Lubicie olejowe oczyszczanie twarzy? Nie? To dobrze trafiłyście! :D Ja szczerze powiedziawszy - też średnio... Wiem, że oleje dobrze usuwają makijaż, silikony, kremy BB, itd, ale wręcz mnie od nich odrzuca (choć miałam taki jeden, który zużyłam pod prysznicem ;)). Dlaczego? Bo oczy zachodzą mgłą, bo podczas masażu twarzy przy umywalce olej cieknie po łokciach, bo nie i już. Kiedy jednak zobaczyłam olej do demakijażu w formie stałej, czyli Mizon Great Pure Cleansing Balm, pomyślałam że to może być to. Jak zatem skończyła się moja przygoda z tym oto, przewrotnie wybranym kosmetykiem? Zapraszam do czytania!
Balsam Mizon znajdujemy wewnątrz biało-fioletowego kartonika. Osiemdziesięciomililitrowy słoiczek, w którym się on znajduje, jest wykonany z twardego i dobrego jakościowo plastiku. Bardzo podoba mi się w nim to, że naklejka, mimo olejowej konsystencji produktu, nadal znajduje się na swoim miejscu. Nie wiem jak Wam, ale jak ja już trafię na coś z olejem, to na 99% zaraz zejdzie mi z tego kosmetyku etykieta :D Taki zezowaty fart ;) Tu na szczęście jest inaczej (wyjątek potwierdza regułę :P). Do balsamu dołączona jest też plastikowa szpatułeczka, którą możemy wygodnie go nabrać i nałożyć na twarz. Sposób użycia też jest banalnie prosty. Nakładamy olej na SUCHĄ buźkę oraz delikatnie masujemy, przy okazji się relaksując ;)
Jeśli chodzi o zapach balsamu - bardzo długo zastanawiałam się, czy on w ogóle pachnie... (I tu należy przedstawić pewien ciąg przyczynowo - skutkowy: jest lato, a latem pylą roślinki, jak pylą roślinki, Inga ma katar, a jak już mam katar, to jak coś jest perfumowane wyjątkowo delikatnie, to tego nie czuję). W końcu jednak mama, która lubi podkradać moje kosmetyki, oświeciła mnie, że olej ma bardzo, ale to bardzo delikatny aromat kwiatów (choć ja jak mówiłam - nie czuję go :P jednak staram się walczyć z tym złem dzielnie ;) Tutaj znajdziecie sporo informacji, jak sobie z katarem radzić :)). Przełomowa dla mnie okazała się formuła kosmetyku. Balsam ma stałą konsystencję, nie przelewa się w opakowaniu i bez problemu możemy zabrać go ze sobą w podróż. Zawartość trochę przypomina mi masło, pozostawione na blacie w kuchni. Jest mięciutka, delikatna i bardzo przyjemna w użyciu. Z kolei po nałożeniu na suchą twarz, zaczyna zmieniać się w lekką emulsję. Niestety jednak - nie ma nic za darmo :( Kosmetyk na pierwszym miejscu w składzie ma "mineral oil" i choć dalej znajduje się mnóstwo wartościowych olei, to jest w nim także parafina, którą średnio lubię, mimo iż akurat mnie zupełnie nie szkodzi (ale warto także wspomnieć, że mojej mamie ze skłonnością do zmian trądzikowych olej ten również nie zapchał). Dlaczego? Ponieważ jest to jedynie pierwszy etap demakijażu! :) Według instrukcji na opakowaniu, po wykonaniu masażu i zmyciu make-up'u, należy przemyć twarz wodą oraz umyć jeszcze raz pianką, lub żelem do demakijażu (tak powinno zmywać się wszystkie kremy BB, cięższe, silikonowe podkłady i bazy, aby nie mieć problemów z zapychaniem. Ja potem, dla pewności używam jeszcze płynu micelarnego, a potem toniku :D).
Jak zatem kosmetyk zdał egzamin (który w moim przypadku nie jest dość prosty, nie każdy kosmetyk radzi sobie z kremem BB, grubą warstwą tuszu, kreską eyelinerem, i czasami jeszcze bazą oraz fixerem, którego używam, gdy wychodzę na imprezę)? Muszę przyznać, że bardzo dobrze. Właściwie nie mam już co zmywać po użyciu balsamu, mimo iż producent tworzył go z przeznaczeniem do wstępnego oczyszczania cery. U mnie bezproblemowo rozpuszcza tusz do rzęs, eyelinery oraz podkłady, jednocześnie nie powodując nieprzyjemnego uczucia "widzenia za mgłą". Raz, w ramach testu, zaraz po jego użyciu przetarłam twarz płynem micelarnym. Co się okazało? Że była całkowicie czysta, jedynie w okolicy oczu, zaplątały się dwie malutkie grudki tuszu do rzęs. Mimo to jednak, zgodnie z zaleceniami producenta, stosuję jeszcze żel do mycia twarzy :) Warto też wspomnieć, że cera podczas jego używania nie ma takiej tendencji do przesuszania, a jednocześnie widać, że jest naprawdę dobrze oczyszczona, bez uczucia ściągnięcia.
W ramach podsumowania, muszę stwierdzić, że mimo tego, iż kosmetyk zawiera w sobie parafinę, dobrze się u mnie spisał i był bardzo przyjemny w użytkowaniu. Myślę, że warto go wypróbować, jeśli szukacie podobnego produktu, a też nie przepadacie za płynnymi olejami. Balsam kosztuje 69zł tutaj (na stronie znajdziecie też pełen skład), ale biorąc pod uwagę wydajność, oraz komfort użytkowania, uważam, że mimo wszystko warto :) A za zapisanie się do newslettera Juui.pl, otrzymacie 10% rabatu na pierwsze zakupy ;) Stosujecie wieloetapowe oczyszczanie twarzy? Jak zmywacie makijaż? Lubicie stosować w tym celu oleje? Zdradźcie swoje ulubione sposoby! :)
Zastanawiałam się nad tym balsamem, ale parafina mnie odstrasza. Wolę oleje, które nie mają jej w składzie jak sporo japońskich i Holika Holika Soda Pure.
OdpowiedzUsuńRozumiem, dlatego uznałam, że trzeba koniecznie wspomnieć o jego obecności w składzie :) Nikomu u mnie nie zaszkodził, ale wiem, że niektórzy unikają tego składnika ;)
UsuńOczy zmywam zawsze płynem od Green pharmacy. Tak już się przyzwyczaiłam i nawet nie chce próbować pchać tam olejku. Mam złe doświadczenia. Może z tym produktem bym spróbowała. :D Na razie mam jeszcze olejek Hada Labo, ale już czeka na mnie produkt od It's skin. :D
OdpowiedzUsuńZapasy... :D U mnie Kochana to samo :P Ja oczy zmywam normalnie olejem, lub pianką i poprawiam micelem Garniera ;)
UsuńJa jako pierwszy etap do twarzy lubię olejek Resibo. Jakoś nic mi nie cieknie po łokciach, ale raz strzeliło na bluzkę, a to takie żółte:P A oczy to najchętniej jedynie rękawicą:) Z takich balsamów kiedyś bardzo popularny był Clinique;)
OdpowiedzUsuńClinique nie miałam, ale posiadałam kiedyś TBS i był okropnie twardy :/ A olejków takich normalnych nie lubię, zawsze mam z nimi przygody :P Ja myję twarz na stojąco, nie pochylając się nad umywalką, może to dlatego...?
UsuńE, ja też się nie pochylam:P TBS słyszałam, że niedobry.
UsuńTo nie wiem, no mnie ciekną po rękach i już, wszak nie zmyślam :D Bardzo dobrze słyszałaś, i jakbyś TBS chciała kupić, to usiądź na ławce przed (bo jest akurat :D) i poczekaj aż Ci przejdzie, bo jest straaasznyyy! :P
UsuńWow... zaintrygowałaś mnie :D
OdpowiedzUsuńA to bardzo się cieszę :)
UsuńJeden z nielicznych kosmetyków tej marki, którą polubiłam :)
OdpowiedzUsuńA co nie przypadło Ci do gustu? :)
UsuńPeeling cytrynowy, maska limonkowa, krem pod oczy ze ślimakiem, serum ślimakowe, krem nawilżający non stop. Ogólnie to tylko ten balsam do demakijażu i esencję drożdżową polubiłam :)
UsuńMaskę, krem pod oczy i krem nawilżający mam w zapasach, ciekawe co to będzie ;) Choć każda cera i osoba też ma inne wymagania. No zobaczymy ;) Mam nadzieję, że jednak będzie dobrze, bo czytałam na ich temat również wiele pozytywnych opinii :)
UsuńJa też sporo czytałam. Opinię nie zawsze są prawdziwe. Głównie pozytywne opinię wynikają z współprac. Teraz wiem, że nie warto ich słuchać tylko trzeba zdać się na siebie :) Tylko teraz muszę męczyć się z ich zużyciem :D
UsuńJa akurat mam tu na myśli opinie na wizaz.pl, więc nie wiem, czy są one podyktowane jakimikolwiek współpracami ;) A np. Interendo, która mi tę maskę zarekomendowała, kupiła ją na 100% sama ;) I ja wszystkie rzeczy o których teraz mowa również kupiłam za własne pieniądze, poza tym balsamem i kremem Vita Lemon Calming :) (a ten np. podoba mi się, bo ładnie łagodzi moje zaczerwienienia).
UsuńRozumiem. Ja nie miałam na myśli wszystkich blogerek, ale na pewno co niektóre się tym kierują. Bo zauważyłam, że wszystko to, co dostają sprawdza się u nich rewelacyjnie, a jak napiszą, że coś kupią to okazuje się bublem. I tak sobie pomyślałam, że to dziwne :)
UsuńMasz rację, współprace to od zawsze kontrowersyjny temat ;)
UsuńJa nie mam nic przeciwko współpracom, no ale widać kiedy recenzja jest napisana uczciwie, a kiedy tak tylko żeby była (w superlatywach). Uczciwość w wyrażaniu opinii jest najważniejsza :)
UsuńJa generalnie też nie, ale czasem gdy czytam takie recenzje i jest słodko, że aż mdli, to trochę daje do myślenia ;)
UsuńNo właśnie, więc cieszę się że mnie rozumiesz :)
Usuń:)
UsuńMam jeszcze pytanie, co Twoim zdaniem jest warte uwagi ze serii ślimakowej Skin79 (oprócz kremu bb) http://www.skin79-sklep.pl/kategoria/437-seria-snail.html
UsuńPrzykro mi, nie pomogę Ci, bo nic poza BB nie miałam :(
UsuńJa olejów jeszcze nie stosowałam, ale mam w planach zamówić ten z Resibo:) Ten z twojego posta również mnie zainteresował ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o Resibo wiele dobrego, ale się na niego nie skuszę, bo nie lubię olejków w płynie ;) Nie jest on niestety dla mnie... Ale wiem, ze u wielu osób się sprawdza. Ja mimo wszystko wolę ten :D
UsuńNie lubię parafiny w kosmetykach do twarzy, ale dopuszczam ją w produktach, które i tak chwilę potem zmyję. Z tym balsamem postępowałabym tak samo jak Ty - najpierw demakijaż, a następnie przemycie twarzy żelem. Bo w końcu piękna twarz, to ta oczyszczona;)
OdpowiedzUsuńJa tak postępowałam i tak zaleca producent - nie warto nic zmieniać ;) A co do ostatniego zdania: w 100% się zgadzam! :)
Usuńjeszcze nie spotkałam się z takim kosmetykiem
OdpowiedzUsuńKoreańczycy tworzą dużo takich nietypowych cudaczków ;)
UsuńNajwiększy koreański hit wśród balsamów do demakijażu, czyli Banila Clean It Zero, też bazuje na parafinie, a jest bardzo wychwalany. Mam zamiar go wypróbować, jak tylko skończę swój demakijażowi olejek.
OdpowiedzUsuńSłyszałam też o nim i mam zamiar go przetestować :) Mimo wszystko - Mizon jest chyba ciekawym zamiennikiem ;) Jego plus to z kolei bezproblemowa dostępność w Polsce, w przeciwieństwie do Banila Co. :)
UsuńCiekawy produkt. Nie miałam okazji wypróbować tego kosmetyku.
OdpowiedzUsuńJa stosuję dwuetaopowe oczyszczanie skóry- najpierw olej, potem żel ;)
OdpowiedzUsuńI świetnie! :)
UsuńCiekawy produkt, akczkolwiek chyba mnie nie kusi.
OdpowiedzUsuńNie pomyślałabym o takim sposobie demakijażu :P
OdpowiedzUsuńKuszą mnie coraz bardziej te produkty. Od Mizon mam krem ze śluzem ślimaka i sprawdza się świetnie
OdpowiedzUsuńTo bardzo się cieszę :) Na mnie też czeka wersja pod oczy i do twarzy ;)
UsuńOleje stosuję, przede wszystkim jestem fanką kokosowego (może gdybyś go wcześniej schłodziła do stałej konsystencji, to przypadłby Ci do gustu?), często wybieram też płyny micelarne. Właśnie na bloga wjechał post na temat mojej pielęgnacji twarzy, więc jak coś zapraszam serdecznie ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię zapachu nierafinowanego kokosowego :D Rafinowany już może być, choć wtedy ma już chyba trochę gorsze właściwości (choć nie wiem, nie znam się na tym na tyle ;)) Z kolei oleje typowo do demakijażu są w ogóle trochę inne :) A na bloga chętnie zajrzę :)
UsuńJa lubię i olejki do demakijażu i wieloetapowe oczyszczanie twarzy, więc to coś dla mnie:)
OdpowiedzUsuńJak tylko skończę olejek z Resibo, to chyba kupię ten :)
OdpowiedzUsuńChętnie się skuszę, podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńjak działają sleeping mask? wiesz o co z tym wszystkim chodzi?
OdpowiedzUsuńAzjatycki Cukier sporo o tym pisała: http://azjatyckicukier.blogspot.com/2012/05/sleeping-packs-czyli-caonocne-maseczki.html A na przyszłość bardzo proszę, podpisz się choć imieniem, nie lubię zwracać się do ludzi bezosobowo ;)
UsuńKosmetyki Mizon od jakiegoś czasu bardzo mnie kuszą. Jak na razie mam zapasy, ale tylko kiedy ich trochę ubędzie na pewno coś wypróbuję.
OdpowiedzUsuńJeszcze niczego nie miałem z tej marki :(
OdpowiedzUsuńCiekawa propozycja, ponieważ uwielbiam olejowe zmywanie twarzy, może nie koniecznie same oleje, ale produkty na bazie olejów jak najbardziej. Szkoda, tylko, że ma w sobie parafinę, bo ja jej unikam jak ognia, więc na pewno nie kupię tego produktu, szczególnie za tą cenę :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię olejki do demakijażu, więc to samo, ale
OdpowiedzUsuńw formie stałej też mogłabym wypróbować;).
Chciałabym mieć taki balsam do demakijażu i chyba kiedyś sobie sprawie :) A póki co mam olej z Hada Labo i go kocham <3
OdpowiedzUsuńDla mnie to kompletna nowość, nawet o nim nie słyszałam wcześniej :) Ale czuję się oczywiście zaciekawiona :)
OdpowiedzUsuń