środa, 29 października 2014

Październikowe top 4 :)

Powiem szczerze, że niewiele produktów wzbudziło w październiku mój zachwyt. Jednak te cztery kosmetyki, zdecydowanie zaskarbiły sobie moją sympatię. Jednych używam od dawna, inne to dość świeża, ale za to obiecująca znajomość. Zazwyczaj w ulubieńcach pojawiało się pięć kosmetyków, tym razem mamy trzy i jajko ;)
Beauty Blender trafił do mnie bodajże w kwietniu. Jakoś nie mogłam wytrzymać i musiałam zobaczyć, skąd te zachwyty nad kawałkiem gąbki, za niemałe pieniądze. No i hmm... Po nałożeniu nim podkładu, na pewno twarz wygląda lepiej, niż gdybyśmy zrobiły to palcami. Ja zawsze mam problem, z wchodzeniem fluidu w zmarszczki w okolicy oczu (tak, niestety już je mam :/). I tutaj Beauty Blender radzi sobie lepiej niż palce, pędzel, jajo Ebelin i inne wynalazki. Pomógł mi w zużyciu nielubianego podkładu, który tworzył smugi, aplikacja jest bardzo przyjemna, tylko to mycie tego różowiastego jaja mnie denerwuje ;) Kolejny kosmetyk, który mi się spodobał to krem do rąk Nuxe Reve de Miel. Jak już wspominałam, kupił go mój mąż, na wyprzedaży w osiedlowej aptece. Po zużyciu maski Organique, poszedł on w ruch bardzo intensywnie i świetnie poradził sobie z pielęgnacją moich dłoni. Jednocześnie nie jest on uciążliwy w użytkowaniu (i bardzo dobrze, gdyby pozostawiał film, i długo się wchłaniał, to pewnie pan, który go kupił sam musiałby sobie go zużyć ;)). Więcej na jego temat tutaj. Generalnie żałuję, że już się skończył :) Odżywka do paznokci multiwitaminowa Biogena to stosunkowo nowy nabytek, ale jestem z niej bardzo zadowolona. Podoba mi się efekt, jaki daje (wygląda dosłownie jak lakier do frencha), nie zawiera fromaldehydu i paznokcie (nawet moje paskudy!) po miesiącu stosowania robią się gładsze i bardziej nawilżone. Chyba też częściej muszę je skracać :) Mam nadzieję, że dalsza znajomość będzie tak samo obiecująca jak jej początek! :) Masło do Ciała Anti-Age Organique jest moim zdaniem, niekwestionowanym hitem dzisiejszego zestawienia. Świetnie działa, skóra po jego użyciu jest jędrna, gładka i dobrze nawilżona. Jednocześnie jest przyjemne w stosowaniu i przepięknie pachnie, chociaż polemizowałabym, czy są to winogrona. Prędzej jakaś róża, kwiaty, sama nie wiem ;) Pewnie niebawem pojawi się jakaś jego recenzja, bo niestety gagatek jest niewydajny i zostało go już stosunkowo mało ;) (a na zdjęciu  wygląda niemal na pełny, pewnie ze względu na zwężenie przy gwincie :D Fotografia kłamie ;))
Znacie może któryś z tych produktów? Może lubicie, bądź uważacie daną rzecz za tragedię w czterech aktach? :) Czekam na opinie! :) I jednocześnie bardzo się cieszę, że jednak udało mi się napisać dzisiejszy post. Od rana walczę z bardzo spuchniętymi powiekami, chyba dopadła mnie jakaś paskudna reakcja alergiczna :/

niedziela, 26 października 2014

Październik i nowości :)

W październiku, jak to zwykle... Czyli znowu wpadło mi do koszyka parę rzeczy. Szczerze powiedziawszy myślałam, że jest tego mniej. Dopiero kiedy zebrałam się do robienia zdjęć, okazało się, że jest tego dużo więcej, niż się spodziewałam ;) W związku z tym, zapraszam wszystkie chętne Damy do oglądania :)
Z racji tego, że moja okolica pod oczami ostatnimi czasy wygląda nie najlepiej, sprawiłam sobie serum Vichy Liftactiv Serum 10 Eyes&Lashes. Liczę na to, że pomoże mi w uporaniu się z cieniami, opuchlizną, drobnymi zmarszczkami i poprawi kondycję moich rzęs. Ech, dużo, oby choć trochę się sprawdziło... Olejek Evree, Magic Rose dostałam do przetestowania jakiś czas temu i powiem, że bardzo fajnie sprawdza się przy demakijażu i jako maseczka :) Tutaj można przeczytać więcej na jego temat. Zestaw Caudalie Vinoperfect, składający się z serum i kremu na dzień, udało mi się wypatrzeć w jednej z aptek internetowych w przystępnej cenie. Z racji tego, że piegów próbuję pozbyć się właściwie od dziecięcia, nie mogłam się powstrzymać. Serum już jest w użyciu, krem jeszcze moment poczeka na swoją kolej. Zestaw Clinique, składający się z kremu pod oczy, maski, kremu do twarzy, próbki podkładu i kosmetyczki, trafił do mnie podczas dni Vip w Sephorze. Promocje to samo zło...
Kosmetyki do pielęgnacji ciała, również trafiły do mnie w dość obfitej ilości. Maskę do rąk Organique uwielbiam, więc gdy nadarzyła się okazja kupienia jej taniej (recenzja), trafiła do mego koszyka. Z resztą razem z masłem do ciała i peelingiem z serii Goat Milk&Lychee. Podczas weekendu zakupów z Twoim Stylem obowiązywało 20% rabatu, więc oczywiście nie mogłam przejść obok Organique obojętnie. Peeling i żel pod prysznic Nuxe kupiłam, bo bardzo przypadł mi do gustu zapach tej linii, który miałam poznać przy okazji stosowania balsamu. Oba kosmetyki świetnie pachną i dobrze działają. Z kolei Peeling: Koktajl z Mango, Bomb Cosmetisc, trafił do mnie z bardzo prozaicznego powodu. Chciałam lepiej poznać ofertę tej marki, więc kiedy nadarzyła się okazja kupienia tych kosmetyków taniej, chętnie z niej skorzystałam ;)
Pora na pielęgnację ust. Pomadka L'Occitane Ultra Rich, Lip Balm i balsamy do ust Bomb Cosmetics (Bubblegum i What'a Melon), to kolejne nabytki z Weekendów Zniżek, którymi gazety raczyły nas w październiku. Jak widać - dla mnie to bardzo zgubna impreza :D Trafił do mnie jeszcze Nawilżająco-Regenerujący Balsam do Ust Biogena. Widziałam, że jest chwalony na wielu blogach i postanowiłam sprawdzić to na sobie :)
Postanowiłam też wymienić moje stare cążki, więc postawiłam na firmę Donegal. Kupiłam też nową odżywkę do paznokci, stara zaschła na amen. Padło również na markę Biogena, a mianowicie Odżywkę do Paznokci Multiwitaminową.
No i na sam koniec Kallos Cosmetics :) Znowu efekt kuszenia mnie zewsząd. Maski do włosów Banana i Jasmine, obie o obłędnych zapachach, ta pierwsza chyba o lepszym (dla mnie) działaniu. W moim przypadku niewydajne, ale chyba będę do nich wracać ;) Żółta jak widać została świeżo wyciągnięta z łazienki i niestety kropeczki, które pozostawiła na opakowaniu woda, dostrzegłam dopiero po zgraniu zdjęć na komputer. A że nadal nie mam swojego laptopa i zgranie zdjęć z aparatu to prawdziwa wojna światów, to zdjęcie będzie z kropeczkami ;)
Może znacie któryś z tych kosmetyków i podzielicie się swoimi wrażeniami? Jak widać moja silna wola, okazała się znowu wyjątkowo słaba :P

piątek, 24 października 2014

Wypadek - przypadek czyli Nyx Soft Matte Lip Creme Milan

Matowa szminka Nyx Soft Matte w kolorze Milan, trafiła do mnie całkiem przypadkiem, chyba już o tym pisałam. Zamówiłam w jednym ze sklepów szminkę tejże firmy, a dostałam owe matowe cacko (całe szczęście, nie straciłam na tym interesie, wręcz zyskałam ;)). Po otworzeniu paczki trochę się wkurzyłam, no bo jak to, moje koszmarne w obyciu usta i matowa pomadka? Zapewni mi tylko dodatkowe problemy... Czy po czasie, jestem zadowolona z takiego zrządzenia losu? Już mówię :) Ale zanim o tym, chciałabym jeszcze serdecznie podziękować przemiłemu Panu Informatykowi, który stanął na głowie i załatwił mi nową ładowarkę do laptopa (starą sama "zechlałam" :)).
Pomadkę otrzymujemy w niewielkim, 8 mililitrowym opakowaniu, które oddaje kolor zawartej w nim szminki. Jego nakrętka jest lekko matowa, gumowana, a przez co przyjemna w dotyku i dobrze trzyma się w dłoni. Mnie przypadło ono do gustu. Aplikator jest dość mały, łatwo się nim manewruje i przyjemnie używa. Jest miły i taki puchaty... :) A amatorkom budyniu waniliowego na pewno przypadnie do gustu jej zapach (nie utrzymuje się on jednak na ustach).
Zdziwiona byłam tym, że szminkę z taką łatwością można nałożyć na usta. Nic się nie maże, nie powstają smugi, jak już mówiłam aplikator jest dość drobny i łatwo umalować różne "zakamarki". Jest dobrze napigmentowana i nie trzeba nic poprawiać, dodawać dodatkowych warstw, aby kolor był jednolity i nie tworzył prześwitów. Czasem nakładałam ją na Reve de Miel Nuxe, i wtedy też nie było problemów z pomalowaniem nią ust. Kolor Milan jest głęboki, różowy, trochę przybrudzony. Zaraz po nałożeniu wygląda jak klasyczna pomadka, dopiero po chwili zaczyna pokazywać swe prawdziwe oblicze i zmienia się w mat.
Po jego nałożeniu nie odczuwałam żadnego ściągnięcia ani dyskomfortu. Odrobinę zdarza mu się podkreślać suche skórki, ale zdarzyło mi się to chyba tylko raz, gdy me usta były w wyjątkowo złej kondycji. Generalnie nie ma tendencji do wysuszania, choć może gdybym stosowała ją codziennie przez dłuższy czas, taki efekt by się pojawił. Ja jednak ze względu na obawy tego dotyczące, nie używałam jej non stop, tylko na zmianę z innymi produktami i zawsze wieczorem nakładałam treściwy balsam:) Jak długo utrzymuje się ona na ustach? Oczywiście nie cały dzień ;) Ale bez jedzenia i picia, trwa na naszych wargach do 4 godzin.  Kiedy po drodze zdarzają się jakieś posiłki - krócej, ale przynajmniej nie zostaje na szklance w jakichś masakrycznych ilościach. Nie rozmazuje się, nie odbija na zębach i znika z ust raczej równomiernie. Kosztuje od 18zł w internecie do 29 w drogeriach Douglas. Mimo tego, że trafiła do mnie przypadkiem, okazała się fajną, matową szminką. A sama w życiu bym jej nie kupiła... Czasem przypadki nie są złe ;) A na sam koniec parszywego (dla mnie) tygodnia, lekko szyderczy uśmieszek, oczywiście w towarzystwie matowej pomadki Milan :) Miłego weekendu!

wtorek, 21 października 2014

Sugar Whip Peeling czyli Cukrowe Pianki Peelingujące od Organique

Pierwszy raz pianki peelingujące Organique zobaczyłam będąc w Warszawie. Przypadkiem, czekając na męża, wylądowałam w galerii handlowej. Wtedy ich nie kupiłam, ale przez kilka dni chodziły mi po głowie, więc poszłam do sklepu w moim mieście. A tam co? Nie ma pianek! ;) Musiałam więc opanować moje dzikie żądze i cierpliwie poczekać, aż nowość trafi i do Łodzi. W międzyczasie zdążyłam pojechać na wakacje, a po powrocie sprawiłam sobie to:
Cukrowe pianki peelingujące otrzymujemy w ślicznych słoiczkach, typowych dla Organique. Plastikowy dół, aluminiowa nakrętka, minimalistycznie, ale bardzo ładnie. Nie ma problemów z odkręceniem go gołymi rękoma. Mały słoiczek zawiera 100ml produktu, a w dużym, znajdziemy 200ml puszystego cudaka. Może najpierw kilka słów odnośnie zapachu: jeden i drugi jest obłędny. Fruit Coctail pachnie oczywiście jakimiś bliżej niezidentyfikowanymi owocami. Słodko, cudownie, intensywnie. Z kolei większa wersja, czyli Ice Tea, pachnie trochę jak perfumy Green Tea Elizabeth Arden. Świetnie, świeżo i orzeźwiająco. Konsystencję pianki porównałabym do ptasiego mleczka. Są miękkie, puszyste, i wydają taki fajny dźwięk, podczas nabierania na palec. Oczywiście wewnątrz zatopionych jest mnóstwo kryształków cukru, które mają za zadanie ścierać nasz martwy naskórek. Pianka charakteryzuje się też tzw. Safe formula, czyli nie zawiera szkodliwych dla nas składników.
Pianki te są w stanie dobrze wykonać peeling naszego ciała. W sumie mamy tutaj takie trochę dwa w jednym, mnie służą i do mycia i do peelingu. Umiejętsności "ścierne" tego produktu oceniłabym jako średnie. Może na sucho (czyli tak, jak zaleca producent) peeling byłby mocniejszy. Wydajność tych pianek jest zadziwiająco dobra, już odrobina wystarcza do mycia/peelingu. Nie zauważyłam, aby ten produkt miał jakiekolwiek tendencje do nawilżania, bądź wysuszenia naszej skóry. Muszę jednak przyznać, że w trakcie jej używania, nie wystąpiły u mnie żadne objawy niepożądane (w postaci nowych plamek, swędzenia, itp). Warto jeszcze wspomnieć, że pianki te, w przeciwieństwie do peelingów Organique, nie pozostawiają po sobie żadnej warstwy olejków, i po jej użyciu normalnie możemy użyć balsamu. Zapachy też nie powinny ze sobą kolidować, ze wględu na to, że aromat nie ma tendencji do dłuższego utrzymywania się na skórze. Na sam koniec, cena: mała kosztuje 19.90 a duża 34.90zł. Jest to na pewno fajny produkt, świetnie umilający codzienne mycie :)

sobota, 18 października 2014

Tołpa: Spa Eco, Vitality, czyli orzeźwiający peeling - maska

Na orzeźwiający peeling - maskę Tołpy miałam ochotę jakiś czas. W końcu zaszalałam, i kupiłam ją podczas jakiejś obniżki o 40%. Nie czytałam na jej temat żadnych recenzji, więc we wrześniu, kiedy przyszła na nią kolej, troszeczkę się zdziwiłam. Zatem teraz, kiedy opakowanie powoli się kończy, pora na recenzję :)
Peeling - maskę otrzymujemy w wygodnym, wyższym niż standardowy, słoiczku. Zawiera on 250ml kosmetyku i starcza na około 2 miesiące. Opakowanie jest typowe dla Tołpy (czyli pojawiają się punkty "małe wielkie składniki", "wiemy, że", i tego typu sprawy), łatwo sobie z nim poradzić pod prysznicem i odkręcić je mokrymi rękoma. Kosmetyk jest hipoalergiczny, ma odnowić i wygładzić nasze ciało. Jest przeznaczony do skóry wrażliwej oraz zawiera olejki eteryczne (naturalne, oczywiście) z werbeny, limonki, cytryny i paczuli.  No i właśnie, pierwsza rzecz, która nie do końca mi w tym peelingu gra, to zapach. Ja bardzo lubię cytrusowe aromaty, bardzo! Więc byłam pewna, że i ten przypadnie mi do gustu, a tu klops! ;) Zapach jest stosunkowo mocny, bardzo naturalny i dość kwaśny, wg mnie to może połączenie limonki z cytryną. No i ja miłością do niego nie pałam ;) Druga dość dziwna rzecz - konsystencja. Jest to gęsta masa, jakby pasta, z zatopionymi w niej czarnymi drobinkami peelingującymi (teoretycznie jest to chyba polinezyjski piasek wulkaniczny!), które uparcie nie chcą się spłukiwać z wanny ;) Całe szczęście, pasta ta, po ciele rozprowadza się bardzo dobrze i spłukuje się również stosunkowo łatwo.
Drobinki - oczywiście - podczas peelingu nie rozpuszczają się wcale. Z resztą peeling, jaki dzięki nim otrzymujemy, zaliczyłabym raczej do tych delikatnych, lub w porywach - średnich. Teoretycznie sposób użycia, powinien wyglądać tak, że maskę nakładamy na ciało, masujemy przez 3 min i spłukujemy (2 razy w tygodniu). Niestety, ja na pewno masowałam ciało trochę krócej, ale za to regularnie ;) I co otrzymywałam potem? Całkiem zadowalający efekt. Mimo swej delikatności, kosmetyk ładnie wygładził ciało, lecz podejrzewam, że jest to bardziej zasługa elementu maski, niż drobinek peelingujących. Po użyciu produktu, czuję się trochę jak po nałożeniu na siebie balsamu pod prysznic, tylko lepiej ;) Pewnie dlatego, że w Tołpie, mamy mniej (ale pewnie nie wcale) chemii i szkodliwych składników. Tak więc, po jego użyciu, nie musimy się martwić o balsam, spokojnie wystarczy sam peeling - maska, nawet jeśli nałożymy go na ciało krócej, niż zaleca producent. Moja skóra go polubiła. Jest delikatny, nie powoduje uczuleń i podrażnień, nie zaobserwowałam też nowych plamek ;) Generalnie, ma on swoje zalety, jak i wady, ale niewątpliwie to ciekawy kosmetyk, który, moim zdaniem, warto poznać ;) Czy może któraś z Was miała z nim do czynienia? Znacie? Lubicie? A może nienawidzicie? :D

wtorek, 14 października 2014

Dermedic Emolient Linum Szampon do Włosów Chroniący Skórę dla osób z problemami

Jak już pisałam nie raz, skóra głowy to chyba najbardziej problematyczny obszar na moim ciele ;) Chwila nieuwagi, drobne zaniedbanie i wygląda jak biedronka. Dobranie odpowiedniego szamponu, jest dla mnie trudne, bo po tym swędzi głowa, po tamtym przetłuszczają się włosy a po jeszcze następnym pojawiają się nowe zmiany. Żyć, nie umierać, eksperymenty z szamponami są chyba już na zawsze wpisane w mój życiorys ;) Po wycofaniu Polytaru Liquid z rynku, zostałam na lodzie (chyba tylko on potrafił zapewnić świetny wygląd skórze i włosom), i szukałam ciągle sensownego szamponu, który chociaż nadawałby się do mycia głowy i włosów, gdy są one w dobrej kondycji (czyli zdrowe, bez zmian). Do akcji "leczenie" (spowodowanej dietą, słońcem, zmianą pór roku, wody lub stresem) wytaczam zawsze cięższe działa ;)
Pierwszy raz kupiła mi go mama, przyniosła go z apteki, gdzie został polecony przez p. Farmaceutkę. Przyznam szczerze, że podeszłam do niego bez entuzjazmu, właściwie to nawet dość wrogo, będąc jeszcze w rozpaczy, co ja ze sobą zrobię po wycofaniu "mojego" szamponu. Myłam wtedy włosy jakimś drogeryjnym produktem z dziegciem, licząc chyba na cud, który nie nastąpił ;) Szampon otrzymujemy w białej, estetycznej butelce, z zamknięciem nie sprawiającym nam żadnych problemów przez cały czas używania. Konsystencja to gęsty żel, który nie przecieka nam przez palce. Wystarczy odrobina do umycia włosów i skóry głowy. Pieni się dobrze, powiedziałabym nawet, że bardzo dobrze, choć pamiętam, że podczas pierwszego użycia, wcale nie chciała się pojawić piana. Musiałam myć włosy 2-3 razy, żeby je "doprać", jednak za drugim razem obyło się bez żadnych niespodzianek i wystarczył jeden raz. W oczyszczaniu skóry głowy i czupryny, u mnie sprawdza się bardzo dobrze, włosy są świeże tyle ile powinny, czyli 1-2 dni. Po jego użyciu, jestem w stanie rozczesać je nawet bez użycia odżywki. Zapach szamponu jest typowy dla wszystkich kosmetyków tej firmy i nie utrzymuje się na włosach po umyciu :)
Szampon Dermedic przeznaczony jest docelowo dla osób ze skórą bardzo suchą, atopową, również z objawami łuszczycy. Ma on wygładzić, zmiękczyć naszą skórę i zredukować swędzenie. I to robi! Gdy go używam, nie mam wrażenia, że skalp zaraz popęka na milion kawałków, albo zadrapię się "naśmierć" ;) Mojej skóry nie podrażnia, nie wysusza i nie powoduje pojawiania się nowych zmian, ale trzeba go używać. Po odstawieniu, efekt oczywiście się nie utrzymuje. Skład szamponu jest krótki, więc zawsze to plus (choć chyba zawiera sporo "pieniaczy") ;) Może jeszcze tak zupełnie nieobiektywnie: Zużyłam już chyba 4 albo 5 butelek tego kosmetyku, w codziennym myciu sprawdza się u mnie świetnie i starcza na bardzo długo, nawet przy włosach za łopatki. Kosztuje w aptece obok mojego domu 19zł z groszami. Wracam do niego co jakiś czas, a w przypadku szamponów to spory wyczyn :) Moim zdaniem jest więc nieźle, cena jest znośna, szampon wydajny i przede wszystkim: nie szkodzi. A mnie dokładnie o to chodzi. Miałyście może tego gagatka? Znacie? A może któraś z Was ma podobne problemy, i mogłaby polecić mi coś innego?

sobota, 11 października 2014

Evrēe Magic Rose czyli Upiększająca Kuracja do Twarzy i Szyi

Niemałym zaskoczeniem była dla mnie wczorajsza wizyta Listonosza (czyli Pana od Paczek ;)), który przyniósł mi małe pudełeczko. Wewnątrz znalazłam Upiększającą Kurację do Twarzy i Szyi Evrēe, która jest nowością tejże marki. I co? Właśnie ochoczo zaczynam testy! :)
Na opakowaniu producent umieszcza wiele sposobów, na jakie można olejku używać.  Kupując ten kosmetyk za 29.90 (ale w Hebe aktualnie trwa promocja - 24.90) możemy mieć serum (wmasowując w skórę 4-6 kropli), dodać olejek do kremu, zastosować go jako maseczkę, bazę pod makijaż, wykonać nim demakijaż oraz użyć do masażu twarzy. Ogromny wachlarz możliwości! Ja najbardziej jestem zainteresowana jego umiejętnościami w roli maseczki oraz wykonywania demakijażu. Mam nadzieję, że świetnie zmyje kremy BB, których jesienią i zimą namiętnie używam a wymagają one dużej uwagi podczas demakijażu.
Kosmetyk dostajemy zapakowany w elegancki kartonik a w jego wnętrzu znajduje się prosta, porządna, szklana,  30 mililitrowa buteleczka z pipetą (niezbyt je kocham, co nie zmienia faktu, że to mój trzeci kosmetyk w takim opakowaniu i zaczynam się do nich powoli przekonywać). Skład produktu na moje oko chyba jest niezły (ale jak już mówiłam, ja się na tym wybitnie nie znam!). Wersja, którą posiadam zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe Omega 3 i 6, witaminę C, A, B, kwasy owocowe, i emolienty roślinne. Mają one za zadanie redukcję przebarwień, regulację produkcji sebum, wspomaganie produkcji kolagenu i przywrócenie skórze równowagi. Można go stosować na dzień i na noc, nawet przy skórze wymagającej i z problemami.
Mam nadzieję, że wszystkie obietnice producenta zostaną w tym przypadku spełnione, w każdym razie ja ochoczo zabieram się za testowanie tego specyfiku (szczególnie w roli maseczki i produktu do demakijażu). Jak się sprawdzi? Na pewno dam znać! A może któraś z Was już miała okazję go próbować i wyrazi chociaż wstępną opinię?

czwartek, 9 października 2014

Stare i nowe - co wyrzuciłam, a co zaczęłam testować we wrześniu.

Kontynuując ostatni post dotyczący nietypowego "denka", chciałabym przedstawić kilka ciekawszych produktów, jakie powędrowały w ostatnim czasie do kosza i te, które je zastąpiły. Czyli po prostu kilka słów o tym, co wyrzuciłam, a co zaczynałam testować we wrześniu. Wszystkich zainteresowanych zapraszam do czytania i oglądania! :)
Jako pierwsze - Rosyjskie, ziołowe myjadła. Moje ulubione, Czarne Mydło Babuszki Agafii (wszystko na jego temat tutaj) wyzionęło ducha, i choć kolejne już czeka w zapasie, to tym razem zdecydowałam się na wcześniejsze zużycie różowego. W porównaniu do czarnego, Kwiatowe Mydło Babuszki Agafii ma zupełnie inną konsystencję, przypomina mi ona raczej gęstą pastę. Nie do końca nadaje się też do mycia włosów, czasami miałam wrażenie, że są one nieświeże. Za to w formie żelu pod prysznic świetnie zdaje egzamin. Skóra jest miękka, ładnie nawilżona i nieprzesuszona. (do kosza poszło też w tym miesiącu mydło Białe ale niestety nie zachowałam opakowania do zdjęcia ;))
Kolejne kosmetyki kąpielowe - peelingi. Organique Botanic Garden Orchid&Curacao uwielbiam za wszystko. Ścieranie, pielęgnowanie ciała, zapach, opakowanie: całokształt jest świetny (recenzja: klik). Tołpa Eco Spa Orzeźwiający Peeling Maska na pewno już taki dobry nie jest ;) Zdziera delikatnie, ale za to nieźle pielęgnuje skórę. Zapach w moim odczuciu też mógłby być odrobinę bardziej słodki, tutaj otrzymujemy cytrynę w wyjątkowo kwaśnym wydaniu ;)
No i teraz trochę pielęgnacji twarzy. Mamy Tutaj Serum Vichy Aqualia Thermal, które ładnie nawilżało i moja skóra zdecydowanie je polubiła. Pod koniec zaczęło mnie denerwować to, że odeszło sreberko z pompki, jednak nie zdołało to zatrzeć dobrego wrażenia :) (recenzja). Zaczynam testować Serum Caudalie Vinoperfect, czyli mój najświeższy nabytek. Od dawna miałam na nie ochotę, a w piątek udało mi się je ustrzelić w bardzo fajnej cenie, razem z kremem tejże marki. Zdecydowałam się teraz właśnie na nie, ze względu na to, że teoretycznie ma rozjaśnić moje niezbyt kochane przebarwienia (piegi), a jesień to dobry moment na ten rodzaj pielęgnacji. Zdradzę, że pierwsze wrażenia (poza zapachowymi), są raczej pozytywne, na coś więcej przyjdzie pora ;)
Teraz kolej na pomadki do ust :) Caudalie Lip Conditioner (recenzjato jeden z fajniejszych sztyftów, jakie miałam okazję testować. Lekko winogronowy zapach i dobre działanie sprawiły, że bardzo ją polubiłam. Szkoda tylko, iż wydajność była w moim przypadku raczej średnia ;) Jej następczynią jest pomadka Nuxe Reve de Miel. Nie lubię używać poza domem balsamów w słoiczku, więc zdecydowałam się na zakup tego kosmetyku, ze względu na ciepłe uczucia wobec jego "odpowiednika". Na pewno na szczegółową recenzję produktu przyjdzie jeszcze czas. Zdradzę tylko, że irytuje mnie w niej mocno ścięta końcówka i tendencje do "chwiania się". 
Dzisiejszy post zamykają płyny micelarne :) Tołpa Dermo Face Rosacal to moim zdaniem płyn ani dobry ani zły. Ma swoje zalety, nie ściąga, ładnie pachnie, dobrze zmywa podkład ale z tuszem, a już tym bardziej z eyelinerem sobie nie radzi. Żeby usunąć nim makijaż oka, musiałabym poświęcić mnóstwo czasu, wacików i cierpliwości, a ja jestem z tych nerwowych ;) Kolejną, do walki o miano ulubionego micela staje Tołpa Botanic Białe Kwiaty. Bardzo lubię tą serię, czytałam na temat tego micela dobre opinie i mam nadzieję, że spisze się on lepiej od poprzednika. Strasznie podoba mi się jego zapach i chyba pierwszy raz nie wylewa mi się za dużo płynu z butelki :D
Chciałam powiedzieć też, że aktualnie nie mam kiedy czytać na bieżąco Waszych blogów, ale bardzo postaram się nadrobić zaległości jak najszybciej! :) Myślę, że wszystko wróci do normy w przyszłym tygodniu. Może któraś z Was chciałaby podzielić się ze mną swoją opinią na temat właśnie rozpoczętych przeze mnie produktów? Jestem bardzo ciekawa! :)

poniedziałek, 6 października 2014

O tym, co nowego we wrześniu :)

We wrześniu znowu trafiło do mnie trochę rzeczy ;) Poza kosmetykami, które tutaj pokazuję, było jeszcze kilka swetrów, bluzka, sukienka i nowa pościel (jestem z niej strasznie zadowolona, jest śliczna, gładka, w odcieniu głębokiego fioletu, idealnie pasuje do wystroju naszej sypialni :)). Jak widać sporo tego :P Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia części kosmetycznej :) 
W kwestii pielęgnacji ciała postawiłam na sprawdzone i lubiane przeze mnie marki. Kupiłam masło do ciała Ogranique Bloom Essence Body Velvet Butter, z racji tego, że lubię używać kilku kosmetyków z tej samej linii na raz. Zapach jest wtedy bardziej intensywny a aromaty ze sobą nie kolidują. Tołpa Spa Eco Vitality Orzeźwiający peeling - maska, trafił do mnie podczas jakiejś promocji. Skusiło mnie połączenie tych dwóch produktów. O ile ścieranie jest bardzo delikatne to nawilżenie stoi na całkiem przyzwoitym poziomie. Chyba się polubimy! Z kolei Pianki Cukrowe do Ciała Organique znają już chyba wszyscy ;) Tym razem kupiłam zapach o nazwie "owocowy koktajl" :)
Zakupy w kategorii "pielęgnacja twarzy" obejmują trzy produkty. Serum Nawilżające "Hydrance Optimale" Avene skusiło mnie do zakupu napisem "nowość". Lubię poznawać różne nowinki, więc i obok tej nie mogłam przejść obojętnie. Spokojnie poczeka na swoją kolej, ale nie ukrywam, że budzi moje niegasnące zainteresowanie ;) Wodę różaną KTC udało mi się dostać w jednym z centrów handlowych, w nietypowym miejscu, a mianowicie w "Kuchniach Świata" :D Nie spodziewałam jej się tam ;) Kupiłam ten produkt, aby zobaczyć, jak poradzi sobie z moją skórą w roli toniku, który lada chwila wyzionie ducha. Krem pod Oczy Sensibio Eye Bioderma zbiera skrajne opinie. Z tego co czytałam jedni bardzo go lubią, inni wręcz przeciwnie. Jestem ciekawa do jakiej grupy ja się zaliczę...? ;)
Jak widać produktów do pielęgnacji ust jest sporo. To chyba z racji tego, że te okolice wymagają ode mnie najwięcej uwagi ;) Na pomadkę Nuxe Reve de Miel zdecydowałam się po tym, jak jej brat w słoiczku wywołał u mnie bardzo pozytywne wrażenia. Tutaj raczej nie jest już tak różowo, ale nadal bardzo dobrze ;) Alterra z granatem to kosmetyk, obok którego nie mogłam przejść obojętnie. Jej rumiankowy odpowiednik uwielbiałabym, gdyby nie ten charakterystyczny smrodek. Mam nadzieję, że ta wersja będzie tak samo dobra w kwestii działania i dużo lepsza pod względem aromatu. Wazelina Lip Care Flos Lek poziomkowa to w kwestii pielęgnacji ust totalny niewypał. Ładnie pachnie i to wszystko. Tej koleżance już podziękujemy i degradujemy ją do smarowania skórek. Mam ją krótko, ale na pewno nie będę już smarować nią warg ;) Nuxe Reve de Miel w słoiczku uwielbiam, więc jak tylko zobaczyłam nową, limitowaną szatę graficzną, to nie potrafiłam się jej oprzeć. Na zdjęciu widać różową ale nie ukrywam, że podoba mi się jeszcze żółta :P
W kwestii włosów jest skromnie :) Ulubiona farma do włosów Casting Creme Gloss w kolorze ciemnego brązu, towarzyszy mi od liceum. Nigdy nie farbowałam włosów na inne odcienie, w tym czuję się świetnie i uważam, że pasuje do mnie lepiej, niż trochę jaśniejszy, naturalny. Do tego odrobinę pielęgnacji, czyli po raz drugi u mnie maska L'oral Elseve Total Repair Extreme. Ładnie pachnie, nieźle działa i nie obciąża. Jakoś nie potrzebuję niczego więcej ;)
Tym razem mamy również trochę kolorówki. Moje usta są w lepszym stanie, więc zdecydowałam się na zakup dwóch szminek. L'oreal Colour Rich Balm bardzo lubię i tym razem zdecydowałam się na świetny dla zimnych typów urody odcień nude, czyli 819 Caramel Comfort. Jeśli zazwyczaj jest Ci niedobrze w odcieniach nude, to spróbuj tego ;) Nyx Soft Matte Lip Cream w kolorze Milan trafił do mnie przez przypadek. Składałam zamówienie w sklepie internetowym i zgadza się tu w sumie tylko to, że miało być do ust i miało być firmy Nyx. Wysłano mi coś zupełnie innego, ale przyznam szczerze, że był to strzał w dziesiątkę! Bardzo ładny, przybrudzony róż, dość często towarzyszy mi ostatnimi czasy, mimo że sama w życiu bym go nie kupiła. Nie ma tego złego... Nyx Jumbo Eye Pencil w kolorze Black Bean kupiłam dlatego, że potrzebowałam czarnej kredki. Testuję go od miesiąca i myślę, że chyba już mogę powiedzieć, że miłości to z tego nie będzie... Korektor L'oreal Lumi Magique 01 light przewija się u mnie na blogu często, to już drugie opakowanie, które posiadam. Jest przeciętny, ale ma swoje zalety, jak na razie chyba lepszego nie znalazłam. Jeśli ktoś chce poczytać o nim więcej, zapraszam tutaj
Mam nadzieję, że tym razem pamiętałam o pokazaniu wszystkich wrześniowych nabytków. Jeśli nie, proszę o wybaczenie, wszak skleroza to ma najlepsza przyjaciółka ;) Znacie? Miałyście jakiś kosmetyk? Jak wrażenia? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii :)

piątek, 3 października 2014

(Zakończone) Jesienne rozdanie (do 09.11.2014r.)

Z okazji trwającej właśnie jesieni oraz powoli zbliżającej się magicznej liczby 200 na mojej liście obserwatorów postanowiłam zorganizować małe rozdanie. Zakładając tego bloga, nie przypuszczałam, że ktokolwiek będzie chciał czytać moje wypociny i wykaże zainteresowanie dla tego, co robię. Jestem z tego powodu niezmiernie szczęśliwa i mam nadzieję, że nadal będziecie ze mną :) Jest to moje pierwsze przedsięwzięcie tego typu, więc bardzo proszę Was o wyrozumiałość.
W skład nagrody wchodzą następujące kosmetyki:

1. Masło do Ciała Bielenda Fruit Bomb o zapachu arbuzowym (data ważności: 03.2017)
2. Balsam do Ust Organique o smaku kokosowym (do 19.02.2016)
3. Woda termalna Avene 
4. Krem Tołpa Dermo Face Futuris 30+ na dzień (do 04.2015)
5. Krem Tołpa Dermo Face Futuris 30+ na noc (do 01.2016)
6. Krem Tołpa Dermo Face Futuris 30+ pod oczy (do 12.2015)
7. Błyszczyk L'oreal Glam Shine Fresh w kolorze 187
8. Jajeczko Ebelin do nakładania podkładu
9. Żel pod prysznic Balea Mambo Mango (do 11.2016)

Organizatorem i sponsorem rozdania jestem ja, czyli Inga B. Rozdanie odbywa się na moim blogu i obowiązują podczas niego następujące zasady:
1. Należy być publicznym obserwatorem bloga (1 los) to jedyny warunek konieczny!
Dla chętnych:
2. Polubić funpage Black Liner na facebooku https://www.facebook.com/iwearblackliner (2 dodatkowe losy)
3. Dodać banner na pasku bocznym swojego bloga (3 dodatkowe losy)
4. Napisać post z informacją o rozdaniu (3 dodatkowe losy)
5. Dodać mój blog do Blogrolla (3 dodatkowe losy)

Wzór zgłoszenia:
1. Obserwuję jako:
2. Lubię Black Liner na fb jako: Tak/ Nie
3. Banner: Tak/Nie
4. Post: Tak/Nie
5. Link do blogrolla: Tak/Nie
Mail:

Banner do pobrania

- Rozdanie trwa od dziś do 9 listopada 2014 roku (do godziny 24:00), chętnych proszę o zgłaszanie się w komentarzach pod tym postem
- Wyniki zostaną ogłoszone maksymalnie w ciągu tygodnia od zakończenia rozdania
- Ogłoszenie wyników zamieszczę na blogu i funpage'u
- Zwycięzcę proszę o wysłanie danych korespondencyjnych w ciągu 3 dni od ogłoszenia wyników za pomocą formularza kontaktowego znajdującego się z prawej strony, można też od razu podać swój mail, wtedy ja napiszę, że uśmiechnęło się do Ciebie szczęście :)
- W przypadku gdy nie dostanę danych wysyłkowych w ciągu 3 dni wylosuję kolejnego zwycięzcę
- Nagrody zostaną wysłane Pocztą Polską na terenie Polski 
- W rozdaniu mogą brać udział osoby pełnoletnie
- Zastrzegam sobie prawo do ewentualnych zmian w regulaminie
- Osoby, które cofną po zakończeniu rozdania swoje polubienia/obserwacje nie będą brane pod uwagę w jakichkolwiek przyszłych rozdaniach.


Zapraszam do udziału i wszystkim życzę powodzenia! :)


Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

czwartek, 2 października 2014

Wrześniowi ulubieńcy

Paru ulubieńców we wrześniu udało mi się znaleźć. I to takich, po których bym się tego zupełnie nie spodziewała. Przynajmniej trzy produkty, zawarte w tym zestawieniu były kupione na zasadzie "a co mi szkodzi", a okazały się bardzo a nawet bardzo bardzo przyjemne! Zapraszam do czytania i oglądania :)
Pierwszy z moich wrześniowych ulubieńców to gumeczki Invisibobble w kolorze ciemnego brązu (chyba są ciut jaśniejsze niż moje włosy), kupione "na spróbowanie". Nie lubię związywać włosów i nigdy nie lubiłam tego robić. Każda gumka, spinka, wsuwka, cokolwiek ciągnęła mnie niemiłosiernie, w jakiejkolwiek fryzurze potrafiłam wytrzymać max. godzinę. Jako dziecko nosiłam na głowie dzikie irokezy, i inne dziwadła, sterczące we wszystkie strony świata. Potem po prostu zawsze nosiłam rozpuszczone włosy, przez cztery pory roku, związywałam je jedynie do kąpieli. Invisibobble kupiłam latem, było gorąco, a moje włosy były tak długie, że wisiały na plecach sporo za łopatki. Związałam je i co? Wow, nie ciągnie! Mogę nosić gumkę przez kilka godzin i nie czuję dyskomfortu! Jeśli jesteś marudnym człowiekiem, kup te sprężynki ;) Fajnie wyglądają na włosach, nie ciągną, nieźle trzymają, kosztują 15zł za 3 sztuki. Mogłyby jedynie mniej się rozciągać ale jest dobrze. Mnie zostały 2 bo jedną pokochał mój kot i zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Prawdopodobnie w tej chwili może balangować gdzieś pod szafą razem z niezliczoną ilością gąbek do nakładania podkładu z Rossmanna (którymi moja Rozetka się bawi, są to najlepsze kocie zabawki i kupuję je już specjalnie dla niej, nic nie sprawia takiej radości!). Drugi hit miesiąca to woda toaletowa o nazwie Zara Woman L'eau. Kosztowała niecałe 75zł, i ma 75ml. Jakiś czas temu włócząc się po Zarze i szukając dla siebie swetra wpadł mi w oko regał z tym specyfikiem. Rzadko oglądam wody toaletowe bo większość powoduje u mnie migrenę, ale zerknęłam na flakon, motylki, zielony kolor, może nie będzie dramatu. Prysnęłam nadgarstki i poszłam oglądać ciuchy serwowane w tym sezonie przez wyżej wymienioną markę. Wróciłam do domu. I następnego dnia stałam w kolejce z tą wodą toaletową w dłoni. Nie spodziewałam się, że będzie taka fajna. Używam jej chętnie, głowa nie boli, nieźle się trzyma, kolejny zapach, który polubiłam. Balsam do ust Nuxe kupiłam na wakacjach w Chorwacji i cóż mogę na jego temat powiedzieć. Jego użytkowanie szczytem przyjemności nie jest, ale podczas jego stosowania udało mi się odstawić maści od lekarza, a moje usta są ładne, nawilżone i mają jednolity koloryt. Nie spodziewałam się, że jakiemuś produktowi typowo pielęgnacyjnemu, uda się to osiągnąć. Mój Ci on!  A pisałam o tym balsamiku również tutaj
Kolejna rzecz, która przypadła mi do gustu to pianka Bioderma Hydrabio Mousse. Łatwo zmyć nią pozostałości makijażu a nawet cały makijaż! Dobrze sprawdziła się zarówno u osoby z cerą wrażliwą jak i typowo tłustą. Nie będę rozwodzić się na jej temat drugi raz, więcej informacji o tym produkcie znajdziecie w tym miejscu. Ostatnim z ulubieńców jest L'oreal Colour Rich Balm w kolorze 819 czyli Caramel Comfort. Tak, dobrze widzicie, to coś w rodzaju nude. Jest mi brzydko w takich kolorach, tak zawsze mówiłam. Ale bardzo mi się podobają i strasznie mnie do nich ciągnie, mimo że to nieodwzajemniona miłość. Nie liczyłam na fajerwerki i tym razem, stwierdziłam, iż w ostateczności komuś ją oddam. I co? Jest miłość! Kolor jest świetny, nawet dla mnie. Ślicznie dopasowuje się do odcienia moich ust. A właściwości pomadki też są bardzo dobre, recenzja jej różowej siostry jest dostępna tutaj, jeśli ktoś byłby zainteresowany ;) Tak wygląda moje  wrześniowe Top 5. Znacie jakiś produkt? Macie na jego temat swoje zdanie? Zapraszam do podzielenia się nim :)