Amatorką stosowania balsamów do ciała nigdy nie byłam. Serio... Mam do nich stosunek ambiwalentny, ponieważ z jednej strony lubię uczucie nawilżenia i miękkości skóry, a z drugiej - nienawidzę wszystkiego co tłuste i samego rytuału smarowania też :P Ot, takie ze mnie dziwadło ;) Jednak bywają takie produkty, które wyciągam z szafki z przyjemnością oraz stosuję je do ostatniej kropli, regularnie i codziennie. Jak stało się w takim razie ze Skoncentrowanym Kremem Wygładzającym do Ciała Velvet Harmony Cream z linii Body Art od Dr Ireny Eris? Już Wam mówię!
Krem do Ciała Dr Ireny Eris, znajduje się w plastikowym słoiczku zawierającym 200ml kosmetyku. Jest on wykonany z tworzywa sztucznego, ale urody odmówić mu nie można. Dobry jakościowo surowiec, piękna błyszcząca nakrętka, z której nie schodzi sreberko i trzymająca się całości naklejka... Jest solidnie! :) Szczerze powiem (już chyba kolejny raz), że akurat ja jestem fanką balsamów, kremów i maseł w słoiczkach, ponieważ takie są dla mnie najwygodniejsze i oczywiście tym razem też tak było ;) Zostawmy jednak w końcu opakowanie i przejdźmy do tego, co mamy w środku, wszak to jednak wnętrze jest najważniejsze :D (na jego zużycie mamy pół roku). Zaraz po odkręceniu srebrzystej, lśniącej nakrętki, wita nas luksusowy, wyrafinowany zapach, będący w moim odczuciu połączeniem nut piżowo - kwiatowych. Nie jest on ciężki i w żaden sposób męczący, jednak mój mąż twierdzi, że pachnie on jeszcze rano ;) Z drugiej strony - mnie tak się spodobał, że niech pachnie! ;) Tak dla ścisłości - mąż też go podkrada :P
Wyjątkowo ciekawa jest dla mnie konsystencja owego produktu. Jest to niby gęsty, delikatnie fioletowy, treściwy krem, ale jakby dziwnie sprężysty ;) W każdym razie mi bardzo się ona spodobała, bo łatwo rozsmarować produkt na skórze i całkiem szybko się on wchłania (nie trzeba czekać sto lat na założenie piżamy :P), pozostawiając po sobie lekko wyczuwalny i bardzo delikatny film. Muszę jednak przyznać, iż nie jest on w żaden sposób kłopotliwy, oraz że mnie on nie przeszkadza - a jestem antyfanką wszystkiego co tłuste i klejące, więc Wam też raczej nie powinien (chyba, że ktoś ma jeszcze większe zboczenie na tym polu niż ja :D). Co do wydajności - w moim przypadku jest bardzo zadowalająca, ale nie jestem balsamową paprygą i używam go raczej w nieszczególnie wielkich ilościach (wiecie, żeby jednak nie zaczął się lepić od nałożenia zbyt dużej porcji kosmetyku:P).
Jak zatem z działaniem kosmetyku? Z tego, co wyczytałam, to chyba ma co w nim działać, ponieważ zawiera sporo substancji aktywnych (więcej dowiecie się tutaj), jednak zawartość nie zawsze idzie w parze z działaniem. W przypadku tego kremu jest jednak świetnie. Już po pierwszym użyciu zauważyłam, że z moich nóg zniknęła tzw "mozaika" a po skórze nie można już "rysować" :D Przy regularnym stosowaniu naprawdę odnotowałam ogromny wzrost nawilżenia i odżywienia, dzięki czemu moje ciało było miękkie, elastyczne i gładkie w dotyku. Co ważne, jeśli opuszczę jedną, dwie aplikacje, efekt ten nie znika i skóra nadal jest piękna. A wierzcie mi (lub nie :P) z moją paskudną, przesuszoną powłoką zewnętrzną wcale nie jest prosto :P Zauważyłam też, że moje plamy łuszczycowe po nałożeniu na nich balsamu nie szczypią i nie swędzą, więc to również ogromny plus (bo zdarzały mi się takie kosmetyki, po których myślałam, że zadrapię się "naśmierć" lub zejdę przez swędzenie :P - przepraszam za szczerość :D). Co jednak z obiecanym ujędrnieniem? Według mnie również można zaobserwować ten efekt. Delikatny, ale jednak był.
W ramach podsumowania powiem Wam, że nawet jeśli bardzo bym chciała, ciężko jest mi się doszukać jakichkolwiek wad w tym kosmetyku (no dobra, może cena trochę "boli", bo 89zł to niemało. Mimo wszystko, przy sporej wydajności i wyjątkowo zadowalającym mnie działaniu jestem w stanie ją przeżyć ;)). Jestem też bardzo ciekawa, jak spisują się inne produkty z tej serii i generalnie linie do ciała (bo czeka na mnie jeszcze Spa Resort Mauritius <3 - akurat w Douglas znajdziecie jego, jak i bohatera dzisiejszego posta w ofercie miesiąca). Macie z nimi jakieś doświadczenia? A może już testowałyście linię Dr Irena Eris Body Art? Dajcie znać!
P.S. Jeśli macie ochotę poczytać o innych produktach z tej serii, zajrzyjcie do innych Dziewczyn: Bogate serum antiaging do ciała opisała Kasia, Lekkie mleczko nawilżająco - odżywcze testowała Agnieszka, Regenerujący krem do rąk Monika, a Intensywny krem ujędrniająco-regenerujący do biustu zagościł u Eweliny :) Miłej lektury! ;*
P.S.2 Dajcie proszę znać, czy mój post pojawił się u Was na liście czytelniczej. Mam z tym jakiś problem, mam nadzieję, że jedynie dziś :(
P.S.2 Dajcie proszę znać, czy mój post pojawił się u Was na liście czytelniczej. Mam z tym jakiś problem, mam nadzieję, że jedynie dziś :(
Piękny zapach i świetne dzianie, dobry wybór :)
OdpowiedzUsuńP.S bardzo ładne zdjęcia.
A dziękuję bardzo, miło mi ;*
Usuńzapach rewelacyjny:-)
OdpowiedzUsuńTo prawda ;) Też go lubisz? :)
UsuńOj, jak ja nie lubię się smarować :) A jeśli jeszcze trzeba czekać z ubraniem się - tym gorzej! Dlatego u mnie ostatnio króluje żel ślimakowy z The Saem, ale ten balsam wydaje się być idealny (no może oprócz ceny ;))
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię, ale czasem trzeba, przynajmniej z moją skórą ;) Żele aloesowe mi się też dobrze sprawdzają, ale one niestety tak nie nawilżają ciała jak Dr Irena Eris... Muszę zerknąć jeszcze na to, co polecasz :)
UsuńCena dość wysoka, ale jestem skłonna zapłacić więcej za dobry produkt, który spełnia obietnice producenta :)
OdpowiedzUsuńTutaj tylko ujędrnienie jest delikatne, ale jeśli chodzi o odżywienie i nawilżenie przy jednoczesnym zachowaniu lekkości konsystencji to tu jest idealnie! :)
UsuńJa pewnie też bym go polubiła tym bardziej że lubię się smarować wszelakiej maści specyfikami a jak dobrze działają to już w ogóle rewelacja :) tylko ta cena... :P
OdpowiedzUsuńNo niestety cena nie jest zachęcająca, ale jak to zwykle - bywają ciekawe promocje, więc warto na nie polować! ;)
UsuńJa z kolei bardzo balsamiczna:) lubię rytuały i smarowanie się tym i owym:) Nawet jak produkt jest trochę cięższy to mi nie przeszkadza - pod warunkiem, że ma inne zalety, czyli np dobrze nawilża, ładnie pachnie etc:) Z tego miałam kiedyś miniaturkę, ale jeszcze w starej odsłonie. Dzięki ze biuścik:)
OdpowiedzUsuńA nie ma za co ;) Ja właśnie wiem, że Ty bardzo lubisz, ja z kolei jakoś tak niekoniecznie :P Twarz ok, ale ciało jak np jest tłuste i się klei, to koniec :D Najchętniej poszłabym pod prysznic. Ale są takie kosmetyki, których lubię używać :) (ten między innymi :P)
UsuńŚwietny post :)
OdpowiedzUsuńBArdzo ciekawy blog :)
Obserwuję i Zapraszam rowniez do mnie : http://zapteczkifarmaceutki.blogspot.com
Dzięki :) wpadnę napewno ;)
UsuńJeszcze nigdy nie miałam nic tej firmy :)
OdpowiedzUsuńJa ją bardzo lubię, sama też często kupuję kosmetyki tej firmy, mam do nich zaufanie ;)
UsuńPierwszy raz czytam o tym balsamie :)
OdpowiedzUsuńTak, to chyba mało popularny produkt ;)
UsuńPost wyświetlił mi się na liście :)
OdpowiedzUsuńBaaaaardzo dziękuję Ci za informację, miałam dziś niemały problem z publikacją, co zazwyczaj się u mnie nie zdarzało :( mam nadzieję, że to tylko jednorazowy przypadek ;)
UsuńMyślę, że tak lekka konsystencja by mnie nie zapchała, bo produkt ze względu na odżywienie bardzo kusi :)
OdpowiedzUsuńNa ciele? Mój mąż ma tendencje do trądziku na plecach, ale nic niepokojącego nie zauważyliśmy, a również go używa ;) Jedynie muszę dodać, że nie codziennie :)
UsuńSzczerze czuje się zachęcona do zakupu tego balsamu. =)
OdpowiedzUsuńTo miło :) Ja nie spodziewałam się aż takiego efektu, jest świetnie ;) Zwłaszcza z tym, że jeśli ominie się jedną - dwie aplikacje, to nie odbija się to zaraz na kondycji skóry :)
UsuńWłaśnie przed chwilą czytałam o tym serum na blogu innej koleżanki! Chciałabym go wypróbować :)
OdpowiedzUsuńTo akurat krem nawilżający, ale serum też zbiera świetne opinie :)
Usuńnowy produkt na mojej liscie zakupow :)
OdpowiedzUsuńPolecam, wg mnie warto się na niego skusić - mimo ceny ;)
UsuńOk, już wiem jaki krem miałaś;) Ten krem też mnie kusił mocno;)
OdpowiedzUsuńA z Mauritiusa kupiłam sobie peeling do ciała, choć olejek za mną chodził;) ale na razie peeling wybrałam, bo mam kilka balsamów do zużycia, więc zdecydowałam się na peeling i jestem go bardzo ciekawa:) Pięknie pachnie ta linia:)
Krem wydał mi się dla mojej skóry najbardziej odpowiedni :) Ja znowu z mauritiusa nabyłam żel do ciała, czyli również smarowidło :D Ewelina K. tak zachwalała, że wymiękłam, mimo iż mam tego sporo :P Zapach też bardzo mi się podoba, przypomina mi też trochę mango z TBS :D
Usuńo właśnie, to dobre skojarzenie z tym mango z TBS - oba pięknie pachną. Ja jeszcze chcę ten olejek Mauritius w przyszłości;). Pamiętam, że kiedyś miałam krem Spa Resort Capri, on też pachniał obłędnie:) Cała seria jest super udana:) Body Art też bardzo lubię:). Ewelina też potrafi chwalić, wiem coś o tym;)
UsuńMnie wyjątkowo mocno te dwa zapachy się kojarzą ;) A co do serii Mauritius - ja z kolei zastanawiam się nad peelingiem :)
Usuńfajnie wygląda ten kremik, uwielbiam wszelkiego rodzaju smarowidła do ciała :-)
OdpowiedzUsuńJa z kolei lubię ich działanie, ale smarować się - paradoksalnie już niekoniecznie ;)
UsuńCena naprawdę lekko zniechęca, ale działanie... brzmi super ;-) Obecnie stosuję balsam aloesowy z IR i też sie sprawdza :-)
OdpowiedzUsuńJuż dawno nie miałam nic z Eris. Nie do końca pasują mi składy tych kosmetyków...
OdpowiedzUsuńNie miałam, ale brzmi zachwycająco ;)
OdpowiedzUsuńMam krem do biustu z tej serii i jestem z niego jak najbardziej zadowolona.
OdpowiedzUsuńChyba cała seria jest dość udana z tego co czytam :)
UsuńJeśli pachnie tak samo jak mój krem do biustu, to chyba się kuszę :D
OdpowiedzUsuńNo nie wiem ile w tym prawdy, ale ponoć cała linia pachnie tak samo ;)
UsuńO Body Art ostatnio bardzo głośno, a mnie najbardziej kusi ich krem do biustu :)
OdpowiedzUsuńnie miałam żadnego produktu z dr Ireny Eris
OdpowiedzUsuńWygląda luksusowo!
OdpowiedzUsuńJak tak dobrze działa na suchą skórę to mi by się przydał :)
Szkoda, że nie ma owocowego zapachu (uwielbiam takie), to na pewno bym wypróbowała, skoro tak dobrze działa :)
OdpowiedzUsuńOwocowa jest linia Mauritius :)
UsuńCoś mi się zdaje że on ma nieco inny zapach niż to moje serum, ale pewnie i tak jest piękny. Kurcze aż jestem go ciekawa, bo i ja mam problem z przesuszeniem i tą cholerna "mozaika" na skórze, może by pomógł mi w takim.razie.
OdpowiedzUsuńCo do spa resort miałam olejek z Mauritiusa i ubolewam nad jego końcem i coś mi się zdaje że wyląduje na zakupach w Dagu za niedługo 😊
No ja nie mam jak porównać, ale gdzieś czytałam, że seria ma taki sam aromat :) A "mozaika" jest straszna, ciężko sobie z tym poradzić, jak już się pojawi, przynajmniej na moich łydkach ;)
Usuńmarkę kosmetyczną znam ale nie os0biście ;P
OdpowiedzUsuńJuż mi się podoba :-) Cena faktycznie spora, ale można sobie z niego zrobić prezent, np. urodzinowy.
OdpowiedzUsuńChyba się na niego skuszę!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://loveelyem.blogspot.com/
Nigdy nie miałam żadnego kosmetyku tej marki, ale muszę przyznać że krem prezentuje się bardzo luksusowo :) Z drugiej strony, nie potrzebuję produktów do ciała, bo moja skóra nie jest przesuszona i nic się z nią nie dzieje, ale obietnica pięknego i długotrwałego zapachu kusi :P
OdpowiedzUsuńSakurakotoo ❀ ❀ ❀
To kuszący produkt :D Niektórzy używają balsamu tak profilaktycznie, więc... ;)
UsuńNigdy nie miałam kosmetyków Ireny Eris, ale bardzo podobają mi się ich opakowania i ogólna idea produkcji :D też nie jestem amatorką balsamów, wolno idzie mi ich zużywanie, ale jak już po jakiś sięgam, to wybieram te najbardziej interesujące :D Szkoda tylko, że ma taką wysoką cenę :C
OdpowiedzUsuńMnie też idzie to wolno, ale używam, jak nie to skóra troszeczkę się buntuje ;)
UsuńPrzyznam, że produkt jest ciekawy. Za Ireną Eris nie przepadam, ale jedno czego nie mogę sobie odmówić to serii Spa Resort chociaż boli mnie że Toscany już nie ma :(
OdpowiedzUsuńSzkoda :( Sama jestem ciekawa co to za zapach, bo któryś raz jest wspominany w komentarzach...
UsuńKuszący i przydatny kosmetyk :)
OdpowiedzUsuńCo to jest papryga?! :D
OdpowiedzUsuńTutaj: osoba która paprze i brudzi, mnie chodziło o nakładanie dużej ilości kosmetyku :) Może to ma jakiś gwarowy rodowód, sama już nie wiem, u mnie w okolicy wszyscy tak mówią i znam to słowo od dziecka ;) Ale z drugiej strony znam też migawkę i żulik, a też wszyscy nie wiedzą o co chodzi :D
UsuńJeszcze nigdy nie stosowałam kosmetyków dr Ireny Eris, ale przyznaję, że kuszą mnie choćby swoim ekskluzywnym wyglądem :D Największą jednak ochotę mam na produkty kolorowe, choć coś z pielęgnacji również chętnie bym wypróbowała. Ale ta cena... :/ Niestety produkty do ciała zużywam niczym wodę, stąd niechętnie wydałabym na niego taką kwotę ;)
OdpowiedzUsuńJa niestety ze względu na azs nie mogę odpuścić balsamowania, ale za to trafiłam na taki, który mega szybciutko się wchłania, nie lepi, nie tłuści, dla mnie wystarczająco nawilża i nic mnie po nim nie swędzi - Ziaja, seria AZS. Bardzo go lubię!
OdpowiedzUsuńJeszcze nic nie miałam Irenki,fakt cena trochę wysoka,ale skoro ma działać to warto wydać taką kwotę
OdpowiedzUsuńBardzo mi się opakowanie spodobało! megaaa :)
OdpowiedzUsuńwww.wkrotkichzdaniach.pl :)
Jakoś nie mam za specjalnego doświadczenia z tą marką... Jednak ten krem chętnie bym przetestowała ;-)
OdpowiedzUsuńI zapach i działanie mnie kuszą... szkoda, że cena jest wysoka! Na razie nie mogę sobie pozwolić na tak spory wydatek i to na jeden produkt, który u mnie pewnie skończyłby się dużo szybciej niż u Ciebie, wszak jestem Twoją przeciwnością jeśli chodzi o balsamowanie;)
OdpowiedzUsuńKolejny raz słyszę dobre opinie na temat tego kosmetyku. Może się skuszę!
OdpowiedzUsuńBardzo fajne zdjęcia!
Obserwuję i liczę na rewanż!:)
Pozdrawiam!
http://zohanbloguje.blogspot.com/
Czuję się skuszona. ;)
OdpowiedzUsuńTak, u mnie na liście czytelniczej pojawiasz się. :)
Muszę mieć ten kremik, jestem nim zainteresowana :)
OdpowiedzUsuń