Marka Skinfood, która powstała w Korei (tej Południowej ma się rozumieć), od dawna powoduje u mnie szybsze bicie serca (według producenta czerpią głównie z produktów jadalnych). Jakoś tak po prostu i po ludzku czuję do niej miętę, nawet jeśli jest to nie do końca słuszne. Któregoś razu, podczas zakupów skusiłam się na piankę Skinfood Green Tea Bubble. I tu muszę powiedzieć o swoim małym błędzie. Jest ona przeznaczona do skóry wrażliwej, ale też głównie mieszanej i tłustej. Mimo wszystko, niewiele się przejmując małą wpadką, postanowiłam spróbować. "W najgorszym wypadku oddam mężowi" (wszak ma cerę dokładnie taką, a żele już dawno przestały być fajne, więc kradnie moje pianki. Nie wiem jak Wasi mężowie, ale mój bardzo lubi wynalazki wszelkiej maści ;)).
Piankę otrzymujemy w plastikowym, ale bardzo porządnym, białozielonym opakowaniu z papierową etykietą. Mimo tego, że naklejka jest z takiego materiału, i stoi pod prysznicem, nie rozpuszcza się i nie rozlatuje. Nawet jeśli dotkniemy butelki mokrymi dłońmi, nie grozi jej odpadnięcie od powierzchni opakowania (i bardzo dobrze, nienawidzę tego). Pompka działa prawidłowo, i w sprawny sposób dozuje nam odpowiednią ilość pianki. Butelka się nie niszczy, ani nie pęka nawet w transporcie (przetestowane podczas tygodniowej podróży po Europie. Można nią też umyć ręce). Część napisów jest po angielsku (sposób użycia, filozofia marki "Food Therapy" i te sprawy) a część, łącznie ze składem to język koreański (czyli w Polsce raczej powszechnie niezrozumiały). Ach, zapomniałabym. W butelce znajduje się całe 160 mililitrów kosmetyku do naszej dyspozycji.
Pianka marki Skinfood jest odrobinę inna niż wcześniej używana przeze mnie ta marki Bioderma. Tamta była zupełnie jak bita śmietana, ta z kolei to po prostu zwykła piana (taka jak w wannie po nalaniu płynu do kąpieli :D) którą tworzy dozownik podczas wyciskania produktu. Nie opada ona jednak zbyt szybko i jest przyjemna w użyciu :) Zapach również bardzo mi się podoba, jest delikatny i niemęczący. Określiłabym go jako zieloną herbatę, minimalnie podszytą cytrusami.
Jeśli chodzi o działanie owej pianki, jestem usatysfakcjonowana, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że jest ona stworzona jako bodajże drugi etap oczyszczania (według Azjatek, najpierw należy umyć twarz olejem, a następnie pianką. Potem jeszcze tylko toner, esencja, emulsja, serum, ampułka, krem, sleeping pack i można iść spać ;) Będę próbować!). Używałam zatem pianki zarówno solo, jak również po oleju. I w obu tych kombinacjach spisywała się całkiem przyzwoicie. Dobrze zmywała makijaż i oleje (no może nie zawsze radziła sobie z tuszem, ale nie znam jeszcze nic, co moją naoczną tapetę zmyłoby ot, tak. Tusze i eyelinery mam często nie do ruszenia, więc potrzeba cięższej artylerii do ich zmycia. Za to BB i resztę usuwa dokładnie). Twarz po użyciu Green Tea Bubble jest naprawdę świetnie umyta. Muszę jednak wspomnieć o tym, że bodajże raz, kiedy przypadkiem wprowadziłam ją do worka spojówkowego, zapiekła jak szalona. A co z tym, że nie jest dla mojej cery? Ano w sumie nic. Mojej wrażliwej skóry nie ściąga, nie wysusza, oczy nie pieką po jej użyciu. Nie powoduje żadnych strat, krótko mówiąc (a i mąż z tłustą cerą zadowolony, wszak jak można się było domyślać, jak tylko wraca do domu, uprawia złodziejstwo na potęgę). Foreo Luna również dobrze z nią współpracuje. Cena może nie jest zbyt zachęcająca, bo na ebay i allegro musimy za nią zapłacić 50zł, ale ja jestem z niej zadowolona. Jest wydajna (we dwie osoby, z czego jedna okazjonalnie, w ciągu około półtora miesiąca zużyliśmy 1/3 butelki), dobrze oczyszcza, ładnie zmywa makijaż. Ja jestem zadowolona z zakupu i przyjemnie mi się jej używa, ale nie wiem, czy będę chciała jeszcze raz ją kupić ;) Może spróbuję wersji dla innej cery...? ;) Na przykład z brązowym cukrem? :D
Miałyście może styczność z koreańską pielęgnacją? Albo znacie ich kremy BB? Dajcie znać, co Wam się podobało, a co nie, jakie marki lubicie, a jakich nie ;) Ja lecę szukać nam noclegu nad morzem :D Może uda mi się znalźć coś fajnego i pojedziemy jutro rano :P edit. Środa, 22:40; Udało się, jedziemy o 5:00 rano! :D
Tradycyjnie zapraszam również tutaj: KONKURS
Ja (na razie) nie czuję nic do koreańskiej pielęgnacji:D Choć pianki generalnie lubię:) U mnie niestety wszelkie żele/pianki są mniej wydajne bo w dwie osoby praktycznie zawsze jest to miesiąc lub półtora;)
OdpowiedzUsuńA miejscowość wybrana?:) Miłego wypoczynku!
My do Ustki, ale nie wiem, czy coś z tego będzie :) Znalazłam niby coś, ale pierwsza noc w jednym pokoju a reszta w drugim ;) Szukam dalej, ale może to będzie to ;) A co do azjatyckich kosmetyków, u mnie ostatnio szał, ciągle jakieś paczki z ebay w drodze, nawet mama się wciągnęła :P
UsuńMnie na razie w ogóle nie ciągnie, ale nigdy nie wiadomo bo już różnie w życiu bywało:D
UsuńMy jechaliśmy w ciemno i szybko znaleźliśmy:) W sierpniu to zawsze łatwiej no i nawet ceny już ciut niższe:)
Na to liczę, że będzie łatwiej ;) A z tymi ciągotami to chyba u każdego tak samo :D
UsuńNie stosowałam u siebie azjatyckiej pielęgnacji, ale im więcej o niej czytam, tym bardziej się przekonuję. Pianka jest w sam raz do mojej mieszanej cery, a i cena 50 zł za tak wysoką wydajność nie wydaje mi się wcale wielka :)
OdpowiedzUsuńJa myślę, że warto czegoś spróbować, a może akurat okaże się fajniejsze ;) Ja kocham zwłaszcza ich kremy BB :)
UsuńChętnie ją wypróbuje :)
OdpowiedzUsuńTo polecam poszukać jakiejś dobrej cenowo oferty :)
UsuńFajniutka! :) ja obecnie używam pianki BB Cleanser Skin79 i jestem mega zadowolona!
OdpowiedzUsuńNie powiem, też mi ona chodzi po głowie ;) może następnym razem :)
UsuńLubię pianki, ale tej nie znam :) teraz mam trzy tygodniowy zakaz mycia buzi wodą, żelami itp. Zobaczymy co z tego wyjdzie :)
OdpowiedzUsuńJa polubiłam mycie twarzy wodą ;) a pianki ostatnio całkowicie zastąpiły mi żele ;)
UsuńNigdy nie sięgałam po koreańskie kosmetyki...
OdpowiedzUsuńJa od lat lubię kremy BB, ale po pielęgnację sięgnęłam po raz pierwszy dopiero w tym roku :)
UsuńJa bardzo lubię pianki, ale tej nigdy nie miałam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pianki do mycia. Obecnie mam z Cetaphilu, ale, ze moja miłość do koreańskich kosmetyków, głównie przez sprawę kremu BB się powieksza, to kto wie, czy i na tą się nei skusze..
OdpowiedzUsuńJa z kolei tej z cethapilu nie miałam ;) a koreańskie kosmetyki uwielbiam od dawna! :)
UsuńMuszę wypróbować,jestem jej ciekawa;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszystko co nie piecze, szczypie i nie ściąga :) Kiedyś miałam taki czas, że co kupiłam kosmetyk, to wyrzucałam, bo to uczucie wysuszenia/ściągnięcia było nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuńTutaj trochę potrafi zaszczypać w oko, ale poza tym nic ;) ale też nienawidzę, jak ściąga mi skórę po użyciu :/
UsuńOglądałam te pianki na ebay'u i obiecałam sobie, że kiedyś ją kupię :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Azjatycką pielęgnację - zapomniałaś po essencji wcisnąć serum i ampułkę :D ;) oni są straszni z tymi specyfikami, ale trzeba przyznać, że ich wynalazki są skuteczne :D
OdpowiedzUsuńFakt :D aż edytuję ;) z iloscią jest zupełnie inaczej niż u nas, ale trzeba przyznac, że są efekty ;)
UsuńTa wydajność sprawia, że cena jest bardzo przyjazna :)
OdpowiedzUsuńolej, pianka, toner, esencja, emulsja, krem, sleeping pack i dopiero można iść spać? Boże, właśnie uświadomiłam sobie, że moja wieczorna pielęgnacja jest taka uboga... to już wiem dlaczego moja cera nie wygląda tak jak Azjatek;)
OdpowiedzUsuńJeszcze zapomniałam o serum i ampułce ;) u mnie to najcześciej wieczorem jest serum, krem i krem pod oczy :) i wcale nie jest najgorzej, ale teraz kupiłam esencje i emulsję, pokażę przy okazji sierpniowych zakupów :D
UsuńOjeju jaką bogatą pielęgnację stosują Azjatki :)
OdpowiedzUsuńCóż, nie żałują sobie dziewczyny ;)
UsuńMiałam kiedyś piankę do mycia twarzy, ale ja jednak wolę coś bardziej treściwszego. Ale po takiej recenzji zastanawiam się czy nie dać jeszcze jednej szansy piankom :)
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie wolę pianki :) chyba najbardziej nadal kocham biodermę :)
Usuńsprawdziłabym sobie taką piankę :D
OdpowiedzUsuńBardzo lubię pianki, ale tej jeszcze nie miałam :)
OdpowiedzUsuńOd Skinfood jeszcze nic nie testowałam, próbowałam tylko oczyszczającą piankę od It's Skin i to byłoby bardzo przyjemne jak się tak pieniła. :)
OdpowiedzUsuńOni mają fajne opakowania, przyciągające oko - co do działania czytałam też wiele dobrego, więc na pewno kiedyś sprawię sobie jakiś ich produkt, bo kosmetyku ze Wschodu są genialne. :)
OdpowiedzUsuńChętnie bym wypróbowała :))
OdpowiedzUsuńMi jakoś nie po drodze z pielęgnacją koreańską, choć przyznam, że szczególnie nie zagłębiałam się w temat ;) Nie zmienia to faktu, że uwielbiam pianki wszelkiej maści :D Udanego wyjazdu i dużo słońca życzę! :)
OdpowiedzUsuńWYgląda świetnie ta pianka i bardzo zachęcająco! Póki co nie znam koreańskich kosmetyków, ale przebojem wdzierają się na rynek :)
OdpowiedzUsuńLubię pianki do mycia twarzy:) Ta brzmi zachęcająco:)
OdpowiedzUsuńOgólnie nie stosuję pianek do mycia twarzy, ale ta wygląda interesująco :) Faktycznie Azjatki wykonują porządny rytuał piękności przed snem :)
OdpowiedzUsuńPianki bardzo lubię ale nie miałam jeszcze żadnej z tak dalekich rejonów ;)
OdpowiedzUsuńPianki całkiem lubię, ale moimi ulubieńcami są naturalne mydełka :)
OdpowiedzUsuńAleż ta pianka wygląda kusząco!
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt, jeszcze nic azjatyckiego nie miałam :)
OdpowiedzUsuńLubię takie 'egzotyczne kosmetyki' :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie bardzo tą pianką.
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej lubię azjatyckie produkty, Skin Food kojarzy mi się z kremami BB :)
OdpowiedzUsuńAle ma fajne opakowanie, wygląda tek eko ;)
OdpowiedzUsuńSama pianka również kusząca i wygląda na to, że szalenie wydajna, więc ta cena ładnie się rozbije i nie wyjdzie już tak drogo ;)
A mi Mąż nie podkrada kosmetyków, ale za to domaga się peelingu :P
Pianka ma bardzo przyjemną dla oka szatę graficzną. Z firmą Skin Food nie miałam jak dotąd do czynienia, jednak sporo słyszałam o ich kosmetykach. Aktualnie moimi koreańskimi ulubieńcami są Skin79, Etude House, Missha, a japońskim Hada Labo ;))
OdpowiedzUsuńMnie kusi grzybkowy krem BB tej marki :)
OdpowiedzUsuń