wtorek, 21 marca 2017

Dr.G Red Blemish Soothing Ampoule, czyli kilka słów o fatalnych opakowaniach i złośliwości losu

Znacie ten stan, kiedy bardzo chcecie coś zrobić (czy to dla siebie, czy do pracy), i wszystko, co dzieje się dookoła, jest przeciwko Wam? Ja miałam to podczas prób pisania tego posta. Tworzę go od soboty, i ciągle coś staje mi na drodze. A to choroba męża (szukanie lekarza w weekend oraz jeżdżenie po nocach do apteki nie jest dobre, oj nie), a to własna migrena (podejrzewam, że z nerwów), a w końcu już chyba zwyczajny brak weny oraz twórczy leń spowodowany ostatnimi wydarzeniami nie pozwolił mi na terminowe dokończenie posta i na blogu na tydzień zapadła cisza. Cóż, bywa... Miałam jednak dobre chęci i nadal mam, haha :D Po tym małym festiwalu żali, wróćmy jednak do tematów kosmetycznych. Dziś na tapecie znajdziemy koreańską ampułkę, będącą czymś w rodzaju naszego serum, o nazwie Dr.G Red Blemish Soothing Ampoule. Jak się już pewnie domyślacie po tytule - coś jest nie tak z jego opakowaniem. Co? I co z najważniejszym, czyli  z zawartością? Zapraszam do czytania!
Serum Dr.G znajduje się w porządnym, zieloniutkim opakowaniu z pipetą, które mimo, że towarzyszy mi już jakiś czas, zupełnie się nie niszczy. Napisy nadal tkwią na swoim miejscu, wszystko wygląda ładnie... Na pierwszy rzut oka :/ Na drugi nie jest już tak pięknie! Po odkręceniu ampułki, szklana pipeta wykrzywia się na wszystkie możliwe strony, wciska się wgłąb białego "korka" a przy odrobinie nieuwagi, bądź drobnych chęci możemy zostać z opakowaniem w trzech kawałkach. Czyli? Ano z zieloną flaszeczką, szklaną pipetą (nie sięgającą oczywiście do samego dna) i białym "korkonabieraczem". Dobra, coś tu jest nie halo... Pomijam już fakt, że ów guzik do nabierania płynu działa jak mu się podoba, i czasem gdy naciskam go milionowy raz trafia mnie szlag. Na serio. Teraz już po prostu wylewam (a raczej wytrząsam) kosmetyk na rękę - lekarz zabronił mi się denerwować, więc staram się unikać sytuacji stresujących na ile się da :P Sama już nie wiem, czy w przypadku tej ampułki naprawdę stworzono tak fatalne opakowanie, czy ja trafiłam na wadliwy egzemplarz... W razie czego - całość zawiera 30ml i jest ważne 12 miesięcy od otwarcia. 
Jak już wspomniałam - konsystencja serum jest dość gęsta, żelowa i tak naprawdę wcale nie jest prosto wytrząsnąć ją z buteleczki. Za to zielonkawa maź w sam raz nadaje się do stosowania jej w towarzystwie pipety bądź pompki ;) Nie spływa z twarzy i całkiem ładnie się ją rozprowadza. Najlepiej robić to jednak na skórze zwilżonej tonikiem, bądź mgiełką, ponieważ jeśli pominiemy ten krok, kosmetyk gorzej się wchłania i zaczyna się lepić. Jeśli chodzi o zapach - na początku myślałam, że ampułka go nie posiada, jednak po dłuższym czasie stwierdziłam, że chyba jednak z buteleczki czuć lekki, świeży aromat. Wydajność jest całkiem niezła, myślę że kosmetyk starczyłby spokojnie na 2-3 miesiące regularnego stosowania.
Według mnie, ampułka ta jest kosmetykiem uniwersalnym w kwestii stosowania. Co mam na myśli? Bez problemu można stosować ją rano pod makijaż, oraz w pielęgnacji wieczornej, ponieważ jest dość lekka i w moją naczyniową skórę szybko się wchłania. No dobrze. Teraz już wiemy, że opakowanie jest beznadziejne, użytkowanie samego kosmetyku całkiem na poziomie, na co jednak ampułka działa i czy jest skuteczna? Już Wam mówię. Produkt ma za zadanie głównie nawilżyć naszą skórę, rozświetlić i likwidować zaczerwienienia powstające na wrażliwych cerach, dzięki ekstraktom z zielonego kawioru, jabłka i sfermentowanego lotosu (z tego, co zdążyłam wyczytać, fermentacja składników ułatwia wnikanie w głąb skóry). Jak same widzicie - obietnice producenta nie są zbyt wybujałe. Sama jednak przyznam, że jeśli markę z obietnicami ponosi ja zazwyczaj zupełnie w nie nie wierzę, a po drugie - szukałam tylko czegoś co zlikwiduje czerwone, naczynkowe plamy na mojej twarzy.
Jak więc ampułka zadziałała? W towarzystwie nawilżającego kremu ze ślimakiem Mizon, nie robiącego totalnie nic (Red Blemish Dr.G włączyłam do pielęgnacji później więc jestem pewna, że wszystko, co się zadziało, to jego sprawka ;)) poskutkowała praktycznie od razu. Już po pierwszym zastosowaniu na noc, cera była ukojona a zaczerwienienia mniejsze. Z czasem jej stan coraz bardziej się poprawiał, wzrósł poziom nawilżenia, skóra stała się gładka, jędrna i rozświetlona, zaczerwienienia zniknęły całkowicie i przestały mnie nękać na dobrych kilka miesięcy. Niestety po odstawieniu stan mojej skóry wraca już do swojej niezbyt pięknej "normy", więc naprawdę mam okazję dogłębnie zaobserwować ile ampułka robiła...
W ramach podsumowania powiem Wam, że mam co do ampułki Red Blemish Soothing Ampoule Dr.G ambiwalentne uczucia. Z jednej strony jej działanie naprawdę bardzo mi się podobało, a z drugiej opakowanie jest naprawdę totalnie beznadziejne i nie wiem czy za 122zł w cenie regularnej jeszcze będę miała ochotę się z nim męczyć... Zobaczymy. Na razie jednak, to najskuteczniejszy kosmetyk na zaczerwienienia jaki miałam okazję poznać - zamknięty niestety w niewygodnej buteleczce. Błagam, stwórzcie może coś z pompką?! :D A Wy? Znacie jakieś kosmetyki, które dobrze się u Was sprawdziły, ale ich opakowanie totalnie odstrasza od ponownego zakupu? A może znacie tę ampułkę i Wasze opakowanie wcale nie jest kłopotliwe? Albo znacie inne, świetne serum na zaczerwienienia? Dajcie znać!

73 komentarze :

  1. Chyba jakieś przesilenie wiosenne bo ostatnio też odnoszę takie wrażenie. Z pisaniem co prawda nie mam problemów, ale blogger uwielbia publikować moje wpisy z opóźnieniem lub wcale.
    No popatrz, a opakowanie wygląda tak sympatycznie;) Mnie szlag trafia przy opakowaniach peelingów W&B, lubię je, ale te toporne słoiki to nie wiem chyba dla Strong woman ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to jakaś kompilacja pecha i dramatyzmu chyba nastąpiła :D Blogger to wgl paskudny psotnik, więc ja się już nie dziwię, mam wręcz wrażenie, że z moimi robi to samo :P Opakowanie jest tragiczne, jakbym kiedyś miała ochotę na powtórny zakup, to chyba zawartość przeleję w coś innego, bo wykończyć się można :P A słoiki peelingów W&B są niewygodne w stosowaniu, to samo jest z Yum Yum Cleanser Skin79, na który narzekałam parę miesięcy temu. Masakra :D

      Usuń
    2. U mnie jeszcze problemy z alarmem wróciły i tak np o 3 w nocy wyje:/ Jeszcze jakieś problemy z zasypianiem się pojawiły, musiałam kupić melatoninę;) coś lipny ten marzec:) A z bloggerem jest coś nie tak i to mocno. Nawet mój dzisiejszy wpis zapytałam Ani o której jej się pojawił i wyszło, że o innej godz niż na mojej liście, a założę się, że gdzieniegdzie w ogóle :P

      Usuń
    3. Taaa, seria niefortunnych zdarzeń :D Ja znowu nie spałam całą noc z pt na sob bo by mi się mąż udusił :P Tęsknię już do wiosny, kwitnących drzewek owocowych, zieleni i kwiatuszków :D Może przegoniłyby tę chandrę ;)

      Usuń
    4. Również się pod tym podpisuje ;) Nic tak nie podnosi ciśnienia niż nieprzemyślane opakowanie kosmetyku. Jeszcze to przesilenie wiosenne i huśtawką pogodowa.. Totalny brak energii i weny. Jeśli chodzi o konkrety to peelingi W&B są fantastyczne ale to opanowanie jest okropne! U mnie często peeling stoi pod prysznicem to po jakimś czasie można się domyślać, jak wygląda to opakowanie.. ;)
      pozdrawiam :))

      Usuń
    5. Taaaak, wiosna nie pomoże na głupie opakowania (hehe :D), ale i tak czekam na nią z utęsknieniem! ;) Może chociaż zdjęcia zaczną wychodzić ładniejsze, te z jesieni od razu bardziej mi się podobają, niż "zimowe" dzieła :P A z tych peelingów W&B pod wpływem wody jeszcze paskudnie odłażą naklejki :/ Również pozdrawiam ciepło! ;*

      Usuń
    6. O tak, "seria niefortunnych zdarzeń" rezerwuję na tytuł wpisu, który za kilka dni heheh. Ja peelingi W&B od razu przelewam do innego słoiczka bo z tego się nie da korzystać:P A ze zdjęciami to masakra. Albo ciemno albo pełne słońce dające żółty efekt. Coś zrzęda ostatnio:D myślałam, że Shiny mi dziś poprawi humorek, ale poczta mnie wykiwała, status bez zmian:P

      Usuń
    7. Seria niefortunnych zdarzeń to tytuł filmu, serialu i książki dla młodzieży, ale tak mi się spodobał, że na stałe zagościł w słowniku :P poza samym tutułem film też jest nawet ok :) Serialu i książki nie znam ;) Shiny do mnie też nie dotarło, może jutro ;) a co do peelingów - nie dziwię się, że je przekładasz do czegoś innego :D

      Usuń
    8. Wiem, znam:) W moim niestety też haha. Zawiodłam się na poczcie hyhy.

      Usuń
    9. A, myślałam że może nie ;) teraz serial ma być na netflix ale obsada już jest inna niż w filmie (jim carrey chyba olał temat :P). U mnie w mieście to poczta wiecznie zamula, więc nie jestem zdziwiona, ale w sumie do ldz to zawsze paczki dochodziły błyskawicznie... Nie dziwię się, że jesteś zawiedziona, też bym była :D

      Usuń
    10. A widzicie mi i w skin 79 i peelingu w&b odpowiadają te słoiki i nie mam problemów z otwieraniem :D chyba jakiś harpagan jestem bo mi to łatwo idzie. W dodatku zostawiam je i wykorzystuje do innych kosmetyków których opakowania doprowadzają mnie do nerwicy :P

      Usuń
    11. Nieźle :D Podziwiam w takim razie szczerze! U mnie najgorsze jest to, że pod prysznicem to robi się śliskie i zupełnie nie mogę tych słoiczków ogarnać ;) Na sucho jeszcze jakiś idzie :)

      Usuń
  2. Ja miałam kiedyś krem ze śluzem ślimaka i zadziałał cuda, ale nie musiałam za niego aż tyle płacić co Mizon :)
    Dobrze, że choć ta ampułka jakoś się spisała lepiej. Podoba mi się opakowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ampułka pod względem zawartości była naprawdę świetna, ale to śliczne opakowanie okazało się koszmarne przy dłuższym użytkowaniu ;) Zdradzisz, jakiego "ślimaczka" używałaś? :)

      Usuń
  3. zupełnie nie znany mi produkt, ale dzięki temu postowi na pewno wypróbuje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie przeszkadzają Ci problemy z opakowaniem, to jak najbardziej polecam :)

      Usuń
  4. MIałam Kiedyś serum hialuronowe z Ava. Fajnie dzislalo ale w ogóle nie dało się go nabierać załączona pipetka. No ale ono kosztowało 20 zl a nie ponad 100 . Sam produkt bardzo mnie zainteresował ale trochę mnie zniechęca ta utrudniona aplikacja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze powiedziawszy - mnie też strasznie to zniechęca. Nerwowo można się wykończyć z tą buteleczką, mimo że teoretycznie zielone uspokaja :D

      Usuń
  5. Ja może się skuszę, jeśli spotkam go na swojej drodze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam ochotę na to cudo ale kuszą mnie sera ze Skin79 które są jednak trochę tańsze i teraz sama mam dylemat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ze Skin79 miałam jedno ze starej ślimakowej serii. Nie byłam zadowolona i to jakoś zniechęciło mnie do dalszych zakupów, ale o wielu z nich słyszałam dobre opinie :)

      Usuń
  7. Jak na zaczerwienienia to coś dla mnie. Nigdy nie słsyzałam o tym produkcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba na razie niezbyt popularna w Polsce marka, choć od jakiegoś czasu ma swojego dystrybutora :)

      Usuń
  8. Opakowanie faktycznie brzmi bardzo zniechęcająco, ale z drugiej strony jestem bardzo ciekawa jego działanie, dla naczynkowców brzmi świetnie. Kosmetyki Dr.G od dawna bardzo mnie intrygują!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dla naczynkowców to naprawdę świetny produkt, ale przez to opakowanie odechciewa się go stosować :( Chyba najlepiej przelać tą ampułkę w coś innego :P

      Usuń
  9. Tej marki jeszcze nie znam, brzmi bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma też świetne kremy BB i już nie ma problemów z ich opakowaniami :D

      Usuń
  10. nie zbyt zachecająco brzmi opis opakowania ;p

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam firmy ale prosukt ciekawy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od jakiegoś czasu marka ma w Polsce swojego dystrybutora i można kupić jej kosmetyki w wielu sklepach internetowych ;)

      Usuń
  12. trudna sprawa. Wkurzające opakowanie i dobre działanie :P w sumie działanie najważniejsze, ale też nie wiem czy za tyle pieniędzy chciałoby mi się bawić z takim ustrojstwem :)

    OdpowiedzUsuń
  13. za taką cenę to wszystko powinno być na tip top

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie znam, ale wzbudził moje zainteresowanie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz naczynkową cerę, to jest wart zainteresowania, zdecydowanie! :) Tylko w razie czego - opakowanie jest beznadziejne, ostrzegam raz jeszcze :P

      Usuń
  15. o Dr G słyszę dużo dobrego, muszę w końcu skusić się na jakiś produkt :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jestem za niech stworzą coś z pompką! ;p zazwyczaj testując produkty z pipetką, też muszę się męczyć z jej nadmiernym naciskaniem ;p szkoda, że tak fatalnie działa aplikacja produktu :( Co do samego serum to nie mam jakiś szczególnych zaczerwień więc nie wiem czy u mnie jego stosowanie miało by jakikolwiek sens, cena też troszkę wygórowana <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ewidentnie produkt nie dla Ciebie, jeśli nie masz problemów z naczyniami ;) na moje zaczerwienienia działał jednak wspaniale... Gdyby nie ta głupia flaszka :D

      Usuń
  17. Przyjemnie czytało się Twoją recenzję, a gdy doszłam do momentu w którym napisałaś, że wylewasz produkt na rękę, bo lekarz zabronił Ci się denerwować, to aż się zaśmiałam :) Ja nie wiem, czy wystarczyłoby mi cierpliwości do tego opakowania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, u mnie tylko naga prawda :D Mniej nerwów kosztuje "wytrząśnięcie" serum na rękę, niż korzystanie z tej koszmarnej pompki! Nie wiem kto ją wymyślał :/

      Usuń
  18. Opakowanie tego cuda brzmi koszmarnie. Ja mam podobnie z serum z Eveline. Nie dość że galareta to jeszcze pipeta nie wciąga,a na twarzy nie działa, wię używam inaczej,aby zużyć. Nie wiem kto wymyśla takie "cudowne" opakowania 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tego gagatka z Eveline nie kojarzę... Ja mam wrażenie, że to miało tylko fajnie i innowacyjnie wyglądać, a że zupełnie nie zdaje egzaminu w praktyce, to już nieważne :/

      Usuń
  19. Markę znam wirtualnie, kusili mnie chyba kremami bb :) W temacie tych opakowań nie takich, to miałam kiedyś jakąś ciężką maskę w tubce, w ogóle nie chciała wyłazić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, dla odmiany kremy BB są ekstra <3 Zwłaszcza ten Bright+ Super Light Brightening Balm w wersji Super Light (czyli jaśniejszej) ;) Pisałam jego recenzję jakiś czas temu ;)

      Usuń
  20. Odpowiedzi
    1. No niestety, mało przyjemna jak na taki "opakowaniowy" bubelek ;)

      Usuń
  21. Za taką kasę, to już by się mogli postarać z opakowaniem. Pompka by wszystkich uszczęśliwiła! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak sądzę. Za te pieniądze jest słabo ;) Dobrze, że chociaż działanie jest na poziomie :P

      Usuń
  22. Odpowiedzi
    1. W sensie z opakowaniem? To słabo skoro tak - miałam cichą nadzieję, że może moje po prostu jest wadliwe lub uszkodzone...

      Usuń
  23. Faktycznie jak za te pieniądze i całkiem okej działanie powinni coś ogarnąć jeśli chodzi o opakowanie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie... A wystarczyłaby zwykła pompka ;)

      Usuń
  24. Mnie też ostatnio jakiś brak weny dopadł. Z jednej strony czasu mam (niby) dużo, z uwagi na tymczasowe bezrobocie ;) Z drugiej jednak, sporo ostatnio jeżdżę po lekarzach, więc gdzieś mi ten czas umyka. Niby mam wrażenie, że robię dużo różnych rzeczy, moje codzienne listy "to do" mają po kilkanaście pozycji, a pod koniec dnia mam poczucie, że w sumie to nic nie zrobiłam. Magisterka stoi w miejscu i nie mogę się za nią zabrać. Mam wrażenie, że gdy pracowałam 8 godzin dziennie, lepiej organizowałam sobie czas. Mam nadzieję, że Twój mąż czuje się już lepiej! Jeżeli chodzi o dobry kosmetyk w fatalnym opakowaniu, to chyba nie przychodzi mi nic na myśl (choć na pewno coś by się znalazło). Ale nie dziwię się, że jesteś rozdarta wewnętrznie, czy masz ochotę się dalej "użerać" z tym jakże skutecznym dziadem, bo przyjemność ze stosowania też jest ważna, szczególnie gdy się niemało płaci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd ja znam te wszystkie rozterki i problemy dotyczące weny, chęci i zdrowia ;) (siedzenie w kolejkach i dojazdy zajmują mnóstwo cennego czasu i powodują chandrę - przynajmniej u mnie ;)). Mgr na szczęście poszedł mi w miarę ładnie (więc tego i Tobie życzę ;*), ale za to lic - jak krew z nosa :D A mąż ma zapalenie oskrzeli i na razie jest jak było a mogłoby w końcu zacząć przechodzić :P A już w temacie kosmetyków: żeby tą ampułkę stosować, to trzeba zaopatrzyć się w inne opakowanie :/

      Usuń
    2. U mnie też, mam już tego tak dosyć, że olałabym już to wszystko ;) U mnie chyba na odwrót, licencjat zrobiłam za pstryknięciem palców, ale może dlatego, że miałam fajny i oryginalny temat - pisałam 95% z głowy, a promotorka i komisja nie bardzo się na tym znali, więc nie mogli zbytnio podważyć tego, co mówiłam :P Wypytywali o wszystko, ale bardziej chyba z ciekawości, niż z chęci przeprowadzenia obrony :D A z magisterką achhhh... nuda :D Ciężko się zmobilizować, by napisać cokolwiek :D O jeny, to nie można tego zbagatelizować, koniecznie musicie to doleczyć, bo potrafią być powikłania potem. Ściskam Was :*

      Usuń
    3. Ja w akcie wkurzenia na służbę zdrowia raz olałam temat, ale chyba nie jestem z tego dumna i generalnie nie polecam :P A co do studiów, to czasem mam wrażenie, że tak jest... Jak raz pójdzie jak z płatka, to potem trzeba i tak swoje "odrobić" :P A męża leczymy, ma kolejny tydzień zwolnienia :/

      Usuń
    4. Dobrze, że chociaż ma zwolnienie :) Niech zdrowieje :*

      Usuń
  25. Też miewam taki stan i to ostatnio zwłaszcza, chociaż u mnie to zazwyczaj niespodziewane godziny pracy wypadają. Ciekawa ta ampułka ale szkoda, że z pipetą jest taki problem i że efekt nie utrzymuje się dłużej, ja tak mam z kremem klairs rich moist - niby wydaje się, ze już jest koniec produktu - rozkrajam opakowanie na pół, a tam jeszcze połowa kremu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W godzinach pracy to może być jeszcze bardziej frustrujące :(

      Usuń
  26. Pomimo problemów z aplikacją bardzo chętnie przetestowałabym ten produkt na sobie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam produkt jest na poziomie :) A w sumie można przelać go w coś innego ;)

      Usuń
  27. Ha ha ha.. trzymaj się zaleceń lekarze i się nie denerwuj :-D Takie cudaczne pipety i w innych markach zawodzą.. już lepiej dać zwykły "czopek" gumowy :-D ale producenci chcą być oryginalni i doprowadzają nas wzmożonego wypadania włosów :-P
    U mnie bardzo fajnie sprawdza się serum z witaminą E z Liqpharm. Jeśli jednak jesteś związana z tym serum to kup np na allegro szklane opakowanie z tradycyjną pipetą z jakieś 3 zł i przelej produkt ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja jestem przygotowana i trzymam sobie elegancką flaszeczkę, umytą w zmywarce i zdezynfekowaną po innym kosmetyku, w razie czego ją wykorzystam :) A życie ma to do siebie, że nerwów chyba się nie uniknie :P O tym serum, które polecasz chętnie poczytam, bo niestety go nie znam ;)

      Usuń
    2. ja robię tak samo.. fajniejsze szklane opakowania zachowuję, bo mogą się przydać i przydają się :-D
      Serum bardzo fajne. Wygoiło podrażnienia (z małym wysypem) po maseczce w ciągu dwóch dni :-) Do recenzji jeszcze mi brakuje bo niedawno otworzyłam ale u innych dziewczyn z pewnością znajdziesz recenzje.. w zasadzie z negatywną recenzją się nie spotkałam :-) Serum nazywa się LIQ Ce Serum Night 15% Vitamin E i jest dosęepne w aptece gemini za 61,99zł :-)

      Usuń
  28. Wszystko na spokojnie ;) Ja od czasu do czasu mam migreny i znam ten ból;/ Coś strasznego ...
    Produktu niestety nie znam :) Miłego weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  29. zaczerwienienia mniejsze? się chyba muszę tym produktem zainteresować ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. Produkt na zaczerwienienia to cos jak najbardziej dla mnie. Tego natomiast nie mialam :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo mi miło, że chcesz do mnie zaglądać i czasem zostawić po sobie komentarz ;* Jeśli zaobserwujesz mojego bloga: daj znać! ;) Na pewno Cię wtedy odwiedzę :)