Zaraz połowa marca, a mnie dopiero udało się opublikować post z
nowościami :) Mimo tego, że pozornie może się wydawać, że mam mnóstwo
wolnego czasu, to w praktyce jakoś trochę inaczej to wygląda ;) W lutym
była wygrana w konkursie, była kontynuacja współpracy z Evree, były
zakupy. Pragnę jedynie dodać, iż jeśli chodzi o to ostatnie, to moja
silna wola jest bardzo słaba. Naszła mnie też myśl, że chyba wstyd ten
post publikować :D No trudno, nie przedłużajmy: zapraszam do oglądania!
Zacznę może od mojego osobistego, niekwestionowanego i bardzo przypadkowego hitu: pędzli
Zoeva Rose Golden Luxury Set Vol. 2, o których pisałam już
tutaj.
Są świetne i śliczne, bardzo się cieszę, że udało mi się je kupić. Ale z
racji tego, że o nich już było, nie będę się rozwodzić jeszcze raz :)
W ramach kontynuacji współpracy z
Evree, dostałam do przetestowania najnowszy
olejek do ciała Super Slim.
Powiem szczerze, że zużyłam już około połowy i jestem pozytywnie
zaskoczona! Szybko się wchłania, pięknie pachnie, a i efekty są widoczne
:) Kosmetyki marki
Kneipp wygrałam na
Infinity Blog :)
Dostałam krem do rąk, bio - olejek do ciała, granulki do kąpieli,
próbki, trochę ulotek. Bardzo się cieszę i wszystko chętnie zużyję :)
A teraz dalsza część mojego lutowego szaleństwa.
Krem udoskonalający L'oreal Skin Perfection
kupiłam, by używać go wraz z serum, akurat podczas 40% obniżki w
Superpharm. Cała seria zbiera pozytywne, jak i negatywne recenzje, w
związku z tym, jestem bardzo ciekawa, jak sprawdzi się w moim przypadku.
Mus do ciała Mango Nacomi i moją ukochaną
Hydrabio Mousse Bioderma
(mam drugie opakowanie z rzędu, co jest u mnie niemalże niebywałe),
zamówiłam w aptece Gemini przy okazji zakupu nowego kremu dla męża. Z
kolei
Balsam do ciała Xeracalm A.D. Avene zdecydowałam się kupić w tzw. sytuacji kryzysowej. Trochę na temat tego, jakie są moje pierwsze wrażenia pisałam już
tutaj, ale powtórzę jeszcze raz: to bardzo dobry produkt.
Przybyło mi też trochę myjadeł, bo często wszystko kończy się "na hurra"
;) Postawiłam więc na lubianą przeze mnie i męża Rossmannową markę Welness&Beauty. Trafił do mnie zatem Peeling Mango&kokos, żel pod prysznic Mango&Papaja, sól do kąpieli Herbata&Oliwa, oraz olejek do kąpieli Lawenda&Oliwa. Zakupiłam też polecany na kilku blogach szampon Alterra Papaya&Bambus. Nie spodziewałam się po nim zbyt wiele, ale na szczęście pierwsze wrażenia są pozytywne.
Na przełomie stycznia i lutego, trafiły do mnie też trzy ekokosmetyki.
Szał na lawendę trwa u mnie nadal, więc zdecydowałam się na dwa produkty
marki Alteya Organics. Wybrałam Bułgarską Wodę Lawendową, oraz Nawilżającą Pomadkę z Bułgarską Lawendą.
Kolejnym zapachem "na topie" jest róża ;) Z racji tego, że kiedy go
kupowałam, zima trwała jeszcze w najlepsze postawiłam na treściwy, mocno
nawilżający krem naszej rodzimej marki Make Me Bio Garden Roses.
Używam go od samego początku lutego i na razie nie spowodował żadnych
nieprzyjemnych dolegliwości, a cera wygląda bardzo dobrze.
I moje zamówienie w Yves Rocher. Jak wiadomo, tutaj nie da się kupić jednej rzeczy :D Chciałam jedynie Podkład Wygładzająco - Rozświetlający w kolorze 000 różowy beż, oraz Krem Pod Oczy Riche Creme. Przy okazji wpadła mi jeszcze Baza Rozświetlająca z Wyciągiem z Róży, Żel pod Prysznic Lawenda z Prowasji, Balsam do Ust Malinowy, Krem do Rąk Riche Creme, i Nawilżająca Mgiełka do Ciała z Aloesem. Reszta już zużyta ;)
Na tym zdjęciu można zobaczyć paletkę z Pudrami Konturującymi i Różami Inglot.
Dostałam ją od męża na Walentynki (oczywiście tylko uregulował rachunek
w sklepie, aż tak rozgarnięty, żeby przewidzieć co spodoba się babie
nie jest :P). Przy okazji sprawił mi też zalotkę Inglot. Obok najnowszej edycji limitowanej Dr Ireny Eris ProVoke nie potrafiłam przejść obojętnie. Urocze różyczki zrobiły swoje, i w domu pojawił się Różany Cień i Rozświetlacz (w jednym). Na pierwszym zdjęciu można go zobaczyć wewnątrz :)
Doszło też trochę produktów naustnych, gdyż po remanencie w zapasach
zrobiło mi się sporo nowego miejsca :D A i moje wargi ostatnio wyglądają
jakoś wyjątkowo dobrze, więc szaleję z kolorami (nareszcie!). Jest więc
Wibo Glossy Temptation nr 5, L'oreal Shine Caresse nr 200 (Czerwona, bo mąż się uparł. Zboczenie chyba jakieś, ale dzielnie używam, niech ma :P), Lip Laquer Manhattan 004, Color Sensation Golden Rose nr 104 (są bardzo fajne i jest ogromny wybór kolorów!) i osławione już Velvet Matte Golden Rose nr 07.
Mam czasem na ustach kilka różnych kolorów w ciągu jednego dnia, one
się nie buntują (aż dziwne, może w końcu udało mi się je podleczyć) a ja
strasznie się z tego cieszę :D Szminka i błyszczyk potrafią dać
naprawdę dużo szczęścia :P Zaplątał się tu jeszcze Korektor Nyx HD, w moim przypadku zakrywa chyba wszystko!
Na szczęście to już koniec ;) Życzę Wam zatem jeszcze raz miłego
oglądania (i może czytania też :P) oraz proszę o wyrozumiałość ;) Wszak
nawet Marilyn Monroe mawiała, że pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero
zakupy! :) Miłego dnia, Moje Drogie!