Dopiero co skończyło się Boże Narodzenie, a praktycznie już odliczamy ostatnie chwile do Sylwestra. Myślę więc, że to dobry moment, aby w tym ostatnim wpisie, który pojawił się jeszcze w roku 2018, pokazać Wam moje kosmetyczne hity. Przeważają tu oczywiście moje ulubione od lat kosmetyki z Azji, ale znajdziecie w tym poście także jedną polską perełkę i jeden kosmetyk francuski. Jesteście ciekawe? To zapraszam do czytania! :)
1. All in One Essence Angel Recipe to kosmetyk pochodzący z Japonii. W przypadku mojej cery, okazał się właściwie ideałem. Ma bardzo przyjemną, lekką konsystencję, świetnie nadaje się zarówno do stosowania na dzień, jak i na noc oraz działa wprost genialnie. Skóra już na początku stała się jędrna, wygładzona oraz dobrze nawilżona, choć szczerze powiedziawszy akurat to było dla mnie jedynie dodatkiem, wszak oczekiwałam od niego wybielenia. I je dostałam! Część piegów zniknęła, te najbardziej widoczne się rozjaśniły, zniknęły też ślady po pryszczach, łącznie z tymi, które sobie rozgrzebałam, a porozszerzane naczynia wokół nosa zakrywa sam delikatnie kryjący podkład, a nie ciężkie fluidy czasem dodatkowo pokryte jeszcze korektorem. Jestem nią zachwycona i polecam każdemu :) - recenzja
2. Huxley Secret of Sahara Essence Grab Water ma już z kolei korzenie koreańskie. Jest to produkt głęboko nawilżający, przeznaczony głównie do cery mieszanej i tłustej. Nie będę ukrywać, że bardzo przypadł mi do gustu zapach esencji, który znacząco umila jej stosowanie. Prawdopodobne ze względu na ekstrakt z opuncji, jest on bardzo zielony, faktycznie lekko "kaktusowy", świeży oraz bardzo wyważony. Jeśli chodzi o działanie, od razu odnotowałam znaczącą poprawę w kwestii widoczności rumienia. Esencja z pewnością pięknie łagodzi, rozjaśnia, wygładza, przyspiesza gojenie drobnych ranek, nie szczypie i wydaje mi się, że także reguluje wydzielanie sebum. Dodatkowo podczas jej stosowania z czoła zniknęło kilka zaskórników ;) Chętnie bym do niej wróciła, ale niestety cena nieszczególnie zachęca :P - recenzja
3. Neogen Code9 Black Volume Cream to także kosmetyk koreański. Produkt przypomina żelową, gęstą galaretkę, którą najłatwiej nałożyć dołączoną szpatułką, bo gdy spróbujemy zrobić to palcami, kosmetyk po prostu się z nich ześlizguje. I co ciekawe - krem jest czarny! :D Jednak jak z jego działaniem? Ten kosmetyk naprawdę genialnie nawilża, a także odżywia twarz. Co za tym idzie, zmarszczki wydają się płytsze oraz wygładzone. Uspokoiły się również moje zaczerwienienia, małe niedoskonałości szybciutko się goiły, a łuszczycowa plamka na czole zniknęła bez ingerencji sterydów. Cera nabrała ładniejszego kolorytu i jest jaśniejsza, oraz w trakcie stosowania faktycznie stała się optycznie ładniejsza, a także bardziej jędrna. Zużyłam go chyba dwa, lub trzy opakowania :) - recenzja
4. Petitfee Black Pearl&Gold Eye Patch to 60 koreańskich płatków pod oczy, umieszczonych w zwykłym, plastikowym opakowaniu z naklejką. Należy je nałożyć na około 20-30 minut. Same płatki są dość grube, wykonane z czarnozłotego hydrożelu, dobrze dopasowane do kształtu mojego oka i co najważniejsze - od skóry nie odpadają nawet podczas schylania się :P Po użyciu zaobserwowałam u siebie efekt "maseczki bankietowej". Nawet po ich jednorazowym zastosowaniu, skóra pod oczami ładnie się napinała, co zmniejszało widoczność mojej znienawidzonej zmarszczki na granicy oczodołu. Poza tym, przy regularnym użytkowaniu odnotowałam także spory wzrost nawilżenia i lekkie rozjaśnienie sińców. Razem z mamą, ciocią i kuzynką, zużyłyśmy chyba 9 opakowań i z pewnością kupimy kolejne :) - recenzja
5. Nuxe Reve de Miel Honey Lip Blam to wspomniany wcześniej kosmetyk pochodzący z Francji ;) Zużyłam już niezliczoną ilość opakowań tego mazidła i dobrze się ono u mnie sprawdzało. Jednak kilka miesięcy temu, okazało się, że marka postanowiła zmienić jego skład oraz opakowanie! Balsam Nuxe na szczęście ciągle tak samo dobrze się u mnie sprawuje. Ulgę czuć praktycznie od razu po nałożeniu go na usta, a gdy aplikuję go codziennie na noc, znikają wszystkie moje suche skórki, odchodzi koszmarna suchość i nie towarzyszy mi wrażenie wiecznie napiętych ust. Z pewnością więc będę kupowała go dalej. I dalej. I dalej... - recenzja
6. Dr Irena Eris Spa Resort Mauritius Nawilżający Balsam - Żel to jedyny kosmetyk pochodzący z Polski. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę po otwarciu balsamu, to jego zapach. Słodkie mango było dla mnie naprawdę bardzo przyjemne w odbiorze. Druga rzecz, która od razu mi się spodobała, to konsystencja tego produktu. Jak sama nazwa wskazuje, jest to coś pomiędzy balsamem, a żelem. Całość bardzo łatwo nabiera się na palce oraz rozprowadza po skórze, sprawiając że aplikacja produktu staje się lekka i przyjemna :) Co ważne, bardzo szybko się on wchłania nie pozostawiając po sobie uczucia tłustości, czy lepkości. Skóra już po pierwszym użyciu staje się ładniejsza, a przy regularnym, wieczornym stosowaniu udaje mu się utrzymać moje ciało w doskonałej kondycji. Jest ono ładnie nawilżone, odżywione oraz wygładzone, a ja nie odczuwam żadnej suchości, swędzenia ani ściągnięcia. Chętnie bym do niego wróciła, ale cena nie jest zbyt zachęcająca xD - recenzja
I to już wszystkie kosmetyki, które w tym roku zasłużyły na szczególną uwagę. Każdy z czystym sumieniem jestem w stanie polecić, większości z nich używa także moja rodzina i wszyscy wypowiadali się na ich temat pozytywnie :) Znacie któryś z tych produktów? A może jakiś miałybyście ochotę wypróbować? Dajcie koniecznie znać! A jeśli macie ochotę, z czystym sumieniem możecie zostawić w komentarzu link do swoich ulubieńców roku ;)
4. Petitfee Black Pearl&Gold Eye Patch to 60 koreańskich płatków pod oczy, umieszczonych w zwykłym, plastikowym opakowaniu z naklejką. Należy je nałożyć na około 20-30 minut. Same płatki są dość grube, wykonane z czarnozłotego hydrożelu, dobrze dopasowane do kształtu mojego oka i co najważniejsze - od skóry nie odpadają nawet podczas schylania się :P Po użyciu zaobserwowałam u siebie efekt "maseczki bankietowej". Nawet po ich jednorazowym zastosowaniu, skóra pod oczami ładnie się napinała, co zmniejszało widoczność mojej znienawidzonej zmarszczki na granicy oczodołu. Poza tym, przy regularnym użytkowaniu odnotowałam także spory wzrost nawilżenia i lekkie rozjaśnienie sińców. Razem z mamą, ciocią i kuzynką, zużyłyśmy chyba 9 opakowań i z pewnością kupimy kolejne :) - recenzja
5. Nuxe Reve de Miel Honey Lip Blam to wspomniany wcześniej kosmetyk pochodzący z Francji ;) Zużyłam już niezliczoną ilość opakowań tego mazidła i dobrze się ono u mnie sprawdzało. Jednak kilka miesięcy temu, okazało się, że marka postanowiła zmienić jego skład oraz opakowanie! Balsam Nuxe na szczęście ciągle tak samo dobrze się u mnie sprawuje. Ulgę czuć praktycznie od razu po nałożeniu go na usta, a gdy aplikuję go codziennie na noc, znikają wszystkie moje suche skórki, odchodzi koszmarna suchość i nie towarzyszy mi wrażenie wiecznie napiętych ust. Z pewnością więc będę kupowała go dalej. I dalej. I dalej... - recenzja
6. Dr Irena Eris Spa Resort Mauritius Nawilżający Balsam - Żel to jedyny kosmetyk pochodzący z Polski. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę po otwarciu balsamu, to jego zapach. Słodkie mango było dla mnie naprawdę bardzo przyjemne w odbiorze. Druga rzecz, która od razu mi się spodobała, to konsystencja tego produktu. Jak sama nazwa wskazuje, jest to coś pomiędzy balsamem, a żelem. Całość bardzo łatwo nabiera się na palce oraz rozprowadza po skórze, sprawiając że aplikacja produktu staje się lekka i przyjemna :) Co ważne, bardzo szybko się on wchłania nie pozostawiając po sobie uczucia tłustości, czy lepkości. Skóra już po pierwszym użyciu staje się ładniejsza, a przy regularnym, wieczornym stosowaniu udaje mu się utrzymać moje ciało w doskonałej kondycji. Jest ono ładnie nawilżone, odżywione oraz wygładzone, a ja nie odczuwam żadnej suchości, swędzenia ani ściągnięcia. Chętnie bym do niego wróciła, ale cena nie jest zbyt zachęcająca xD - recenzja
I to już wszystkie kosmetyki, które w tym roku zasłużyły na szczególną uwagę. Każdy z czystym sumieniem jestem w stanie polecić, większości z nich używa także moja rodzina i wszyscy wypowiadali się na ich temat pozytywnie :) Znacie któryś z tych produktów? A może jakiś miałybyście ochotę wypróbować? Dajcie koniecznie znać! A jeśli macie ochotę, z czystym sumieniem możecie zostawić w komentarzu link do swoich ulubieńców roku ;)
z chęcią wypróbuje twoje propozycje bo na tą chwile nie znam ich
OdpowiedzUsuńWszystkie z czystym sumieniem polecam :)
UsuńEsencja już jest na mojej liście. I płatki też po tych nieszczęśliwcach z Farm Stay...A jeszcze tyle ich zostało do zużycia :/
OdpowiedzUsuńA która? Bo esencje są dwie :) a tak btw, to ta czerwona już czeka na mnie w kolejce :D Ja ostatnio kupuję już tylko płatki petitfee :P
UsuńW zasadzie obydwie :D Ale zamotałam się bo Huxley traktuję trochę jak serum, więc mówiąc o esencji z odruchu pomyślałam tylko o tej japońskiej. Z płatkami to jeszcze przetestowałabym Secret Key, ale na razie wrócę chyba po ostanim niewypale do Petitfee.
UsuńIdąc tym tropem, to angel recipe chyba też bardzo przypomina serum, pomimo nazwy :) ale i tak kocham obie :D
UsuńZ chęcią bym wypróbowała kosmetyki to dla mnie npwość
OdpowiedzUsuńZnam jedynie NUXE, ale jestem na początku jego testowania ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że również będziesz zadowolona :)
UsuńNie testowałam żadnego z tych produktów, ale nuxe wpisałam na wishlistę:). Szczęśliwego Nowego Roku!
OdpowiedzUsuńRównież Szczęśliwego Nowego Roku! ;*
UsuńWzbogaciła swoją listę produktów do przetestowania na przyszły rok o produkty, które prezentujesz. 😊
OdpowiedzUsuńPolecam wypróbować chociaż część :)
UsuńNie znam żadnego z tych kosmetyków, ale postaram się o nich pamiętać i może kiedyś trafią w moje ręce
OdpowiedzUsuńMoże akurat :)
UsuńSuper, że wśród wybranych, znalazł się także polski kosmetyk.
OdpowiedzUsuńI to akurat balsam do ciała, a w tej kategorii najciężej mi dogodzić :)
UsuńJa siadam w weekend i zabieram się za ukochane kosmetyki tego roku :-)
OdpowiedzUsuńTo powodzenia! ;*
UsuńJa nie robię na razie takiego zestawienia, ale Twoje bardzo chętnie przeczytałam
OdpowiedzUsuńMoże za jakiś czas albo w przyszłym roku :)
UsuńMoże.
UsuńJa również nie znam tych kosmetyków, ale kto wie, może w przyszłym roku uda mi się któryś z nich wypróbować :)
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie wiadomo ;)
Usuńte produkty nuxe tak mocno kuszą!
OdpowiedzUsuńJa dosłownie kocham ten ich balsam do ust :D
UsuńŻadnego kosmetyku nie znam, aczkolwiek uwielbiam czytać takie posty 😂
OdpowiedzUsuńOsobiście nie znam jeszcze ani jednego z tych produktów, ale kto wie - może w przyszłym roku się to zmieni :)
OdpowiedzUsuńNiestety nie. Bardzo rzadko eksperymentuje z kosmetykami :/
OdpowiedzUsuńNic niestety nie znam, ale wszystko przede mną więc może niebawem poznam :D
OdpowiedzUsuńEsencja kusi, ale cena odstrasza :D płatki pod oczy z pewnością wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńA która wpadła Ci w oko? Bo esencje są dwie :)
UsuńZapoluję chyba na płatki pod oczy :)
OdpowiedzUsuńBardzo polecam, są najlepsze jakie miałam :)
UsuńBalsamy Dr Ireny Eris i Nuxe uwielbiam. Pozostałe hity pierwszy raz widzę :)
OdpowiedzUsuńTe koreańskie kosmetyki muszę wypróbować :)
OdpowiedzUsuńPołowę z nich znam, a w przyszłym roku chciałabym wypróbować czarny krem i może esencję Huxley🧐 Szczęśliwego Nowego Roku🥳
OdpowiedzUsuńWzajemnie! :) no i udanej zabawy sylwestrowej ;)
UsuńNiektórych się tu spodziewałam i pamiętałam :)
OdpowiedzUsuńPetitfee jakoś mnie nigdy nie ciekawiła, ale chyba niedawno weszli do Hebe to może coś wynajdę. Za to Neogen lubię, ale tego kremu nie próbowałam jeszcze :)
OdpowiedzUsuńOoo, nie wiedziałam, że petitfee pojawiło się w hebe!
UsuńNiestety, nie mam żadnych ulubieńców na ten moment!
OdpowiedzUsuńOprócz Nuxowego miodku są mi to kosmetyki, kompletnie nieznane :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o żadnym z tych produktów, jednak ogromnie mnie zaciekawiłaś <3 Wszystko wygląda niezwykle ekskluzywnie i cieszy ogromnie oko :) Pozwól, że zaobserwuję! Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się w takim razie, że udało mi się Ciebie zainteresować ;)
UsuńKochana z Twoich ulubiencow znam tylko Nuxe, ale po opisach wybralas same perelki <3
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu spróbować tych azjatyckich cudów ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto spróbować na sobie, kosmetyki często są zupełnie inne :)
UsuńTa esencja Huxley szczególnie mnie zainteresowała, szkoda że taka kosztowna :/
OdpowiedzUsuńWłaśnie chętnie kupiłabym ją drugi raz, ale cena ciut zniechęca :/
UsuńNie używałam wcześniej opisywanych przez Ciebie produktów.
OdpowiedzUsuńHuxley nadal mnie nęci ;D
OdpowiedzUsuńMiałam do czynienia z kosmetykami tej firmy i rzeczywiście, są ekstra!
OdpowiedzUsuńJapońska maseczka mnie zaciekawiła. A z linii Mauritius Spa mam peeling myjący do ciała, który wciąż czeka na otwarcie, ale w końcu się doczeka:).
OdpowiedzUsuńNiestety żadnego z nich nie miałam, choć marka Nuxe swoimi produktami mnie kusi nie od dzisiaj.
OdpowiedzUsuńNa pierwszego ulubieńca na bank się skuszę, korci mnie też ta czarna galaretka :)
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak zawsze perełki, których nie znam :)
OdpowiedzUsuń