wtorek, 22 lipca 2014

Kosmetyczka wyjazdowa czyli pakujemy pielęgnację ;)

Kosmetyków pielęgnacyjnych niestety wyszło sporo więcej niż kolorówki ;) I tak starałam się ograniczać więc nie jest najgorzej. Całe szczęście, torba przeznaczona na te produkty jest dość duża więc powinniśmy dać radę ;) Może jeśli ostatnio było o makijażu to teraz zacznę od demakijażu.
Waciki, to oczywiście podstawa ;) Na pewno jedzie ze mną płyn dwufazowy L'oreal (recenzja: klik), który świetnie i delikatnie usuwa to co trzeba. Płyn micelarny Tołpa, Dermo Face Physio, dostałam gratis do zakupów. Ma niewielkie opakowanie, więc padło akurat na niego ;) To moja druga butelka i rewelacji niestety nie ma ale to całkiem niezły kosmetyk. Do mycia twarzy zabiorę emulsję Alterry z granatem. Kupiłam ją dopiero wczoraj i używałam raz, pierwsze wrażenia są całkiem niezłe ale gruntownie przetestuję ją podczas najbliższego wyjazdu.
Jeśli jesteśmy przy myciu to może kolejne pokażę produkty do kąpieli i golenia. Na wyjazd wybrałam Peeling Solny Organique o zapachu greckim z czerwcowego Shinybox'a. Powiem szczerze, że będę (a raczej będziemy, bo peelingi wszelkiej maści znikają u mnie jakoś magicznie szybko) testować ten produkt dopiero na wyjeździe. Do mycia zabieram Czarne Mydło Agafii. Jest to już stały bywalec w moim domu. Można nim umyć włosy, ciało, twarz i właściwie wszystko, więc typowy szampon już z nami nie jedzie ;) (recenzja tutaj: klik). Zabieram jeszcze męski żel do golenia (z którego mamy pożytek oboje) i oczywiście maszynkę (oczywiście każdy ma swoją, oddzielną :D).
W kategorii ciało i pielęgnacja, wyścig do wycieczki wygrało winogronowe masło Organique z linii Anti Age, które pasuje nutą zapachową do peelingu. Po pierwszych testach jestem z tego produktu naprawdę zadowolona ale z pełną opinią trzeba jeszcze poczekać ;) Do tego zabieram jeszcze ulubiony antyperspirant Rexona Invisible i krem do rąk Clarena. Miniaturki rzadziej używanych produktów świetnie spisują się właśnie na wyjazdach :)
W kwestii pielęgnacji twarzy zostaję przy starym i sprawdzanym od kilku tygodni. Krem Dyniowy Organique, Aqualia Thermal Serum od Vichy i krem pod oczy z hibiskusem Tołpy, razem dają świetne rezultaty. Skóra wygląda na wypoczętą, jest gładka i sprężysta, nawet drobne zmarszczki widocznie się wygładziły. Jeśli już nawet moja mama nie marudzi, że mam ziemistą cerę i ogromne sińce pod oczami, znaczy to, że coś musi w tym być ;) Na temat pomadki pisałam cały osobny post, więc zainteresowanych zapraszam tutaj. Jednym słowem: dobrze, tanio i niezbyt pachnąco :D
Tutaj kolejna miniaturka - czyli odżywka do włosów Schwarzkopf, która czeka na swój debiut, i już pełnowymiarowy, ale nadal niezbyt wielki, Olejek Orientalny z migdałami i dziką różą firmy Marion. Przydadzą się po umyciu włosów do nawilżenia i zabezpieczenia końcówek.
Woda termalna często towarzyszy mi podczas upałów. Do zabrania ze sobą przeznaczyłam miniaturkę wody termalnej Avene, którą posiadam z przedostatniego Elle. W sam raz do torebki i wyjazdowej kosmetyczki, nie zajmuje dużo miejsca. Mam nadzieję, że okaże się dobra i mocno się nie zawiodę. Woda toaletowa to Green Tea Elizabeth Arden. Używam jej od wielu lat, to jeden z niewielu zapachów, który nie powoduje u mnie migreny więc jedzie na pewno, mimo dużej i nieszczególnie nadającej się do transportu butli ;)
I teraz jedne z ważniejszych rzeczy - produkty do i po opalaniu. Zabieram Vichy Capital Soleil - matujący, który nie bieli i całkiem dobrze spisuje się pod makijażem. Przyda się on do twarzy i dekoltu, ewentualnie ramion. Do ciała kupiłam nam Spray AA Sun z filtrem spf 30. Zastanawiam się, na ile zmuszę mego Męża do używania ich (na wszelki wypadek zabieram chłodzący żel po opalaniu z aloesem BingoSpa), gdyż jak to facet, woli się spiec niż posmarować ;) A ostatni raz było to w tamtym roku więc jak wiadomo, pamięć u mężczyzny w tej kwestii jest dobra ale krótka :D
Wydaje mi się, że chyba to wszystkie najważniejsze rzeczy (poza szczoteczkami i pastą do zębów), które powinno się ze sobą zabrać (jeśli widzicie jakieś braki, to proszę o cynk, pakowanie nie jest moją najmocniejszą stroną!). Nie ma tu oczywiście pielęgnacji typowo męskiej ale podejrzewałam, że to mogłoby Was nieszczególnie zainteresować ;) Nie wiem na ile uda mi się jeszcze sklecić jakiegoś posta przed wyjazdem i podczas niego ale obiecuję, że się postaram! :) W miejscu, w którym będziemy mieszkać będzie wifi, więc teoretycznie nic nie będzie stało na przeszkodzie. Jak będzie w praktyce, czas pokaże ;) Chorwacjo - nadchodzimy! :D

piątek, 18 lipca 2014

Wakacyjna kosmetyczka z kolorówką :) (w części następnej pielęgnacja)

Upragniona podróż poślubna powoli zaczyna nabierać kształtów więc i ja nieśmiało zastanawiam się nad tym co warto byłoby ze sobą zabrać. Stawiam przede wszystkim na rzeczy sprawdzone, żeby mieć pewność że makijaż przetrwa zwiedzanie, imprezy i upojne noce we dwoje ;)
Zacznę może od kosmetyków do makijażu twarzy :)
Na wakacje pojedzie ze mną stary, dobry krem BB firmy Skinfood, z fasolą, jednak fasolą nie pachnący ;) Uwielbiam jego zapach, dlatego zawsze o nim wspominam. Ma dodatkowy filtr, ładnie wygląda, trzyma się bardzo długo i łatwo się nakłada, czy to palcami czy to jajeczkiem (pisałam o nim tutaj klik). Kolejnym kosmetykiem jest ukochany rozświetlacz, którego używam już chyba codziennie. Jest taki jak lubię, daj efekt tafli i ma różowy odcień (jego recenzja: klik). Ostatnim kosmetykiem do twarzy, który ze sobą zabiorę, będzie świetna na wyjazdy paletka Sleeka. Ma spore lusterko, kryje w środku róż, rozświetlacz i bronzer. Czego chcieć więcej? (może szerszej opinii? klik ;)). 
W kwestii kosmetyków do makijażu oczu zaszalałam trochę bardziej ;) Korektor, który podczas wyjazdu zasili moją kosmetyczkę to Lumi Magique L'oreal. Nie jest ideałem bo dość słabo kryje i czasem zdarza mu się podkreślić suchość okolic oczu ale aktualnie po prostu innego nie posiadam, więc wybór jest prosty :D Tusz do rzęs to oczywiście ulubiony Wonder Lash od Oriflame (recenzja: klik). Lubię go za efekt jaki daje i łatwość w nałożeniu go na rzęsy. Baza pod cienie, którą zabieram ze sobą to Stay On Hean. Jest przeze mnie lubiana i sprawdzona już chyba we wszystkich możliwych sytuacjach. Praktycznie zawsze zachowuje się tak jak powinna więc bardzo często do niej wracam. Paletka do malowania brwi firmy Sleek również jedzie ze mną ;) Zawiera małą pęsetę, pędzelki, tusz i cień więc właściwie wszystko będę mieć pod ręką zabierając jedną rzecz ;) Pisałam o niej tutaj. Z kolei eyeliner towarzyszy mi zawsze i wszędzie więc i na wakacjach zabraknąć go nie może. Zabieram oczywiście L'oreal Super Liner Gel Intenza (klik). Został sprawdzony na panieńskim, weselu i w sytuacjach codziennych, więc da sobie radę także na wakacjach. W kwestii cieni do powiek ograniczyłam się do minimum i jedzie ze mną jedynie ulubiony cień Miyo, w kolorze Vanilla, który nakładam pod eyeliner.
W dziedzinie balsamowo-błyszczykowo-szminkowej ubogo, bo i moje usta za bardzo kolorowych mazideł nie lubią. Zatem zabieram ze sobą tylko masełko Korres, w moim ulubionym kolorze Wild Rose. Od biedy może ono zastąpić pomadkę pielęgnacyjną, szminkę i błyszczyk. Pełną recenzję tego kosmetyku można znaleźć tutaj.
W kwestii pędzli ograniczyłam się do minimum. Zabieram więc ze sobą taki, którym można nałożyć cień na całą powiekę, drugi do różu/bronzera a trzeci do brwi. Z kolei czwartym bez problemu można nałożyć rozświetlacz (właściwie róż i bronzer też) oraz ulubiony egzemplarz do eyelinera (recenzja zbiorowa pędzli RT: klik). Pojedzie też ze mną Beauty Blener. Używam go stosunkowo krótko ale wydaje mi się, że chyba jednak podróbki to nie do końca to samo ;) Mam na myśli zwłaszcza komfort nakładania, bo efekt nie jest jakoś spektakularnie lepszy.
Uff, w końcu dobrnęliśmy do końca! Nazbierało się tego sporo ale nie będę ukrywać, że malować się lubię, więc i kosmetyków kolorowych trochę ze mną pojedzie. Całe szczęście wszystko wchodzi do przeznaczonej na to kosmetyczki ;)

wtorek, 15 lipca 2014

Alterra Lippenpflege, czyli eko pomadka dla wrażliwych ust

Pomadkę Alterra pierwszy raz kupiłam całkiem przypadkiem. Była w promocji za niecałe 3 złote, a że promocja to niemal me drugie imię to wrzuciłam ją do koszyka. Po powrocie do domu od razu ją otworzyłam, posmarowałam usta i pierwsza moja myśl brzmiała "fuj, jak ona śmierdzi!". Moja przygoda z tym kosmetykiem zaczęła się przypadkowo i niezbyt rewelacyjnie ale jednak trwa do dziś ;)
Opakowanie, w którym dostajemy pomadkę jest proste, eleganckie, bez żadnych udziwnień. Napisy nie znikają z niego z czasem, zamknięcie się nie wyrabia i jeszcze w żadnym egzemplarzu samo się nie otworzyło. Jest porządne, plastik nie rysuje się zbyt mocno i nie pęka. Jednym słowem - nie ma się do czego przyczepić. Dużą zaletą kosmetyku jest też jego niska cena. Regularna wynosi 4.99 a wspomniana wyżej promocja obniża tę kwotę do 2.99. Jeśli chodzi o konsystencję sztyftu to w moim odczuciu jest idealny. Nie za twardy, nie za miękki, żadna z posiadanych przeze mnie pomadek się nie złamała. Ma bardzo przyjemny skład i można ją kupić w każdym Rossmannie. Wachlarz zastosowań jak na taką niepozorną rzecz również jest bardzo duży. Poza tradycyjnym smarowaniem nią ust, ponoć dobrze działa też na rzęsy a ja mam swój oddzielny egzemplarz do skórek ;) Odkąd tak ją wykorzystuję staja się one coraz bardziej nawilżone i przestały się w końcu zadzierać. No dobrze, wszystko super ekstra ale jak radzi sobie z ustami? Ano moje problematyczne usta, na których jakiś czas temu pękło mi naczynie krwionośne (nawet nie wiedziałam, że to możliwe!), i z którymi byłam parę razy u dermatologa robiąc za ciekawy przypadek dla kilku lekarzy, zwołanych do gabinetu na pokaz, o dziwo ją polubiły. Są ładne, miękkie, nawilżone i jędrne. Miejsce, w którym owo naczynie pękło, również wygląda lepiej (szczególnie wysychają i łuszczą mi się tam usta, gdy o nie nie dbam lub używam nieodpowiedniego kosmetyku). Pomadka nawilża i natłuszcza na naprawdę przyzwoitym poziomie, nie trzeba jej używać na okrągło żeby czuć się komfortowo. Przy okazji nie zbiera się brzydko w załamaniach ust oraz nie bieli. Mogę jej bez obaw używać bez lusterka. W związku z tym, że dobrze mi służy, mam otwartych kilka egzemplarzy. Do torebki, łazienki, jeden stoi przy łóżku a kolejny czeka na mnie w domu rodziców (jeden egzemplarz wystarcza mi na około miesiąc używania). Jeśli kiedykolwiek Alterra wpadnie na pomysł wycofania tego kosmetyku będę bardzo, ale to bardzo zła ;) Do nielubianego przeze mnie zapachu udało mi się przyzwyczaić i w porównaniu do plusów jest to na prawdę mało ważna rzecz ;) Całe szczęście smaku nie posiada, bo przy takim aromacie na pewno byłby niezbyt ciekawy :D

czwartek, 10 lipca 2014

Trochę zakupów na odstresowanie ;)

Godzina zero zbliża się wielkimi krokami ;) Poziom stresu też jest u mnie coraz wyższy, w końcu teoretycznie ślub bierze się raz w życiu :D Chciałabym Wam dziś pokazać co trafiło do mnie ostatnimi czasy, trochę pod kątem makijażu i pielęgnacji przedślubnej, wszak każda Panna Młoda powinna dobrze się czuć i pięknie wyglądać ;)
Parę rzeczy trafiło do mnie z bardzo prozaicznego powodu - bo promocja, wyprzedaż, zniżka. Części potrzebowałam a części nie, czyli jak zwykle ;) Ot, proza życia :D Zacznę może od produktów do higieny.
Trafił do mnie Szampon Dermatologiczny do Włosów Tłustych Babuszki Agafii. Po tym jak szanowna Tołpa załatwiła mnie na szaro, po skończeniu kuracji lekami musiałam poszukać czegoś czym mogłabym myć swoje kudełki ;) Mam nadzieję, że tak jak ostatni szampon Agafii, który miałam mnie nie zawiedzie. Przy okazji sprawiłam sobie jeszcze na dwa peelingi. Idą one u nas jak woda, ja i mój jeszcze Narzeczony zużywamy je w zastraszającym tępie. Tym razem "Agrest i Gruszka" oraz "Cukrowo - Arbuzowy" cudak na poprawę humoru ;) Zamówiłam je w sklepie Skarby Syberii z kotem rabatowym obniżającym ceny o podatek vat (23% kod VAT. Zaznaczam jeszcze, że nie mam z nimi żadnych powiązań ;)) W Rossmannie skusiłam się na olejek do kąpieli z bambusem i limonką, który oznaczony był plakietką "cena na do widzenia". Szkoda, lubiłam ten produkt :( Żelu pod prysznic Balea Mango Mambo niestety nie kupiłam dla siebie (może tylko będę podkradać ;)), zawiera SLeS więc mógłby mi niespecjalnie posłużyć. I trzeci peeling na obrazku: Neutrogena Foot Scrub. Gdy przyjadę do rodziców mam Biedronkę dokładnie na przeciwko domu i niestety każde wyjście "po marchew" tak się kończy. Mam słabą silną wolę...
Z cyklu: "chcę być piękna w sobotę" - Vichy Aqualia Thermal Serum. I tutaj chyba się nie zawiodę. Stosuję je od początku lipca razem z dyniowym kremem Organique i chyba moja skóra bardzo polubiłam ten duet, choć jeszcze za wcześnie na pełną opinię. Z kolei na Serum Tonizujące do Twarzy do lat 35 "Zachowanie młodości" zdecydowałam się również podczas zakupów w Skarbach Syberii. Jak Aqualia mnie opuści (a zbyt wydajna to raczej nie jest) przerzucę się na nie. Będąc w Organique zdecydowałam się na pożądane od dawna masło do ciała Anti Age. Zapach i działanie są przecudowne ;) Z niemieckiej paczki pochodzą jeszcze olej i balsam z wyciągiem z malwy oraz mgiełka do ciała o zapachu ogórkowo-arbuzowym (bardzo fajny produkt na lato z najnowszej edycji limitowanej). Wszystko firmy Alverde :)
Jako ostatni jak zwykle makijaż ;) Tutaj zamówienie ze sklepu Urodomania i paletka Iconic 3, która ponoć jest udaną kopią Naked 3, do której wzdycham od momentu jej premiery oraz mgiełka E.l.f. utrwalająca makijaż. Kupiłam te dwa produkty specjalnie z myślą o sobocie i wykonywanym makijażu. Mimo tego, że zdaję sobie sprawę, że będzie mi towarzyszył stres, zdecydowałam się na samodzielne wykonanie makijażu. Po maratonie po okolicznych kosmetyczkach i makijażystkach, za każdym razem wracałam do domu coraz bardziej załamana. W końcu zrezygnowałam z usług owych pań i postawiłam na siebie ;) Proszę trzymać kciuki, żeby wszystko pięknie wyszło! ;) Zawitał do mnie jeszcze typowy lakier do French Manicure od Bell, który bardzo lubię i mam zamiar go wykorzystać do wykonania pedicure ;) Manicure tym razem będzie hybrydowy i tutaj zostawiam pole do działania profesjonalistce :)

Mam nadzieję, że to co napisałam, jest w miarę czytelne i zestresowani odstresowali się ze mną ;) Tymczasem ja uciekam i następnym razem pojawię się jak już bieganina się skończy ;) Wtedy też w końcu ponadrabiam zaległości na Waszych blogach! :) Chciałabym też bardzo podziękować za to, że chcecie do mnie zaglądać! Liczba obserwatorów niedawno osiągnęła 100 i w związku z tym szykuję małą niespodziankę ;) Buziaki!

poniedziałek, 7 lipca 2014

Bo dobry eyeliner to ważna rzecz! L'oreal Super Liner Gel Intenza i jego kreski.

Na co dzień używam eyelinera. Wstaję rano i w ciągu kwadransa (może nawet nie) wykonuję makijaż. Nie zawsze trzyma się on aż do zmycia. Bywa, że zetrze się końcówka, zrobi się ksero i już chodzę wkurzona, że coś nie wygląda jak trzeba. Ma być idealnie, i już! ;) Nie będę kłamać, że moja powieka jest problematyczna, bo nie jest. Nie jest tłusta, nie opada, wszystko raczej trzyma się na niej dobrze. Właśnie - raczej. A kreska to podstawa mojego makijażu więc wszystko ma wyglądać perfekcyjnie od rana do nocy ;) Dobrze, koniec tego lania wody, zaczynamy!
loreal super liner gel intenza
Eyeliner dostajemy w eleganckim, złotym kartoniku, wewnątrz którego znajduje się szklany słoiczek (ze złotą nakrętką, a jakże!) oraz mały pędzelek. Rączka jest krótka, pędzelek ma syntetyczne włosie, ja za takimi nie przepadam ale może komuś przypadłby do gustu. Dramatu nie ma ;) Kolor, który posiadam to 01, Pure Black. Jest ładny, czarny i głęboki. Raczej nie ma tendencji do tego by blaknąć w ciągu dnia. Kupiłam go na stronie MintiShop za około 25zł, jednak teraz jest dostępny chyba tylko na Cocolita.pl. 
loreal super liner gel intenza
Jak się nim maluje? Wydaje mi się, że trzeba trochę wprawy by wyczarować nim ładną kreskę ale nie więcej niż każdym innym eyelinerem w żelu. Nakładam go pędzelkiem Maestro 780, r.0. Konsystencja kosmetyku jest żelowa, dość "mokra" i stosunkowo łatwo sunie po powiece. Eyeliner jest bardzo wydajny, wystarczy odrobina, by namalować kreskę dowolnej grubości bez prześwitów. Zasycha też stosunkowo szybko. Już po chwili można malować rzęsy. Jeśli chodzi o trwałość (moje wymagania są wysokie) to jest dobrze. Przetrwał upały, kurs tańca (z obojga nas się lało...) i Wieczór Panieński. Makijaż tego dnia wykonywałam około 12:00 a zmywałam go o 7 rano. W międzyczasie nie robiłam żadnych poprawek. Co zastałam po powrocie do domu? Jaskółki całe, kreska czarna, tylko odrobinę bledsza niż rano, jednak bez prześwitów, efektu ksero brak (dodam jeszcze, że nakładam go za każdym razem na cień i bazę). A jak się go zmywa? Używałam już eyelinerów, których usunięcie było koszmarem. Na zawsze farbowały pędzelki a pozbycie się ich z powieki, nawet dwufazą graniczyło z cudem. Tutaj wszystko elegancko, daje radę płyn micelarny, żel do mycia twarzy, szybko, łatwo i przyjemnie... Aż byłam w szoku, że tak łatwo można zmyć tak trwały kosmetyk. Nie wiem jak sprawdziłby się na innej powiece ale moja bardzo go lubi. Jest długotrwały, rozmazywanie mu nie straszne, łzy podczas wiatru nie zrobiły na nim wrażenia. Na pewno będzie towarzyszył mi w tą sobotę podczas wykonywania makijażu ślubnego. Z resztą nie tylko wtedy, ale też w wakacje, po wakacjach i długo potem ;) Przetestowałam sporo eyelinerów ale dawno nie byłam tak zadowolona. Szkoda tylko, że nie jest lepiej dostępny ;)
loreal super liner gel intenza

piątek, 4 lipca 2014

Usuwamy z Organique. Czyli słów kilka o Peelingu Enzymatycznym z ziołami z linii Basic Cleaner

Jest to chyba jeden z wielu kosmetyków, który powoli zaczyna obrastać legendą. Kiedy udało mi się dorwać Shinybox'a (a właściwie Extraboxa), w którym się znajdował, byłam wniebowzięta. Wszystkie kosmetyki, które zawierał, to tonik Organique z linii Basic Liner, bibułki matujące, błyszczyk L'oreala (jeny, jak on paskudnie smakuje!) i właśnie ten peeling. Jak się on u mnie sprawdził?
Peeling enzymatyczny jest według producenta polecany do każdego rodzaju cery, nawet wrażliwej i alergicznej. Zawiera on ekstrakty z papai i ananasa, których działanie jest jeszcze dodatkowo wzmocnione kwasami owocowymi. W czasie zabiegu wnika on w pory skóry i oczyszcza je z zanieczyszczeń i nadmiaru sebum. Hamuje on też reakcje zapalne, redukuje zaczerwienienia oraz przyczynia się do poprawy wyglądu skóry. Dostajemy go w eleganckim, typowym dla Organique słoiczku, który zawiera 100ml kosmetyku. Ma on postać gęstej białej pasty, która łatwo rozprowadza się na twarzy i całkiem przyjemnie pachnie. Warto zauważyć, że jest on bardzo wydajny, wystarczy odrobina, żeby pokryć całą twarz. Po nałożeniu go, trzeba odczekać 5 minut a potem kolejne 5 masować skórę (ja używam do tego szczotę z Biedronki, najczęściej z tą lateksową nakładką).
Peeling stosowałam raz w tygodniu, mam cerę suchą i wrażliwą więc uznałam, że w zupełności jej to wystarczy ;) Zaskórniki i wągry praktycznie na niej nie istnieją, suche skórki niestety odwiedzają mnie dość często. Przebarwienia (no, piegi, powiedzmy sobie szczerze. I nie, nie kocham ich!) oraz pęknięte naczynko na policzku to moja największa zmora. I cóż mogę na jego temat powiedzieć? Moja skóra jest oczyszczona, wygładzona i odświeżona a kremy dużo lepiej się wchłaniały. Moje tyci tyci wągry, które uchowały się na nosie, zginęły całkowicie. No dobra, wiem, moja twarz nie będzie prezentować spektakularnych efektów po jego użyciu. Ale z racji tego, że mam w domu świetny obiekt do eksperymentów w postaci mojego Lubego postanowiłam przetestować go też na skórze tłustej z dużą ilością wągrów i zaskórników. I co? Skóra również była gładsza i prezentowała się o wiele lepiej ale niedoskonałości nie zginęły całkowicie. Zauważyłam też, że cera przestała się tak mocno przetłuszczać a ropne zmiany chyba całkowicie przestały się pojawiać. W tym miejscu chciałabym też podziękować obiektowi eksperymentów za anielską cierpliwość i znoszenie moich szatańskich pomysłów :D Warto też zauważyć, że dużym minusem w przypadku tego kosmetyku jest cena. Coś około 80zł to sporo (choć pewnie nie dla każdego ;)). Jednak wydaje mi się, że w zamian dostajemy dobry kosmetyk dla każdego rodzaju skóry, który zapewnia widoczne efekty.
Wiem, że zdarzają się po tym kosmetyku podrażnienia, jednak wtedy warto napisać maila do Organique, czy czasem nasz peeling nie pochodzi z wadliwej serii :) Mamy wtedy pełne prawo do reklamowania go!
Proszę Was dziś o trzymanie kciuków za nasze dzisiejsze wieczory Panieńskie/Kawalerskie ;) A zwłaszcza za ten drugi, bo Panowie będą szaleć w parku linowym i wolałabym jednak coby się przed ślubem nie pozabijali (tudzież nie połamali ;)).

wtorek, 1 lipca 2014

Państwo Wykończeni - Denko czerwcowe nadciąga

W przerwie między ustalaniem menu, zamawianiem winietek, układaniem playlisty i kursem tańca chciałabym pokazać Wam kosmetyki, które opuściły moje skromne progi tego miesiąca. Szczerze powiedziawszy myślałam, że nie będzie ich prawie wcale, ale jednak coś udało mi się uzbierać ;)
W czerwcu zużyłam całą sól do kąpieli Be Beauty z Biedronki o zapachu morskim. Całkiem ładnie pachniała, szybko się rozpuszczała, była tania, łatwo dostępna i starczyła mi na kilka kąpieli. Nic ciekawego, ale jeśli ktoś lubi dodatki do kąpieli to w niskiej cenie dostanie przeciętny, nieszkodliwy produkt. Żel pod prysznic Lierac trochę mnie zawiódł. Pięknie pachniał, świetnie się pienił ale wydaje mi się, że trochę wysuszył moją skórę, zużywałam go przez bardzo długi czas i pomimo cudownego zapachu, niezbyt chętnie. Płyn do higieny intymnej Ziaja Intima również gościł w mojej łazience bardzo długo. Powiem szczerze, że krzywdy mi nie zrobił ale raczej już do niego nie wrócę ;) Z kolei żel pod prysznic Dove Deeply Nourishing sprawdził się u mnie całkiem dobrze, jednak zastępując w łazience... mydło. Kupiłam go podczas jakiejś dużej promocji i od początku nie planowałam używać go zgodnie z przeznaczeniem ;) Rąk nie przesuszył, jednak jak na mydło w płynie był trochę za gęsty. Mój wewnętrzny Pomysłowy Dobromir nie był z siebie do końca zadowolony :D W czerwcu opuściły mnie dwa produkty, które bardzo polubiłam. Są to Pianka Do Mycia Ciała Organique o zapachu kolonialnym (pisałam o niej tutaj klik ) oraz Czarne mydło Babuszki Agafii (recenzja klik). Oba kosmetyki niesamowicie polubiłam i prawdopodobnie chętnie do nich wrócę ;) Zużyłam również Arbuzowy Peeling do Ciała Bielenda. Starczył mi na kilka razy, ładnie pachniał ale zawierał parafinę, jakoś niekoniecznie pasowała mi powłoczka, którą zostawiał ;)
Serum HydraIn3 Hialuro od Dermedic zdecydowanie było dobrym zakupem. Chętnie go używałam, było całkiem skuteczne i gdyby nie to opakowanie (jakoś nie pokochałam go do końca ;)) zostałby moim absolutnym ulubieńcem ;) Mimo to, jeszcze się zobaczymy (recenzja tutaj klik).
Jeśli chodzi o pielęgnację i higienę włosów, denko zaliczyła między innymi Odżywka Volume Sensation Nivea. Była nieszkodliwa, nie przyspieszyła przetłuszczania włosów ale poza tym, że łatwiej było je rozczesać po myciu i mniej się one elektryzowały, żadnych efektów nie zauważyłam ;) Szampon Babuszki Agafii za to całkowicie zaspokoił moje wysokie oczekiwania. Z moją problematyczną skórą głowy, która mało co lubi dał sobie radę bardzo dobrze (moja opinia klik).
Udało mi się nawet zużyć tego miesiąca co nieco z kosmetyków kolorowych. Wysuszacz do lakieru Essence Nail Art Express Dry Drops w moim odczuciu okazał się całkiem niezły. Trochę przyspieszał wysychanie lakieru, nie matowił go i nie "ściągał". Wydajność też była całkiem w porządku, jedna kropla wystarczała na pokrycie całego paznokcia. Jednak jakimś niekwestionowanym faworytem nie został i będę szukać dalej ;) Opuścił mnie też Eyeliner Rimmel. Spisywał się on u mnie bardzo dobrze, wytrzymywał stres, upały, pot i łzy ale chyba trafiłam na coś lepszego (link do mojej pierwszej, chyba trochę koślawej recenzji klik). W czerwcu w końcu zużyłam też puder Essence Blossoms etc... I teraz będę piać z zachwytu ;) Uwielbiam, kocham, ubóstwiam efekt jaki daje, strasznie lubiłam go używać i został on moim rozświetlaczowym ideałem. Jestem w czarnej rozpaczy, że to tylko limitka, nigdy wcześniej ani później nie widziałam kosmetyku rozświetlającego który dawałby taki rezultat. Państwo z Cosnowy, moglibyście mi go oddać? ;)
Jak widać wiele z czerwcowych użyć okazało się bardzo przeciętnych ale znalazło się tu też kilka perełek :) Bubli na szczęście brakowało, wynika to chyba z tego, że zawsze przed zakupem czytam recenzje danego kosmetyku, lub chociaż sprawdzam średnią ocen na KWC. Powiem szczerze, że w ten sposób ominęło mnie wiele kosmetycznych wpadek ;)