Walka z przebarwieniami i piegami, to tak naprawdę proces ciągły, bardzo przypominający walkę z wiatrakami xD Jedne znikają, drugie się pojawiają. Podobna historia tyczy się piegów, które raz bledną, a raz ciemnieją. Czasem wcale ich nie ma, a czasem zjawiają się znikąd, w dodatku wcale nieproszone. Stale więc, poza ochroną przeciwsłoneczną, testuję wszelkiego rodzaju "wybielacze" i "rozjaśniacze", które często przy okazji całkiem dobrze działają na moje wybujałe zaczerwienione policzki ;) Tym razem, zdecydowałam się więc wypróbować dwa kosmetyki koreańskiej marki Tosowoong, czyli płatki złuszczające Spot Brightening VITA Clinic All-In-One Moisture Vitamin Pads oraz punktowy krem Spot Whitening VITA Clinic Vitamin Tree Fruits Extract :) Jak te dwa produkty zdały u mnie egzamin? Czy jestem z nich zadowolona? Przeczytajcie dalej :)
Krem Tosowoong Spot Whitening VITA Clinic Vitamin Tree Fruits Extract to produkt przeznaczony do punktowego rozjaśniania przebarwień różnego pochodzenia (choć ja, jak to ja stosuję go czasem na całą twarz i wszystko jest super, ciężko smarować każdego piega z osobna xD). Zawiera on w swoim składzie rokitnik, niacynamid, zieloną herbatę, ekstrakt z centelli asiatici, pantenol i wiele innych dobroci, mających zapewnić nam jak najlepsze efekty. Krem zapakowany jest w metalową, 50gramową tubę, przypominającą kosmetyki rodem z apteki. Specjalnie nie przeszkadza mi to pod względem estetycznym, ale w praktyce tuba jest średnio wygodna i wiecznie mam problem z wydostaniem właściwej ilości kosmetyku, bo albo nie leci z niej nic, albo zaraz zawartość cieknie jak szalona xD Wolałabym chyba słoiczek, albo coś z pompką.
Jeśli chodzi o zapach, to jest on bardzo przyjemny, cytrusowy, przypominający mi pomarańcze, cytryny i nektarynki w środku sezonu ;) Konsystencja produktu, to coś pomiędzy kremem, a żelem. Spodziewałam się ciężkiego ulepka, ale ten kosmetyk absolutnie taki nie jest. Pięknie się wchłania, pozostawiając po sobie lekką, nieklejącą warstwę, bardzo łatwo rozprowadzić go zarówno punktowo jak i na całej twarzy, oraz co ciekawe - świetnie nadaje się także pod makijaż ;) W moim przypadku, był on też totalnie niewydajny :P Krem ten najlepiej stosować jako ostatni etap rutyny pielęgnacyjnej, choć ja używałam go także samodzielnie i również byłam zadowolona. Ponoć kosmetyk ten nadaje się do każdego rodzaju cery i szczerze powiem, że chyba faktycznie moja skóra zdaje się to potwierdzać (aktualnie jest chyba mieszana, naczynkowa).
Co jednak z działaniem owego produktu? Nie wiem, jak to się dzieje, ale efekt zauważyłam bardzo szybko. Podczas użytkowania kremu, moja cera stała się rozpromieniona, zyskała zdrowy glow, pięknie się nawilżyła, ujędrniła (tak, częściej stosowałam go na całą twarz niż punktowo :P), a przebarwienia po pryszczach błyskawicznie znikały. Co jednak ze zmorą mojego życia, czyli piegami? Części praktycznie już nie ma, jest mała pula ledwo widocznych sztuk, chowających się już pod lekkim podkładem i kilka bardzo opornych egzemplarzy, których na razie nie usunęło nic. Trzeba jednak przyznać, że Tosowoong Spot Whitening Vita Clinic znacząco je rozjaśnił. Nie będę więc ukrywać, że czuję się usatysfakcjonowana po zużyciu tego produktu, pomimo niskiej wydajności oraz niewygodnego opakowania. Koszt tego cuda, to aktualnie 21$ na Jolse.
Drugim produktem, który zdecydowałam się przetestować, są płatki Tosowoong Spot Brightening VITA Clinic All-In-One Moisture Vitamin Pads. Wykonane są one z mikrofibry, która nie jest drażniąca i usuwa martwe komórki skóry, dzięki ekstraktowi z rokitnika, trzynastu rodzajom wyciągów owocowych, witaminie C oraz kwasom AHA i BHA Co ciekawe, płatków tych nie musimy używać wyłącznie na twarzy. Z powodzeniem można je stosować także na ciało, z czego ochoczo skorzystałam xD W plastikowym słoiczku znajduje się 70 sztuk, zanurzonych w 155ml bezbarwnej esencji (należy zapomnieć o wożeniu tego cuda ze sobą gdziekolwiek, bo nie jest on szczelny). Jeśli chodzi o mikrofibrę, z której wykonane są płatki, to do skóry twarzy używałam tej gładszej strony, a perforowaną smarowałam ciemniejszą plamkę na łydce i łokcie xD Jeden "pad" jest tak mocno nasączony, że wystarczał, aby użyć go najpierw na twarz, a potem na ciało ;) Zapach produktu jest mocno cytrynowy i szczerze powiedziawszy, średnio mi się on podoba, ale na szczęście nie pozostaje na skórze.
Jak płatki zadziałały na moją skórę? Bardzo przyzwoicie i wydaje mi się, że znacząco wspomogły one działanie powyższego kremu. Wydaje mi się, że moja cera stała się bardziej rozpromieniona i napięta, zaskórniki zniknęły, pory na nosie stały się mniej widoczne, a jednocześnie nie zauważyłam łuszczenia się, ani jakichkolwiek zaczerwienień. Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak to, co płatki zdziałały na mojej łydce :D Ciemniejsza plamka, która towarzyszyła mi już kilka sezonów, praktycznie zniknęła. Łokcie też stały się ciut jaśniejsze. Ja czuję się usatysfakcjonowana, i mimo tego, że Tosowoong kolejny raz zawiódł w kwestii opakowania, z chęcią do nich wrócę :) Ich cena, to 24.22$.
Podsumowując tę recenzję... Powyższy duet naprawdę świetnie poradził sobie z moimi ekstremalnie upierdliwymi przebarwieniami i podczas jego stosowania, moja cera wyglądała naprawdę jak na ostatni czas wyjątkowo elegancko ;) Z czystym sumieniem polecam go więc, jeśli macie ochotę trochę się "wybielić" lub pozbyć niepożądanych plamek :)
Macie problem z przebarwieniami? Jak z nimi walczycie? Czy może należycie do osób, których ten problem nie dotyczy? A może znacie już kosmetyki marki Tosowoong? Dajcie koniecznie znać, co o nich myślicie :)
Jeśli chodzi o zapach, to jest on bardzo przyjemny, cytrusowy, przypominający mi pomarańcze, cytryny i nektarynki w środku sezonu ;) Konsystencja produktu, to coś pomiędzy kremem, a żelem. Spodziewałam się ciężkiego ulepka, ale ten kosmetyk absolutnie taki nie jest. Pięknie się wchłania, pozostawiając po sobie lekką, nieklejącą warstwę, bardzo łatwo rozprowadzić go zarówno punktowo jak i na całej twarzy, oraz co ciekawe - świetnie nadaje się także pod makijaż ;) W moim przypadku, był on też totalnie niewydajny :P Krem ten najlepiej stosować jako ostatni etap rutyny pielęgnacyjnej, choć ja używałam go także samodzielnie i również byłam zadowolona. Ponoć kosmetyk ten nadaje się do każdego rodzaju cery i szczerze powiem, że chyba faktycznie moja skóra zdaje się to potwierdzać (aktualnie jest chyba mieszana, naczynkowa).
Drugim produktem, który zdecydowałam się przetestować, są płatki Tosowoong Spot Brightening VITA Clinic All-In-One Moisture Vitamin Pads. Wykonane są one z mikrofibry, która nie jest drażniąca i usuwa martwe komórki skóry, dzięki ekstraktowi z rokitnika, trzynastu rodzajom wyciągów owocowych, witaminie C oraz kwasom AHA i BHA Co ciekawe, płatków tych nie musimy używać wyłącznie na twarzy. Z powodzeniem można je stosować także na ciało, z czego ochoczo skorzystałam xD W plastikowym słoiczku znajduje się 70 sztuk, zanurzonych w 155ml bezbarwnej esencji (należy zapomnieć o wożeniu tego cuda ze sobą gdziekolwiek, bo nie jest on szczelny). Jeśli chodzi o mikrofibrę, z której wykonane są płatki, to do skóry twarzy używałam tej gładszej strony, a perforowaną smarowałam ciemniejszą plamkę na łydce i łokcie xD Jeden "pad" jest tak mocno nasączony, że wystarczał, aby użyć go najpierw na twarz, a potem na ciało ;) Zapach produktu jest mocno cytrynowy i szczerze powiedziawszy, średnio mi się on podoba, ale na szczęście nie pozostaje na skórze.
Jak płatki zadziałały na moją skórę? Bardzo przyzwoicie i wydaje mi się, że znacząco wspomogły one działanie powyższego kremu. Wydaje mi się, że moja cera stała się bardziej rozpromieniona i napięta, zaskórniki zniknęły, pory na nosie stały się mniej widoczne, a jednocześnie nie zauważyłam łuszczenia się, ani jakichkolwiek zaczerwienień. Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak to, co płatki zdziałały na mojej łydce :D Ciemniejsza plamka, która towarzyszyła mi już kilka sezonów, praktycznie zniknęła. Łokcie też stały się ciut jaśniejsze. Ja czuję się usatysfakcjonowana, i mimo tego, że Tosowoong kolejny raz zawiódł w kwestii opakowania, z chęcią do nich wrócę :) Ich cena, to 24.22$.
Podsumowując tę recenzję... Powyższy duet naprawdę świetnie poradził sobie z moimi ekstremalnie upierdliwymi przebarwieniami i podczas jego stosowania, moja cera wyglądała naprawdę jak na ostatni czas wyjątkowo elegancko ;) Z czystym sumieniem polecam go więc, jeśli macie ochotę trochę się "wybielić" lub pozbyć niepożądanych plamek :)
Macie problem z przebarwieniami? Jak z nimi walczycie? Czy może należycie do osób, których ten problem nie dotyczy? A może znacie już kosmetyki marki Tosowoong? Dajcie koniecznie znać, co o nich myślicie :)
Nie mam problemu z przebarwieniami na szczęście :) Ogólnie nie mam żadnych problemów z cerą, także jestem zadowolona z tego faktu :D
OdpowiedzUsuńNo to nic, tylko się cieszyć :)
UsuńJa również nie mam potrzeby stosowania tego typu kosmetyków. 😊
OdpowiedzUsuńTrochę zazdroszczę :D
UsuńMam ochotę na tą serie :D.
OdpowiedzUsuńMyślę, że powinnaś być zadowolona :) U mnie naprawdę jest spora różnica ;)
UsuńJestem rudzielcem z natury, więc piegi to dla mnie codzienność. Twarz, łokcie, kolana, stawy na palcach, a nawet plecy. Wystarczy lato takie jak to, co było i moja praca na zewnątrz przez ponad pół roku w pełnym słońcu....Nagle z bladych robią się intensywne i trochę moja skóra indycze jajo przypomina :D Chyba juz się do nich przyzwyczaiłam przez tyle lat, przestaje mnie ruszać, że je mam, poza tym ostatnio chyba były w modzie jeśli o makijaże chodzi. Nawet widziałam tutoriale, jak sobie dorobić piegi ;) Szczególnych wybielaczy na nie nie stosuję, bo taka uroda mojej skóry, to co będę z tym walczyć...Jak się wybielą jakimś przypadkiem to spoko, ale nie dbam o to zbytnio.
OdpowiedzUsuńJa unikam słońca ze względu na leki, z resztą u mnie są tylko na twarzy i serdecznie ich od lat młodzieńczych nienawidzę xD Widziałam, że teraz nawet są "w modzie" ale ja mimo wszystko ze swoimi już raczej się nie polubię :D
UsuńTe płatki mnie ciekawią :D Jakoś szczególnie przebarwień nie mam, a jak już coś wyskoczy to próbuje wybielać rumiankiem i witaminką C :)
OdpowiedzUsuńWitamina C też często mi towarzyszy :)
UsuńCiekawe produkty :) nie spotkałam ich wcześniej
OdpowiedzUsuńBo chyba są niezbyt popularne ;)
UsuńPrzebarwień nie mam. Za to czasem jak coś rozdrapię to potrafi mi zostać taka perfidnie jaśniejsza plamka na kilka miesięcy😂 Ale mimo wszystko nie widzę przeciwskazań do wypróbowania tych produktów tym bardziej, że moja cera lubi witaminki. Robi się po nich taka rozświetlona😜 Miałam próbki tego kremu. Ma fajny zapach i konsystencję. Wydał mi się zachęcający. A płatki uwielbiam te z Neogenu i te z pewnością również chcę poznać. Ja i platki już na zawsze razem😆
OdpowiedzUsuńJa z kolei odwrotnie, czaję się dla porównania na płatki neogen :D Ten krem u mnie spisał się świetnie, tylko to opakowanie było niezbyt fajne w użytkowaniu... Ale mimo wszystko chętnie bym do niego wróciła ;)
UsuńMam mały problem z przebarwieniami, ale jednak. Te produkty wydaja się ciekawe :)
OdpowiedzUsuńJa teraz już też mam mały :D Ale walczę jak z wiatrakami od 4 lat :P
Usuńwidze ze mamy podobny problem więc ten krem chętnie wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńJeśli tak, to serdecznie polecam! :)
UsuńNiestety pojawiły mi się przebarwienia na czole i mam w planach sięgnąć po kwasy :)
OdpowiedzUsuńEch, niestety przebarwienia to trudny przeciwnik :/
UsuńMam kilka plamek, ktore chcialabym zlikwidowac, wiec czuje sie skuszona :D
OdpowiedzUsuńO, jeśli tak, to polecam ten duet ;)
UsuńJa na przebarwienia stosowałam serię pharmaceris :)
OdpowiedzUsuńMiałam wiele kosmetyków tej marki, ale z tą serią zupełnie nie miałam styczności... Jak się sprawdziła? :)
UsuńJa walczę i cieszę się, że znalazłam u Ciebie kolejny fajny kosmetyk w postaci kremu rozjaśniającego. Zapisuję na listę :)
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyszłość, będę szukać dalej ;)
UsuńBardzo jestem ciekawa tych płatków, koniecznie muszę wypróbować :) Niestety lata lecą, a przebarwień nie ubywa :(
OdpowiedzUsuńPrzebarwień to chyba nigdy samoistnie nie ubywa :D
UsuńTo coś dla mnie, na moje przebarwienia :)
OdpowiedzUsuńPolecam zdecydowanie! :)
UsuńW takim razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczona :)
OdpowiedzUsuńJa też byłam :) Dały radę! ;)
UsuńMoje drobne przebarwienia na szczęście same zanikają w ciągu kilku miesięcy, ale pewnie za kilka lat będę musiała wytoczyć jakieś poważniejsze działa dla tych, które jednak będą chciały kurczowo trzymać się mojej skóry;D.
OdpowiedzUsuńJa nie lubię czekać xD Z resztą piegi niestety same nie znikają :(
UsuńWiesz, ja z tych które zazdroszczą piegów...także takie przebarwienia to nie moja bajka;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Ponoć teraz nawet są modne, ale ja swoich i tak nie cierpię :P
UsuńU mnie przebarwień jest stosunkowo niewiele, a przynajmniej na ten moment, bowiem one jakoś cyklicznie wracają i czasami sama nie rozumiem, co jest tego przyczyną :D
OdpowiedzUsuńMoże np ekspozycja na słońce? :) Pory roku nie mają na nie wpływu?
UsuńNie słyszałam wcześniej o tej marce. Ja z przebarwień to mam piegi, których nie cierpię i chętnie bym się ich pozbyła. Może te specyfiki coś by zdziałały pod tym kątem :)
OdpowiedzUsuńJa właściwie od 2 lat intensywnie "bujam się" z moimi i po wdrożeniu pielęgnacji rozjaśniającej oraz ochrony przeciwsłonecznej, po tym okresie właściwie mało co zostało :) Więc można! ;) Trzymam kciuki za Ciebie :)
UsuńZimą pojawia mi się pewnie przebarwienia, więc będę miała wtedy na uwadze powyższą serię :)
OdpowiedzUsuń