środa, 28 września 2016

Dr Irena Eris Provoke Sun Illusion Collection, czyli rozświetlamy jesień

W życiu nie pomyślałabym, że tydzień potrafi zlecieć tak szybko. Od momentu opublikowania ostatniego posta właśnie tyle minęło, a ja w międzyczasie "zaliczyłam" otwarcie sklepu Mac w Manufakturze (jeśli lubicie oglądać zdjęcia z takich eventów, zapraszam tutaj), wyjazdowe wesele z poprawinami, wycieczkę do Krakowa, oraz walkę z domowym ruterem, bo ostatnie dni strajkował nam internet i po prostu nie przyszedł do pracy :P Kiedy jednak w końcu usiałam do komputera, pomyślałam, że w związku ze zbliżającą się promocją -49% w Rossmannie (bodajże 30 września zaczyna się ona rabatem na kosmetyki do ust) i obecności w co niektórych szafy Provoke, warto byłoby napisać o czymś, co kochają wszyscy - edycji limitowanej! Nie wiem jak Wy, ale ja kiedy słyszę "limitka", to oczy mi się świecą, mózg zaczyna fiksować i myślę, jakby tu dokonać zakupu czegoś, czego nie może mieć każdy - taka magia edycji limitowanych. Zatem czy warto polować na Provoke Sun Illusion? Już Wam mówię!
Cała kolekcja Provoke Sun Illusion składa się z pudru sypkiego, rozświetlacza i cieni/kredek do powiek w dwóch kolorach. Od czego zacznę? Od końca, czyli od Cieni do Powiek w Kredce Eyeshadow Pencil nr1 oraz nr2 oczywiście. Mają one formę eleganckiego ołówka, do którego dołączona jest temperówka i gąbeczka do rozcierania. Ja osobiście stosowałam je jedynie jako rozświetlacz pod łuk brwiowy (do czego idealnie nadawał się u mnie nr1), ale moja mama wypróbowała je w roli kredki, oraz cienia. Jak się sprawdziły? Jako rozświetlacz, nr1 ładnie rozjaśniał łuk brwiowy lub kącik oka, był bardzo trwały. W roli cienia oraz kredki, również ołówki sprawdziły się bardzo dobrze, ponieważ na opadającej powiece mojej mamy wytrzymały cały dzień, zapewniły dobre krycie i ze względu na miękkość - łatwo było je rozprowadzić. Ja osobiście nie lubię kredek - wolę eyelinery, ale mama będzie ich używać (bo są bezzapachowe i nie uczulają jej jak wiele innych tego typu produktów). Jeśli macie na nie ochotę, kosztują 59zł za sztukę, w nadchodzącej promocji oczywiście o połowę taniej. I moim zdaniem - warto :)
W roli "gwiazdy" kolekcji występuje Rozświetlacz w Kompakcie Sun Shimmer, znajdujący się białej, eleganckiej puderniczce z lusterkiem, charakterystycznej dla produktów tej marki. Produkt posiada piękne tłoczenie, składające się z dwóch odcieni, których ułożenie przywodzi mi na myśl słońce :) Rozświetlacz bardzo delikatnie pachnie, ale zupełnie nie przeszkodzi to w użytkowaniu nawet wrażliwcom. Jaki efekt możemy za jego pomocą osiągnąć? Właściwie każdy :D Od lekkiego, satynowego, codziennego połysku, po imprezowy, spektakularny glow. Dzięki satynowej konsystencji łatwo go nałożyć i stopniować efekt, bez obaw o osypywanie.
Warto również wspomnieć w jego przypadku o tym, że rozświetlacz zawiera malusieńkie drobinki (które jednak wyglądają elegancko i z klasą), oraz posiada typowo złoto-szampański odcień, lepiej prezentujący się na cerach ciepłych (jeśli wolisz chłodne rozświetlacze, zerknij w stronę odpowiednika ze stałej kolekcji Provoke Star Shimmer). Za 9 gramów produktu, producent życzy sobie 65zł. Jeśli masz ciepłą urodę i szukasz dobrej jakości rozświetlacza, warto zapolować na niego w najbliższym czasie ;) Ja jednak, ze względu na kolor, wracam do Star Shimmer ;)
Ostatnim z produktów należących do edycji limitowanej Provoke Sun Illusion Collection, jest Puder Sypki Illuminating Loose Powder w odcieniu Natural. Posiada on niezwykle eleganckie srebrne opakowanie z lusterkiem i milutki puszek. Jest z nim tylko mały problem :P Za grosz nie mam pomysłu, jak go używać. Na co wysypać puder? Jak przedostać się przez sitko pędzlem? W końcu wypracowałam sobie metodę, polegającą na odwróceniu pudru do góry nogami, wysypaniem produktu na puszek i wklepanie za jego pomocą pudru w twarz. Ani to fajne, ani wygodne, ani czyste, wszak czasami (przy odrobinie nieuwagi) parapet okienny przy którym się maluję, moja bluzka, oraz opakowanie jest całe w kosmetyku... Ale tak właściwie, to jego jedyna wada ;)
Wykończenie jakie produkt zapewnia, to piękna satyna, która jednocześnie matuje i rozświetla, w dodatku wewnątrz znajdują się maleńkie drobinki, przywodzące na myśl Meteoryty Guerlain. Warto też wspomnieć, iż mimo tego, że puder ten występuje w całym jednym kolorze, to posiada ogromne zdolności adaptacyjne. Dopasował się do mojej porcelanowej karnacji, jak i do znacznie ciemniejszej (bo opalonej po wakacjach) cery mamy. Kosmetyk posiada też masę innych zalet. Jest bezzapachowy, drobno zmielony, bardzo ładnie wykańcza oraz utrwala makijaż, pięknie rozświetla i nie podkreśla suchych skórek. Nie wiem niestety jak sprawdzi się na cerze tłustej, wszak ja sama jestem posiadaczka normalnej - wrażliwej ;) Kosztuje 95zł za 11g. W ramach podsumowania powiem Wam tylko, że mimo trudności przy nakładaniu - to mój ulubiony kosmetyk z tej edycji limitowanej i właśnie jego najchętniej i najczęściej używam, więc z mojej perspektywy - warto w niego zainwestować, choćby dla tego pięknego efektu zdrowej skóry, który nam gwarantuje :)
Z mojej perspektywy trochę szkoda, że cała kolekcja jest przeznaczona typowo dla posiadaczek ciepłej karnacji, jednak coś czuję, że Provoke zrewanżuje to amatorkom chłodnych odcieni już niebawem, czyli zimą :) Z kolei ogólnie rzecz ujmując, to bardzo dobre jakościowo kosmetyki, które mimo średnio dopasowanych do mnie odcieni - zdały egzamin. Teraz, z racji tego, że to kolory zdecydowanie dla mojej mamy, kredki i rozświetlacz wędrują do niej, a ja zostawię sobie swojego ulubieńca, czyli puder ;) Będziecie polować na tę kolekcję w Rossmannie? Coś wpadło Wam w oko? A może znacie już te kosmetyki? Dajcie znać!


czwartek, 22 września 2016

Norel Face Rejuve, czyli słów parę o Żurawinowym Serum Napinającym

Żurawinowe Serum Napinające Norel Dr Wilsz, zabrałam ze sobą dokładnie miesiąc temu na urlop. Wiem, że to może niezbyt roztropne wieźć na wakacje nowy, nieznany wcześniej kosmetyk, jednak ze strony marki nigdy nie spotkało mnie nic złego, więc niewiele myśląc, wrzuciłam produkt do torby. Zachęciły mnie do tego obietnice producenta, który deklarował, że powoduje ono efekt napięcia skóry (a ja akurat miałam mocno widoczne zmarszczki na czole :P) oraz ujędrnienie i uelastycznienie cery dzięki czemu linie ulegają wygładzeniu a twarz odzyskuje młodzieńczy blask. Jak ma się to do rzeczywistości? Czy dobrze zrobiłam, zabierając nieznany mi wcześniej produkt na wakacje? Już mówię!
Serum Żurawinowe Norel zamknięte jest w eleganckim, prostym, szklanym opakowaniu, które zawiera 30ml produktu. Z buteleczki nie ścierają się napisy, pompka nie ma tendencji do strzelania, jednak ma ona dwa niedociągnięcia ;) Ze srebrnej części, z miejsca, w którym plastikowa nakrywka styka się z gwintem sypie mi się srebrna farba :P Po prostu malusieńkimi płatkami, bardzo powoli odlatuje. Kolejna wada to to, że rurka pompująca kosmetyk nie sięga do samego dna :( Z drugiej jednak strony, już teraz mogę Wam powiedzieć, że to jedyne wady tego produktu, jakie udało mi się wychwycić... Dalej będą same "ochy" i "achy" :P
Serum to, polecane jest dla cer dojrzałych i młodych, z przedwczesnymi oznakami starzenia (czyli ogólnie rzecz biorąc - w sam raz dla mnie). Można stosować je rano pod makijaż, pod krem, albo jako "szybki lift bankietowy". No dobrze, trochę teorii było, teraz więc pora na praktykę. Może to mało istotne, ale bardzo polubiłam zapach tego serum. Pachnie ono podobnie jak cała seria, słodko, lekko żurawinowo i aromat ten czuć według mnie tylko podczas nakładania kosmetyku na skórę. Konsystencja produktu jest dość rzadka, lekko żelowa, a przy kontakcie ze skórą zamienia się w jeszcze bardziej wodnistą. Warto wspomnieć o tym, że nie nastręcza ono problemów z rozprowadzaniem. Świetnie współpracuje ze skórą solo, jak i położone na tonik, pod krem, lub pod makijaż. To idealny produkt, niezależnie od sytuacji i pory dnia. Ja stosowałam go dwa razy dziennie, rano i wieczorem, nakładając kilka pompek na twarz i szyję.  Przy takim użytkowaniu wystarcza na około 6 tygodni, więc od biedy mogłabym się przyczepić również wydajności, ale szczerze mówię, że go sobie nie żałuję ;)
Bardzo polubiłam w tym kosmetyku to, że nie lepi się i bardzo szybko się wchłania. Nie muszę długo czekać aż wyschnie, żeby nie przykleić się wieczorem do poduszki, ani rano, przed nałożeniem makijażu. Parę sekund i już! :) Jak w takim razie z działaniem owego serum? Super! Według mnie jest absolutnie świetne i jestem w stu procentach przekonana, że nie będzie to moje ostatnie opakowanie. Pierwsze zmiany na lepsze faktycznie widać już po jednym nałożeniu, ponieważ skóra jest gładsza i w pozytywnym tego słowa znaczeniu - ściągnięta. Przy dłuższym stosowaniu, gołym okiem widać spłycenie zmarszczek (a przez ostatnie trzy tygodnie używałam go właściwie wyłącznie solo, bez jakiegokolwiek kremu), piękne rozświetlenie cery i ujędrnienie skóry. Co ważne - serum jednocześnie skutecznie utrzymywało poziom nawilżenia, a ja mimo niestosowania niczego innego, nie nabawiłam się na twarzy żadnych "suchych placków" :P Produkt ten kosztuje 78zł i możecie go kupić na stronie producenta oraz w internetowym Douglas'ie :)
W ramach podsumowania: Serum uważam za naprawdę świetne i z pewnością zdziałało ono na mojej skórze bardzo wiele dobrego. W dodatku jego cena, w stosunku do jakości jest naprawdę przystępna, co sprawia, że z pewnością jeszcze do mnie zawita. A tak w ramach dygresji - z czystym sumieniem poleciłabym je najważniejszej kobiecie w moim życiu - mamie (bo ona też kocha Norel! :D a serum jest świetne). Znacie kosmetyki tej marki? Może macie jakiegoś swojego ulubieńca? Albo plany zakupowe? Dajcie znać! A ja tymczasem uciekam na oficjalne otwarcie Mac Cosmetics w łódzkiej Manufakturze, razem z Secretaddiction86 ;) 

sobota, 17 września 2016

Inspired By Naturalnie Piękna II, czyli o tym, co nowego tym razem ;)

Ostatnio ekipa Shinybox i Inspired By dosłownie rozpieszcza mnie swoimi nowymi pudełeczkami :) Pewnego pięknego dnia, dostałam maila, że część z blogerek dostanie do testów pudełeczka Inspired By, a jako termin ostateczny nadejścia przesyłek podano zeszły piątek. Powiem szczerze - miałam nadzieję, że trafi i do mnie, jednak gdy nie pojawiło się do weekendu - pomyślałam: może następnym razem ;) W poniedziałek jednak, spotkała mnie niemała niespodzianka, gdyż w drzwiach stanął kurier z paczką dla mnie. Co w niej było? Przyjechał do mnie box z zawartością typowo naturalną! Opinie o rzeczach tego typu, pojawiają się na moim blogu rzadko, mimo że na dobrą sprawę je lubię i szanuję zarówno ideę, twórców jak i same tego typu produkty. Może nie wszystkie z nich są idealnie wegańsko/naturalno/ekologiczne, ale mimo wszystko mniemam, że znajdziemy w nich mniej chemii, niż w drogeryjnej ofercie (przynajmniej mam taką nadzieję, bo mistrzem czytania składów nie jestem ;)). Co więc znalazło się w moim pudełeczku? Czy jestem zadowolona z zawartości? Zapraszam do czytania!
Pierwszą rzeczą, którą wyciągnęłam z pudełka Inspired By Naturalnie Piękna II i od razu obdarzyłam ogromnym zainteresowaniem, był Ultralekki Puder Bambusowy z Jedwabiem Constance Caroll. Kojarzę tę markę z lat bardzo młodzieńczych i powiem szczerze, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, że nadal ona istnieje :D W pudełeczku znalazł się produkt pełnowymiarowy, który ma za zadanie jednocześnie matowić i rozświetlać cerę dzięki zawartości jedwabiu. Takie cuda, to ja lubię! Dzięki zastosowaniu oczaru wirginijskiego, ma działać na cerę antybakteryjnie i łagodząco (mnie przyda się szczególnie to drugie). Koszt? 15zł za 12g. Bardzo cieszę się, że dotarł do mnie w całości, ponieważ na dwóch blogach miałam okazję zobaczyć go rozbitego w pył :(
Drugą rzeczą, która do mnie trafiła, jest Kojący Sztyft Po Ukąszeniach Owadów marki Bioteq (wkładany do pudełek zamiennie ze Sztyftem Przeciw Otarciom, również Bioteq). Szczęśliwie (chociaż może raczej nieszczęśliwie, wszak to swędzące jednak), mam na lewej ręce wielkiego bąbla po ukąszeniu komara, więc od razu przystąpiłam do testów. Co zaobserwowałam? Delikatne chłodzenie, ulgę i po kilku sekundach odechciało mi się drapania świeżego ugryzienia. Mam wrażenie, że skóra goi się też jakoś szybciej, więc jestem z działania sztyftu zadowolona. Gdybyście i Wy chciały wypróbować, z kodem BIOTEQ2016 otrzymacie 10% rabat w sklepie firmowym :) Cena? 15zł za 5.5g. Kolejnym produktem, który znalazłam w boxie, jest Serum Ultra - Regeneracyjne z Kompleksem Ceramidów SheFoot. Nie znam tej marki, ale sporo o niej słyszałam, więc jak tylko zużyję aktualnie stosowany przeze mnie krem do stóp - biorę się za nie :) Obietnica regeneracji, natłuszczenia, nawilżenia oraz łagodzenia brzmi zachęcająco ;) Obecność ceramidów - także! ;) Za 50 ml produktu, zapłacimy około 25zł.
W pudełku pojawiła się również marka Biały Jeleń (bardzo kojarzy mi się ona z moim bratem, bo kupuje sobie wiele kosmetyków tej firmy). U mnie w pudełeczku znalazłam Hipoalergiczną Emulsję do Higieny Intymnej, z czego niezmiernie się cieszę, bo zamiennie pojawiała się ona z żelem do mycia twarzy. A że w kategorii "mycie ryjka" jestem niedogodna niesamowicie, to lepiej w tę stronę :) Z pewnością kosmetyk zużyję, i mam nadzieję, że się polubimy. Producent obiecuje łagodzenie podrażnień, korzystny wpływ na błony śluzowe, oraz zawartość kwasu mlekowego. Kosztuje 16zł za 265ml :) Ekipa Inspired By postanowiła zadbać również o nasze dłonie! Do mnie trafił Krem do Rąk i Paznokci Cztery Pory Roku w wersji Regenerującej, zawierającej kompleks witamin i ekstrakt z Neroli. Szkoda, że zawiera w sobie parafinę, ale z pewnością będę go używać, wraz z resztą domowników. Co jak co, ale kremy do rąk idą u nas równie ekspresowo, co żele pod prysznic ;) Duże opakowanie to w takim wypadku spora zaleta. Mam też nadzieję, że zgodnie z obietnicami producenta, pozwoli nam on odżywić, nawilżyć i wygładzić skórę dłoni :) Według karty, zapłacimy zań około 5zł za 100ml. Pierwszym produktem do pielęgnacji twarzy, i to w dodatku bardzo interesującym, okazał się Vis Plantis Age Killing Effect Serum na Zmarszczki Mimiczne i Głębokie Linie Elfa Pharm. Zawiera ono biomimiczny trójpepdyd biorelaksacyjny, który odpręża i relaksuje spięte mięśnie. Nie powiem, sporo po nim oczekuję i mam nadzieję, że wygładzi moje zmarszczki na czole, bo jakoś wyjątkowo to się jednak nie lubimy ;) Jak tylko wykończę serum Norel, chyba sięgnę po nie... Jako jedyny w pudełku jest produktem wegańskim i kosztuje 35zł za 50ml.
Bardzo ciekawą dla mnie pozycją, okazała się Wybielająca Pasta do Zębów z Mentolem Biopha. Miałam raz ekopastę i co tu dużo mówić - była paskudna... I w smaku, i w kolorze, i w konsystencji, no dosłownie we wszystkim :/ Posiadam spore problemy z nadwrażliwością zębów (po mamusi chyba ;)), więc podeszłam do niej ostrożnie i bardzo pozytywnie się zaskoczyłam. Nie odczuwam dolegliwości bólowych, pasta jest przyjemna w smaku, lekko odświeża, nie szczypie (taaa, mnie pasty potrafią szczypać w dziąsła i policzki, więc używam jedynie zielonego Elmexa, a teraz będę miała dla niego alternatywę). Bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać ten produkt! Ciekawa jestem, czy faktycznie jak obiecuje producent, choć trochę wybieli zęby. Kosztuje 31zł za 100ml, ale wydaje mi się, że jest bardzo wydajna... Drugim produktem do pielęgnacji twarzy, który znalazłam w boxie, okazał się kosmetyk Ava Laboratorium a konkretnie Certyfikowane Organiczne Serum Energetyzujące Pomidor z Ogórkiem. Pomijając fakt, że ciut bez sensu jest pakować dwa "sera" do jednego pudełka, to ja osobiście cieszę się z możliwości wypróbowania go. Dlaczego? Bo kosmetyki tego typu kupuję bardzo często, lubię je testować i przewija się ich przez moje ręce naprawdę wiele. To serum ma za zadanie usuwać drobne zmarszczki mimiczne, redukować głębsze i uelastyczniać skórę, szczególnie tę wrażliwą i przesuszoną (czyli dokładnie taką, jak moja ;)). Kosztuje 35zł za 50ml. Ostatnim już produktem z tego zdjęcia, jest Balsam na Suche Miejsca 3w1 z Masłem Pomarańczowym Oleje Świata Joanna. Od dawna chciałam wypróbować którąś wersję tego produktu, a teraz będę miała ku temu sposobność. Szkoda, że na drugim miejscu w składzie jest parafina (na pierwszym lanolina, oleje niestety są dalej), jednak zauważyłam, że moje plamy łuszczycowe tego typu tłuste mieszanki lubią. Coś czuję więc, że specyfik ten wyląduje na mojej praktycznie niegojącej się już lewej kostce i łokciach, a tam będzie miał naprawdę spore pole do popisu ;) Dziesięciogramowy słoiczek, to koszt 7zł :)
Prezentem dla subskrybentek (prawdopodobnie ze względu na krótką datę przydatności do spożycia), okazał się suplement diety Noble Health Get Slim DayTime. Jest to produkt zapewniający wsparcie w odchudzaniu, utrzymujący prawidłowy poziom glukozy we krwi, dodający energii i pomagający kontrolować wagę ciała. Mimo tego, że ja raczej z tych co cieszą się z każdego kilograma (w październiku, kiedy miałam problemy ze zdrowiem ważyłam 44kg, teraz udało mi się dobić do 49, więc już w sam raz), to paradoksalnie dobrze, że ten produkt się tu pojawił. Dlaczego? Damy go z mamą mojemu lekko otyłemu tacie, bo kiedy chodzimy do apteki po tego typu po suplementy diety (oczywiście dla niego), to Panie Farmaceutki bardzo dziwnie na nas patrzą. Dodam, że mama jest mojego wzrostu, czyli ma 160cm i waży ze 2kg więcej :P Suplement ten kosztuje 50zł za 30 saszetek. Kolejnym prezentem, który do nas trafił, była próbka Swati Ayurveda Bombay Bazaar, ja dostałam do przetestowania Ziołowy Krem Przeciwzmarszczkowy. Ciekawa jestem, co to będzie, nigdy się z tą marką nie spotkałam... Pełnowymiarowy kosmetyk kosztuje 35zł za 50ml, w boxie znalazły się 3ml. ;) Ostatnim i chyba najciekawszym dla mnie podarunkiem, okazał się Puder Matujący Mega Matte Kapok Tree Powder Pixie Cosmetics. Do tej pory nie miałam zbyt wiele styczności z pudrami mineralnymi (Bo z podkładami mineralnymi jakoś się nie wielbimy. Jednak wolę te klasyczne, choć ciekawość była silniejsza i musiałam wypróbować jego również. A i nie wykluczam, że w przyszłości będę je testować dalej :P). Kosmetyk Pixie posiada w swoim składzie nieznane mi dotąd drzewo kapokowe, którego zawartość gwarantuje nam długotrwały efekt. Puder zapewnia optyczne wygładzenie, nie ściąga i nie wysusza cery, oraz wygląda ładnie nawet na mojej - czasem przesuszonej i z pierwszymi zmarszczkami... Ciekawa jestem, jak poradzi sobie przy dłuższym użytkowaniu. Jak z kolei sprawdzi się na cerze tłustej, której jest dedykowany? Któż to wie, nawet nie mam żadnej znajomej z takim typem cery, żeby go przetestować na innym gruncie ;) Koszt? 39.90 za 3.5g. Jeśli macie ochotę go wypróbować, do końca września z kodem SHINY15 otrzymacie 15% rabatu. Zapraszam również na facebooka marki.
Ogólnie rzecz biorąc, znalazłam w pudełku sporo przydatnych rzeczy, które z pewnością będą przeze mnie wykorzystane. W szczególności zainteresowały mnie dwa egzemplarze serum (Ava oraz Vis Plantis), a także pudry: Constance Caroll i Pixie :) Koszt pudełeczka to 119zł na stronie Inspired By, to nie jest już do kupienia, ale właśnie trwają zapisy na trzecią edycję :) Co o nim myślicie? Spodobał Wam się któryś kosmetyk? Lubicie produkty naturalne?

poniedziałek, 12 września 2016

Nowości: Wakacje 2016

W lipcu nie trafiło do mnie zbyt wiele produktów kosmetycznych, ponieważ chyba cały mój budżet poszedł na uzupełnienie garderoby przed urlopem (po zajrzeniu do szafy okazało się, że hula w niej wiatr i jest naprawdę hmm... ubogo - w przeciwieństwie oczywiście do zapasów kosmetycznych). Z tego powodu zrezygnowałam z publikacji posta z raptem bodajże trzema czy czterema nowościami i postanowiłam zrobić wakacyjne podsumowanie zakupów :) Co z tego wynikło? Co do mnie trafiło? Zapraszam Was serdecznie do czytania i (głównie) oglądania!
Jak już wspominałam przy okazji posta o ulubieńcach sierpnia, do łódzkiej Manufaktury powrócił The Body Shop (a, i nawet otworzono w końcu Mac i to wcale nie tego od burgerów :P). Postanowiłam, że będę twardka a nie miętka i nic nie kupię. Owe nic, nabyte przy okazji promocji z okazji otwarcia to Masło do Ciała, Żel pod Prysznic oraz Woda Toaletowa Pink Grapefruit i druga Woda Toaletowa: tym razem o soczystym aromacie Mango. Słaba silna wola to zdecydowanie mój znak rozpoznawczy. Cieszę się, że zarówno mój mąż jak i panie ekspedientki wykazał i wykazały się cierpliwością podczas tych zakupów oraz znieśli moje marudzenie, wybrzydzanie i zastanawianie się na głos co bym chciała i jak to najkorzystniej zakupić :P (promocja była 2 plus 2 ;D)
Wśród wakacyjnych zakupów, nie mogło oczywiście zabraknąć przesyłek prosto z Korei Południowej <3 Przyleciał do mnie między innymi mój ukochany krem nawilżający wszech czasów, czyli Skinfood Facial Water Vita - C. Myślę, że o tym, jak bardzo się lubimy, świadczy fakt, że to już chyba piąty mój słoiczek. Tym razem kupiłam jeszcze mgiełkę do twarzy z tej samej serii :) Jeśli chodzi o nowości, postanowiłam w końcu wypróbować produkty marki Innisfree, które kusiły mnie już od dłuższego czasu. Na początek wylądowałam z The Green Tea Seed Serum, oraz kremem Orchid Gel Cream. Mam nadzieję, że  się polubimy, bo słyszałam o nich trochę dobrego ;)
Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe, trafiła do mnie między innymi kolejna pomadka Longstay Liquid Matte Lipstick nr 8 (seria ta trafiła kiedyś do ulubieńców maja). Chciałam kupić sobie jakiś bardziej wyrazisty kolor na wakacje, i wyjątkowo do sklepu wszedł ze mną mój mąż (zawsze ostentacyjnie czeka na pufach pod sklepem...). Powiedział, że jeśli kupię ten kolor, to mi go zasponsoruje :P Cóż, zgodziłam się i nie powiem, chyba wszyscy mężczyźni zwracają na niego uwagę ;) (choć generalnie nic dziwnego, to największy neon z całej serii :D)  Kolejny produkt do ust, to Water-Full Tint marki Missha w niewiadomym odcieniu, wszak wszystkie informacje na odwrocie napisane są "znaczkami", a koreańskiego niestety nie znam :P W każdym razie, ładnie wygląda, długo się trzyma, ale jednak wysusza usta, więc jeszcze nie wiem, czy się lubimy :/ Może Wy możecie polecić jakiś tint? Trzecie i ostatnie już mazidło do ust, jakie zakupiłam w wakacje, to Pomadka Art Design Collistar, w kolorze nr 9 Fragola. Miałam do wydania bon na 40zł do Douglas i ekspedientka, która zapytała mnie "w czym mogę pomóc?" była nią umalowana. Tak mnie zahipnotyzowała, że niewiele myśląc, zadałam pytanie "co Pani ma na ustach?!" i wyszłam właśnie z nią ;) Do tego skusiłam się jeszcze na kolejny pędzel do eyelinera Maestro 790 r.0 oraz wodoodporny tusz do rzęs False Lash Wings Waterproof L'oreal (spisał się bardzo dobrze, polecam :) Jest naprawdę wodoodporny ;)). Przeżył bez szwanku pływanie w morzu, basen i mega upały :) A na wieczór jeszcze miałam problem, żeby go zmyć :P
Na wyjazd uzupełniłam też zapas ukochanych, i naprawdę idealnych na upał perfum Hermes Un Jardin Sur le Nil (które królowały w ulubieńcach kwietnia, na zdjęciu widać aktualny stan drugiej od tego czasu buteleczki. Kocham ten zapach...).  Do tego wpadł mi do koszyka również Vichy Traitement Anti - Transpirant 48h, który również bardzo lubię, ponieważ jest skuteczny i nie powoduje u mnie żadnych przykrych dolegliwości. Jedyne, co mi w nim przeszkadza to to, że trochę brudzi czarne ubrania, ale lepszego nadal nie znalazłam... Przy okazji jego zakupu, zamówiłam z apteki również dwa szampony Pharmaceris H Purin Oily, czyli Specjalistyczny Szampon Przeciwłupieżowy do Skóry Łojotokowej oraz Hydrabio Mousse Biodermy, ale niestety nie załapały się one na zdjęcie ;)
Jeśli chodzi o kwestię współprac, w sierpniu trafiła do mnie paczuszka od Lirene, w której znalazłam Nawilżający Żel Micelarny z Witaminą E Bio Nawilżenie, oraz Lekki Krem Nawilżający z Witaminą E Bio Nawilżenie, wersja do cery normalnej i mieszanej (jest ich kilka i mogłyśmy powiedzieć którą chcemy. Moja cera ostatnio jest normalna i zależało mi na czymś lekkim na lato, więc zdecydowałam się akurat na ten i nie żałuję ;)). Powiem szczerze, że szczególnie ta druga pozycja zapowiada się całkiem ciekawie :)
Druga i zarazem ostatnia współpraca, której podjęłam się w wakacje, to testy rajstop i pończoch przeciwżylakowych marki Veera. Do tej pory nosiła, kupowała regularnie, i bardzo chwaliła je moja mama, która ma już usuwanie żylaków za sobą. Niestety ostatnio i ja zaczęłam zauważać u siebie na nogach pierwsze pajączki (pomijam już skurcze, bóle i ociężałość), więc szczerze powiedziawszy nosiłam się z zamiarem zakupu podobnych produktów od wiosny (a z racji sporego kosztu jak na rajstopy i pończochy, ciągle odwlekało się to w czasie). Jednak jak widać, nadarzyła się okazja i będę miała okazję sprawdzić je na sobie ;) Jak tylko skończą się ciepłe dni - zaczynam testy ;) (latem chodzę głównie na gołe nogi :)). Gdybyście miały na nie ochotę - my z mamą zawsze kupujemy je w Aptece Gemini (aktualnie trwa wyprzedaż). Pamiętajcie jednak, że im wyższa ilość DEN, tym większa klasa ucisku. Z doświadczeń mojej mamy, polecamy 140 :) 
A teraz zapraszam na mały bonus, czyli moje zakupy urlopowe w drogeriach DM oraz Muller: olejki do kąpieli Kneipp, żele i pianki pod prysznic Balea oraz Biobaza, żel do golenia, kremy do rąk Silk Cream (bo były w koty i serduszka :P), pomadki ochronne, galaretka do ciała udająca balsam (też Balea), pędzelki i szminka Essence (jakbym miała mało), mydełko o zapachu bzu oraz Maybelline Vivid Matte Liquid. Mąż jak to zobaczył, to z deczka się załamał... Ale cóż, żyje się raz, wakacje są też raz (w roku - a w Chorwacji jeszcze rzadziej) więc po obkupieniu siebie i Interendo, zajęłam torbami z drogerii pół bagażnika. Nadmienię jedynie, że to wielkie kombi :P A będąc już przy Patrycji, zobaczcie, co ładnego dostałam w wakacje od niej :)
I to już wszystko na dziś. Trochę tego jest, ale jak zwykle, część z rzeczy dostałam, a i to jednak nowości z całych dwóch miesięcy. Znacie któryś z tych produktów? Lubicie? A może nie? Dajcie znać, co wpadło Wam w oko, czekam na Wasze opinie :)


środa, 7 września 2016

Ulubieńcy sierpnia

Sierpień, pod względem kosmetyczno - pielęgnacyjnym okazał się dla mnie miesiącem dość trudnym. Moja skóra była wyjątkowo sucha, w dodatku zmagałam się z dużym wysypem łuszczycy, miałam styczność z chorwackim słońcem i bardzo słoną wodą. Nie będę ukrywać, przez pół sierpnia walczyłam z plamami (a wyglądałam niczym biedroneczka), a drugie pół - z suchością... Co okazało się skuteczne w tej nierównej walce? Jakie kosmetyki zdały u mnie egzamin? I czy znalazło się też miejsce na makijaż? Zapraszam Was do czytania! :)
Sierpniowym Top Cztery okazały się Masło do Ciała Grejpfrut The Body Shop, Preparat 3w1 Intensywnie Natłuszczający do Ciała Emotopic Pharmaceris, cień do powiek Silky Touch Golden Rose w kolorze 202 oraz krem BB Diamond The Prestige marki Skin79 :)
The Body Shop w sierpniu tego roku otworzył w łódzkiej Manufakturze swój salon, i z tej właśnie okazji zorganizowano tam promocję, podczas której przy zakupie dwóch produktów, dwa tańsze lub w tej samej cenie otrzymywałyśmy gratis. Stwierdziłam, że nie pójdę, byłam twarda - przez tydzień - a że akcja trwała miesiąc, wyszłam ze sklepu bogatsza właśnie o Grejpfrutowe Masło do Ciała i całą torbę innych cudów, a biedniejsza o około 120zł... Ale! Absolutnie nie żałuję zakupu tego produktu ;) Ma wygodne opakowanie (choć może średnio higieniczne), przepiękny zapach grejpfruta, który stosunkowo długo utrzymuje się na ciele i do tego jeszcze świetnie działa :) Ukojenie i odżywienie skóry czuję jeszcze następnego dnia, a przy moim suchym jak pergamin ciele, wcale o to niełatwo. Zdecydowanie polecam, zwłaszcza tę wersję zapachową! ;)
Drugim produktem, który zrobił w mojej kosmetyczce absolutną furorę, i chyba do końca świata będę bić na jego cześć peany pochwalne, jest Preparat 3w1 Intensywnie Natłuszczający do Ciała Emotopic Pharmaceris. Co mnie w nim urzekło? Ano to, że pomógł mi w sierpniu w pozbyciu się ognisk łuszczycy i innych przesuszeń. Tak jak zwykle, poszłam oczywiście do dermatologa, dostałam płyn do smarowania zmian, smarowałam się nim ponad tydzień i cóż... Bez zmian :P W akcie desperacji wyciągnęłam jednak z szafki ten niepozorny słoiczek i zaczęłam smarowanie - na plamki łuszczycowe - najpierw płyn, potem Pharmaceris, a na same przesuszenia - sam preparat 3w1. I co się okazało? Że po dwóch tygodniach stosowania, jechałam na wakacje z piękną, zdrową skórą! Zniknęły wszystkie szorstkie niczym  tarka miejsca i plamy łuszczycowe, na które nie pomagał sam lek. Moje zdziwienie naprawdę okazało się niemałe, a Emotopic z pewnością trafi na stałe pod mój dach :) Polecam go wypróbować wszystkim zmagającym się z podobnymi dolegliwościami :) Trzecim produktem, który stosowałam w sierpniu nader często (bo chyba praktycznie codziennie) okazał się cień do powiek Silky Touch Golden Rose o numerze 202. Ma on piękny, beżowy odcień, który świetnie imituje kolor skóry (i jest taki w sam raz dla bladolicych). W dodatku utrzymuje się on u mnie na powiece pokrytej bazą dosłownie cały dzień, łatwo się go nakłada, bezproblemowo blenduje i nie trzeba namachać się pędzlem, by uzyskać intensywny (o ile taki kolor może być intensywny :P) odcień :) I co ważne - nie jest on brzydkim, płaskim matem, ale śliczną, delikatną satyną :) Z pewnością jeszcze się spotkamy!
Ostatnią, bardzo niedocenioną początkowo, sierpniową perełką (lub wręcz diamencikiem <3), okazał się BB Diamond The Prestige marki Skin79 :) Kupiłam go trochę pod wpływem impulsu, później chciałam sprzedać, tyle że nie znalazł się nań żaden chętny i po przeleżeniu jakiegoś czasu w pudle, w którym trzymam zapasy kolorówki (wstyd się przyznać, ale takie istnieje... jest duże i biało - czarne :P), postanowiłam go otworzyć. No bo co robić, skoro już mnie poniosło, to trzeba się za niego wziąć :D Wycisnęłam odrobinę BB na palec i zobaczyłam przepiękny, bardzo jasny (używam Revlon Colorstay na poziomie Ivory) i neutralny odcień (o co w tej kategorii wcale niełatwo). Po nałożeniu na skórę, okazało się, że idealnie kryje, świetnie się rozprowadza, zapewnia piękny glow, dobrze się trzyma, a twarz wygląda po prostu bosko. Dziś absolutnie nie żałuję, że do mnie trafił, i zastanawiam się, jak mogłam myśleć o tym, by sprzedać swojego aktualnego ulubieńca! :D
I to już wszystko na dziś :) Cztery produkty, to może niezbyt wiele, ale wszystkie z czystym sumieniem mogę polecić. A Wy znacie może któryś z nich? Lubicie? A może wręcz przeciwnie? Dajcie znać, jestem bardzo ciekawa Waszego zdania :) A co zrobiło w sierpniu furorę w Twojej kosmetyczce? :)

piątek, 2 września 2016

Sierpniowy Shinybox, czyli o najnowszej współpracy i pudełeczku Like a Dream

Wróciłam. Z długich wakacji, z tonami zakupów z DM i Muller (na całe szczęście nie tylko dla mnie :P), z lekką opalenizną i z masą świetnych wspomnień. Chyba jeszcze nigdy, jakikolwiek wyjazd nie zleciał mi tak błyskawicznie! (Może dlatego, że było świetnie...? :P) Jednak z racji tego, że teraz pora zabrać się za nadrabianie zaległości, dziś post o sierpniowym pudełeczku Shinybox o wdzięcznej nazwie Like a Dream (a w końcu muszę też pokazać między innymi nowości i ulubieńców sierpnia). Jeszcze w ostatnim miesiącu wakacji, zostałam ambasadorką marki, więc trafiło do mnie pierwsze od ponad roku pudełko. Co w nim zastałam? Jakie są moje wrażenia? Już Wam opowiadam!
Nie będę ukrywać, że bardzo podoba mi się szata graficzna pudełka. Shinybox naprawdę się postarało ;) Łapacz snów, drzewa w tle, delikatny fiolet i skromna biel. Dawno nie widziałam tak ładnego opakowania :D (może stąd dwa zdjęcia :P)
Co zatem z zawartością? Tym razem znalazłam w kartoniku sześć produktów. Oto jakich: Pierwszą z rzeczy, która wpadła mi w ręce, był Szampon do Włosów Kręconych z Chmielem O'Herbal. Jako jedyny kosmetyk z pudełka jest miniaturą, wycenianą na 5zł za 75ml. Co na jego temat myślę? Bardzo źle trafiłam z rodzajem produktu :P Włosy mam proste jak drut i nie zakręci ich nawet lokówka, więc w moim przypadku to niewypał do kwadratu. Aaaaleee... Mój mąż bardzo lubi wszelkiej maści miniaturki zabierać ze sobą na wyjazdy. Już zapowiedział, że kradnie i tą ;) Więc na dobrą sprawę, jednak szampon się przyda :) 
Drugi kosmetyk, to premierowy Intensywnie Nawilżający Krem na Dzień Vita C Infusion 601 Mincer Pharma, mający za zadanie nawadniać, rozjaśniać i wygładzać zmarszczki. Na dobrą sprawę, to coś akurat dla mnie :) Po wakacjach mam masę piegów (mimo filtrów :/), kilka nowych zmarszczek i odwodnioną cerę. I chociaż kremów mam na kilogramy, oraz chyba zaraz będę mogła zacząć je jeść, to ten z pewnością dostanie swoje pięć minut ;) Trzecią rzeczą, jaką znalazłam w pudełeczku, jest Zestaw Witamin i Minerałów Vitotal dla Kobiet. Co  ciekawe, w środku znajduje się kod, dzięki któremu można pobrać audiobooka :) A czy się przydadzą? Jeszcze nie wiem... Skonsultuję z lekarzem czy mogę je wziąć (bo przy moich lekach muszę unikać takich podstawowych rzeczy jak np. wapno, paracetamol lub sok grejpfrutowy), a jeśli nie, bez żalu dam opakowanie w prezencie mamie lub babci ;) Może one zrobią z nich użytek, bo skład  i obietnice producenta brzmią obiecująco :) Koszt? 23zł za 30 tabletek. (ale generalnie sądzę, że tego typu boxy, to nie miejsce na suplementy ;)).
Teraz pora na kilka słów na temat kosmetyku, który najbardziej mnie ucieszył... Co to? Żurawinowy Krem do Rąk Stenders! (w cenie 23zł za 25ml) Bardzo lubię tę markę oraz niesamowicie się cieszę, że nie trafiła do mnie wersja borówkowa :P Kremik ślicznie pachnie, jest mały i zgrabny, więc w sam raz nada się do torebki. Mam wrażenie, że całkiem nieźle wygładza i nawilża dłonie, oraz co ważne przy stosowaniu w dzień: całkiem szybko się wchłania :) Została też do niego dołączona próbka peelingu, wraz z 30% zniżką na linię żurawinową, borówkową a także porzeczkową, ważną do końca września (gdyby ktoś miał ochotę skorzystać, kod brzmi po prostu BERRY, i można go zrealizować w sklepie online oraz stacjonarnie). Kolejnym produktem jest Ekspresowa Odżywka do Włosów Joanna Sweet Fantasy Kokos. Jeszcze jej nie testowałam, ale jeśli chodzi o włosy, lubię wszystko co ekspresowe, a że moje są niezniszczone i na dobrą sprawę zupełnie bezproblemowe (gorzej ze skórą głowy ;)), to prawdopodobnie możemy się polubić. Warto też wspomnieć, że bardzo ładnie pachnie, kosztuje 7zł za 150 gramów oraz była wkładana do pudełeczek zamiennie z Balsamem na Suche Miejsca Joanny, ale akurat odżywka przyda mi się bardziej ;) Ostatni z kosmetyków, który umieszczono w boxie Like a Dream, to Żel pod Prysznic Biały Jeleń. Ja trafiłam na wersję Kremowe Otulenie z korą dębu, dla skóry wrażliwej i alergicznej (czyli w sumie w sam raz). Średnio mnie ucieszył, ale żele idą u mnie jak woda, więc z pewnością wcześniej, czy później sięgnę po niego ja, lub mąż. Mam nadzieję, że się polubimy ;)  Jego koszt, to około 10zł za 250ml.
Jakie są moje ogólne wrażenia na temat pudełka Like a Dream? Muszę przyznać, że kilka rzeczy naprawdę mnie ucieszyło lub zainteresowało, i w sumie tylko z jednej bądź dwóch nie zrobię żadnego użytku, tylko przekażę je komuś innemu. Mimo że na dobrą sprawę box zawierał głównie produkty marek drogeryjnych, to znalazła się w nim też perełka Stenders i ciekawy krem Mincer. Jeśli macie nań ochotę, to chyba jest jeszcze do kupienia na stronie Shinybox ;)