Witam Was po dłuższej, nieplanowanej przerwie w akompaniamencie kucia i wiercenia dobiegającego z łazienki, która przywitała mnie swoją dużą awarią xD Przecudny poniedziałek po powrocie z intensywnego weekendu :P Wracając jednak do dzisiejszego tematu... Ogólnie rzecz biorąc bardzo lubię pomadki do ust nadające lekki, przejrzysty kolor. Mam ich całkiem pokaźną kolekcję, a dodatkowo zaraziłam tym uwielbieniem mamę. W związku z tym, często testuję produkty tego typu i ciągle szukam ideału. Czy znalazłam go w Innisfree Glow Lip Tint Lip Balm? Same zobaczcie! ;)
Pomadka Innisfree znajduje się w 3.5 gramowym plastikowym, ale dobrym jakościowo opakowaniu w różowym kolorze (ogólnie zależy on od odcienia, który sobie nabędziemy). Mimo noszenia go w torebce, wożenia oraz przechowywania w kosmetyczkach, ani nie zeszły z niego napisy, ani się ono nie podrapało. Sztyft wykręca się bez zarzutu, nie wsuwa i nie wysuwa się sam (oj, już miałam takie gagatki :/), a także posiada bardzo dla mnie wygodny, ukośnie ścięty koniec. Sam produkt ma idealny poziom twardości, gdyż nie "rozmaśla się" na ustach, ani nie jest zbyt twardy. Po prostu idealnie po nich sunie i można go nałożyć bez żadnego dyskomfortu nawet na pękniętych lub skaleczonych wargach.
Smaku ani zapachu nie jestem w stanie się w owej pomadce doszukać, ale szczerze powiedziawszy, ani jednego, ani drugiego zupełnie mi nie brakuje. Do wyboru mamy pięć odcieni, nawiązujących do kwiatów ogrodowych ;) Tak więc możemy kupić sobie pomadkę dzielącą nazwę z Azalią, Kamelią, Aksamitką, Różą, lub po prostu "Ogrodową", co jak domniemam rozumieć należy jako coś kwiatowego :P Ja zdecydowałam się na nr 2, czyli "Camellia". Jest to odcień, który po prostu wpada w landrynkowy róż, ładnie podbijający kolor warg (w dodatku u każdego wygląda inaczej!) i świetnie nadający się dla fanek tego typu odcieni ;) Intensywność koloru oczywiście można stopniować, oraz co ważne, nawet gdy z ust zejdzie warstwa szminki, pozostanie na nich "wgryziony" w naskórek kolor :) Działa więc ona na zasadzie tintu i na moich wargach wytrzymuje około 4 godzin, równomiernie blaknąc.
Co jednak z kwestiami pielęgnacyjnymi, o których wspomina producent? Szczerze powiedziawszy, ja byłam nimi mocno zawiedziona. Wiem, moje usta są bardzo kapryśne, ale na dobrą sprawę pomadka ta raczej wysuszała moje wargi aniżeli nawilżała. W dodatku często miałam problem z podkreśleniem suchych skórek. Finalnie balsam wylądował więc u mamy i szczerze powiedziawszy wcale nie mam ochoty do niego wracać, mimo iż na zdrowych ustach wyglądał bardzo ładnie... Co ciekawe, moja rodzicielka chętnie tego tintu używa i jest naprawdę zadowolona, więc wszystko zależy od Waszych warg.
Podsumowując mój wywód: mimo tego, że pomadka Innisfree Glow Tint Lip Balm ma wiele zalet, ta jedna wada dyskwalifikuje ją u mnie na całej linii. Jest mi przykro, ale nie będę po niej płakać, bo na szczęście znalazła nową, w dodatku zadowoloną z niej właścicielkę ;) Koszt balsamu to około 8.5$ na jolse.
A wy lubicie balsamy koloryzujące? Miałyście może styczność z tą konkretną pomadką? A może zdradzicie mi, jaką pomadkę tego typu wypróbować w następnej kolejności?
Ale fajny kolorek, ogolnie podobaja mi sie takie balsamy, choc w przeszlosci roznie bywalo ;)
OdpowiedzUsuńJa to mam na takie rzeczy fazę już od lat :D
UsuńBardzo śliczny kolorek. 😊
OdpowiedzUsuńTo prawda, kolor ma ładny, choć trochę żałowałam, że nie wzięłam jednak Rose ;) Ale jak i tak poleciała do mamy, to nie ma już znaczenia...
UsuńLubię tego typu balsamy, tego nie znam, fajnie, że trafił zatem do nowej właścicielki :)
OdpowiedzUsuńI w dodatku nowa właścicielka jest zadowolona ;)
UsuńU mnie się super sprawdził, a też mam bardzo wymagające usta:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wiem, dlatego się skusiłam :) a tu zonk xD
UsuńLubię takie balsamy koloryzujące, ale z tym raczej się nie poznam ;/
OdpowiedzUsuńU mojej mamy super się sprawdza, ja mam lipne usta może :P
UsuńFaktycznie taką wadę ciężko jest zaakceptować. Ja bardzo lubię balsamy koloryzujące marki Sephora, a także z przyjemnością sięgam po balsam koloryzujący Miyo.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za sugestię! ;* a swoją drogą, moja mama na ten balsam nie narzeka ;)
UsuńCiekawe czemu u Ciebie się nie sprawdziła a u Twojej mamy już tak...
OdpowiedzUsuńNiestety to co u jednych się sprawdza, nie zawsze będzie odpowiadało komuś innemu :)
UsuńDobrze, że chociaż mama może z niej skorzystać :)
OdpowiedzUsuńA to fakt :)
UsuńRównież lubię takie koloryzujące pomadki - niezobowiązujący kolorek pasuje do wszystkiego... Przyznam jednak, że swojego ideału jeszcze nie mam. Jak znajdziesz swój, to się pochwal, z ciekawością poczytam o nim:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Ja uwielbiam tego typu pomadki Laneige! Pisałam o nich w poście ze swoimi hitami :)
UsuńZ jednej strony kocham tinty, z drugiej nienawidzę. Zwłaszcza jak mają "śliską" a nie "wodną" formułę, bo wtedy mi wyłazi za usta i zostaje plama na bit 4h albo dopóki nie zmyję makijażu. Z drugiej strony to praktyczne, że zostaje ci kolor na ustach, chociaż nie widać na nich ani śladu klasycznej szminki. Tylko jeszcze trzeba znaleźć dobry kolor, bo do mojego koloru ust to jest akurat trudne.
OdpowiedzUsuńMnie normalne tinty tak wysuszają usta, że nawet nie robię do nich podejścia :) Lubię takie pomadki wgryzające się w usta, ale ta średnio się u mnie sprawdziła :P Wolę Laneige :D
UsuńMoje usta na szczęście kapryśne nie są ale wolę jednak jeśli pomadka pielęgnuje.
OdpowiedzUsuńOj, typowo pielęgnujące, to ja zużywam hurtem ;) Ale czasem chce mi się koloru :)
UsuńDawno, dawno temu miałam coś podobnego z Bell - miała żelową formułę i fantastycznie wgryzała się w usta. Ogólnie wszelkie produkty typu tint lubię bardzo :)
OdpowiedzUsuńMnie zazwyczaj takie kosmetyki koszmarnie przesuszają usta :/
UsuńTak jakoś przypuszczałam, że skoro jest koloryzująca, to pewnie słabiej działa :P
OdpowiedzUsuńNo na mnie niestety nie działa :(
UsuńJa do ust używam tylko dwóch rzeczy jeśli chodzi o ich odżywienie i nawilżenie. Pierwsza to Carmex w słoiczku, teraz mam już trzecie opakowanie. Druga rzecz to masełka do ust od Nivea :)
OdpowiedzUsuńJa swoich pielęgnacyjnych ulubieńców już mam :) Ale od czasu do czasu nowości kuszą ;)
UsuńLubię takie fozwrozwiąz, gdyż nawet gdy muszę zrezygnować z matowych pomadek mam szansę nosić kolor na ustach :)
OdpowiedzUsuńJa matowe pomadki noszę na ustach bardzo rzadko ;)
UsuńWysuszenie pewnie i u mnie by ją zdyskwalifikowało :)
OdpowiedzUsuńTylko jak widać ona nie u każdego wysusza usta :)
UsuńSzkoda, że wysusza usta, bo prezentuje się całkiem ładnie :)
OdpowiedzUsuńhttp://the-fight-for-a-dream.blogspot.com
U mnie niestety tak, ale mama jest zadowolona ;)
UsuńA ja w sumie nie lubię koloru na ustach, wyjątek robię dla szminek matowych :) Zwłaszcza pięknych nudziaków :) Bloga obserwuję :*
OdpowiedzUsuńMnie matowe pomadki zazwyczaj strasznie wysuszają usta, więc rzadko ich używam ;)
Usuń