Nie będę kłamać i mydlić nikomu oczu - do tej pory nie byłam zwolenniczką robienia kosmetyków. Wszystko co wymagało czegoś więcej, niż nałożenia na siebie, zaraz lądowało zapomniane. Dlaczego? Hm... Ciężko stwierdzić. Trochę dlatego, że trzeba się wysilić i coś wymieszać, trochę też dlatego, że nie znałam żadnych przepisów. Dlaczego jeszcze? Dlatego, że średnio wierzyłam w działanie tego typu produktów. I tak tkwiłam sobie w swoim bezpiecznym azylku, aż napisała do mnie Manufaktura Kosmetyczna z propozycją wypróbowania ich peelingu morelowego do samodzielnego przygotowania. Wtedy zaczęła się analiza... Ale to wymieszać by trzeba, nie wiadomo co to będzie, a może do niczego, a może coś jeszcze, albo mnie zje pod prysznicem albo Bóg jeden wie, co dalej. Ciekawość jednak wygrała i postanowiłam spróbować. Tak, świat się kończy, ja Ewelina z nazwiskiem po mężu postanowiłam zrobić coś sama. Stwierdziłam, że najwyżej mi się nie spodoba. A w gruncie rzeczy to tylko krowa nie zmienia poglądów i raz kozie śmierć. I poprosiłam o paczkę...
W ten oto psychicznie trudny sposób, stałam się zakłopotaną posiadaczką Oleju z Pestek Moreli, Peelingu z Pestek Moreli, oraz Witaminy E. Nazwy produktów przekierują Was bezpośrednio do opisu producenta, w razie gdyby ktoś chciał pogłębić wiedzę ;) I paradoksalnie nie będę się skupiać dziś na nich, tylko na tym, co z ich zawartości wyszło...
Witamina E, jako surowiec kosmetyczny, ma postać lekko tłustego, pomarańczowo - brązowego płynu o dziwnym, aptecznym zapachu. Olej z pestek moreli, jak przystało na olej jest tłusty, odżywczy, oraz posiada lekko orzechowy aromat, który można podciągnąć również pod migdały, a z kolei pestki moreli, to zwykły przemielony proszek. I właściwie to koniec. Ale, ale... Po złączeniu składników dzieje się magia!
Po zmieszaniu wszystkiego według przepisu na stronie (1 łyżeczka peelingu, 2 łyżeczki oleju i 10 kropli witaminy E), otrzymujemy gęstą, olejową maź, w której zatopiona jest masa naturalnych drobinek. Po stworzeniu kosmetyku, bez emocji pomyślałam "I już? To naprawdę proste..." - oraz pomaszerowałam pod prysznic. Dopiero tam, zrozumiałam, jak się pomyliłam (a już naprawdę rzadko mi się to zdarza!). Przed użyciem, produkt należy przemieszać, bo olej, który wlewamy do środka wypływa na wierzch, a drobinki moreli, siłą rzeczy spływają na dno. Trochę trudno nakłada się go na ciało, bo potrafi spaść z palców, ale za to można wykonać nim bardzo przyjemny masaż. Muszę przyznać, że mimo niepozornego wyglądu, to jeden z najostrzejszych peelingów, jakich miałam okazję używać ;) Dla fanek porządnego drapanka - polecam gorąco ;) Osobiście średnio odpowiadał mi jego orzechowo - migdałowy aromat, ale przy kolejnym użyciu bez problemu "zabiłam go" olejkiem lawendowym :)
Jeśli chodzi o samo działanie - jestem w szoku. Ale takim bardzo pozytywnym, naprawdę. Peeling nie szczypie, przyjemnie się go używa, a po zastosowaniu - piałam z zachwytu! Skóra była miękka, jędrna, gładka, pięknie nawilżona oraz natłuszczona (mogłam sobie odpuścić balsam na noc ;)), a wszelkie nierówności na przedramionach zniknęły bezpowrotnie. Warto też wspomnieć o tym, że jak wiecie - cierpię na łuszczycę. I czasem peeling wywołuje u mnie ból, albo pogarsza wygląd owych plamek. Tutaj nic takiego nie miało miejsca, nawet miałam wrażenie, że po jego użyciu stan skóry się poprawia - i tu podejrzewam, że może to być zasługa witaminy E. Jednak pal licho to wszystko. W największy szok, wprawił mnie fakt, że pomógł on mojemu mężowi, cierpiącemu na paskudne rogowacenie okołomieszkowe. Walczymy z tym zaciekle od jakichś 9 lat i praktycznie nic nie pomagało. A tu szok (kolejny już) - przy regularnym użytkowaniu jego ramiona są niemal całkowicie gładkie, a skóra nie jest już tak zaogniona...
A teraz znowu pora na kilka moich przemyśleń. Podchodziłam do tego "produktu" jak pies do jeża i nie spodziewałam się fajerwerków, a naprawdę pozytywnie mnie on zaskoczył. Za każdym razem możemy zrobić sobie świeżą porcję, działanie jest wręcz boskie, wydajność bardzo wysoka, a cena - jak za kosmetyk w pełni naturalny oraz genialnie działający - całkiem niezła. (olej to koszt 28zł, peeling 17 a wit. E - 16zł). Ja jestem na tak. Nawet bardzo. A Wy? Robicie same kosmetyki? A może macie jakieś sprawdzone przepisy? Dajcie znać! Z chęcią poczytam, bo sama zobaczyłam, że warto się tym tematem zainteresować ;)
Nie być amatorką = być bardziej zaawansowanym, taka drobna uwaga.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam ręcznie robione maski z glinki i z alg, ale bardziej zaawansowane mikstury typu kremy mnie nie kręcą;)
Chodziło mi tu o to, że nie byłam zwolenniczką, ale fakt, ta amatorka brzmi dwuznacznie ;) Maski z glinki też zdarzało mi się ze trzy razy robić :D
UsuńPrzecież nie byc amatorem jest poprawne 😉można nie byc amatorem sportów, czyli po prostu za nimi nie przepadać :)
UsuńNo właśnie wiem, że poprawne, ale dwuznaczne jak widać ;) Zmieniłam na zwolenniczkę, już będzie bez niedomówień :)
UsuńMikstura jest ciekawa i to bardzo :) ja jedyne co potrafię zmieszać to ulubiony krem z Alterry plus węgiel aktywny, aby zrobić własną maseczkę. Natomiast do innych tego typu projektów talentu u mnie brak :D
OdpowiedzUsuńJa do tej pory nawet tego nie robiłam, szczytem było wymieszanie glinki z wodą a i tak zazwyczaj wszystko wyszło za rzadkie :D Ale ten peeling jest ekstra ;)
UsuńTwój tok myślenia mnie rozwalił:P
OdpowiedzUsuńCzasem mi się zdarza zrobić peeling z tego co mam po prostu w kuchni, ale przyznaje, że nieczęsto mi się chce;)
Cieszę się, że mi się udało :P Ja kuchni i rzeczy typu np jajka na włosy albo coś, to nawet nie tykam :D
UsuńAle ja nie o jajkach, a raczej oliwa z oliwek, olej kokosowy, cukier, olejek pomarańczowy i takie tam;) Jajek i majonezu na włosy też nie nakładam choć zdarzyło się w młodości:P
UsuńWłaśnie do tej pory unikałam tego typu rzeczy, ale chyba jednak trochę tracę :P Fanem oleju kokosowego jest mój brat, to chyba jedyna rzecz, która pomaga na jego ręce... Ja jajek i majonezu na głowę nigdy nie kładłam, zawsze wydawało mi się to okropne, a ja jednak jestem brzydliwa bardzo :P
UsuńJa też brzydliwa, ale lubię ryzyko:D
UsuńNo właśnie ja chyba nie należę do ryzykantów :D Ale chyba poszukam jakiegoś przepisu na peeling kawowy jeszcze...
Usuńmuszę kiedyś spróbować własnej mikstury :)
OdpowiedzUsuńJak już pisałam, ja podchodziłam do tego bardzo nieufnie, ale absolutnie nie żałuję, że dałam się na ten peeling skusić! :) Bardzo polecam, jest super ;)
Usuńsuperowo wyszedł Ci ten peeling! zafundowałaś swoje skórze zastrzyk witaminek :D
OdpowiedzUsuńChyba tak, bo skóra faktycznie wygląda na zadowoloną :)
UsuńMocniejszy od peelingu solnego i nie szczypie to musi byc na prawde super produkt :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory za najostrzejsze uważałam niektóre peelingi solne, ale niestety one mnie szczypią :/ Tutaj mamy połączenie ostrego ździeraka z komfortową pielęgnacją ;)
UsuńOooooczywiscie robię namiętnie :D Brawo, super, chciałabym taki :)
OdpowiedzUsuńTo może polecisz sierocie na tym polu coś ekstra? ;) Masz jakichś swoich faworytów? :)
UsuńPestki moreli to świetne źródło amigdaliny tzw. witaminy B17, która ma działanie antynowotworowe. Ja sobie podjadam tak ze 2 dziennie ;)
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, ja mam wiecznie niedobory witamin z grupy B i lekarz co jakiś czas każe mi je suplementować... Dziś kupię! ;*
UsuńAmbitniejszych kosmetyków bym w domu nie robiła, ale własnoręcznie zrobiony peeling mechaniczny jest ok.
OdpowiedzUsuńJa też mam podobne podejście :) Kremu bym się trochę bała, i trzymanie go w lodówce jest jakieś mało komfortowe jednak ;)
UsuńA ja lubię własnoręcznie kręcić kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńJa do tej pory za tym nie przepadałam, ale jak widać, warto... ;)
UsuńLubię sama od czasu do czasu zrobić sobie peeling z surowców kosmetycznych bądź szybkie serum, ale wszystko do natychmiastowego użycia. Na noc robię sobie taka mieszankę na twarz: kwas hialuronowy 3% mieszam z naturalnym olejkiem nierafinowanym w dłoniach i aplikuję na skórę :) rano super gładka i odżywiona skóra. Polecam, tylko trzeba trafić w odpowiedni dla swojej skóry olej.
OdpowiedzUsuńO, dziękuję Ci pięknie za ciekawy przepis ;*
UsuńWidzisz nie taki diabeł straszny jak go malują :P ja uwielbiam sama robić kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńJa do tej pory nie lubiłam, ale chyba sporo traciłam ;)
UsuńMusze koniecznie zrobic taka miksture :)
OdpowiedzUsuńPolecam, akurat ta jest naprawdę godna wypróbowania :)
UsuńWłaśnie wiele osób ma jakieś obawy przed mieszaniem i potem się dziwi skąd się brały :)
OdpowiedzUsuńMoje jeśli chodzi o kosmetyki do ciała, nie były do końca słuszne ;)
UsuńJa robię sobie w domu peeling kawowy bardzo często więc myślę, że bym sobie bez problemu z nim poradziła :)
OdpowiedzUsuńMasz jakiś konkretny przepis? :)
UsuńPlanuję onrtm wpis na blogu, więc na razie nic nie zdradzam ;-)
UsuńJa też się zbieram do zrobienia czegoś własnymi rękami, ale zawsze jest coś ważniejszego, więc nie wiem co z tego będzie :) Nie mnie jednak zaciekawiłaś mnie tą mieszanką, ponieważ bardzo lubię takie mocne peelingi!
OdpowiedzUsuńOj, ten jest naprawdę mocny! Wygląda niepozornie, ale drapie pierwsza klasa ;)
UsuńSuper naturalny peeling :) Ja też za bardzo nie czaruje sama kosmetyków, ale to fajna sprawa :)
OdpowiedzUsuńFajna, tylko potrzeba trochę wiedzy i umiejętności, zwłaszcza do tych bardziej skomplikowanych mikstur :)
UsuńSuper sprawa zrobić coś samemu z efektem:)
OdpowiedzUsuńDokładnie - słowo klucz to w tym przypadku "z efektem" :)
UsuńPeeling to w sumie dobry kosmetyk na pierwszy raz z domowymi recepturami :) Ja takie do twarzy jeszcze kupuję, ale do ciała to już tylko kręcę sama, głównie z kawy :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, peeling okazał się całkiem prosty :) Chociaż mnie i tak jeszcze przerażają produkty do twarzy :D
UsuńJa to leń jestem... Przypuszczam, że jestem na tyle zdolna, że bym sobie poradziła, ale... no właśnie :) Choć nie powiem, czasem zdarza mi się takie ekspresowe DIY! Nie przepadam za olejkami do ciała, więc mieszam je z cukrem i mam ekspresowy peeling :)
OdpowiedzUsuńJa też jestem leniem :D Rozumiem Cię doskonale ;)
UsuńDomowe peelingi to jeden z bardzo niewielu kosmetyków, który zdarza mi się zrobić samej. Zwykle stawiam na miksy kawy lub cukru z olejami :)
OdpowiedzUsuńChyba muszę wypróbować jeszcze peeling kawowy, tyle osób go poleca, że aż się zaciekawiłam ;)
UsuńKiedyś często robiłam własnoręcznie kosmetyki, a Biochemia Urody była moim ulubionym sklepem. Teraz kupuję gotowce, ale zrobiłaś mi ochotę na domowy peeling cukrowy!
OdpowiedzUsuńO, ja czasem zamawiałam tam hydrolaty - ale to ze 100 lat temu ;) Innych rzeczy już się bałam :P
UsuńJedynie glinki sama robię. Ten peeling mnie ciekawi, bo lubię takie mocne zdzieranie. Nie dla mnie żele peelingujące, ja muszę czuć, że naprawdę zdarłam martwy naskórek.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie TAK! Peelingu jeszcze nie robiłam. :)
OdpowiedzUsuńLubię działąnie moreli
OdpowiedzUsuńŚwietna zabawa! Ja też muszę ci się przyznać, że nie lubię żadnych robionych kosmetyków, tzn. sama się tym zajmować, nie kręci mnie to, ale twój post zachęca do tego. :)
OdpowiedzUsuńZdarza mi się robić jakieś maseczki na włosy i peeling cukrowy do ciała i to tyle :D
OdpowiedzUsuńja nie mam cierpliwości do robienia samemu kosmetyków.....
OdpowiedzUsuńKiedyś coś sama robiłam, a teraz jestem zbyt leniwa, by rozrabiać kosmetyki :D
OdpowiedzUsuńTeż robiłam ten peeling, bardzo dobrze działał na moją skórę. Mam podobne problemy jak Twój mąż :)
OdpowiedzUsuńJa sie boje samodzielnie robionych kosmetykow - to nie dla mnie :P
OdpowiedzUsuńJa będę chciała kiedyś spróbować zrobić krem, ale czy wyjdzie - oto jest pytanie :) lubię tworzyć samodzielnie kosmetyki, nawet te z gotowych zestawów, bo czuję się wtedy jak chemik :D
OdpowiedzUsuńFajnie, że kręcisz sama :P Ach jak mi się marzy mała manufaktura, połączona z kwiaciarnią i kawiarnią :P
OdpowiedzUsuńmam gotowy peeling z pestkami moreli i bardzo lubię :) mnie idea kręcenia podoba się, ale nie chce mi się nigdy za to brać :D super, że Ty się przełamałaś :D
OdpowiedzUsuń