Lubicie naturalne kosmetyki? Ja bardzo, choć może po moim blogu niekoniecznie ten fakt widać. Powiem szczerze, że nawet poświęciłam dziś krótką chwilę na kontemplację tegoż faktu, jednak finalnie nie doszłam do żadnych sensownych wniosków ;) No może poza jednym... Często obawiam się, że kupując kosmetyk typowo naturalny, trafię na bubel. Że przykładowo dajmy na to: krem - będzie tłusty, nieskuteczny, nieprzyjemny w użytkowaniu, i tak dalej. Jak więc spisał się u mnie kosmetyk marki Make Me Bio Orange Energy? Czy okazał się podobny w działaniu do Garden Roses? A może specyfik nadszarpnął moje zaufanie? Już Wam mówię! ;)
Krem znajduje się w skromnym, ale moim zdaniem naprawdę ładnym słoiczku z przyciemnianego szkła, lekko stylizowanym na eko. Całość zawiera 60 mililitrów i jest ważna 6 miesięcy od pierwszego otwarcia. Kosmetyk zawiera wodę z kwiatu pomarańczy, która łatwo przenika w głąb skóry. Działa ona ściągająco, rozjaśniająco i tonizująco, a z kolei oleje (migdałowy i masło shea) zawarte w kremie mają za zadanie odżywiać i nawilżać cerę.
Konsystencja kosmetyku, w przypadku mojego egzemplarza, jest kremowa i gładka, jednak czytałam, że w niektórych z nich, zdarza się wytrącanie oleju ze specyfiku. Ponoć nie wpływa to na jego przydatność do użycia, ale osobiście nie miałam okazji się o tym przekonać. Zapach kremu jest naprawdę cudowny. Mnie kojarzy się z liśćmi i kwiatami pomarańczy. Aromat kosmetyku trwa na skórze przez krótką chwilę, po czym zanika, przez co nie sądzę, aby sprawiał problem nawet osobom wrażliwym na zapachy. Krem wchłania się około kwadransa, pozostawiając po sobie bardzo delikatny, ochronny film (który na szczęście się nie klei, bo jakby tak było, to chyba kosmetyk poleciałby w kąt ;)). Powiem szczerze, że generalnie ta warstewka w zimne miesiące mi nie przeszkadzała, jednak wolałabym żeby wnikanie w skórę się zajmowało mu mniej czasu ;)
Jak działał powyższy krem? Jest to specyfik typowo nawilżająco-natłuszczający, więc nie spodziewałam się po nim fajerwerków, jednak powiem szczerze, że bardzo pozytywnie zaskoczył mnie w jednej kwestii. Świetnie koił on wszelkie zaczerwienienia, których niestety mam na twarzy niemało. Do tego oczywiście zgodnie z obietnicami producenta nawilżał i natłuszczał skórę, przez co wyglądała na ładną, jędrną, rozświetloną i zdrową. Nie zafundował mi również żadnych przykrych niespodzianek, ani nie zapchał mojej cery, jednak generalnie nie mam z tym problemów, więc to tak naprawdę żaden wyczyn ;) Ach, zapomniałabym... To bardzo uniwersalny specyfik, a co za tym idzie, całkiem nieźle nadaje się zarówno pod makijaż, jak i na krem nocny. W ramach podsumowania powiem Wam, że generalnie kosmetyk ten dobrze radził sobie z moją skórą zimą i wczesną wiosną, ale teraz pragnę jednak czegoś lżejszego :) Zwłaszcza zważywszy na film, jaki on po sobie pozostawia, i dość długie (jak dla mnie oczywiście) wchłanianie.
Na sam koniec warto jeszcze wspomnieć o cenie. Ja kupiłam swój egzemplarz w drogerii Ekobieca, w której aktualnie kosztuje 52zł. Myślę, że biorąc pod uwagę zwiększoną pojemność (wszak standardowo kremy mają 50ml a ten zawiera 60) oraz naturalny skład (jest dostępny między innymi na stronie Make Me Bio i pod powyższym linkiem), to całkiem przyzwoity koszt. W każdym razie ja nie żałuję zakupu i odpowiadając na pytanie z początku posta: po raz drugi marka Make Me Bio mnie nie zawiodła.
Znacie kosmetyki tej firmy? A może polecacie coś innego? Macie swoich "naturalnych" ulubieńców? Dajcie znać, chętnie poznam Wasze typy! :)
P.S. To już ostatni moment na wzięcie udziału w konkursie! ;)
Konsystencja kosmetyku, w przypadku mojego egzemplarza, jest kremowa i gładka, jednak czytałam, że w niektórych z nich, zdarza się wytrącanie oleju ze specyfiku. Ponoć nie wpływa to na jego przydatność do użycia, ale osobiście nie miałam okazji się o tym przekonać. Zapach kremu jest naprawdę cudowny. Mnie kojarzy się z liśćmi i kwiatami pomarańczy. Aromat kosmetyku trwa na skórze przez krótką chwilę, po czym zanika, przez co nie sądzę, aby sprawiał problem nawet osobom wrażliwym na zapachy. Krem wchłania się około kwadransa, pozostawiając po sobie bardzo delikatny, ochronny film (który na szczęście się nie klei, bo jakby tak było, to chyba kosmetyk poleciałby w kąt ;)). Powiem szczerze, że generalnie ta warstewka w zimne miesiące mi nie przeszkadzała, jednak wolałabym żeby wnikanie w skórę się zajmowało mu mniej czasu ;)
Jak działał powyższy krem? Jest to specyfik typowo nawilżająco-natłuszczający, więc nie spodziewałam się po nim fajerwerków, jednak powiem szczerze, że bardzo pozytywnie zaskoczył mnie w jednej kwestii. Świetnie koił on wszelkie zaczerwienienia, których niestety mam na twarzy niemało. Do tego oczywiście zgodnie z obietnicami producenta nawilżał i natłuszczał skórę, przez co wyglądała na ładną, jędrną, rozświetloną i zdrową. Nie zafundował mi również żadnych przykrych niespodzianek, ani nie zapchał mojej cery, jednak generalnie nie mam z tym problemów, więc to tak naprawdę żaden wyczyn ;) Ach, zapomniałabym... To bardzo uniwersalny specyfik, a co za tym idzie, całkiem nieźle nadaje się zarówno pod makijaż, jak i na krem nocny. W ramach podsumowania powiem Wam, że generalnie kosmetyk ten dobrze radził sobie z moją skórą zimą i wczesną wiosną, ale teraz pragnę jednak czegoś lżejszego :) Zwłaszcza zważywszy na film, jaki on po sobie pozostawia, i dość długie (jak dla mnie oczywiście) wchłanianie.
Na sam koniec warto jeszcze wspomnieć o cenie. Ja kupiłam swój egzemplarz w drogerii Ekobieca, w której aktualnie kosztuje 52zł. Myślę, że biorąc pod uwagę zwiększoną pojemność (wszak standardowo kremy mają 50ml a ten zawiera 60) oraz naturalny skład (jest dostępny między innymi na stronie Make Me Bio i pod powyższym linkiem), to całkiem przyzwoity koszt. W każdym razie ja nie żałuję zakupu i odpowiadając na pytanie z początku posta: po raz drugi marka Make Me Bio mnie nie zawiodła.
Znacie kosmetyki tej firmy? A może polecacie coś innego? Macie swoich "naturalnych" ulubieńców? Dajcie znać, chętnie poznam Wasze typy! :)
P.S. To już ostatni moment na wzięcie udziału w konkursie! ;)
intrygują mnie te kosmetyki, pięknie sie prezentują :)
OdpowiedzUsuńI są też całkiem niezłe, warto spróbować na sobie ;)
UsuńTa firma jest u mnie na liście do spróbowania, póki co muszę zużyć obecny nadmiar produktów. Z "naturalnych" produktów uwielbiam krem z serii seaweed z The Body Shop chociaż co do ich naturalności nie mam 100% przekonania. Za to polecam firmę love me green - zwłaszcza peeling pomarańczowy i Pat&Rub - balsamy do rąk, zawsze do obu tych produktów z chęcią wracam :)
OdpowiedzUsuńTrafiłaś w mój czuły punkt :D Mam ogromną ochotę na te balsamy do rąk Pat&Rub :) A do TBS niestety nie mam za bardzo dostępu, w Łodzi ku mojej rozpaczy zamknęli ich sklep... A co do naturalności tych produktów - to ja jakoś też nie jestem przekonana ;)
UsuńNigdy niestety nie miałam styczności z tymi produktami, ale po Twojej opini widzę, że jednak warto się za nimi rozejrzeć :))
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz naturalne kosmetyki, to jest to chyba niezła opcja :) Ja nie trafiłam jeszcze na markę, do której chciałabym wrócić, a tu tak się stało ;)
UsuńDopiero od niedawna słyszę o tych kosmetykach, ale bardzo chętnie coś w przyszłości wypróbuję
OdpowiedzUsuńJa mam ochotę jeszcze na krem pod oczy i do rąk :)
UsuńHej, Dziewczyny jest aktualnie promocja -20% na facebooku make me bio jest kod.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, kod to 20%OFF, ważny do 20 kwietnia na stronie producenta :)
UsuńJuż od jakiegoś czasu interesuję się marką Make Me Bio ale nie miałam jeszcze okazji nic przetestować ;) Najbardziej ciekawi mnie ten proszek oczyszczający na bazie białej glinki ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam Na Mojego Bloga Sakurakotoo
A mnie z kolei chyba najmniej ze wszystkiego :) Jakoś do mycia wolę płynne konsystencje ;)
UsuńSłyszałam już o kremie różanym i widzę, że również pomarańczowy jest wart uwagi ;)
OdpowiedzUsuńWart, zwłaszcza na chłodne miesiące :)
UsuńOj kuszący :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie mnie też ich kosmetyki bardzo kuszą :D
UsuńŚwietny, nadaje się dla mnie zdecydowanie :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz suchą albo normalną skórę, to warto wypróbować :)
UsuńKuszą mnie te kremy ostatnio z kilku blogów. Ten sprawdziłby się pewnie jako krem na noc, szczególnie biorąc pod uwagę długie wchłanianie.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że ja też wolałam go jako krem nocny, ale na dzień też zdarzyło mi się użyć tego produktu "parę" razy :)
UsuńMiałam go i ani u mnie, ani u mojej kuzynki się nie sorawdził. Coś mnie w nim uczulało i zapychał mi pory. Myślałam jeszcze nad wypróbowaniem wersji różanej Make Me Bio ale trochę się stracham :P
OdpowiedzUsuńmalgosiazosia.blogspot.com
Szkoda :( Ja nie mam tendencji do zapychania, więc ani pomarańczowy, ani różany tego nie spowodował...
UsuńJuż sama prezencja jest zachęcająca! :-)
OdpowiedzUsuńTo prawda, śliczne są te słoiczki :)
UsuńUwielbiam ten krem :)
OdpowiedzUsuńJuż dobrze ponad rok produkty marki wiszą na mojej chciejliście, ale ciągle jakoś nie było okazji by sie bliżej poznać :) Najbardziej kusi mnie krem różany i puder do mycia twarzy :)
OdpowiedzUsuńRóżany całkiem dobrze wspominam, miał przepiękny zapach! :)
UsuńWizualnie zrobił na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie co do działania, sądzę, że z moją cerą by się dogadał.
OdpowiedzUsuńJeśli jest sucha, bądź normalna, to wysoce prawdopodobne :) Myślę, że w przypadku naczyniowej też zdałby egzamin ;)
UsuńKosmetyki naturalne lubię, ale podchodzę do nich z ostrożnością. Nie zakładam z góry jak wiele dziewczyn (co niesamowicie mnie wręcz śmieszy), że jak skład jest dobry to i działanie będzie satysfakcjonujące. Nie i jeszcze raz nie. Kosmetyk naturalny może być dużo gorszy niż ten "chemiczny", zwłaszcza przy cerze alergicznej jak jest milion ekstraktów z nie wiadomo czego;) Ale może być też super jeśli dobrze się trafi:) Mam teraz krem na noc z tej marki, podzieliłam się nim z Anką i wrażenia są pozytywne. Ale np. pomadka szału nie robiła.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że ja mam dokładnie takie samo podejście, nawet pisałam na początku, że zazwyczaj boję się, że po prostu trafię na bubelka... Choć akurat w przypadku tego kremu się udało, na szczęście ;)
UsuńPowiem Wam szczerze, że ja też podchodzę do takich kosmetyków z lekką rezerwą. Po kilku kremach szczypała mnie twarz. Już wiem na pewno, że np. naturalne szampony w ogóle się u mnie nie sprawdzają.
UsuńChętnie wypróbuje tego kremu, bo ciężko znaleźć mi odpowiedni do suchej cery. Bardzo skusiło mnie to iż jest to kosmetyk naturalny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Myślę, że powinien sobie poradzić z suchą cerą, choć to jak będzie działał, jest zawsze bardzo indywidualne ;)
UsuńMam pytanie odnośnie zakupów internetowych w rossmannie. Orientujesz się może czy jak od 20-go będzie -49% na podkłady itp. to jak będę chciała zamówić coś 20-go z odbiorem w drogeri, to w tej drogerii online można zamawiać już kilka minut po północy czy konkretnie np od 9-10 tak jak są rossmanny pootwierane? Pozdrawiam :]
OdpowiedzUsuńNiestety nie umiem Ci pomóc :( Powiem szczerze, że nawet nigdy nie robiłam zakupów w sklepie internetowym Rossmann...
UsuńBardzo treściwy i ma przyjemne opakowanie :)
OdpowiedzUsuńJa również wolę lżejsze kremy i takie hm bardziej aktywnie działające na skórę. Z naturalnych kosmetyków polecam Organix Cosmetics ich kremy są lżejsze, ale dobrze nawilżają :)
OdpowiedzUsuńJa chętnie wypróbowałabym taki do skóry tłustej :)
OdpowiedzUsuńNie próbowałam jeszcze nic z tej marki, ale opis brzmi całkiem ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńMam ten krem. Kupiłam go stacjonarnie w Helfy w Toruniu. Towarzyszy mi od stycznia i jestem z niego zadowolona. Na cieplejsze dni pewnie się nie nada, ale staram się go zużyć teraz. Tym bardziej, że niedługo kończy mu się data ważności ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że bardzo fajny krem. Lubię jeśli kosmetyki łagodzą cerę np. zaczerwienienia, a tu tak jest, - super:)
OdpowiedzUsuńbardzo fajne efektowne opakowanie ;)
OdpowiedzUsuńja jakoś wybitnie nie skupiam się na kosmetykach naturalnych, nie znam tego kremu :)
OdpowiedzUsuńBardzo go lubiłam :)
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować coś tej marki, ostatnio testowałam kosmetyki Organic Ocean i mnie zachwyciły, więc mam ochotę odkrywać jeszcze więcej naturalnych kosmetyków ;)
OdpowiedzUsuńZapach musi być cudny. Ja takie cięższe kremy używam wieczorem. Jestem niestety zbyt niecierpliwa, żeby rano choćby pięć minut czekać na wchłonięcie. Trzy minuty to maksimum,później kończy się miłość.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo muczo ciekawa marki, bo jeszcze się nie znamy, mimo popularności wirtualnej :D Cudnie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńPo takim opisie aż mam ochotę go kupić :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jakby się sprawdził u mnie ;)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna planuję sobie kupić coś z tej firmy :)
OdpowiedzUsuń