Jak zapewne dało się już zauważyć, azjatyckie esencje i serum, to taki mój mały konik. Właściwie mam z nimi trochę jak z pokemonami i generalnie chciałabym wypróbować chyba wszystkie xD Tym razem jednak, postawiłam na produkt, o którym naczytałam się naprawdę wiele dobrego. Co to takiego? Su:m37 Time Energy Skin Resetting Repair Serum. Czy finalnie się ono u mnie sprawdziło? A może internetowe zachwyty nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością? Zapraszam do lektury :)
Serum Su:m37 Time Energy umieszczono w pięknej, 60-mililitrowej butelce. Jest ona wykonana z perłowego szkła, opalizującego w zależności od kąta padania światła na różowo. Całość wyposażono również w bardzo wygodną pompkę, która bez problemu dozuje odpowiednią dla nas ilość. Szczerze powiem, że biorąc tą buteleczkę do ręki, od razu widać oraz czuć, że mamy w niej małe cacko ;) Kosmetyk zawiera cały wachlarz ciekawych składników i ekstraktów (skład), ale o dziwo producent nie snuje na temat jego działania bajek. Na dobrą sprawę, obiecano nam tylko poprawę kondycji skóry, oraz jej rozjaśnienie dzięki naturalnym fermentowanym składnikom i ekstraktom roślinnym. W sumie to szanuję.
Konsystencja Su:m37 Time Energy Skin Resetting Repair Serum przypomina mi bardzo rzadki, lekko wodnisty żel, który ma tendencje do delikatnego ściekania z palców. Nie stoi to jednak na przeszkodzie w komfortowym nakładaniu produktu na twarz (mnie zazwyczaj wystarcza około 5 pompek przy stosowaniu jej solo). Zapach tego kosmetyku przypomina mi chyba kwiaty neroli. Jest on jednak dość mocny i tak naprawdę nie każdemu może on odpowiadać. Ja w pierwszej chwili nie byłam nim zachwycona, drugiego dnia stwierdziłam, że jednak jest znośny, po kilku go polubiłam, a potem tak się do niego przyzwyczaiłam, że zwyczajnie przestałam go czuć ;) (bo aromat pozostaje jednak chwilę na twarzy). Po nałożeniu kosmetyku, pozostawia on po sobie delikatny film, jednak nawet w te upały nie był on dla mnie uciążliwy. Serum Su:m37 świetnie zgrało się też z moim makijażem. Tak, w przypływie lenistwa, używałam rano i wieczorem wyłącznie jego, więc na dobrą sprawę po półtora miesiąca dobija dna :P
Co mogę powiedzieć na temat jego działania? Zważywszy na to, że był to jedyny produkt pielęgnacyjny poza tonikiem, który stosowałam, serum nie miało łatwego zadania. Jednak już po kilku dniach pokazało, co potrafi (szczerze powiedziawszy byłam zdziwiona, że stało się to tak szybko). Cera najpierw pięknie się rozjaśniła. Z czasem z kolei zaczęłam zauważać, że skóra jest bardziej jędrna, gładsza, nawilżona, napięta w ten pozytywny sposób oraz ja nie mam na twarzy swojego znaku reklamowego - czyli buraczka na policzkach. Na dobrą sprawę producent świetnie spełnił swoją zwięzłą obietnicę: cera jest po prostu piękniejsza! W trakcie jego stosowania zrobił mi się jednak na brodzie pryszcz xD Nie jest to u mnie zbyt częste, ale zauważyłam, że zagoił się, zniknął i rozjaśnił szybciej niż zawsze. Generalnie nie wiem więc, czy uznać to za plus, czy za minus :P
Podsumowując moje wywody: ogólnie jestem z Su:m37 Time Energy Skin Resetting Repair Serum bardzo zadowolona i z chęcią jeszcze bym do niego wróciła, bo zauważyłam, że moja cera naprawdę wyjątkowo się z nim polubiła. Jedynym minusem w całym tym przedsięwzięciu jest cena, wszak na jolse kosztuje ono 58$. Z drugiej strony to jednak koreańska marka premium, więc na dobrą sprawę w jakiś sposób jest ona uzasadniona ;)
Jakie jest Wasze ulubione serum? Używacie koreańskich kosmetyków? Trafiłyście już może na jakiś swój hit? Dajcie koniecznie znać! :)
Ty kochana zawsze potrafisz mnie zaskoczyc kosmetykami (dla mnie) niepowszechnymi. Bardzo ciekawe serum :)
OdpowiedzUsuńPolecam się na przyszłość ;*
UsuńNie znam kompletnie, ale bardzo mnie zaciekawiłaś tym serum :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo ;)
UsuńTo chyba moja ulubiona seria tej marki :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze nie miałam okazji poznać żadnej innej ;)
UsuńUwielbiam wszystko co rozjasnia ! Dobrze że solo też działa :D
OdpowiedzUsuńDziała, działa! W te upały miałam takiego lenia, że nie używałam niczego poza tym, tonikiem i kremem pod oczy xD
UsuńNiedawno przekonałam się do koreańskich kosmetyków za sprawą dwóch maseczek ☺
OdpowiedzUsuńOpakowanie serum wygląda przepięknie 😍
Pozdrawiam
Lili
A co to były za maseczki? :) mnie też to opakowanie strasznie się podoba ;)
UsuńCena średnio zachęca, ale gdy zestawić do tego działanie, do zaakceptowania :). Wizualnie wygląda bardzo ładnie i zdziwiłam się trochę brakiem poematów o działaniu :D
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc - ja też, bo często producenci wznoszą się tam na wyżyny pomysłowości :D
UsuńJa kompletnie nie znam tego serum, ale bardzo fajnie się zapowiada :)) i ma śliczne opakowanie :P
OdpowiedzUsuńMnie też ta buteleczka bardzo się podoba :D
UsuńAch Sum:37....Cały czas sobie obiecuję, że kiedyś odłożę i kupię :D Albo, jeśli ktoś by mnie nim obdarował, nie narzekałabym :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że warto :D albo może zażycz sobie na urodziny, czy coś ;) ja też nie umiem oszczędzać xD
Usuńfajnie zapowiada się to serum, ciekawie czy chociaż odrobinkę rozjaśniłoby moje piegi :P
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak. Moje są po nim mniej widoczne, mimo tego, że aktualnie jest lato ;) niby używam filtrów i się nie opalam, ale i tak zawsze ciemnieją na wiosnę :P
UsuńSmarowałabym :-) Akurat tej marki nie używałam jeszcze ale już słyszałam, że mają fajne kremy pod oczy.
OdpowiedzUsuńAkurat nie miałam z żadnym styczności, ale przez to serum ciekawa jestem też innych kosmetyków :D
UsuńMa piękną buteleczkę :) Ja lubię serum z Wooden Spoon, ale też Biolaven :)
OdpowiedzUsuńTego pierwszego nie znam :) a biolaven to chyba mija ulubiona linia od sylveco ;)
UsuńCzaiłam się ostatnio na jeden z kremów pod oczy sumo (tak je sobie roboczo nazwałam:D), ale ostatecznie wybrałam inne marki:D Niemniej ta jest na liście do wypróbowania i z "dobrą wróżbą" Haha
OdpowiedzUsuńSumo, haha xD no ta marka na pewno jest interesująca, ma kilka ciekawych serii ;)
UsuńMa flakon niczym perfumy :D No ale taka cena zobowiązuje ;)
OdpowiedzUsuńTak, w sumie masz rację :) Perfumy by się go nie powstydziły ;)
UsuńNie znam tego serum i pierwszy raz w ogóle spotykam się z tą marką ;) Wygląda ciekawie, ale rzadko sięgam po sera do twarzy ;)
OdpowiedzUsuńU mnie z kolei dobre serum to teraz chyba podstawa pielęgnacji :)
UsuńJa z kosmetykami azjatyckimi jestem do tyłu i moja przygoda z nimi stanęła póki co na Skin79 ;) Toteż tego serum nie znam i marki również nie kojarzę.
OdpowiedzUsuńA moje ulubione serum to Liq CC wersja Light, mój najulubieńszy kosmetyk ever <3
Brzmi intrygująco, nigdy wcześniej sie z nim nie spotkałam- i ta perłowa butelka :-)
OdpowiedzUsuńMoje ukochane to Night Repair od Estee Lauder
Ma bardzo ładne opakowanie, ja właśnie preferuję takie z pompką. No i ta żelowa konsystencja mmm ;)
OdpowiedzUsuńJa narazie testuje Sulwhasoo first care activating serum ex, ale może w przyszłości tego spróbuję bo wygląda ciekawie.
I jak sprawdza Ci się to, którego używasz? :)
UsuńSkąd Ty bierzesz te fajne kosmetyki:D
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opakowanie, wpada w oko. A działanie, widzę że też zacne!
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Zazwyczaj z Korei Południowej :D
UsuńCena troszkę wysoka, ale widzę, że warto ;p piękne ma to perłowe szkło wygląda bardzo luksusowo :)
OdpowiedzUsuńBrzmi jak prawdziwe cudo! Podoba mi się opisywane przez Ciebie działanie, jak i nietypowe opakowanie! Kto wie, może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńDo Korei to mi trochę daleko ;p muszę się w końcu zdecydować na jakiś azjatycki produkt i sama się przekonać co to za cuda :) Jedyne serum jakie kocham na dzień dzisiejszy to serum z serii Zielona Herbata od naszej rodzimej Bielendy:)
OdpowiedzUsuńA to nie miałam okazji stosować ;)
UsuńTeż uwielbiam wszelkie sera, a o tym wcześniej nie słyszałam ;)
OdpowiedzUsuńKolejny kosmetyk, który mnie zaskoczył :)
OdpowiedzUsuńja właśnie szukam jakiegoś fajnego serum, bo ostatnie, które miałam z skin79 potrąciłam podczas sprzątania łazienki i potłukło mi się w drobny mak:( a zdążyłam je użyć moze z 2-3 razy:(
OdpowiedzUsuńOj, cenowo szaleństwo :D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem zapachu no i czy ten film by mi nie przeszkadzał. Ale efekt, który opisujesz kusi niesamowicie a ostatnio mam wielką ochotę na taki upiększający kosmetyk :)
Zaintrygował mnie ten produkt :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy ten pryszcz powstał faktycznie po tym produkcie. Czasami to przypadek:) u mnie często się tak trafiało. Ale niestety jeżeli jest takie prawdopodbieństwo, że to po nim to raczej się nie skuszę ponieważ mam tendencję do trądziku w tym rejonie.
OdpowiedzUsuń