także rozjaśnić twarz. Maseczka została stworzona na bazie minerałów uwalnianych przez wulkaniczne wybuchy na wyspie Jeju. Kosmetyk ma ciemnoszary kolor a jej konsystencja jest dość gęsta i zbita niczym pasta. Ja nakładam ją na twarz szpatułką ;) Zapach? Bardzo delikatny, ziemisto - glinkowy, może z lekko przebijającą przez to wszystko świeżością. W moim odczuciu nie jest on mocny i nikomu nie powinien przeszkadzać podczas trwającej 10-20 minut sesji. Co ważne, maseczka nie zasycha na skórze, dzięki czemu nie musimy zraszać niczym twarzy, ani bać się wysuszenia. Z usunięciem kosmetyku nigdy nie miałam problemów, ale szczerze powiem - zawsze do zmywania go używałam celulozowej gąbeczki. Maseczka nałożona na skórę zaczyna lekko chłodzić i ten efekt jest odczuwalny jeszcze kilka minut po zmyciu - mimo że nie jestem wielką fanką doznań termicznych fundowanych przez kosmetyki, to akurat w tym wydaniu znowu bardzo je polubiłam ;)Jak maseczka Innisfree Super Volcanic Pore Clay Mask 2X się u mnie sprawdziła? Przede wszystkim, od razu po jej użyciu skóra jest widocznie rozjaśniona, gładka w dotyku, miękka, jędrna i oczyszczona z nadmiaru sebum. Również i pory są mniej widoczne. Przy regularnym użytkowaniu poprawiła ona zdecydowanie wygląd mojej cery, więc na dobrą sprawę nawet solo spełnia więc obietnice producenta... Jednak mniej więcej w połowie opakowania, zaczęłam ją stosować zgodnie z radą Kasi Myskinstoryy i najpierw nakładałam na pół godziny serum z kwasem salicylowym o stężeniu minimum 2%, a dopiero potem tę glinkową maskę. I cóż mogę powiedzieć? W tym momencie nie mam na twarzy dosłownie żadnego zaskórnika, a taki stan nie zdarzył się u mnie odkąd zaczęłam stosować nowe leki. Efekt jaki osiągnęłam, bardzo zmobilizował mnie do regularnego powtarzania tego typu zabiegu i teraz jestem w kropce :D Od razu kupować kolejne opakowanie tej maski czy może chwilę poczekać? ;)
Jeśli macie ochotę ją wypróbować, bez problemu kupicie ją na Jolse za 14.99$. Moim skromnym zdaniem - warto ;) A Wy stosujecie maski z glinki? Jaka jest Wasza ulubiona? Może jesteście w stanie polecić mi jakiś ciekawy produkt, którego nie trzeba rozrabiać? Dajcie znać w komentarzach!
Nie znam tej maseczki. Aktualnie używam oczyszczającej od Elizavecca.
OdpowiedzUsuńI jak Ci się sprawdza? Nie miałam jej nigdy 😁
UsuńBardzo zaciekawiła mnie ta maseczka zwłaszcza z wypróbowaniem jej w taki sposób jak opisałaś od Kasi z Myskinstoryy :)
OdpowiedzUsuńNo ten sposób z kwasem BHA to sztos! 🤩
UsuńNie przepadam za glinkowymi maskami, ale cieszę się, że jesteś zadowolona :)
OdpowiedzUsuńA czym Ci podpadły? 🙂
UsuńBardzo lubię glinkę :) Nie sądziłam, że można wzmocnić jej działanie poprzez zastosowanie serum z kwasem salicylowym. Świetna porada, postaram się kiedyś zastosować :)
OdpowiedzUsuńU mnie, przy regularnym stosowaniu na czole przyniosło to spektakularne efekty ❤️
UsuńGlinki nie są dla mnie, przekonałam się ostatnio o tym :(
OdpowiedzUsuńA co się stało? Zaszkodziły Ci jakoś? 🤔
UsuńJa też kiedyś zupełnie nie używałam glinek, a teraz sięgam po nie bardzo często.
OdpowiedzUsuńNo to piąteczka! 😁
UsuńFajny patent na stosowanie po serum, nie spodziewałam się, że tak dobrze wypadnie w takiej aplikacji :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny, u mnie ten sposób okazał się mega skuteczny i czoło wygląda sto razy lepiej ⭐️
UsuńOjej jaka ciekawa. Nie znam jej.
OdpowiedzUsuńZawsze można nadrobić braki 😉
Usuń